"Nowa twarz" przy stole spodobała się wszystkim. Basia była komunikatywną osóbką. Gdy usiadła przy stole i wjechały na stół dwa dzbanki barszczu dziewczyna jęknęła z zachwytem - "ojej barszcz czerwony i to taki do popitki a nie z fasolą w środku - uwielbiam taki właśnie. A po pierwszym łyku stwierdziła - a na dodatek to w domu robiony od podstaw! Przyznaję się bez bicia- mogłabym taki domowy barszcz pić codziennie. Planujemy z koleżanką wynająć na ostatni rok mieszkanie i opuścić akademik. Po prostu zrobiło się tam co najmniej nieciekawie. A przecież będę miała na głowie pisanie pracy magisterskiej.
Mamy upatrzone dwa pokoje z kuchnią na Dolnym Mokotowie. Rodzice mi obiecali, że pokryją koszty umeblowania i przeprowadzki. Poza tym, jeśli będzie się tam dobrze mieszkało to może odkupią to mieszkanie dla mnie. A gdzie mieszkają pani rodzice? - spytała Teresa. Od czasu wybuchu II wojny światowej w Rawie Mazowieckiej - dziadkowie uważali, że bezpieczniej będzie w jakimś małym mieście lub wręcz na wsi. Opuścili Warszawę w samą porę, bo kamienica w której mieszkali została zbombardowana. Mieszkali przy Mazowieckiej. A w Rawie Mazowieckiej mieszkała wtedy siostra babci.
No i zaraz po wyzwoleniu Warszawy dziadek z kuzynem pojechali do Warszawy furmanką i dziadek omal nie umarł na serce gdy zobaczył zburzoną Warszawę. No i zostali w tej Rawie Mazowieckiej. A potem się okazało, że już nie można wrócić do Warszawy jeśli się tam nie ma zagwarantowanej pracy- to raz, a dwa- dziadek był "prywaciarzem", bo przed wojną miał dobrze prosperującą pracownię krawiecką, więc automatycznie stał się wrogiem obowiązującego systemu politycznego. I po tej wyprawie do Warszawy to dziadek strasznie długo chorował, bali się że umrze. A wszystko z tego strasznego stresu.
Basiu, uśmiechnij się błagalnie do pani domu, żeby Ci dała przepis na to mięsko w torebce z ciasta - powiedział Paweł. Przepis-odpowiedziała "pani domu"- to potrzebny wam będzie tylko na ten chlebek "pita", ale jest bez trudu osiągalny w necie- wrzucisz Pawle w wyszukiwarkę hasło "domowy chlebek pita" i sobie wydrukujesz. Zero problemu. Mięso to kurczak pospolity, biust kurczaka pokrojony, przyprawiony, upieczony na rumiano i na końcu włożony do chlebka- całość podgrzałam w mikrofali, bo robiłam wczoraj. A sałatka to z cyklu pokrój wszystko co masz zielone i delikatnie dopraw- wyjaśniła "pani domu" Pawłowi.
Deser, który przygotowała Teresa wszystkim przypadł do gustu- były to domowe batoniki bounty. Część była oblana czekoladą mleczną, a część czekoladą gorzką. Stawiając paterę z batonikami Teresa powiedziała - na owe batoniki też jest przepis w sieci, hasło "domowe batony bounty". Trzy składniki do zrobienia wystarczą- wiórki kokosowe, puszka mleka skondensowanego i tabliczka czekolady. Wyrób ręczny: wrzucasz do miseczki wiórki kokosowe, dolewasz mleko z puszki, cały czas ugniatając te wiórki i formując taki batonik. Gdy już ma pożądaną wielkość, kształt i się nie rozlatuje- robisz następny. Gdy zrobisz wszystkie rozpuszczasz nad parą wodną czekoladę i oblewasz nią batoniki- ja to robiłam przy pomocy łyżeczki. Trochę to trwa, bo ostatnią powierzchnię zrobisz gdy wszystkie już zaschną. Ja robię takie krótkie batoniki, bo te kupne to jakieś za długie dla mnie.
A w którym miejscu na tym Dolnym Mokotowie oglądały panie mieszkanie do wynajęcia? - zapytała Teresa. Na Gierymskiego. To małe mieszkanie i niestety z ciemną kuchnią, ale w związku z tym tańsze. Nawet w dobrym miejscu stoi ten blok, dwa sklepy są blisko i blisko jest do przystanku autobusowego. Ono ma jeden plus - łazienka malutka, ale WC jest oddzielne. No i jest parkiet a nie PCV. A w akademiku mieszkałyście w jednym pokoju? Tak, ale to był pokój duży i były cztery osoby. To było nawet do wytrzymania, ale ostatnio zaczęły ginąć rzeczy i dziwne historie się często dzieją w nocy, czasem strach było wyjść nocą do łazienki. Teoretycznie cały czas są portierki przy wejściu, w holu budynku- ale tylko teoretycznie były- praktycznie nie zawsze. A czasem były nocne naloty i sprawdzano kto w danym pokoju przebywa. Teoretycznie to jest tak, że osoba przychodząca w odwiedziny musi mówić do kogo idzie i zostawić na portierni swój dowód lub inny dokument i odebrać go do godziny 22,00
Chciałabym w tym ostatnim roku studiów mieć trochę komfortu. Teresa popatrzyła na Jacka - widać było na jego twarzy zdumienie pomieszane z lekkim przerażeniem. A jak było w Gdańsku?- spytał się Pawła. Nie wiem, nie mieszkałem przecież w Gdańsku w akademiku tylko w naszym mieszkaniu. Też było małe, gomułkowskie, ale nie mieszkałem ani jednego dnia w akademiku. I nie chodziłem do kolegów do akademika. Wiem, że też było przepełnienie, ale w oficjalnej ocenie to studenci mieli bardzo dobre warunki. Tylko wątpię czy ktokolwiek wypytywał studentów jak im się mieszka i czy są zadowoleni. I byłem w tej szczęśliwej sytuacji, że mama nauczyła mnie gotować, więc gdy mama umarła to sam sobie gotowałem. Najczęściej w soboty od razu na cały tydzień. Zawsze miałem zapchaną zamrażarkę jakimiś gotowcami.
W tym mieszkaniu na Gierymskiego są w przedpokoju szafy montowane na stałe do ścian i można się w nim poruszać tylko "gęsiego", ale szafy są pojemne, mają suwane drzwi - powiedziała Basia. W kuchni też są meble robione specjalnie do tego mieszkania, które gdzie indziej by nie pasowały. Właściciele przeprowadzili się do nowego, dużego mieszkania na Ursynowie i to chcą wynajmować - zawszeć to jakiś stały dopływ gotówki. My będziemy musiały sobie umeblować swoje pokoje. Mój ojciec już się umówił z kolegą, że pożyczy ojcu samochód dostawczy wraz z kierowcą i tata mi tu przywiezie dla mnie mebelki. A Hela na razie chodzi po sklepach meblowych i mdleje na widok cen.
A zaglądała do komisów meblowych? - spytała Teresa. Komisy meblowe skupują meble tylko w bardzo dobrym stanie. Ich atutem jest fakt, że można kupić pojedynczy mebel z jakiegoś kompletu - czyli jest to, co jest niemożliwe w sklepie sprzedającym nowe meble, w którym sprzedają tylko cały komplet mebli, a kupującemu połowa z nich jest zupełnie zbyteczna. Co prawda jest trochę biegania po tych komisach meblowych i wpierw trzeba sobie ich adresy wyszukać w necie. Znam kilka osób, które meblowały się właśnie w komisach meblowych i nie wydały z tej okazji majątku. I wiem, że jest jeden komis na Służewcu Przemysłowym a drugi na Trojdena na Rakowcu, ale w sumie to jest ich w Warszawie nawet sporo, tylko trzeba je wyszukać w necie. No i uzbroić się w cierpliwość i nieco zaprzyjaźnić się z personelem komisu, by dali znać, gdy pokaże się coś co nas interesuje.
Po obiedzie Alek dopilnował by Basia pobawiła się z nim samochodzikiem, a Paweł powiedział do Kazika - no to już wiem komu przekażę swoją mini kolekcję samochodzików. Gdy skończyłem liceum mama wszystko elegancko spakowała, każdy samochodzik jest w folii bąbelkowej i leżą w drewnianym pudełku w mojej piwnicy. Teresa uśmiechnęła się - zostaw je dla synka, którego zapewne kiedyś będziesz miał. Mam podejrzenie, że Alek niedługo pokocha samoloty, bo Kazik i Jacek o to zadbają.
A masz coś przeciwko temu? -zapytał Kazik. Nie, bo wiem, że zadbasz i o to, by było to bezpieczne hobby. No to chyba zrozumiałe, nigdy nie miałem natury ryzykanta i mam nadzieję, że to cecha przekazywana genetycznie.
"Posiad" u Kazików przeciągnął się właściwie aż do kolacji, na którą tandem Jacek i Kazik razem wyszykowali całą górę placków kartoflanych. Co dziwniejsze, Paweł z Basią wcale się nigdzie nie wybrali, Basia cały czas bawiła się z Alkiem i powiedziała, że ona zawsze marzyła o rodzeństwie, ale niestety pozostała jedynaczką. A Alek jest niesamowicie mądrym i zdolnym dzieckiem a do tego bardzo grzecznym, więc zabawa z nim to dla niej sama "radocha". A jeżeli Teresa i Kazik będą chcieli gdzieś się w któryś wieczór wybrać, to ona chętnie z Alkiem zostanie by go zabawiać. Pawłowi aż mowę odebrało z wrażenia, ale po chwili powiedział - Alek zostaje wtedy ze swoim dziadkiem. Zresztą, z tego co wiem, to jego rodzice bardzo rzadko opuszczają wieczorami dziecko.
Po kolacji Alek bez protestu pożegnał się ze wszystkimi i "pożeglował" do swojego łóżeczka. Samochodzik wylądował w posłanku Duni - oczywiście wpierw ukochana maskotka musiała wysłuchać przemowy Alka, która nie była zbyt zrozumiała dla ogółu, ale Teresa ją przełożyła z dziecięcego na polski. Wynikało z niej, że Dunia ma pilnować samochodziku by nigdzie z posłania nie wyjechał. Mały nadal jeszcze był stęskniony obecności dziadka, który tym samym awansował na etat "usypiacza". Na szczęście po całym dniu Alek usypiał szybko i od powrotu z Niemiec trzymając dziadka za rękę. A dziadek był z tego powodu niezmiernie szczęśliwy i zapewniał Teresę, że to dla niego żaden kłopot a traktuje to jako wyróżnienie.
Około 21,30 Basia i Paweł pożegnali się - Basia chciała wrócić do akademika wcześniej niż jej lokatorka. Gdy się za nimi zamknęły drzwi Jacek powiedział - bardzo mi się ta panienka podoba. Spokojna, cicha, nie wymalowana jak ściana i wygląda na to, że ma dobrze poukładane w głowie. A jak się świetnie dogadała z małym! Alkowi też się spodobała. Taka miła a wybrała takie raczej męskie studia.
Teresa roześmiała się - chyba nie sądzisz, że my, kobiety mamy gorsze jakościowo mózgi i nie jesteśmy w stanie pojąć pewnych rzeczy. O ile się nie mylę to teraz też są kobiety, które potrafią pilotować myśliwce. I nie musiały operacyjnie powiększać sobie mózgu by się tego nauczyć. Nie wykluczam, że nie jest to najzdrowsze dla kobiet zajęcie z uwagi na przeciążenia. Jesteśmy obecne we wszystkich gałęziach nauki. Studiujemy i astronomię i astrofizykę, jakoś nasze kobiece mózgi całkiem dobrze to ogarniają. Niewątpliwie jest nam nieco trudniej niż facetom, bo my musimy często do obowiązków zawodowych dołączyć macierzyństwo. Jakoś żaden facet nie dysponuje we własnym wnętrzu pokojem dziecinnym stale gotowym na przyjęcie nowego lokatora i okresowo męski organizm nie produkuje mleka, dzięki któremu dziecko rozwija się prawidłowo. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że żyje na świecie , w krajach cywilizowanych, cała masa facetów, którzy mają problem z obsługą komputera, tabletu a nawet smartfona. Bo nie mam na myśli mężczyzn z jakiegoś wciąż na wpół dzikiego plemienia z Amazonii czy odległego od cywilizacji zakątka Afryki czy Oceanii lub Australii. W Polsce też takich nie brakuje. Przypomnij sobie jaki był histeryczny wrzask gdy kobiety zaczęły prowadzić samochody. A jest tak samo sporo kiepskich kierowców wśród obu płci.
I nie uważam wcale, że informatykę są w stanie pojąć tylko faceci. I wiesz - potrafię zmienić koło w samochodzie a nawet potrafię rozłożyć i złożyć aparat zapłonowy, umiem zrobić awaryjny pasek klinowy i założyć go a nie robię tego jeśli mnie do tego nie zmuszą okoliczności - po prostu nie lubię się brudzić jeśli nie muszę.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń