Tak jak podejrzewała Teresa Frankowi był potrzebny "łebski ale uczciwy prawnik" i Franek nie zapraszał na sobotę Teresy. Nawet bardzo jej to pasowało, bo chciała na sobotę zaprosić Jacka i Pawła. Paweł, gdy Teresa mu powiedziała, że robi w sobotę wspólny obiad i zaprasza Jacka i jego, powiedział, że jest umówiony z dziewczyną i z bólem serca, ale chyba jednak nie przyjdzie. A to ta pani "cybernetyczka"? - zapytała. No nie, nie ona. Słuchaj Paweł - jeśli to jakaś sympatyczna babka to możesz wpaść razem z nią - nie mam wyliczonych porcji, zawsze robię wszystkiego więcej, bo jeśli coś zostaje to się to po prostu zamraża i jest na zaś. Poza tobą i twoim tatą nikogo więcej nie zapraszam, więc możesz wpaść z dziewczyną. A jak nie wpadniesz to i tak dostaniesz swoją porcję bo ją dam tacie do domu. To souvlaki w mojej wersji, mój debiut. Sama jestem ciekawa jak to wypadnie, bo mięsko będzie nie grillowane ale pieczone. A co to są te "suwaki" - spytał Paweł. Nie suwaki tylko souvlaki - to takie mięsko podane w chlebku pita.
Tesiu, a powiesz mi potem co o niej myślisz? A ona mowna czy też ma jakiś knebel w dziobie tak jak pani cybernetyczka? - spytała Teresa. Pani cybernetyczka odeszła z pracy i nawet ogonem nie pomachała na do widzenia. Usiłowałem się z nią umówić, ale twierdziła, że nie ma czasu, nawet w weekendy, a może zresztą zwłaszcza w weekendy - pożalił się Paweł.
No cóż - a wiedziałeś o niej coś więcej niż to, że ma dyplom cybernetyka? Bo ja to chyba tylko jedno zdanie z nią zamieniłam i poza oceną, że zgrabna, dobrze ubrana to niewiele mogę o niej powiedzieć. Do rozmownych to raczej trudno było ją zaliczyć. Odniosłam wrażenie, że jej zdaniem ona należy do elity z uwagi na jej kierunek studiów, a absolwenci wszystkich innych kierunków to jej do pięt nie dorastają. No właśnie - dobrze ją podsumowałaś - nieomal ucieszył się Paweł.
A ta "nowa" to też cybernetyk? - nie, informatykę kończy za rok. I coś mi się wydaje, że za bardzo mi się podoba. Dobrze jej te studia idą, tylko ona chyba sama siebie nie docenia. Nie jest jakąś pięknością, ale mnie się podoba, bo nikogo nie udaje. Taka zupełnie zwyczajna dziewczyna. Jak taka normalna to ją przyprowadź, zjecie i nie będziecie musieli odsiadywać obiadu, po deserze możecie wybyć. A co będzie na deser? Jeszcze nie wiem, na pewno coś nie dietetycznego i nie alkoholowego, bo zapewne będziesz za kółkiem. Paweł, a tata wie, że panienki cybernetyczki już nie masz na tapecie? Nie wie, ale się zapewne bardzo ucieszy, bo ona mu się nie podobała. Będzie miał niespodziankę.
Kazik uśmiał się, gdy mu Teresa opowiedziała o swojej rozmowie z Pawłem - Pawełek traktuje cię jak swoją bardzo wyrozumiałą mamę- powiedział. Mam wrażenie, że bardzo mu jej brakuje. Jeszcze się z Jackiem dobrze wzajemnie nie rozgryźli. Obaj mają do niej żal o to, że uciekła i nie powiedziała Jackowi ani słowa, że został ojcem. A zauważyłaś jak bardzo się Jacek zżył z tatą? I wiesz co? Jestem bardzo zadowolony, że ta pani Jadwiga już niemal nie istnieje dla taty.
Ona ma żal do taty, że tata mieszka z nami, bo w tej sytuacji ona nie ma z kim zostawić suni gdy wychodzi na dłużej z domu - powiedziała Teresa. Najzabawniejsze, że powiedziała to mnie, a że mówiła mi to gdy byłyśmy niechcący razem w sklepie to udałam, że tego nie dosłyszałam bo grzebałam w dolnych półkach sklepowego regału i miałam głowę blisko podłogi. Wyprostowując się tylko powiedziałam, że niestety będę musiała poszukać kaszy jaglanej w L'Eclercu. Mam prawo niedosłyszeć. Wiem, jestem nieuczynna, ale trzeba umieć mierzyć siły na zamiary i nie brać psa jeśli się nie ma w domu "zmiennika" do opieki nad psem. Nikt nie jest niezniszczalny, każdego może powalić jakaś ciężka choroba i co wtedy z psem? Jej syn nie chce psa w domu. A ona, nie wiem tylko na jakiej podstawie uważała, że jej syn z czasem przyzwyczai się do psa i go jednak zaakceptuje i w razie jakichś problemów zdrowotnych lub organizacyjnych matki zajmie się nim.
Tu już kiedyś, nim przyjechałeś z Niemiec, była taka akcja ratowania psa przed schroniskiem - mocno starsza pani wpierw złamała nogę i szukano chętnych do wyprowadzania psa na spacery, a potem okazało się, że to samotna osoba i nie może sama mieszkać i została umieszczona w jakimś domu opieki i było kolejne ogłoszenie, żeby ktoś się zaopiekował psem, ale nikt nie chciał starego psa wziąć i przewieziono go do schroniska.
Ale gwoździem programu była reakcja Robercika, który stwierdził, że my moglibyśmy tego psa wziąć, więc powiedziałam , że jeśli go weźmie to będzie sam go hodował, bo ja natychmiast się wtedy wyprowadzę i wystąpię o rozwód. Więc zatelefonował do swej mamuni, która po raz pierwszy stanęła po mojej stronie i mnie pochwaliła za to, że nie chcę brać psa a na dodatek mu zapowiedziała, że jeśli by tegoż psa przyprowadził do niej to razem z czworonogiem zleci ze schodów. Był zdruzgotany. No to idiocie wytłumaczyłam, że pies, zwłaszcza stary, nie da rady nie sikać przez 10-11 godzin, a średnio/przeciętnie tyle godzin nas w ciągu dnia nie ma. A poza tym on często przecież wyjeżdża więc wtedy pies byłby tylko na mojej głowie.
Ja to chyba z raz widziałem jego matkę- stwierdził Kazik. Urodą i gracją najbardziej przypominała hipopotamicę. Teresa uśmiechnęła się - a ja widziałam jej zdjęcia sprzed urodzenia Robercika- to była całkiem ładna kobieta- w ciąży przybrała drobne 35 kilogramów, 5 kg schudła po porodzie i 30 kilo nadwagi jej zostało. A ponieważ żadna dieta nie dawała rezultatów to przestała się starać by schudnąć. A jak twierdziła to wcale się nie nażerała będąc w ciąży. I to jest całkiem możliwe, bo wiele kobiet ma zaburzenia hormonalne i wtedy to jeszcze nie było zwyczaju , a może i możliwości rozpoznania tych zaburzeń a może miała kiepskiego lekarza. A na dodatek ojciec Robercika stwierdził, że czuje do niej przemożną niechęć i żadna siła nie zmusi go do współżycia z nią. Na początku to miewał jakieś romanse na boku, a potem się wyprowadził i w końcu ponoć się rozwiedli - tak twierdził Robert. Ona nadal wygląda jak bliska krewna hipopotama, choć chyba jej nadwaga nie przekracza zapewne 20 kilogramów. W sumie biedna kobieta, nie wygląda na zdrową.
W sobotę przed południem Teresa upiekła chlebki pita i przygotowała do nich nadzienie- nadzieniem było upieczone na rumiano mięso z kurczaka. Z pomocą Kazika przygotowała olbrzymią ilość "zieleniny." Do tego był czysty barszcz czerwony na cielęcym chudziutkim domowym rosole. Pogoda była marna, nad miastem wisiały nisko chmury, więc spacer ograniczył się do podreptania po loggii. Kazik przez moment zastanawiał się, czy aby nie przynieść do mieszkania rowerka, ale Teresa zahamowała jego zapędy pytaniem czy będzie w takim układzie cały czas szedł obok małego i czuwał by sobie głowy nie rozbił na którymś z mebli. W mieszkaniu Sophie i Kurta był olbrzymi pusty przedpokój i tam mały mógł jeździć- tu nie bardzo jest gdzie. Poza tym tam nad jego jazdą czuwał Peter, który nie miał 186cm wzrostu i nie musiał się schylać by robić korektę trasy małego. W efekcie końcowym Alkiem zajął się dziadek i razem budowali garaż , w którym niedługo będą mieszkać samochodziki. "Duzo aut" - jak zapowiedział Alek.
Około godziny szesnastej przyszedł Jacek, który chciał się trochę nacieszyć Alkiem jeszcze przed obiadem. Przyniósł mały samochodzik, pasujący do małej rączki Alka. Akcje Jacka u malca poszybowały wysoko w górę. Mały pokazywał samochodzik wszystkim domownikom, potem zaciągnął Jacka do pokoju dziadka, gdzie już był wybudowany garaż z klocków i.....co najważniejsze - garaż pasował do autka. No popatrz - mówił Jacek do Alka - wybudowałeś z dziadkiem Tadkiem świetny garaż dla tego samochodzika. Mały z wielką powagą i uwagą jeździł samochodzikiem po stoliku , którego narożniki, w czasie nieobecności małego zostały zaokrąglone. Kazik chichotał cichutko i powiedział do Teresy - nasze męskie nianie zrobią nam z dziecka automobilistę. Ciekawe - sami tu w domu obrabiali te kanty czy wozili stolik do stolarza? A nie jest ci obojętne jakim sposobem to osiągnęli? Bo mnie to nie obchodzi, grunt, że o tym pomyśleli. A nie wydaje ci się, że to wcale nie jest jego stary stolik? On jest wyraźnie większy, właściwie dłuższy od tamtego- może cały blat dali nowy. A może po prostu to jest nowy stolik?
Mały opowiadał Jackowi o "wolelku", na którym jeździł u cioci Siofi i Petela a dziadek Tadek tłumaczył z Alkowego języka na polski, żeby Jacek wiedział o co chodzi. O 16,30 przyjechał Paweł z dziewczyną. Gdy zadzwonił domofonem Kazik powiedział do Jacka - nie zemdlej, nie zobaczysz więcej pani cybernetycznej, będzie pani informatyczka. Ooooo, to dobrze, tamta jakaś mało komunikatywna była - stwierdził Jacek.
Dziewczyna, z którą przyjechał Paweł zrobiła na wszystkich dobre wrażenie- gdy witała się z Alkiem to przykucnęła i powiedziała - wiem, że ty masz na imię Alek, a ja jestem Basia. A ponieważ mały w lewej rączce ściskał autko powiedziała - widzę, że masz bardzo ładny samochodzik, wygląda jak toyota. Alek wspaniałomyślnie dał jej autko, Basia obejrzała i powiedziała - pomyliłam się, to nie toyota, to mercedes. Może później się razem pobawimy tym autkiem, dobrze? Tak- powiedział Alek i dodatkowo podkreślił owe "tak" kiwnięciem głową.
:)
OdpowiedzUsuń