Rodzice Wojtka przyjechali do Warszawy pociągiem w sobotni poranek i z dworca odebrał ich Wojtek. Ponieważ doba hotelowa zaczynała się dopiero od godz. 14,00 przywiózł ich, zgodnie z "rozkazem" Marty i jej taty na wspólne śniadanie. W planach co prawda inaczej to wyglądało a w efekcie końcowym szef i jeszcze jeden z inżynierów wyruszyli do Warszawy służbowym samochodem z kierowcą. Ponoć szef był nieco niezadowolony, bo chciał jeszcze coś po drodze "obgadać", ale ojciec Wojtka wymigał się od jazdy samochodem twierdząc, że ma kłopoty z krążeniem i wielogodzinne siedzenie w samochodzie bardzo mu nie służy i pojedzie do Warszawy slipingiem, chociaż oczywiście bierze przed podróżą odpowiednie leki. A jak jedzie samochodem to musi co godzinę robić przerwy w podróży. Jak twierdził to już i tak się bardzo poświęcił, bo będzie nocował w jednym pokoju z szefem.
Marta po przywitaniu się z rodzicami Wojtka powiedziała do niego cichutko w kuchni, że czuje się jakby była po przeglądzie lekarskim - wymacana, obejrzana i przepytana na wszystkie strony. Ale rodzice Wojtka byli tak serdeczni i szczerzy w tym wszystkim co robili i mówili, że jak powiedziała Wojtkowi był to "okład" na jej psychikę, bo fajnie jest wiedzieć i czuć, że rodzice osobnika, który twierdzi, że ją kocha- akceptują jej osobę w 100%. Wiesz - tłumaczył jej Wojtek - oni po prostu pokochali cię dużo wcześniej i to ich uczucie nie wynika z tego, że ja cię kocham. Jeszcze im nie powiedziałem, że cię kocham. Nie wynika też z tego, że twoja matka nie stanęła na wysokości swego zadania. O tym, że cię kocham powiem im dopiero wtedy gdy ty mnie pokochasz. No to możesz im już o tym powiedzieć - prawie nie spałam tej nocy, analizowałam bardzo dokładnie wszyściutko co się dzieje między nami i wiem, jestem pewna, że to co mnie przy tobie trzyma to nie tylko przyjaźń. Też cię kocham. Wojtek wziął ją w ramiona i był tak zajęty poznawaniem smaku jej ust, że nawet nie zauważył, że przed otwartymi drzwiami kuchni stoi jego mama, która szybciutko wróciła do pokoju i powiedziała- musimy troszkę zaczekać, Wojtusiek tuli Martusię, dajmy im chwilę, jeszcze nie umieramy z głodu. W pięć minut później Wojtek wszedł do stołowego z zastawioną tacą i nieco błędnym spojrzeniem. Może wam w czymś pomóc - spytała mama. Pomóc?- spytał niezbyt przytomnie Wojtek - nie, już wszystko gotowe, zaraz przyniosę resztę. Aaaa- Marta pyta co kto pije. Ja jak zwykle zbożówkę- powiedziała mama a obaj tatusiowie zażyczyli sobie herbatę. Dobrze - powiedział Wojtek i szybko wyszedł. Po chwili przyszli oboje i przynieśli dzbanki z kawą i herbatą. W czasie śniadania do ojca Wojtka napisał jego szef- tekst wiadomości szalenie rozbawił adresata i powiedział - mój szef właśnie mi wymyśla od szczęściarzy bo aktualnie stoją na poboczu i jego kierowca mocuje się ze zmianą koła. I gdy zmienią to podjadą do jakiejś stacji naprawczej ale nie wiem gdzie są bo mi tego nie napisał. Pewnie sam nie wie gdzie są, bo on zawsze zapada w letarg na dłuższej trasie. Napiszę mu tylko, że współczuję, choć tak naprawdę to bardziej współczuję kierowcy niż jemu. Zmiana koła to zawsze taka brudna robota. Ale jego kierowca to całkiem rozgarnięty facet i na pewno sobie poradzi. Tyle tylko, że im podróż zajmie więcej czasu. Jeśli jadą A-1, a to jest najlepsza trasa, to gdyby nie ta awaria to pewnie jechaliby ponad 8 godzin- zawyrokował Wojtek. Ja na takie długie trasy to zawsze biorę dwa koła zapasowe, nie jedno. I wolę jechać pociągiem lub lecieć samolotem. Ojej, jak to dobrze ciociu, że przyjechaliście pociągiem bez takich dodatkowych i wątpliwych atrakcji- zauważyła Marta. Ja to się zawsze zamartwiam gdy czekam na kogoś, kto pokonuje samochodem taką długą trasę. I pewnie będziecie się ze mnie śmiać, ale odkąd Europę przecinają autostrady to wolę jeździć pociągiem lub lecieć samolotem. Bo jednak większością autostrad to się nudniej jedzie bo albo jest wytyczona w lesie albo daleko od różnych miejscowości i właściwie można zejść z nudów bo jest też sporo odcinków "zaekranowanych". Siedzisz za kierownicą i widzisz głównie asfalt.
Czyli, jeśli wpadnie nam pomysł pojechania gdzieś w świat samochodem to będę wybierał dla nas krótkie odcinki autostradami i wleczenie się szosami miejscowymi - zaśmiał się Wojtek. I tym sposobem trasę Warszawa - Graz będziemy pokonywać z noclegami bo to jest jednak dobrze ponad 800 kilometrów. Pojedziemy w trzech etapach: Warszawa- Ostrawa , to jest 376 km, z Ostrawy do Wiednia to 298 km i po wiedeńskim śniadanku pojedziemy do Grazu bo to już tylko 200 km. W życiu nie byłem w Ostrawie, ale byłem kiedyś w Brnie. Brno też mamy po drodze. Oczywiście te odległości są wielce orientacyjne, bo to są wyliczenia na jazdę autostradą A1.
A kiedy planujecie taką podróż? - zapytała mama. Jeszcze nie wiem, ale na pewno nie w trakcie roku akademickiego, bo oboje mamy wtedy wykłady. A Martusia ma za tydzień jakieś zaliczenie, ponoć ostatnie w tym roku, a po wakacjach jeszcze dwa semestry na zakończenie studiów I stopnia. I wtedy zdecyduje czy poprzestaje na tym, czy jeszcze zrobi cztery semestry na tytuł magistra. A ja sesję mam w czerwcu i zaczynam pisać pracę magisterską- na razie zbieram materiały. I usiłuję spotkać się z facetem, którego mam zamiar poprosić by był moim promotorem. Kiedyś "luźno" twierdził, że ciekawi go ten temat i mógłby być moim promotorem.
Nie miałam pojęcia, że są takie studia jakie robi Martusia - stwierdziła mama. No właśnie, ja też nie wiedziałem, a one są tylko rok krótsze od studiów medycznych, które trwają sześć lat, a mnie się wydawało, że bycie kosmetyczką to sprawa nieskomplikowana- powiedział Wojtek. Ale ona ma tam bardzo dużo wiadomości z zakresu medycyny. Ze znalezieniem pracy na pewno nie będzie miała problemu, poza tym będzie mogła założyć własny gabinet kosmetyczny, bo oprócz wiedzy w zakresie merytorycznym będzie też miała wykłady i wytyczne dotyczące prowadzenia takiej placówki. Tę uczelnię ma pod opieką jeden z polskich producentów kosmetyków. Nawet nie masz mamuś pojęcia jak ona ślicznie wygląda w swoim "służbowym uniformie" - aż się cieszę, że niewielu mężczyzn w kraju dba o swoją skórę- najczęściej to do gabinetów kosmetycznych trafiają zapryszczone małolaty doprowadzone na siłę przez mamusię.
Gdyby mamusie tych małolatów odpowiednio swe dzieciaki żywiły i nauczyły dbania o higienę to byłoby znacznie mniej tych pryszczatych małolatów - powiedziała Marta. Często do kosmetyczki trafiają w takim stanie, że wpierw trzeba wyleczyć stany ropne i tu wkracza lekarz dermatolog i odpowiednie antybiotyki podawane miejscowo a czasem i doustnie. A jakie mamusie są zdziwione gdy się dowiadują, że ważne jest to czym dziecko się pasie i że mleko i kakao to nie samo zdrowie a czekolada owszem jest zdrowa, ale tylko taka gorzka która ma przynajmniej 80% kakao i 0% cukru i że słodzenie szklanki herbaty trzema kopiastymi łyżeczkami cukru jest niezdrowe i że ilekroć spoci się pryszczatemu buziuchna to należy ją porządnie umyć a nie wycierać ją rękawem swetra czy kurtki, bo ubranie w którym chodzimy ma na sobie furę zarazków. Nie są co prawda widoczne, ale za to setnie szkodzą skórze. Ja w ogóle "przymierzałam" się do medycyny, ale rozmawiałam ze swoją znajomą lekarką i ona mi doradziła te studia, jeżeli mam zamiar kiedyś wyjść za mąż i założyć rodzinę. Ona twierdziła, że praktycznie nie wychowywała swoich dzieci - robili to zamiast niej jej rodzice. Zatkało mnie gdy powiedziała, że zrobiła specjalizację w pediatrii, ale tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć młodej matce czemu jej maluszek wciąż płacze. Zleca kupę badań, żeby wykluczyć jakiś stan chorobowy i tyle.
Mama Wojtka roześmiała się cichutko - maluszki płaczą nie tylko dlatego, że im coś konkretnego dolega - maluszek też człowiek i potrzebuje towarzystwa drugiego człowieka. Nie płacze tylko dlatego, że jest głodny, że boli je brzuszek lub ma mokro - często potrzebuje po prostu obecności kogoś bliskiego bo czuje się samotne, opuszczone, potrzebuje przytulenia i bliskości. I to nie jest rozpieszczanie dziecka ale po prostu zaspokajanie jego potrzeb uczuciowych. Tak zwany zimny wychów cieląt i dzieci nie służy ani cielętom ani dzieciom.
Wojtek wstał od stołu i powiedział -muszę na chwilę wyskoczyć do swego mieszkania - wrócę za 30 minut- zostawiłem coś w kieszeni kurtki i zapomniałem to przełożyć. Dobrze, że nie zapomniałem w tym układzie samochodu. Synku, to powiedz Helence, że my do niej wpadniemy popołudniu, koło 17,00- poprosił tata.Tylko nie mów, że już jesteśmy na miejscu tylko, że jedziemy. Marta posłała Wojtkowi badawcze spojrzenie, na które padła odpowiedź- naprawdę zaraz wrócę, po prostu zdjąłem z wieszaka niewłaściwą kurtkę i dlatego muszę na moment wrócić.
Gdy Wojtek wyszedł panie posprzątały ze stołu a Marta opowiadała co zabawniejsze historyjki z zajęć praktycznych, których na tym kierunku nie brak. Powiedziała też, że zaraz po ukończeniu studiów na pewno nie otworzy własnego gabinetu tylko podejmie pracę w którymś z tak zwanych salonów piękności. Jej koleżanki nastawiają się na podjęcie pracy w salonach kosmetycznych mieszczących się w hotelach, kilka chce się zatrudnić na pływających wycieczkowcach a ona na razie z nikim żadnych rozmów nie prowadziła, bo chyba jednak zrobi te studia II stopnia i dopiero wtedy pomyśli o własnym gabinecie. Bo widzisz ciociu - po tym licencjacie to nie będę dla swego personelu żadnym autorytetem, ale po II stopniu już tak i będę mogła również podjąć pracę w którymś ośrodku rehabilitacyjnym. Po prostu będę lepiej wykształcona, bo teraz naprawdę nie czułabym się komfortowo idąc do jakiegoś gabinetu kosmetycznego. Czasami żałuję, że nie zdawałam na medycynę, ale z drugiej strony wiem, że gdybym została lekarzem to raczej trudno by mi było pogodzić pracę zawodową z macierzyństwem, a wiem, że gdy wyjdę za mąż i zdecyduję się na dziecko to nie po to by je ktoś zamiast mnie wychowywał, bo taka trzyletnia przerwa wzięta z racji urlopu wychowawczego to właściwie wykopuje człowieka z tego zawodu. Ja też uważam, że nawet najmniejsze dziecko to pełnoprawny człowiek i skoro powołałam go do życia to muszę mu poświęcić całą swą uwagę i zapewnić mu jak najbardziej komfortowe dzieciństwo nie tylko od strony fizycznej ale i psychicznej.
Wojtek, tak jak obiecał wrócił w ciągu pół godziny. A ponieważ wrócił z pudełkiem ze znanej cukierni Marta obrugała go mówiąc, że przecież są ciastka w domu i mógł powiedzieć że ma ochotę na ciacha. Kochanie, ale to nie ciacha, to tort czekoladowo-orzechowy. Tort? -zdziwiła się Marta. Przecież powiedziałeś, że musisz po coś do domu pojechać. No byłem w domu a po tort nie stałem w kolejce, ruchu prawie nie ma, naród poza miastem grasuje, więc już jestem. To jest nieduży tort, żebyśmy po nim pryszczy nie załapali. Powąchaj, nawet przez papier pięknie pachnie! Pozwolisz, że pójdę zrobić kawę?- zapytał. Ty coś knujesz - stwierdziła Marta. No jasne, że knuję- jestem w tym dobry. Na razie uknułem kupno tortu, teraz pójdę go zatruć. I bardzo zadowolony z siebie poszedł do kuchni.
W chwilę później przyniósł talerzyki i widelczyki, potem na stole wylądował duży dzbanek z kawą i mały ze śmietanką, potem rzeczywiście nieduży tort oblany równiutko czekoladą i przybrany orzechami i zaprosił wszystkich do stołu. Gdy już wszyscy usiedli rozlał do filiżanek kawę i powiedział - mam dziś wspaniały dzień i chcę się podzielić z wami swoją radością. Kocham Martusię i to z wzajemnością. I chcę dziś, teraz, zaraz poprosić ją by za mnie wyszła. Podszedł do Marty, przyklęknął przy niej na jednym kolanie, wziął jej rękę i z pierwszego paliczka swego małego palca zdjął pierścionek i wsunął na jej palec mówiąc- kocham cię i to od dawna, marzę byś mnie wybrała za swego męża. Marcie na moment odebrało mowę, przełknęła ślinę i nieco łamiącym się głosem powiedziała - też cię kocham, ty wariacie! Wstań, nie jestem świętym obrazkiem! Dla mnie jesteś - zapewnił ją Wojtek wstając. A teraz muszę cię wycałować moja boginko i mogę to robić legalnie, przy ludziach! I słowa wprowadził w czyn. Gdy się od niej oderwał jego mama porwała ją w ramiona i mówiła, że to dla niej najbardziej radosna nowina i że od początku, odkąd poznała Martę chciała mieć właśnie taką synową, potem Marta wpadła w objęcia swego przyszłego teścia, a na końcu uściskał ją własny ojciec, a potem objął Wojtka mówiąc- witaj w rodzinie, jestem naprawdę szczęśliwy, że będziesz mężem Marty. I mów mi po prostu po imieniu - już masz jednego tatę. A mama powiedziała do Marty - możesz do mnie mówić mamo, możesz ciociu, możesz po imieniu- jak ci będzie dziecino wygodniej - najważniejsze, że będziemy jedną rodziną. Oboje z Wieśkiem pokochaliśmy cię już wcześniej i jesteśmy szczęśliwi, że będziecie razem.
Wojtek wziął rękę Marty mówiąc - ależ ty masz szczuplusie paluszki - jubiler musiał zmniejszać ten pierścionek i przekonywał mnie, że żadna dorosła kobieta nie ma tak cieniutkich paluszków i że na pewno będzie trzeba go powiększyć. A ten akwamaryn jest piękny - powiedziała Marta. Starałem się znaleźć pierścionek pasujący do twoich oczu - masz oczy właśnie takie - niebieskozielone, chodź, zobacz w lustrze powiedział Wojtek i pociągnął Martę do lustra. Znalazłem ten pierścionek wśród biżuterii oddanej w komis. A rzucił mi się w oczy, bo oczko jest duże i gdy go pokazałem to facet powiedział, że to pierścionek starej roboty, na jego oko z początku dwudziestego wieku. A gdy mu pokazałem rysunek obwodów kilku twoich pierścionków to facet zdębiał, że masz takie cieniusie paluszki. Trochę się przy nim narobił, bo żeby nie uszkodzić kamienia musiał go czasowo usunąć. Wpierw chciał wyciąć kawałek, ale potem przerobił trochę obrączkę i inaczej umocował kamień by się lepiej trzymał niż dotychczas. Obiecałem mu, że gdy już będziesz nosić ten pierścionek to wpadniemy do niego by mu pokazać te chude paluszki. A srebrem też się zajmuje czy tylko złotem? Bo ja mam kilka pierścionków które są za duże, a tak mi się podobały, że je i tak kupiłam. Możemy je do niego wziąć, może coś wymodzi. Martuniu, a kiedy się zalegalizujemy wobec prawa? Na pewno nie przed ostatnim moim zaliczeniem- mam jeszcze sporo nauki i muszę się sprężyć bo tylko tydzień mam na to.Wystawię tacie upoważnienie do pobrania mojej metryki urodzenia.A potem po złożeniu naszych dokumentów trzeba minimum miesiąc poczekać na ślub. Podobno bardzo często po tak długim terminie niektórzy trzeźwieją i wycofują swe dokumenty. Tu nie Las Vegas, że możesz wziąć ślub z marszu w 15 minut i zaraz wędrować dalej.
c.d.n.
podobało się
OdpowiedzUsuńNadrobiłam zaległości w czytaniu i jestem. Podobało się i czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuń