piątek, 21 października 2022

Trudny wybór - 133

 Sobotnie popołudnie pomału zmieniało się w wieczór. Milenka "starzała  się", jak  to określała Adela i coraz krótsze  były jej drzemki po posiłkach. Po  swoim   obiadku pospała  nieco  ponad  godzinę, potem załapała  się na  deserek w postaci skrobanego łyżeczką jabłka. Emil chciał je  zetrzeć na  specjalnej  szklanej tarce, ale Leszek zabrał mu  z ręki jabłko i powiedział - znacznie lepiej dawać dziecku skrobane jabłko - pokażę  ci jak to się  robi. 

Wpierw zabrał Emilowi dziecko, usadowił je w kojcu podparte jasieczkiem, odciął kawałek jabłka  ze skórką i zaczął cierpliwie skrobać miąższ.  Emil wzruszył ramionami- specjalista od  skrobania się znalazł - mruknął. Przecież to będzie trwało tydzień! A gdzieś się kolego  spieszysz? - odgryzł się Leszek. Nim ona przemamle zawartość tej łyżeczki już będzie  gotowa następna. Poza tym takie  skrobane  jabłko zmusza ją do rozgryzania dziąsełkami tych malutkich kawałeczków, a jabłko starce na tej  szklanej tarce to jednolita, dość wodnista papka, którą dziecko od  razu łyka. Można jej dawać w ten  sposób i banany i brzoskwinie. 

Adela patrzyła  z jaką wprawą Leszek karmi małą i stwierdziła - ty to  się Leszku marnujesz - świetnie  ci idzie to karmienie. Dziwi cię  to?- spytał Leszek. Nie  nie dziwi, tylko  podziwiam. To  chyba jest  jakaś  różnica, prawda? 

No wiesz, ktoś musiał juniora karmić- ślubna  była  za nerwowa. A takie  karmienie to przecież taka  ciężka praca no i zajmuje- tu  spojrzał na  zegarek- czasami pół godziny, gdy  dziecko jest  w stanie zjeść całe jabłuszko. Adela podała Leszkowi chusteczkę dla małej i serwetki dla niego, by wytarł ręce. Ojej- ale ona  dużo tego jabłka  zjadła! Mam nadzieję, że ją brzuszek  nie rozboli. Nie, nie rozboli -  zapewnił ją Leszek. Dobrze, że Milenka lubi jabłka - to właściwie jedyne  nasze owoce dostępne cały  rok.

Leszku, a gdzie jest Wiesia? Wiesia czesze jakąś famułę na wesele. Na wesele? -zdziwiła  się Adela. Na  ślub to czesała przed południem a teraz na wesele. Aż się zastanowiłem jak intensywny miał być  ten ślub, że muszą być panie  czesane po raz  drugi tego samego dnia. Wiesia mnie powiadomi gdy skończy. Ooo, to fajnie, to niech z  zakładu przyjedzie  do nas, zjemy wszyscy razem obiado - kolację. Że też się chce ludziom urządzać jakieś  wesele - pewnie jestem dziwna, ale  nie  rozumiem tego. Nawet już  sam zwykły cywilny  ślub to męcząca  zabawa, a co  dopiero kościelny i po nim wesele. Toż to musi  być masakra! Mnie to nawet nasz  ślub zmęczył - najgorsze to były te życzenia, bo chwilami zupełnie  nie kojarzyłam osoby która  nam składała życzenia. 

Emil parsknął śmiechem - ja też chwilami nie kojarzyłem osoby i nazwiska. No bo na  co dzień widzisz  człowieka w rozciągniętym swetrze, z włosami które już  dość  dawno widziały grzebień i  z mocno  rozkojarzonym  wzrokiem a tu nagle jakiś garniturowiec z przylizaną grzywką poklepuje cię po ramieniu i składa  życzenia a do tego  się uśmiecha. Do dziś się zastanawiam kim  była ta starsza siwa pani w czymś ciemnofioletowym. To była chemiczka,  z działu chemii, tylko już  nie pamiętam jak  miała na imię. W kieszeni Leszka zajęczał telefon - Leszek zgłosił się i powiedział- wsiadaj  w bryczkę i przyjedź do Adelki - ja już kończę skrobać. I szybko się rozłączył. Mam nadzieję, że ją to zaintrygowało, bo to zupełnie  nie moja  specjalność. Nigdy nie miałem zacięcia do chirurgii. 

A ja mam - stwierdziła Adela- niektórych to bym normalnie pocięła na kawałki. A tak poważnie - nie przeraża mnie widok  krwi jeżeli wiem, że mogę coś pomóc. Ale stać i patrzeć jak ktoś ranny w  wypadku się wykrwawia to  bym nie potrafiła. No nie wiem też jak  bym znosiła  zajęcia w prosektorium.  Jak każdy - na początku torsje,  głodówka a potem  się przyzwyczaisz- pocieszył ją  Leszek.

Ja to nawet zastrzyki robiłem z duszą na  ramieniu. Bałem się nawet gdy ci wszczepiano implant. Dobrze  mnie  facet znieczulił, nic nie bolało bo facet był wprawny. 

Lesiu, Adela najlepiej to operuje  siebie - zrobił się jej pęcherz na palcu u  nogi, to moja żonka umyła  stópkę, wydezynfekowała igłę i z zimną krwią go przekłuła. Usunęła płyn, czymś to posmarowała,  zalepiła i koniec  sprawy. Następnego  dnia maszerowała po górach jakby nigdy  nic. Leszek się serdecznie  uśmiał - było ją nosić na rękach a nie puszczać na piechtę!

Góry - strasznie dawno  nie byłem a pojechałbym- stwierdził Leszek. No to dostaniesz od nas dobry adres - mamy w Zakopanem fajnych znajomych. My w tym roku na pewno nie pojedziemy- to zbyt bodźcowy klimat dla  małego  dziecka  z nizin mazowieckich- stwierdziła  Adela. Fajni ludzie - i oni i  ich  rodzice. On jest absolwentem Fizjoterapii i chyba lada moment obroni magisterkę. Mają fajną  córeńkę, bardzo dobrze  wytresowaną. Jego teść prowadzi biuro turystyczne, zajmą  się wami jak  rodziną. Ale najlepiej jest pojechać we  wrześniu albo przed wakacjami.

Zadźwięczał wyciszony dzwonek i Emil poszedł otworzyć, a Adela zajęła  się kuchnią. Wiesia witając  się z Emilem  zapytała - a co Leszek skrobie? - kartofle?  Nie, nie kartofle, jabłuszko dla Milenki, ale już skończył. Żarta  ta nasza  córcia, prawie calutkie jabłko wciągnęła.

Gdy weszła  do salonu i zobaczyła w kojcu Leszka siedzącego razem z Milenką na moment zaniemówiła. No proszę, widać, że macie dwoje  dzieci i jak widać oboje  wielce zadowoleni.  Fajny ten kojec a Milenka się w nim czuje jakby w nim  była od  zawsze. Ładna  ta zieleń, taka  trochę szmaragdowa. A  to większe  dziecko jak  widzę świetnie  się w tym kojcu  czuje. A może byś tak większemu  dziecku  buzi dała?- zaproponował Leszek. Tak przy świadkach? Noooo, przy świadkach. Oni się  zawsze przy nas czulą, to my przy nich też możemy.

Do pokoju weszła Adela z półmiskiem pierogów mówiąc - leniwa  dziś jestem  i wszystkie  pierogi  są  dziś pomieszane. Leszek wzruszył ramionami - no to co, w żołądku i tak  się wszystkie  wymieszają. Osobiście lubię wszystkie.Ta pierogarnia  to według  mnie strzał  w dziesiątkę. Robią  naprawdę świetne  ciasto. No  właśnie,  nawet Helenka  nie  robi  już  sama pierogów tylko kupują je  w pierogarni.

Wiesiunia, a co ty za obłędnych klientów  dziś  miałaś? No właśnie, właściwe określenie. Do cywilnego rano mieli normalne "uczesy",  potem na kościelny panna młoda miała koronę z warkoczy a na wesele kok na pół metra. Chyba  z litr lakieru do włosów na nią  zużyłam. A ma dziewczyna niesamowicie dużo włosów i  to grubych, dobrych   gatunkowo. Tylko kolor nieciekawy, mam  wrażenie, że od zbyt dawna farbowanych kiepskimi farbami lub źle były rozjaśniane, być  może z oszczędności własnym sumptem. 

A młody co miał  na głowie?  Przechodzoną trwałą i usiłował mi wmówić, że mu się tak "od  dziecka włosy kręcą". Nie  chciałam być złośliwa, ale nie jest naturalne by włos był skręcony jak na zapałce dopiero z pięć  centymetrów od  skóry.  Za  zgodą młodej zlikwidowałam  mu połowę ich długości. Był dzieciak  mocno nieszczęśliwy z tego powodu. Poza tym nie  mogłam się oprzeć wrażeniu, że młoda już jest w tak zwanym  stanie błogosławionym.  Albo się czymś struła. Jedna z moich koleżanek  zawsze mówiła, że im więcej  zamieszania przedślubnego, im strojniejsza  suknia tym większa  pewność, że wcześniak w  drodze. Mnie osobiście cudze wcześniaki nie przeszkadzają, tyle  tylko, że po jakimś czasie okazuje  się, że taki związek  był pomyłką i  tylko  dziecka   żal. Ale wychodzę z  założenia że każdy ma jakiś mózg i to jest nie  moja  sprawa czy się pobierają z miłości  czy z tak zwanej konieczności dla przyzwoitości.

Wiesiu, lubisz góry? - spytał Leszek. Lubię Zakopane, ale nie wspinam się. No ale nie jest  nigdzie napisane, że każdy, kto jedzie   w góry to musi się wspinać - stwierdził Leszek. Bez wspinania  się   też można zrobić sporo ładnych  wycieczek. Może pojechalibyśmy na tydzień lub  dwa w góry, ale nie teraz, bo tam jeszcze  zima króluje, ale na przykład we  wrześniu? Adela i Emil mają tam znajomych i dadzą nam namiary. 

Mieszkalibyście u nich- mają super dom,  drewniany, z pełnych bali, na Antałówce - dodała Adela. I oni fajni i ich rodzice. Młodzi, fajni ludzie. Jej rodzice to górale, ona także, on Krakowianin, fizjoterapeuta z zawodu. Jego teść ma biuro turystyczne, mielibyście multum fajnych wycieczek. My w tym roku  nie pojedziemy, Milenka za  malutka na taki bodźcowy klimat. Ale za rok to na pewno. Co prawda  Zakopane się potwornie  zmieniło i wolałam tamto bardziej  siermiężne Zakopane, no ale  we  wrześniu to już nie będzie wczasowiczów z dzieciakami. Krupówki z betonową kostką to nieco w  zęby gryzie i ten chiński chłam w pamiątkach no  ale nadal Dolinki Reglowe są tak  samo urocze jak dawniej. No i na  Słowację warto  się kopsnąć. Tylko warto zainwestować w dobre buty na wibramowej podeszwie. Wygodniej i znacznie bezpieczniej. Dobrze jest się teraz  za nimi rozejrzeć w  sieci. Ubiegłoroczne mogą być nawet przecenione. Emil w pełni docenił wibramy gdy byliśmy na  Kościelcu. 

Oooo, tam  to  kruchutko - stwierdził Leszek. Tak, potwierdziła  Adela. Na  szczęście byliśmy tego  dnia  jedynymi chętnymi na tę trasę, bo na  szczycie  to miejsca jest  góra na 5 chudych osób,  a najgorzej to  się mijać na ścieżce, bo  cholernie wąska.

Lesiu, nawet nie  wiesz ile nerwów przez  nią straciłem wchodząc na Kościelec. Tam  chyba powinni  w jednym  miejscu zrobić łańcuch - ścieżka wąziutka i całkiem spora ekspozycja. A ta mi jeszcze opowiedziała, że z Zadniego Kościelca to odpadł taki  super  taternik Jan Długosz  i to  w trakcie  rutynowej kontroli trasy na ten  Zadni Kościelec. No ale my  nie szliśmy na  Zadni Kościelec - tam się nie  chodzi, tam  się trzeba  wspinać. I każdą wspinaczkę wpisywać  do księgi wyjść w Tatry- wyjaśniła  Adela.

No proszę - tyle lat znam Adelę,   a dopiero teraz  się dowiedziałem, że drepcze po górach- stwierdził Leszek. No bo kiedyś to ja  jeździłam głównie zimą i wydeptywałam tylko dolinki albo wygniatałam leżak na Gubałówce. A jaka byłam zdumiona, że latem lepiej  się chodzi Ścieżką pod Reglami niż  zimą. A jeśli pojedziecie do Zakopanego, to  koniecznie pojedźcie  do Słowacji i koniecznie wjedźcie na  Łomnicę. Można na Łomnicę wejść,  ale tylko i  wyłącznie z kwalifikowanym przewodnikiem, który zapewni sprzęt wysokogórski (uprząż,haki,kaski, liny) no ale to  droga frajda i dość męcząca, bo nie można wejść per pedes a zjechać kolejką. Na Gerlach, Lodowy  Szczyt, Wysoką i  Baranie   Rogi no i  Łomnicę   można  wchodzić tylko  z przewodnikiem i  nie ma  żadnej oznakowanej trasy na takie przejście.

No ale z dwuletnią Milenką to też nie będziecie latać po górach - stwierdził Leszek.  Nie jest tak źle - wszystkie  dolinki  można "obskoczyć" z wózkiem, są  też całkiem  fajne nosidełka dla takich maluszków. Byliśmy na Sarniej Skałce z trzylatką, która z  Kuźnic na Kalatówki to  szła na  własnych  nóżkach, a potem to ją tata  niósł a jak  tylko było trochę w dół to sama szła. To właśnie  dziecię tych naszych  zakopiańczyków. Super  dziewczyneczka! Niesamowicie grzeczne dziecko! I chyba  się bardzo na  nią zapatrzyliśmy i dlatego udało się nam  zmajstrować dziewczynkę. A opowiedział ci Michał jaki Emil był radosny gdy się na USG okazało, że to dziewczynka?  Z tej radochy to Michała  wyściskał i wycałował no a powinien był mnie wycałować.  No słyszałem, że był jakiś niekontrolowany  wybuch radości. Cały problem  w tym, że tak naprawdę to  nie  mamy żadnego wpływu na "spreparowanie" płci dziecka- to  zawsze jednak  jest  na  zasadzie  co będzie  to będzie. Nawet przy in  vitro. Przy in  vitro to  możemy wybrać najlepszy z posiadanych plemników- czyli najbardziej żywotny, bez uszkodzeń- ale to wszystko co na  razie  możemy. Możemy wybrać dawcę nasienia np. by dawca był niebieskookim blondynem, typ nordycki, ale nie mamy wpływu na płeć dziecka. Zobacz - ojciec Emila jest niebieskooki a Emil ma  oczy piwne. Milenka ma na  razie jeszcze niebieskie oczka, ale jakie będzie  miała potem? - na razie  nie  wie nikt czy będą takie jak Emila,  czy takie jak twoje, a może całkiem inne? Możliwości jest sporo bo nie jest to cecha  dziedziczona  wprost. Jest tak sporo możliwości  w tej materii, że "głowa mała" by to przewidzieć.

                                                              c.d.n.


1 komentarz: