sobota, 21 grudnia 2019

II - Zupełnie zwyczajne życie

Gdy weszła do pokoju, szef pogroził jej palcem - "a mówiłem, żeby pani nie biegała na
skróty, przecież jest zimno. Zaziębi się pani i pójdzie na zwolnienie i co ja sam tu zrobię?"
Marię na chwilę  zatkało, ale szybko odpowiedziała, że biegła, więc nie zmarzła a ta
sterta dokumentacji  była ciężka i chciała się jej jak najszybciej pozbyć. I że prędzej szef
się zaziębi wyglądając przez otwarte okno niż ona przebiegając te 70 metrów.
Szef wylewnie podziękował  za kupienie pasztetowej, wyciągnął ją z papieru i troskliwie
ułożył na talerzyku, pokroiwszy wpierw w grube plastry, które ułożył na połówkach
bułek o wdzięcznej nazwie " Małgosie". Potem zatarł ręce i rzucił w przestrzeń: to ja idę
sobie po herbatkę ale jeśli ma pani ochotę to i dla pani przyniosę. Maria podziękowała,
pokazując, że ma jeszcze w kubku kawę.
Siedziała przy biurku tępo wpatrując się w talerzyk z pasztetową i zastanawiając się jak
można takie paskudztwo jeść. Szef wrócił  szybko, nie musiał nawet schodzić do bufetu bo
już zaczęła urzędowanie "pani herbaciarka". Wprawdzie herbata u niej była droższa niż
w bufecie,  za to podobno znacznie smaczniejsza, ale Maria nie pijała herbaty, tylko kawę.
A na kawę to wolała chodzić do bufetu, bo zawsze można było tam z kimś porozmawiać.
Maria zajęła się pracą,  miała napisać kilka pism. Gdy zaczęła grzechotać maszyną do
pisania szef  z westchnieniem się podniósł i oznajmił, że za 15 minut ma naradę i długo go
pewnie nie będzie.
No i dobrze, pomyślała Maria, ale głośno powiedziała: wiem, dziś  jest narada z generalnymi
projektantami, zawsze to trwa  kilka godzin. Dobrze, że pan zdążył zjeść śniadanie.
Po wyjściu szefa odczekała 15 minut i zagłębiła się w lekturze książki, którą trzymała
w szufladzie biurka.
Lekturę przerwało  pukanie do drzwi. Zdziwiona  zawołała "proszę", bo jak świat światem
nikt tu nie miał zwyczaju pukać do drzwi.  W drzwiach stał uśmiechnięty magazynier,
pod pachą miał dwa pudełka. Maria patrzyła na niego jak na jakąś  zjawę. Ale młodzian
podszedł do jej biurka i delikatnie postawił na nim oba pudełka mówiąc, że przyniósł to
wszystko co ona  zamówiła w magazynie. No ale z tym dziurkaczem to kłopot, bo są
tylko takie małe i one z racji tego, że są małe i lekkie też nie przetną większej ilości
kartek. No ale może Maria  woli takie małe niż ten puc metalu który mu rano przyniosła.
Maria przyjrzała mu się uważnie i zapytała- a teraz to pan zawsze będzie nam przynosił
te materiały?
No nie zawsze i nie wszystkim, po prostu chciałem panią poderwać, odpowiedział ze
śmiechem. Poza tym mieszkamy w jednej dzielnicy, więc może będziemy razem wracać
po pracy i może po drodze wstąpimy gdzieś na kawę, ja zapraszam.
Po drodze nie ma dobrej i miłej kawiarni to raz, poza tym rzadko wracam do domu zaraz
po pracy - odpowiedziała Maria, grzebiąc w jednym z pudełek.
No to możemy pójść na tę kawę nie po drodze, skoro po drodze nie ma rzekomo dobrych
kawiarni - chłopak nie odpuszczał.
I mamy jeszcze jedną wspólną rzecz  - właściwie jesteśmy rówieśnikami, ja jestem równo
rok starszy. I mam prośbę, może moglibyśmy sobie w takim razie mówić  po imieniu?
Tu większość pracowników mówi sobie po imieniu, prawda?
Prawda. Tylko proszę byś nie używał żadnych zdrobnień mojego imienia. Nie lubię go,
dostałam je  po jednej z  babek.
No to się ciesz, że nie dali Ci na imię Petronela lub Kunegunda, bo brzmią one znacznie
gorzej niż każde zdrobnienie od Marii. Mam wrażenie, że niemal każdemu z nas w pewnym
okresie życia nie podoba się własne imię.
Słuchaj, jestem ci winien jeszcze 5 twardych ołówków, doniosę je jutro w drugiej części
dnia. Rano  powinna być dostawa.
Jacek ukradkiem zerknął na zegarek - wiesz, muszę już lecieć, bo wywiesiłem kartkę,że
wracam  o 10,15, więc mam 2 minuty na powrót do siebie.
To jesteś chyba jedynym człowiekiem w tym biurze, który traktuje poważnie to co sam
napisał. Tu każdy ma poślizg, przeważnie  piętnastominutowy. A dziś jest duża narada,
więc personel pomocniczy nie tyra, a projektanci też korzystają z tego - jak zajrzysz do
którejkolwiek pracowni to połowy nie ma bo siedzą na kawie w bufecie.
Mario, zapoluję na Ciebie przy wyjściu, może jednak pójdziemy dziś na tę kawę, mam
taką nadzieję -  Jacek konsekwentnie nie odpuszczał.
No to pomyślnych łowów, ale ja dziś nie wracam po pracy do domu, nie jadę w twoją
stronę - poinformowała go Maria.
No to i ja nie pojadę w stronę domu i może się wybierzemy razem do Alhambry? Tam
przynajmniej jest dobra kawa - powiedział Jacek już stojąc w drzwiach.
Kawa - tak, tam jest dobra, ale wnętrze paskudne- rzuciła mu Maria na pożegnanie.
Gdy wyszedł z pokoju, Maria  nim wróciła do przerwanej lektury, poświęciła kilka
minut na pomyślenie o  Jacku.
Miał bardzo ciemne włosy, ładną oprawę oczu , ciemnobrązowe oczy. Ładne dłonie,
był szczupły, a właściwie chudy i jak dla niej to mógłby być nieco wyższy. Podobał się
jej pod względem fizycznym. No i jakiś wytrwały w podrywaniu - pomyślała.
Przy okazji jej myśli popłynęły w stronę Jerzego - nie widzieli się już ponad pół roku.
I nie telefonowali do siebie. Maria jednak tęskniła za nim. Gdy ostatni raz się widzieli
Jerzy  wściekły był na nią i stwierdził, że żadna smarkula nie będzie mu mówić co ma
albo czego nie ma robić, a tym bardziej sprawdzać go czy mówi prawdę. I więcej do
niej  nie zadzwonił. Najbardziej zezłościło go to, że Maria nie chciała powiedzieć, skąd
wie o tym, że on ją okłamał pozostawiając na Sylwestra w domu, twierdząc, że on
musi wyjechać w delegację  w drugi dzień świąt. A o tym wszystkim powiedział w wigilię,
którą razem spędzali u jego brata. O tym jak wyglądała ta delegacja  poinformowała Marię
znajoma, która nie miała pojęcia o tym, że Maria i Jerzy znają się i od jakiegoś czasu są
parą. Znajoma pokazała jej po prostu swoje zdjęcia z Sylwestra, na którym była razem
z mężem w Budapeszcie. Na jednym ze zdjęć był Jerzy, a w jego objęciach stała mocno
wydekoltowana blondyna w mini sukience.
Maria należała do osób, które z reguły wszystko oglądają nie ujawniając swych emocji i
patrząc na to zdjęcie, wskazała na Jerzego i zapytała- a ci to kto, znajome małżeństwo?
To kolega mego męża ze swoją dziewczyną, wyjaśniła znajoma.
Maria, choć poczuła w sercu dziwne ukłucie, kiwnęła tylko głową i powiedziała- no to się
fajnie tam bawiliście. Jeszcze przez chwilę rozmawiała wypytując o to jak  długo tam byli
i jaki jest Budapeszt, potem  pożegnała się, cały czas się dziwiąc, że nie doznała ataku
serca. Gdy dojechała do domu w pierwszej chwili chciała zatelefonować do Jerzego, ale
potem postanowiła zaczekać na jego telefon. Jerzy zatelefonował w dniu, w którym miał
powrócić z owej delegacji.
Spotkali się "w swojej kawalerce", którą od kogoś Jerzy wynajmował. Zdenerwował się,
gdy Maria nie chciała dać się zaciągnąć do łóżka i w złości palnął - jak nie chcesz to
znajdę sobie inną, bardziej chętną.
Maria, łykając  łzy wyszeptała  - nie musisz szukać, już ją przecież masz. Świat jest mały,
Warszawa też nie za wielka, już cię z nią widziano. Jeśli już mnie nie kochasz, znudziłam
ci się, to powinieneś mi o tym powiedzieć, a potem dopiero spotykać się z inną....i wbrew
swej woli wybuchnęła płaczem i nim się Jerzy zorientował wybiegła z mieszkania.
Zapłakana pobiegła na postój taksówek. Taksówkarz spojrzał na nią uważnie, ale tylko
zapytał się dokąd ma jechać. Maria podała  adres domu swej przyjaciółki, mając nadzieję,
że ją zastanie w domu. Miała szczęście, Baśka była w domu.
Widząc, że Maria jest zapłakana zaciągnęła ją do swego pokoju, posadziła w fotelu a sama
poszła zaparzyć....rumianek w większej ilości. Część miała być do picia, część na okłady
do oczu. Gdy wróciła do pokoju, Maria już nie płakała. Baśka postawiła przed Marią
szklankę z  herbatą  i obok miseczkę z drugą częścią herbaty, obok której położyła waciki,
by Maria mogła zmyć rozmazany tusz.
Usiadła obok i bez słowa przytuliła Marię, wiedząc, że czasem lepiej nic nie mówić, niż 
zadać idiotyczne pytanie.
                                                              c.d.n.


7 komentarzy: