czwartek, 13 czerwca 2019

Trzeba zabić tę miłość -III

Rzeczywiście mama Erica przyjechała około 18,30. Wyglądała bardzo młodo i Eric mógł
śmiało uchodzić za jej młodszego nieco brata a nie za syna.  Wypytała się Sandrę o podróż,
o to czy została przez Erica "nakarmiona" śniadaniem i obiadem i  powiedziała że ona zaraz
przyrządzi jakąś kolację,  więc byłoby miło gdyby poszli do ogrodu,  wyrwali nieco
rzodkiewek i zerwali kilka pomidorów  bo już na pewno są dojrzałe.
A jeśli nie ma  dojrzałych to niech przyniosą trzy duże zielone, to  zrobi smażone zielone
pomidory.  I niech założą rękawiczki ochronne, szkoda rąk przecież.
A po kolacji posiedzą sobie na tarasie (Sandra nie miała pojęcia, że tu jest taras) i wypiją
po kieliszku wina, albo po kuflu piwa, jeśli ktoś będzie wolał.
Ku radości Erica  były już dojrzałe pomidory, bo nie przepadał za tymi smażonymi. Przy
okazji dowiedziała się, że z tych zielonych  to mama Erica robi jakiś dżem.
Po kolacji mama Erica spojrzała się wymownie na zegarek zapytała się czy Eric będzie
 jeszcze grał, ale Eric wytłumaczył, że ćwiczył  gdy Sandra odsypiała podróż, a poza tym
to Sandra mu pomogła przebrnąć przez fragment, który mu ostatnio sprawiał kłopot.
A w jaki sposób ? - zaciekawiła się mama.
Po prostu kazała mi grać bez względu na wszystko, zapomnieć o tym co się nie udaje
i właśnie to poskutkowało.
Sandra  uśmiechnęła się skromniutko - bo gdy się człowiek zaczyna skupiać na tym co nie
wychodzi następuje jakaś blokada. Tak mnie uczono w studium.
O godz. 22,00  pani domu oświadczyła, że idzie spać, bo rano wcześnie wstaje, a oni jeśli
chcą mogą jeszcze posiedzieć na tarasie. Pozostali na nim jeszcze  chwilę, potem zebrali
naczynia, razem je pomyli i wynieśli się na piętro.
Eric miał "wyrzuty sumienia", że Sandra jest nieco obolała i tak gorąco ją przepraszał, że
zasnęli dopiero około drugiej w nocy.
W chwilę po tym gdy zdążyli  rano zjeść śniadanie dotarł Udo wraz z Marie.
Panowie zamknęli się w pokoju muzycznym a Marie i Sandra zaczęły "plotkować".
Marie była bardzo zmartwiona, bo nie miała najmniejszych szans na etat flecistki
w drezdeńskiej filharmonii. W tej  chwili  mocno żałowała, że ukończyła konserwatorium.
Jak mówiła, powinna była cały czas chodzić do normalnych szkół a nie do muzycznej
podstawówki i muzycznego liceum. Bo ogólny poziom tych szkół pozostawia wiele do
życzenia. Może uda się jej dostać etat nauczycielki muzyki, ale tak naprawdę to jest na
pozycji  przegranej. A do tego jest kobietą a w tym kraju nadal kobiety są  istotami
 przeznaczonymi  głównie do prowadzenia domu, rodzenia i wychowywania dzieci.
I państwowa propaganda niczego tu nie zmieni. Co innego się mówi, a rzeczywistość do
tego nijak nie przystaje.
Chodź, zwiedzisz to wspaniałe osiedle. Na serwetce napisała "jesteśmy na spacerze",
serwetkę zawiesiła na klamce drzwi pokoju muzycznego, w przedpokoju wzięła jeden
komplet kluczy i wyszły, zamykając drzwi od domu i furtkę na klucz.
Osiedle było spore, miało sklep z gatunku "szwarc, mydło i powidło", przychodnię
lekarską, klub osiedlowy i małą kawiarenkę z kilkoma stolikami stojącymi  w ogródku
okolonym żywopłotem. Weszły do środka, zamówiły  po małej kawie  i kawałku
sernika i wyszły do ogródka.
A teraz patrz uważnie na sąsiedni stolik - szepnęła  Marie. To jest coś co mnie dobija.
Jak pomyślę, że taka  miałaby być moja przyszłość to  mam ochotę się zabić.
Przy sąsiednim stoliku siedziały cztery niemłode kobiety. Każda z nich robiła zawzięcie
na drutach. Przed każdą z nich stał wysoki, chyba fajansowy kubek, na środku stolika
 stał talerz z jakimś ciastem. Sandra patrzyła i zupełnie nie rozumiała o co chodzi.
Marie jej wytłumaczyła- tego ciasta nie ma tu w tej  kafejce, któraś z nich przyniosła
je z domu. Spójrz teraz - jedna z kobiet sięgnęła do stojącego  obok nogi stolika koszyka
i wyciągnęła z niego termos, z którego nalała do kubków kawę. Patrz dobrze - wg nich
my też powinnyśmy być takim wzorowymi żonami, czyli pracowite i nie marnować
 czasu na puste gadki, a do kawiarni przynosić własnej roboty ciasto i na cztery zamówić
tylko po małej kawie, bo resztę przyniosą wszak z domu. A do kawiarni przychodzi się
po to by goście przypadkiem nie zadeptali świeżo umytej i wylizanej podłogi. Bo taka
bardzo wylizana podłoga to dyplom z czystości i dbałości o dom.
Sandra była nieco zdruzgotana, ale pocieszyła Marie, że zapewne wszędzie na prowincji
są nieco inne obyczaje niż w bardzo dużym mieście. Ona sama przekonała się o tym
gdy wyjechała z rodzinnej miejscowości do stolicy, gdzie wszystko było zupełnie inne.
Sandra, a co sądzisz o Hannelore?
W porządku, przecież  to ona mnie tu oficjalnie zaprosiła. Miła, ale chyba dość
apodyktyczna.
Dobre spostrzeżenie- dla niej Eric to przepustka do innego świata, możliwość wyrwania
się stąd. Oczywiście  warunkiem jest to, by zrobił światową karierę. Od biedy może być
RFN, niby tylko za miedzą a inny świat. Na razie za jej światłą radą Eric złożył kilka
aplikacji na stypendia podyplomowe w kilku krajach, ze Stanami  włącznie. Może mu coś
z tego wypali. Życzę mu tego, bo on naprawdę ma talent i zacięcie do grania.
Hannelore ma nadzieję, że synek ją do siebie  ściągnie gdy dostanie dwuletnie stypendium.
Ale Hannelore  może się przeliczyć, bo Eric jest na razie trzymany na krótkiej smyczy, ale
gdy posmakuje  jakie  fajne jest życie bez obroży i  smyczy to na pewno jej nie ściągnie.
Eric  to się chyba w Tobie  nieźle zabujał,  w drodze powrotnej z Polski bez przerwy
o tobie opowiadał i wzdychał jak kot do Księżyca.
No to ci bardzo współczuję, monotematyczność jest nudna. Marie się roześmiała - po
trzecim przypomnieniu mu, że my  cię przecież poznaliśmy - przystopował. Jestem
ciekawa co on naopowiadał matce o Tobie,że cię zaprosiła?
Sandra wzruszyła ramionami- nie wiem i nawet nie jestem pewna czy chcę to wiedzieć.
Czasem zdrowiej jest wiedzieć mniej niż więcej.
Marie spojrzała na nią uważnie i powiedziała - masz filozoficzne podejście do życia. 
Takie mi pasuje - odrzekła nieco zniecierpliwiona Sandra.
Chodź, wrócimy, może już skończyli grać. Chcemy dziś pojechać do Pillnitz. Czas zacząć
zwiedzać. Eric chce mi wiele miejsc pokazać.

                                                              c.d.n.


6 komentarzy: