poniedziałek, 9 października 2023

Córeczka tatusia -23

 Zgodnie z sugestią Wojtka, Pati i tata zrobili sobie   wspólne  zdjęcie będąc  w Polanicy i wysłali je do Austrii, w ramach "pozdrowień z podróży poślubnej."  Oczywiście Marta i Wojtek codziennie  rozmawiali z "nowożeńcami", którzy  byli bardzo zadowoleni z pobytu, bo,  jak doniosła  Pati, to nie  dość, że karmią zdrowo i smacznie  to codziennie wieczorem jest jakaś pogadanka  "zdrowotna" dotycząca  jak się odżywiać i co robić by jak  najdłużej żyć  w dobrym zdrowiu. Poza tym pozapisywali  się na  wszelkie możliwe  wycieczki, na które są wożeni autokarem i są to wycieczki nie męczące. Polanica im się bardzo podoba i nie jest  wykluczone, że  jeszcze nie jeden  raz spędzą  tu urlop. Oczywiście  najlepiej poza  typowym urlopowym  sezonem.

Tuż przed powrotem "nowożeńców", ośrodek w którym przebywała ciocia Helenka zawiadomił ojca Wojtka, że niestety jego siostra zakończyła  swą wędrówkę po świecie  doczesnym.  Odeszła  bez dodatkowych cierpień. Do Warszawy następnego dnia ojciec przyjechał sam, bo jak powiedział Wojtkowi mama jest aktualnie po zabiegu likwidującym  żylaki, więc nie nadaje  się do podróży, bowiem  dla niej w tej chwili wskazane jest albo leżenie  albo  chodzenie, siedzenie lub stanie  stanowczo jest zabronione. Najprędzej, jeśli wszystko nadal będzie dobrze mogłaby wyruszyć w drogę pociągiem sypialnym.  W domu została  z nią jej bliska przyjaciółka. Marta i Wojtek pojechali z ojcem  do ośrodka,  w którym zmarła  ciocia Helena, ojciec zadecydował  by jej  wszystkie  rzeczy osobiste rozdać potrzebującym. Zdecydował o kremacji zwłok, dzięki  czemu urna mogła być dodana do grobu rodzinnego na  Cmentarzu Bródnowskim.

Ponieważ rodzina  była już bardzo nieliczna pogrzeb był skromny. Przy okazji ojciec powiedział Wojtkowi i Marcie, że gdy on umrze to też mają go poddać kremacji i też "dołożyć" do tego samego grobowca. I taką dyspozycję zostawi też swej żonie. I jest mu obojętne gdzie ona będzie pochowana. Wojtek popatrzył na ojca tak, jakby właśnie  zobaczył jakiś  dziwny okaz flory lub  fauny  ale wydusił z siebie tylko jedno słowo - rozumiem.  To dobrze, że rozumiesz - podsumował ojciec.  

Gdy Marta zapytała  się teścia w którym pokoju , poza ich sypialnią, chce  się rozgościć, ten  stwierdził, że przecież ma tu swoje mieszkanie.  Rzeczywiście  - zupełnie o tym zapomniałam - stwierdziła Marta z uśmiechem.  Teść Marty pobył z nimi jeszcze z godzinę, po czym  się pożegnał, mówiąc, że następnego  dnia ma spotkania  służbowe i wieczorem wraca do Austrii. A może weźmiesz sobie od nas  coś na kolację - zaproponował Wojtek. Nie, nie chce  mi się  zajmować jedzeniem, wyskoczę sobie  do którejś z restauracji, bo pewnie się spotkam jeszcze ze znajomym. A najlepiej prowadzi  się  rozmowy w miłej restauracji. Poprzytulał i wyściskał Martę, cmoknął ją w policzek, powiedział, by pomyśleli nad  przyjazdem do Austrii z okazji Bożego Narodzenia, poklepał syna po ramieniu mówiąc, że świetnie  wygląda....i wyszedł.

Marcie nieco  szczęka opadła, Wojtek też  miał niewyraźną minę a  Misia, która z chwilą przyjścia obcej osoby "prysnęła" do sypialni wyszła z sypialni by sprawdzić kto wyszedł z mieszkania. Uradowana, że oboje "jej ludzie" są w  domu wprosiła  się na kolana Wojtka. 

Domyślam się z kim mój stary ma jutro rano  randkę -jestem pewny, że z notariuszem, bo u niego jest akt notarialny sporządzony kiedyś przez Helenkę, która dostała od rodziców jakieś "grunta podwarszawskie"- powiedział Wojtek. Kiedyś mi ciocia mówiła, że przepisze  wszystko na mnie, ale nie przypominam  sobie  by coś poza jej mieszkaniem było zapisane na mnie. Ale jeśli cioteczka przepisała coś na  mnie w tajemnicy przed  swym  braciszkiem to jutro przed południem ojciec nas nawiedzi. No i się bardzo zdziwi, bo ja mam jutro około 10,00 randkę z moim promotorem - jadę  do niego do Instytutu i nie będzie  mnie  długo w domu, a ty nie wiesz przecież gdzie ja z nim będę. I na mur - beton nie odbiorę od ojca telefonu. A ode mnie odbierzesz?- spytała Marta. To  chyba tak jasne  jak słońce na niebie że nie  odbiorę - nie odbieram telefonów gdy rozmawiam z kimś tak  ważnym jak mój promotor. Ty, jeśli będzie  coś arcy ważnego, po prostu do mnie napiszesz. Dobrze, że rodzice  wracają pojutrze. Czy zauważyłaś jak łatwo mi przychodzi mówić o Pati i twoim tacie  "rodzice"? Zauważyłam- oni  Cię kochają, choć nie ma  tu więzów krwi - stwierdziła Marta.

Następny dzień upłynął bez żadnych niespodzianek, no może poza telefonem od matki Wojtka, która nie  mogła  się dodzwonić do swego męża i zatelefonowała do Marty. Marta jej wyjaśniła, że Wojtek to ma  spotkanie ze  swoim promotorem a teść mówił, że ma przed południem jakieś spotkanie służbowe. A ty biedulko siedzisz sama - stwierdziła teściowa. Nie, nie  sama, z pieskiem.  To wy macie psa? - zdumiała  się teściowa - mamy sunię, mieszankę yorka i miniaturowego sznaucera, przyplątała  się do nas gdy byliśmy nad morzem wyjaśniła Marta.  I zaraz wysłała teściowej fotkę suni na rękach Wojtka. Teściowa  była sunią zachwycona, mówiąc  że śliczna no i że dobrze, że to nie jakiś brytan. Poza tym pochwaliła  pomysł Marty i Wojtka  by wysłać nowożeńców do sanatorium, skoro tata ma kłopoty  zdrowotne. I że zdjęcie Pati i taty ze  sanatorium jest naprawdę bardzo ładne i że, jej zdaniem, ta para jest  dobrana.

Marta "porozpływała" się od razu nad osobą Pati, która jest niesamowicie dobrą, wrażliwą osobą. Teściowa zaprosiła  Martę z pieskiem i Wojtkiem na Boże Narodzenie do Austrii. Marta stwierdziła, że nie  wie  jak to będzie, bo przecież ona jeszcze  studiuje, za kilka  dni już wraca na studia  i już teraz  wie, że będzie miała mnóstwo nauki i sporo egzaminów do zdawania  w  sesji zimowej. No racja, zupełnie mi wyleciało z głowy, że ty jeszcze przecież studiujesz - sumitowała  się teściowa.

Ze spotkania  z promotorem Wojtek wrócił  zadowolony. Marta opowiedziała mu o rozmowie z jego mamą i że przesłała do   niej  jego zdjęcie  z Misią i że zdaniem  jego mamy Misia jest ładnym pieskiem i że zostali  zaproszeni na Boże Narodzenie do Austrii, ale powiedziała teściowej, że nie ma pojęcia co będzie ze świętami, bo przecież ona ma jeszcze od  października zajęcia  na uczelni.  Po południu zatelefonował ojciec  Wojtka, mówiąc, że jeśli nie mają nic przeciwko, to on  przeczeka u nich do chwili przyjazdu po niego taksówki z kolegą, który dziś wraca z Warszawy do Austrii. Taksówka  będzie o 19,00. Dobrze, to spokojnie  zjesz  z nami obiad o godzinie 17,00 - powiedział Wojtek, a mówiąc  to  minę  miał taką, że Marta wyszła  z pokoju, żeby  się swobodnie  wyśmiać. Biedna Misia przeżywała  wyraźnie  rozterkę - biec  za panią czy wprosić  się na kolana pana. Ten drugi wariant jednak zwyciężył. Psinka była  wyraźnie ciepłolubna, a Wojtek gdy brał ją  w domu na ręce to  wkładał ją   sobie za połę swej starej zamszowej kamizelki, której dół był wykończony paskiem zapinanym na klamrę, więc  gdy  wstawał Misi nie groziło wypadnięcie i wystarczało lekkie przytrzymanie jej dłonią. Marta  stwierdziła, że jeszcze  trochę, a  ze swojego starego małego plecaka zrobi  nosidełko dla Misi, tylko podszyje plecak od  wewnątrz flanelą, żeby odizolować psinę od ortalionu,  z którego był zrobiony plecak i od strony zewnętrznej wszyje siatkę, by Misia miała dużo powietrza i coś widziała. 

Misia siedząc przytulona do Wojtka bardzo szybko zasnęła i zupełnie  nie  była  zainteresowana ojcem Wojtka. A ojciec powiedział, że dostał w  spadku po siostrze dwie działki na terenach rekreacyjnych, na obu stoją  jakieś prowizoryczne domki - stoją i niszczeją. W końcu października ojciec przyjedzie  do Warszawy by obejrzeć te działki razem z jakimś rzeczoznawcą, jedną  zapisze żonie  a drugą Wojtkowi. To są już ogrodzone działki, stoją na  nich domki typu "dykta, klej,  woda" jako domki letniskowe i warto je  trzymać  jako lokatę. Są niedaleko Warszawy, bo w Nadarzynie.   No a  czemu nie  zapisałeś obu działek mamie?- spytał Wojtek.  Ojciec pokręcił tylko z dezaprobatą głową i zapytał - kpisz  czy o  drogę pytasz?. I tak dostaniesz  dwie działki w  efekcie końcowym, bo mama zaraz  zrobi zapis testamentowy  na ciebie.  Te  działki jeść  nie  wołają, a nie  są działkami stricte  budowlanymi, więc  nie ma obowiązku postawienia na nich w  ciągu dwóch lat budynku  mieszkalnego. A ziemia zawsze jest  w cenie, jeśli  się znajduje w pobliżu dużych  miast, bo miasta  się wciąż rozrastają.

Mamy nadzieję, że przyjedziecie do nas na Boże  Narodzenie - powiedział ojciec. Nie wiem - odpowiedział Wojtek. Nie mam ochoty jechać   zimą samochodem a jak widzisz  mamy psa - w lecie to byśmy może przyjechali, ale  zimą to raczej  nie. Poza tym ja ciągle  jeszcze piszę  swoją pracę a Martunia będzie  miała  sesję. Lepiej byłoby gdybyście wy do nas przyjechali - byłoby to dla nas prostsze organizacyjnie. Mieszkać w trakcie tego pobytu możecie  tu, w  tym mieszkaniu razem z  nami , tata mieszka w  mieszkaniu Pati, a tu jakby nie  było są cztery pokoje. Ale tak zupełnie  uczciwie  do sprawy podchodząc wolałbym najpierw obronić magisterkę a potem  dopiero gdzieś jeździć lub kogoś gościć. Oboje z Martunią nie jesteśmy entuzjastami zimy, to dość marny czas. 

A kiedy skończysz tę swoją pracę magisterską?- dociekał ojciec. Nie wiem, robię pewien projekt, potem muszę gdzieś  go wypróbować w realu, potem wszystko dokładnie opisać, muszę mieć opinię użytkownika, a to wszystko trwa i wolałbym  się  w tym czasie  nie "rozdrabniać" na wyjazdy i święta. Pati i tato zrobią  święta u siebie, do przejścia  będzie ze 200 metrów bo mieszkają blisko nas. Po prostu odpuśćcie  sobie  te święta - tak będzie dla  mnie najlepiej.  Mama będzie nieszczęśliwa - stwierdził ojciec. Bez przesady - nie  widzę tu  jakiegoś powodu by się  czuła nieszczęśliwa-  powinniście  się  raczej  cieszyć, że to już końcówka moich studiów i zrozumieć, że to dla  mnie  ważniejsze niż jakieś  święta.  A masz już zapewnioną jakąś firmę?  Jeszcze  nie, wpierw muszę mieć dobrze  ocenioną swoją pracę, poza tym marzy mi  się firma, w której nie będę  musiał przesiadywać osiem na osiem godzin tylko dlatego , że taki jest regulamin pracy. Na razie priorytetem  jest uzyskanie dyplomu z bardzo dobrą oceną.

To może bym się rozejrzał u nas za jakąś pracą  dla ciebie - spytał się ojciec. Tato, a ty wiesz  czym ja  się zajmuję i co projektuję?  Pracę to ja muszę  sobie sam załatwić, żeby była  zgodna z tym co ja robię najlepiej. Nie wykluczam, że gdy Martunia skończy swoje studia to stąd wyjedziemy. Więc  nie myśl póki  co o pracy dla mnie. Martunia  do magisterium ma jeszcze 6 semestrów - do licencjatu 2. A tak nawiasem- gdybym miał pracować gdzieś poza Polską to wybrałbym Szwajcarię w pierwszej kolejności,  w  drugiej Niemcy a  w trzeciej- Wiedeń.  Ale wcale mi się tak bardzo  nie pali do zmiany kraju.  To spora operacja i wcale nie jest nam tu bardzo źle.

Ale źle to będzie psicy gdy  Martunia zacznie bywać na uczelni - stwierdził  ojciec. Nie, nie będzie źle, bo ja głównie piszę  w domu, a gdy będę  wychodził to Misia będzie u Pati w kwiaciarni. Misia jest do niej już przyzwyczajona, będzie  miała na  zapleczu swoje legowisko.

Marta przeniosła  się do kuchni, gdzie przygotowała dla teścia  dwa nieduże  termosy a w nich  kawę i herbatę oraz ciasto domowe. Zapytała  się z czym mu przygotować kanapki, ale teść stwierdził, że jemu do szczęścia  wystarczy ciasto domowe.

Równo o  godzinie  19,00 przyjechała taksówka, teść  się  serdecznie pożegnał z Martą, nieco  chłodniej z własnym  synem i wyszedł z domu.

                                                        c.d.n.

 


1 komentarz: