środa, 28 kwietnia 2021

To nie takie proste -16

W sobotę na zakupy wyruszyli  całą rodziną i chyba przypominali, zdaniem Patrycji,tabor cygański lub karawanę Beduinów, bo dziadkowie też ruszyli  razem z nimi. Okazało się bowiem nagle że każdemu, oprócz Patrycji, brakuje ubrań. Chłopcy wyrośli niemal ze wszystkiego, Adam nawet ze slipek. Wojtek stwierdził, że musi przełamać stereotyp dyrektora odzianego zawsze w garnitur i zacznie chodzić do pracy ubrany "po ludzku", czyli w koszulce polo i np. jakimś rozpinanym blezerze, gdy będzie chłodno. Nie jest naczelnym i nie musi ciągle stać na baczność bo się za nim jakiś dyrektor zjednoczenia lub jakiś minister stęsknił. A garnitur- tylko na narady poza  swoim miejscem pracy. 

Będzie ci brakowało kieszeni rozlicznych, które jakimś cudem masz zawsze pełne- ostrzegła go Patrycja. No i o to chodzi, bym ich nie miał. Przestanę latać po Instytucie, niech do mnie przylatują. O Boże - teatralnie jęknęła Patrycja- czy to znaczy, że przestaniesz do mnie przylatywać do pokoju i wydziwiać, że coś działa bo powinno? I nie będziesz własną dyrektorską dłonią sprawdzał czy wszystko się trzyma kupy? Nie nie będę i nie będę podpowiadał poniektórym czemu coś nie działa. Będę po prostu im obcinał premię a i może zwalniał z roboty. Niech zostaną tylko najlepsi. A jak się zezłoszczę to zmienię pracę. Ciągnie mnie do konstrukcji. No to tym ciągotom już dałeś wyraz i niedługo  twój pomysł zobaczy światło dzienne, październik już blisko, śmiała się Patrycja. I na pewno będzie to konstrukcja dziurawa.

Teoretycznie zaopatrzenie w sklepach było niezłe, ale....no chyba chłopcy byli niewymiarowi, chyba za chudzi i za wysocy. Na szczęście mogli się jeszcze obejść bez garniturów. No widzisz Pat, muszę jednak pojechać w jakąś zagraniczną delegację, choćby do Niemiec. No to pojedziesz, ale póki co obskoczymy kilka komisów, tylko nie poganiaj mnie  w nich, trzeba tam wszystko spokojnie, pomału przejrzeć. Bo tam nie ma podziału na rodzaj towaru, po prostu dowieszają  kolejno to co  ludzie przywiozą.Na moje oko to kupowanie w komisie  będzie tak samo opłacalne pod względem finansowym jak kupowanie w strefie dolarowej, bo przecież zawsze jak coś tam kupujesz to dokładasz do diety z własnych zasobów, bo te diety są skandalicznie niskie. 

Dziwnym trafem udało się dla Wojtka kupić bardzo ładną marynarkę z dzianiny, zupełnie jakby ją ktoś dla niego na maszynie dziewiarskiej utkał. Dla chłopców w Pewexie udało się zakupić czarne  dżinsy, dla  maluszka nabyć tzw. suche pieluchy, dzięki którym zwykła tetrowa pielucha pozwalała przespać dziecku spokojnie noc. Wojtek uparł się by kupić od razu butelki i smoczki a ukradkiem by chłopcy nie widzieli dołożył 7 par prześlicznych  maleńkich frotowych majteczek z nadrukiem nazw dni tygodnia, szepcząc do Pat- niech się od dziecka uczy języków obcych. Patrycja  dogadała się z ekspedientką w jednym z  komisów, że gdy tylko przyjdzie nowa transza  towarów dla niemowląt, to ona ją zawiadomi.

Dla Chłopców udało się kupić nowe białe koszule na różne szkolne, galowe okazje, co Patrycja uznała za sukces.

Mama Wojtka kupiła dla siebie i cichcem dla  Patrycji bardzo ładne dresy, jedne jasno-różowe, drugie  jasno-zielone. W kolejnym komisie Patrycja upolowała biustonosz dla matek karmiących, co prawda w czarnym kolorze, ale Wojtek pocieszył ją, że zawsze można go wsadzić w wybielacz no i może nie będzie wtedy taki czarny. Teściowa nakupowała batystu w różnych kolorach by był na dziecięcą pościel, którą oczywiście sama uszyje. W jednym ze sklepów Wojtek kupił nosidełko by było w czym wygodnie  wziąć dziecko ze szpitala. Oglądali też różne wózki, ale kwestię wózka na razie zostawili, bo Andżela powiedziała, że jej kuzynka ma na zbyciu bardzo fajny wózek, który był niemal nie używany, bo dziecię leżało w nim tylko na balkonie a nie wyjeżdżało na spacery. Bo jak się mieszka na piątym piętrze bez windy, która od lat nie działała, a budynek nie posiada tzw. wózkarni, to  jest się z maleństwem uwięzionym w domu i się nie spaceruje, tylko się dziecko "balkonuje".

A w ogóle umówili się na weekend z Piotrem i jego "gromadką", bo oni oboje byli ciekawi jak się Pat i Wojtek urządzili w domu rodziców a poza tym Piotr i Andżela szukali dla siebie i dzieci mieszkania, bo 42 metry kwadratowe Andżeli były "ciut za małe" i chcieli na te tematy mieszkaniowe porozmawiać  głównie z Pat, bo jej mieszkanie jeszcze nie było nikomu wynajęte. Największe wzięcie wśród wynajmujących miały mieszkania dwupokojowe w tzw. bloczyskach.

"Piotry" przyjechali w sobotę przed południem i z wielkim żalem obie pary rozstawały się wieczorem. Wpierw "zwiedzali" piętro Wojtków, potem dziadek zabrał chłopców i babcię do parku gdzie juniorzy   mogli nie wadząc nikomu poganiać za piłką  oraz sprawdzić swe talenty wspinaczkowe, pobawić się w podchody, zjeść lody, napić się coli. Dziadek był dla dzieci Piotra wielką atrakcją - ich dziadkowie bywali w Warszawie bardzo rzadko, a dziadek Adama i Krzysia rozmawiał z bliźniakami i swoimi wnukami tak, jakby byli już niemal dorosłymi ludźmi, co bliźniaków zachwyciło.

A Andżela i Piotr zachwycali się mieszkaniem Pat i Wojtka oraz ogrodem. Pat pokazała Andżeli kołyskę i obiecała, że gdy tylko najmłodsza latorośl z niej wyrośnie, a jest to kołyska, która wystarczy tylko najwyżej na pół roku, to powędruje do Andżeli, bo Piotr naprawdę marzy o jeszcze jednym dziecku.

Okazało się, że po rozwodzie Piotr jest "bezdomny", bo mieszkanie należy do jego "byłej" i nie stanowiło wspólnoty małżeńskiej. Teraz Piotr mieszka z Andżelą i dziećmi, ale to jest mieszkanie wynajęte i niestety bardzo ciasne.

Piotr  jest członkiem spółdzielni mieszkaniowej , ale "poślizg" w budownictwie jest olbrzymi, poza tym z tego pośpiechu to oddają do użytku buble mieszkaniowe i oni najchętniej by kupili mieszkanie na wtórnym rynku, więc niech Pat i Wojtek rozpatrzą opcję, że oni kupiliby mieszkanie Pat, skoro jeszcze jest wolne. Patrycja przyznała, że ich rozumowanie ma "ręce i nogi", no ale oni nigdy nie widzieli jej mieszkania, więc może niech je wpierw obejrzą. Zaczekali aż rodzice Wojtka wrócą z parku z dziećmi i pojechali obejrzeć mieszkanie Patrycji. Bliźniacy wpierw chcieli jechać i obejrzeć, ale po dwóch minutach zrezygnowali. 

Mieszkanie Patrycji było trzypokojowe, same pokoje miały w sumie 60 metrów kwadratowych, mieszkanie zaś  blisko 80 m kwadratowych, było w budynku bez windy, ale było na pierwszym piętrze.

Patrycja stwierdziła, że już kiedyś się przymierzali do sprzedania go, ale było mało  chętnych na ten metraż- było po prostu "za duże"a poza tym wszyscy chcieli by było puste, więc raczej myśleli o wynajęciu go, no ale też było za duże. I Andżela i Piotr byli zgodni co do tego, że mieszkanie jest w sam raz dla nich. Kuchnia duża i kompletnie urządzona, lepiej niż moja- stwierdziła Andżela, na co dzień można w niej jeść wszystkie posiłki. W porównaniu z oddawanymi teraz mieszkaniami to pokoje są duże, bo obecnie oddawane mieszkania to są klitki na kury, a nie pokoje dla ludzi. Największy pokój miewa 16 metrów  kwadratowych. A że są już częściowo umeblowane to i dobrze. Pat, a ty naprawdę w tej cenie, którą podałaś umieściłaś wszystkie meble i wyposażenie?- dopytywał się Piotr. No jasne - stwierdziła Pat - przyjaciołom nie wylicza się wszystkiego co do milimetra albo co do okruszki. Wam może to wyposażenie ułatwi start, bo możecie od razu zamieszkać a mnie  mieszkanie przestanie generować koszty. Możemy jeszcze zejść do piwnicy - ma jeden mankament - na pewno nie da się w niej przechowywać zimą kartofli - jest za ciepła. Podciągnięte mam tam oświetlenie oraz jest zakratowane okienko piwniczne i zrobione prawdziwe drzwi, bo były takie "przewiewne" z desek, a deska od  deski w  odległości 5 cm. Teraz można tam bezpiecznie trzymać np. rowery. Wojtuniu , zejdź z nimi, masz tu klucze , jak wejdziecie do piwnicznego korytarza to pierwszy z niego skręt w lewo, na drzwiach jest numer  mieszkania. Ogólny klucz to ten z czerwoną nakładką. Drugi do mojej piwnicy.

Gdy wrócili z piwnicy Piotr powiedział - Pat, czy ty jesteś pewna, że możemy to  mieszkanie kupić za tę sumę? Nie żartujesz? Piotrze, a czy ja wyglądam na taką co żartuje? No nie, wyglądasz raczej na  kobietę ciężarną - roześmiał się Piotr. Wojtek, a ty się zgadzasz by Pat sprzedała to za  taką cenę? Masz wszak już niemal troje dzieci, pomyślałeś o nich? Tak, są zabezpieczone, trzecie jak się urodzi też będzie zabezpieczone. Jesteście naszymi przyjaciółmi a nie ludźmi z ulicy. Tyle tylko, że w umowie napiszemy, że to mieszkanie jest do generalnego remontu, żeby się nikt nie czepiał.

Boże, jęknął Piotr- mam więcej szczęścia niż rozumu! Ooooo, zaśmiał się Piotr, tego to jestem pewien! Do szkoły Bliźniaki mają stąd kilometr, szkoła ponad podstawowa jest o 2 km stąd. W obrębie 2 km są też sklepy spożywcze i nawet bazar,  przychodnia lekarska i dwie prywatne stomatologie i z 5 aptek - wyliczała Patrycja.

Andżela stała jak zamurowana, w końcu rzuciła się Patrycji na szyję i zaczęła płakać. Nie rycz, dobrze będzie ci się tu mieszkało. Pat kiwnęła na Piotra by podszedł i wcisnęła Andżelę w jego ramiona. Ty ją trzymaj, dla mnie za ciężka.

No chodźcie, wracamy, mamy dzieci do nakarmienia. Andżela, oprzytomnij, ten tusz nie wytrzymuje ulewy łez. Może i on jest wodoodporny, ale ze łzami to się rozmazuje. Pat wzięła chusteczkę i zaczęła doprowadzać oczy Andżeli do porządku. Pośliń, nie chce mi się wody odkręcać, bo jest zakręcona. Piotr, w pierwszej szufladzie obok kuchenki  jest plan tego  mieszkania, z naniesionymi stojącymi tu meblami. W domu ci napiszę co jest co. Weź go, żebyście wiedzieli co musicie dokupić, albo z tego mieszkania usunąć. Pat, a chcesz złotówki czy twardą walutę? Wszystko jedno, bo jedno lub drugie wpłacisz na moje konto, nie będziemy się bawić pieniędzmi, bo są brudne wszak i pełne mikrobów.

Zaraz po weekendzie załatwiono sprzedaż mieszkania a Andżela zapisała Bliźniaków do nowej szkoły. Piotr się "sprężył", wziął kilka dni zaległego urlopu i mimo zgrzytania zębów  swego szefa zajął się przeprowadzką Andżeli, dzieci i siebie do nowego miejsca.  Ślub załatwił na koniec listopada. Patrycja i Wojtek mieli  "świadkować". A dla Angeli załatwił pracę, którą mogła podjąć już od 1 grudnia, ale w ostatniej chwili udało mu się ją przekonać, by w nowym miejscu zaczęła pracować  dopiero zaraz po Nowym Roku. 

Im było bliżej do porodu tym bardziej Patrycja panikowała - czy dziecko na pewno będzie  zdrowe i bez wad, czy nie umęczy się maleństwo za bardzo porodem, czy ona będzie miała pokarm - oczywiście swymi wszystkimi niepewnościami dzieliła się z Wojtkiem, który pomału sam się zaczął zamartwiać czy poród nie będzie z dużym obciążeniem dla Pat, czy na pewno to będzie poród w miarę bezbolesny, czy on nauczy się obsługiwać to maleństwo? Wojtek drżał głównie o Pat, a Pat o dziecko. W dzień, w którym był wyliczony termin porodu Patrycja zaczęła narzekać na ból głowy i Wojtek zatelefonował do kliniki, informując recepcjonistkę o tym fakcie i ta zaproponowała by Wojtek żonę przywiózł, bo może  wzrosło Pat ciśnienie, bo ona widzi w karcie Pat, że nigdy nie skarżyła się na ból głowy, ale raz miała nieco za wysokie  ciśnienie. Pat zabrała swoje dokumenty i pojechali. Przebadano Pat i zadecydowano, że będzie cesarskie cięcie, bo ciśnienie jest stanowczo za wysokie . Patrycja w tym momencie powiedziała, że skoro będzie operacja to nie ma sensu by Wojtek był przy niej, wystarczy gdy wpuszczą go do niej gdy już będzie po wszystkim. Gdy już dziecko było na świecie pielęgniarka go zawołała, pokazała wrzeszczącą  córeńkę i pozwoliła by ją chwilę potrzymał a potem zabrała by maleństwo do końca "oporządzić", a Wojtek całował Patrycję i dziękował jej za urodzenie córeczki. W czasie zszywania  cały czas stał przy Pat, całował jej ręce, powiedział jej, że będzie tej nocy przy niej bo już zażyczył sobie dostawkę, rano wróci do domu, załatwi sobie urlop i gdy chłopcy wrócą ze szkół to  przyjedzie z nimi i z rodzicami, potem rodzice wrócą do domu z chłopcami, a on zostanie z Pat i córeńką. No i oczywiście przejdzie kurs przewijania i kąpania i wszystkiego co tylko będą chcieli go tu nauczyć. I trzeba przecież maleńkiej dać jakieś imię i on ją musi zarejestrować w Urzędzie Stanu Cywilnego.  I niech Pat wybierze imię. A jakie ty byś dał jej imię? - takie dość uniwersalne , chyba na całym świecie znane -  czyli Ewa- stwierdził Wojtek. Mamy Adama i będziemy mieć Ewę. Ale wiesz co Wojtuniu - zapytamy się dzieci czy im to pasuje, to w końcu ich siostra. Dobrze? No pewnie, że dobrze.

Zszywanie Patrycji strasznie długo trwało, bo jak stwierdził chirurg trzeba to zrobić nie tylko w sposób trwały ale i estetyczny. Szew  powłok brzusznych jest nisko, nie będzie go widać nawet ze skąpych fig.

Wreszcie pojechali do pokoju Patrycji, po chwili pielęgniarka przywiozła w łóżeczku ich córeczkę. Mała spała, a oni wpatrywali się w nią z lekkim niedowierzaniem - to maleństwo z czarnymi włoskami wyglądające niczym zabawka dla dziewczynek jest ich dzieckiem! No nieprawdopodobne!

W nocy Wojtek wstawał wiele razy, bo wydawało mu się, że maleństwo kwili- podchodził do łóżeczka, bacznie  się kruszynce przyglądał, ale ta nie płakała, oczka miała zamknięte. Patrycja też słyszała te dźwięki wydawane przez dziecko i widziała jak czujnie spał Wojtek, ale postanowiła "nie ingerować"- ona od koleżanek wiedziała, że  niemowlęta dość głośno śpią, ale po dwóch, a najdalej po trzech nocach człowiek przestaje reagować na te dźwięki i reaguje tylko na regularny płacz dziecka.

Rano gdy Wojtek wstał powiedziała mu by po pierwsze uważał jak będzie jechał, bo jest niewyspany, po drugie niech się dobrze wyśpi i  zje przyzwoite  śniadanie a chłopcy niech wpierw odrobią lekcje i dopiero wtedy ich przywiezie. Jeśli mama chce, to może ją tata przywieźć tu nim chłopcy wrócą ze szkoły, a jak nie to następnego dnia. I chyba nie ma sensu, by spędzał u niej kolejną noc, lepiej niech się wysypia w domu i do chwili   ich powrotu ze szpitala niech spokojnie pracuje. I niech nie przywozi chłopców codziennie. On to może przyjeżdżać, ale niech śpi w domu, zdąży się nie wysypiać gdy one wrócą do domu.

                                                                                 c.d.n.



 

6 komentarzy: