Po dwóch miesiącach pracy Iza mogła śmiało powiedzieć, że już całkiem nieźle się
orientuje w sprawach firmy, w której pracuje. Wujek był zachwycony, bo potrafiła
nieco zawstydzić pracujących tam panów i coraz rzadziej latały po pomieszczeniach
firmy nieparlamentarne okrzyki. Było też znacznie czyściej w pokoju socjalnym.
Wujek się nie mógł nadziwić tym zmianom i dopytywał się jak Iza to osiągnęła, bo
on wciąż im zwracał uwagę, ale to nie przynosiło efektów. Iza wzruszyła ramionami-
ty na nich wrzeszczałeś, a ja wpierw ich grzecznie poprosiłam by jeśli już muszą
przeklinać, bo są zdenerwowani, to niech to robią po cichu, bo ja się wśród takich
przekleństw zaczynam bać i denerwować, bo mam wrażenie, że to ja im coś złego
zrobiłam. Potem kilka razy wychodziłam z pokoju zapytać się co się takiego złego
stało.
A jak się pan Waldek skaleczył to mu powiedziałam, że znacznie praktyczniej jest
przyjść do mnie po pomoc niż rzucać mięsem. O właśnie, dziś podjadę do apteki
bo trzeba uzupełnić stan apteczki pierwszej pomocy. Zaraz sobie spiszę co dokupić.
A mogłabyś przy okazji zrealizować moją receptę? - zapytał nieśmiało wujek.
No pewnie- żaden problem, szefie.
Dni upływały szybko, Jacek zdał szczęśliwie ostatni egzamin, miał już absolutorium.
Teraz z wielkim pośpiechem kończył pisanie pracy magisterskiej i co jakiś czas
prosił Izę by przeczytała kolejny fragment i oceniła czy to co napisał jest logiczne.
Co kilka dni spotykał się w laboratorium ze swoim promotorem , który w końcu uznał,
że czas zakończyć pisanie, bo jeszcze trochę i wyjdzie z tego doktorat. Zostało już
tylko przepisanie na maszynie, wydrukowanie, oprawienie oraz złożenie jej. Obrona
była przewidziana na początek czerwca.
Wszystko ma swój kres, studia też. Jacek obronił swą pracę dyplomową. Profesor,
który był jego promotorem namawiał go by koniecznie został na uczelni i pracując
tu zrobiłby doktorat- zdaniem profesora Jacek idealnie nadawał się do podjęcia pracy
naukowej. Jacek poprosił o kilka dni do namysłu czyli do skonsultowania tej decyzji
z Izą, rozejrzenia się na rynku pracy i porozmawiania z kolegami. Iza postanowiła
z tej okazji zamówić obiad rodzinny w pobliskiej restauracji i oczywiście zaprosiła
też wujka i ciocię Melę.
Na dwa dni przed tym obiadem Jacek wpadł na chwilę do swych rodziców i niechcący
podsłuchał rozmowę swej mamy z którąś z jej koleżanek. Gdy wrócił do domu z wielką
niecierpliwością czekał na powrót Izy. Ugotował nawet ryż, pokroił w paski warzywa,
które Iza przygotowała. Jak na złość Iza tego dnia przyjechała niemal godzinę później,
a biedny Jacek już był gotów dzwonić na pogotowie, czy aby nie było jakiegoś wypadku
z jej udziałem. Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał zgrzyt klucza w zamku i poszedł do
kuchni wrzucić na patelnię ryż i warzywa. Gdy już jedli poinformował, że ich rodzice
to już zupełnie sfiksowali. Którzy?- zapytała Iza. Twoi czy moi? Cała czwórka, równo.
Wiesz co jest w tej "stodole" na działce? Wiem, warsztat naszych ojców. No to się
moja kochana żono mylisz - tam jest najzwyczajniej w świecie pokój z łazienką dla nas.
Żebyśmy nie wydawali pieniędzy na wakacje tylko je spędzali na działce. A kuchnię
to będziemy mieli w "głównym domu", bo zawsze któraś z mam będzie robiła za
kucharkę. No i jak będzie dziecię na świecie to będzie jak znalazł.I co ty na to? Nieco się
krztusząc Iza wydukała- niedoczekanie! Ja protestuję! No a co ty na to? Ja - tak samo.
Mnie ta działka nosem wychodziła, gdybyś ty tam nie przyjeżdżała to bym jeździł
na obozy. Przecież myśmy stale "wyciekali z domu" i włóczyliśmy się po całym lesie.
Jacek, ale musimy to wszystko jakoś taktownie załatwić - oni nas kochają i chcieliby
nas mieć blisko siebie. Za często do jednych i drugich nie wpadamy. Twoja mama ciągle
mi mówi, że jestem dla niej jak jej własne dziecko. a nie jak synowa. Moi są z natury
mniej serdeczni, ale i twoi i moi czują się rodziną. I wiem, że gdy zdecydujemy się na
dziecko to jedni i drudzy będą najtroskliwszymi pod słońcem dziadkami. I tak jestem
im wdzięczna, że ani słówkiem nie napomykają o produkcji potomstwa.
To my się jednak zdecydujemy na jakieś dziecko? -śmiejąc się zapytał Jacek.
A co? spieszy ci się do wstawania w nocy? Czy tylko spieszy ci się do trenowania owej
czynności sprowadzającej czasem dzieci na świat? O tak, tak wyraźnie czuję, że jestem
straszliwie niedotrenowany. Na razie tylko będziemy trenować, ale zrobimy tak jak
postanowiliśmy - wpierw własne mieszkanie, potem przychówek.
Gdy Iza przepracowała w firmie wujka pół roku, on zdecydował się zostawić ją samą i
pojechał na 3 tygodnie do sanatorium. Trzeba przyznać pracownikom, że przez ten czas
"wychodzili ze skóry" by przypadkiem nie narobić Izie kłopotu. Lubili swego pracodawcę,
lubili też Izę. A Mariuszek dotrzymywał jej towarzystwa podczas śniadania i opowiadał
o swoich kulinarnych wyczynach. Był jeszcze bardzo młodym stworzeniem, naukę miał
zacząć od stycznia, a przez ten czas intensywnie uczył się francuskiego i chemii.
Izie nawet przez myśl nie przemknęło, że "w kuchni" ważna jest też chemia i opowieści
Mariuszka o tym jak to się zmienia struktura wewnętrzna kartofla w zależności od
temperatury i czasu gotowania słuchała niczym bajki o żelaznym wilku. Pomyślała, że
o wiele ciekawsza byłaby chemia w szkole, gdyby podawali właśnie takie wiadomości.
A i gotować by się człowiek nauczył. Iza zastanawiała się tylko jak taka chudzina wystoi
wiele godzin przy kuchni. A Mariuszek codziennie snuł jakieś kulinarne opowieści, np.
o tym, jak dodanie do zwykłej kartoflanki nieco gałki muszkatołowej zupełnie odmienia jej
smak i dodaje szlachetności. Chudzina codziennie opowiadał o jakimś innym daniu a
któregoś dnia oprócz tartinek na nakrytym serwetką biurku wylądował talerzyk z czymś,
co wyglądało jak miniaturowy tort. A co to?- zapytała Iza- wygląda jak torcik. Mariuszek
wyszczerzył się w uśmiechu - bo to jest taki mini torcik, orzechowy z masą czekoladowo
kawową -udał mi się, sam go wymyśliłem. Tylko proszę mi powiedzieć, gdy go pani zje,
czy nie jest za mało słodki.
No to wspaniale, że jest mało słodki, bo ja nie lubię bardzo słodkich ciast i deserów.
Mariuszek promieniał. Muszę coś pani powiedzieć, tylko żeby się pani nie na mnie za to co
powiem nie pogniewała... bo szkoda, że pani tak bardzo rzadko ubiera tę bluzkę w kolorze
królewskiego błękitu. Wygląda w niej pani super!
Iza zaśmiała się - to kolor który podoba się chyba każdemu facetowi. Zdradzę panu jedną
tajemnicę- ubieram ją tylko wtedy gdy jadę załatwiać z mężczyznami jakieś służbowe
zawiłe sprawy.
A gdy ma pani załatwiać jakieś sprawy z kobietami to jak wtedy? w jakim kolorze bluzka?
Szara lub granatowa z jakimś wyraźnym czerwonym akcentem - czerwień dodaje pewności
siebie. Może być jakaś czerwona apaszka albo czerwony naszyjnik i czerwona torebka.
Mariuszek westchnął - a ja niedługo będę wciąż w czarnych spodniach i białym krótkim
kitlu. Mam tylko nadzieję, że mi włosów nie każą ściąć skoro zawsze będą miał je związane
a nie wiszące.
Wujek wrócił z sanatorium nieco odchudzony i w dobrym nastroju.
Przepytał Izę o sprawy firmy, porozmawiał z pół godziny z pracownikami, wysłuchał
opowieści Izy o Mariuszku i nie mógł się nadziwić, że on taki rozmowny, bo dotychczas
był przekonany, że Mariuszek to nawet pięciu zdań nie skleci.
Poinformował Izę, że zacznie załatwiać jej "wejście w rolę wspólnika", że wspólnik wnosi
do spółki często wkład nie w postaci gotówki ale nawet samej pracy, a Iza wniesie do niej
swoją pracę oraz nieduży wkład pieniężny. A jak to wszystko załatwią to zamkną na dwa
tygodnie zakład, wszyscy będą mieli urlop w tym samym czasie a Iza z Jackiem i on z Melą
pojadą na wakacje do Włoch. Może jakaś objazdowa wycieczka nam się trafi - popytam się,
w Orbisie, mam tam dobrego znajomego- poinformował Izę.
Dziś wieczorem do niego zadzwonię to jutro będzie odpowiedź. Jeśli twój Jacek nie będzie
mógł lub chciał jechać to pojedziemy w trójkę. Powiedz mi czy masz książeczkę PKO?
A jeśli masz, to zdradź mi ile masz pieniędzy na koncie. Iza udzieliła wujkowi potrzebnych
informacji. Usłyszawszy kwotę pokiwał z zadowoleniem głową i powiedział, że jest już
umówiony z prawnikami na następny wieczór i za kilka dni Iza podpisze z nim umowę.
Gdy usiłowała dowiedzieć się coś więcej usłyszała- przecież, dziecinko, wszystko będzie
legalne, zapewniam cię.
Nie miałabyś ochoty zaprojektować trochę biżuterii ze szkła weneckiego? No wiesz,
narysować, naszkicować od razu kredkami na bloku? Dasz radę?
Postaram się wydusiła z siebie wielce zdziwiona Iza. A na kiedy mam to zrobić?
Jak najszybciej będziesz mogła. Przecież umiesz rysować, miałaś nawet dodatkowe zajęcia
plastyczne w szkole, co się bardzo podobało twojej mamie.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńPięknie się to wszystko układa, szkoda, że w życiu rzadko tak bywa.
OdpowiedzUsuń