Działki miały ładne położenie, było blisko do lasu i równie blisko do rzeczki, do najbliższej regularnej wsi było kilka kilometrów. Ale wyraźnie były w strefie pozbawionej trwałej łączności komórkowej a odbiór telewizji był co najmniej utrudniony. Było co prawda jedno miejsce, nad rzeczką, w którym można było "złapać" połączenie komórką ze światem i zawsze można tam było znaleźć kogoś ze sąsiadów stęsknionego kontaktów ze światem zewnętrznym. Najczęściej można było tam spotkać pana Jacka, który przechadzał się ze słuchawką w uchu, rzadko kiedy coś mówił, raczej cały czas słuchał.
Nad rzeczką najczęściej nikogo nie było, bowiem ten jej brzeg był dość stromy a rzeczki dno pełne było nagłych głębin, przeplatających się z płycizną- dzieci miały surowy zakaz przychodzenia tam bez opieki.
Elżbieta najwięcej czasu spędzała nie opuszczając działki -mama nie życzyła sobie jej obecności w kuchni, ojciec często wraz z innym dziadkiem nadzorował zabawy dzieci, więc Ela w ciszy i spokoju czytała lub wychodziła drugim wyjściem z działki wprost do lasu. Na tych spacerach niemal zawsze spotykała "pana Jacka" i wtedy wędrowali nieco dalej w głąb lasu. Oczywiście za każdym razem sąsiad udawał zaskoczenie faktem, że się spotykają, ale za piątym razem Ela uśmiechając się powiedziała- taaak, to dziwne, że ilekroć sama wychodzę do lasu zawsze pana spotykam, naprawdę dziwne. Podejrzewam, że mnie pan po prostu stale obserwuje. Po co, dlaczego?
Fakt- zgodził się pan Jacek- obserwuję, bo jest co obserwować, tak zwyczajnie, po ludzku podoba mi się pani, to raz, a dwa - samotna, młoda i ładna kobieta w lesie to pokusa. Nie chcę by się pani przydarzyło coś złego, lub by pani zabłądziła . Tu już niejednemu się to przydarzyło. I zamiast trafić z powrotem na działki trafiał do dalszej sąsiedniej wsi.
Często wracali z tych spacerów z całkiem sporą ilością podgrzybków, którymi dzielili się po połowie. Po którymś spacerze, gdy dość sporo dyskutowali Ela zaproponowała żeby przeszli "na ty", bo tak łatwiej dyskutować. A dyskutowali na wiele tematów - jedynym, dość starannie omijanym tematem było ich życie osobiste. O tym, że Ela jest rozwódką wiedział od jej rodziców, a zwłaszcza od mamy Eli, która na swym byłym zięciu nie zostawiała przysłowiowej suchej nitki. A Jacek tylko powiedział, że on nie wie jak wygląda życie w stanie małżeńskim, bo z uwagi na specyfikę swej pracy nigdy nie ożenił się ani nie zdecydował na posiadanie potomstwa. O swojej pracy też nigdy nie opowiadał - raz tylko napomknął, że nie jest to praca sprzyjająca życiu rodzinnemu i że większość jego kolegów to rozwodnicy. A on jest już tak przyzwyczajony do takiego trybu życia, że nawet nie wie czy umiałby być z kimś stale pod jednym dachem. Teraz czeka tylko na wcześniejszą emeryturę i ma nadzieję, że się doczeka. Odbiera zaległe urlopy a i tak codziennie ma kontakt z firmą.
Gdy w sobotę znów spotkała Jacka w czasie swej wędrówki pobliskim lasem, powiedziała, że musi w niedzielę wrócić na jeden dzień do miasta, bo ma umówioną na poniedziałek wizytę hydraulika, który ma jej zmienić w mieszkaniu lokalizację kaloryfera, bo ta co jest teraz przyprawia ją o ból głowy- jakiś geniusz umieścił go na bocznej ścianie obok okna i to niemal pod sufitem i każda jego regulacja wymaga od niej wchodzenia na drabinę, więc kupiła nowy, płaski i niech go hydraulik zamontuje pod oknem kuchennym. Oczywiście administracja musiała na to wyrazić zgodę, poza tym trzeba do tej "imprezy" wypuścić wodę z domowej sieci grzewczej, co oczywiście jest możliwe głównie teraz, latem.
Jacek ubawił się serdecznie kaloryferem zainstalowanym niemal pod sufitem i gdy już się przestał śmiać powiedział - to ja mam dla ciebie propozycję - podwiozę cię do twego domu a ty mnie u siebie ugościsz swoją słynną kawą, o której słyszałem od twojej mamy już z milion razy. A kiedy wracasz tu z powrotem? - myślę, że we wtorek rano - odpowiedziała. No fajnie, to dwie noce przenocuję u kolegi, bo swoje mieszkanie już sprzedałem, zimą też tu mieszkam. Trochę tym faktem namieszałem tutejszym złodziejaszkom. A zimą jest tu bardzo fajnie. Cisza, spokój, tygodniami można nikogo nie spotkać.Pomagam leśnictwu dokarmiać zwierzaki, zaopatruję okresowy paśnik.
Nie wiedziałam o tym, że zimą też tu jesteś - Ela nie ukrywała swego zdziwienia. No a co tu sam robisz późną jesienią i zimą? Przecież tu się chyba można powiesić z nudów! Nie sposób 12 godzin dziennie czytać!
No nie, nie da się czytać dzień w dzień po 12 godzin. Ale muszę przecież prowadzić niemal normalny tryb życia. Ta nasza droga jest co prawda dwudziestej lub trzydziestej kolejności odśnieżania, więc zawsze z tej okazji jej odśnieżenia wyjeżdżam na zakupy. Czasem wpadają do mnie znajomi, żeby "zażyć życia w głuszy". Minionej zimy paśnik zrobiłem na wzmocnionym odcinku mojego płotu od strony zagajnika i porobiłem mnóstwo zdjęć. Nie było ostrej zimy ale i tak płowa zwierzyna przychodziła. W tym roku też tak zrobię.
Poza tym mam narty "skitourowe" - genialne, bo są niewiele cięższe od nart biegowych, są okantowane jak zjazdówki i nieco szersze od nart biegowych, wiązania mają takie jak biegówki, ale z możliwością ich zablokowania, jeśli mamy odcinek dłuższego lub bardziej stromego zjazdu. U nas są podobne narty, nazywają się "śladowe", ale nie mają tej blokady wiązania, właśnie do wędrowania w różnym terenie zimą. Te są lepsze, przywiozłem je sobie z zagranicy, ale i u nas zapewne też będzie je można kupić. Gdy masz skitourówki nie jesteś udupiony w jednym miejscu i możesz na nich wędrować w urozmaiconym terenie. Dopiero dzięki nim pokochałem góry zimą, bo szczerze mówiąc nie bardzo rozumiałem sens pędzlowania wciąż jednego stoku. Wpierw stoisz godzinę w kolejce do wyciągu a potem kilka minut pędzisz w dół, by znów powtórzyć to samo. A na skitourowych nartach można się spokojnie przemieszczać w dość urozmaiconym terenie. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie to znacznie ciekawsze.No a jak ostatnio patrzyłem to w Tatrach Zachodnich jest już 27 takich tras, a 7 w Beskidzie Niskim. Ale i tak najlepiej zacząć od wędrówek po zaśnieżonych równinach by wyrobić sobie kondycję. Ojej, ja mam w domu śladówki - ucieszyła się Elżbieta. Muszę przejrzeć sprzęt. Kiedyś na nich nawet jeździłam. A tej zimy to chciałam pojechać z Radkiem do Zakopanego, żeby trochę popędzlował w szkółce narciarskiej a ja jako stateczna matrona obserwowałabym go z leżaka.
To może stateczna matrona przyjechałaby zimą na działkę z tymi śladówkami? Ja też mam jeszcze stare śladówki, to moglibyśmy trochę razem potrenować. Na taki teren jak tu śladówki wystarczą w zupełności i zwyczajne buty narciarskie. Co prawda teraz to nawet buty do skitourówek są wypasione. W ogóle cały ten sprzęt jest bajecznie drogi i najlepiej kupować go za granicą w.....kwietniu, wtedy są naprawdę spore okazje cenowe.
A buty do trekkingu tuż przed sezonem zimowym- dodała Elżbieta. No a dzieciakom to nigdy się nie opłaca kupować nowego sprzętu, bo za szybko rosną - uzupełniła. Ja tylko wiem, że Radkowi od zawsze muszę kupować buty ze dwa razy w roku. Zimowe ciuchy to przeważnie okazywały się już za małe w lutym a buty to przed wakacjami i po wakacjach. I dobrze, że nie ma fioła na punkcie kopania piłki, bo wtedy nie tylko jest kwestia, że z butów smarkul wyrasta, ale przed wszystkim straszliwie je niszczy.Wiem co przeżywają moje koleżanki.
I tak, zgodnie z propozycją Jacka w niedzielne popołudnie wyruszyli jego samochodem do miasta. Ela zabrała od mamy całkiem sporą listę zakupów martwiąc się, kiedy zdoła je zrobić. Ale nie doceniła Jacka - przejrzał tę listę i powiedział - zrobię te zakupy oprócz tych aptecznych. Reszta jest dla mnie bezproblemowa.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń