niedziela, 21 stycznia 2018

"Michalina"- cz.2

Rodzice Michaliny byli zdumieni, że się jednak dziewczyna dostała na studia.
Co prawda ojciec twierdził, że na tak niepopularny wydział to nawet osła by
przyjęto, żeby tylko wydział funkcjonował.
Michalina była rozczarowana studiami. Jak na razie to głównie traciła czas na
przejazdy pomiędzy wykładami, koczowała na korytarzach bo nie miała co ze
sobą zrobić, a wrzesień tamtego roku do ciepłych nie należał. Dostawała od
babci niewielkie kieszonkowe, ale nie tyle by codziennie móc spędzać czas
w jakiejś kawiarence.
Poza tym nikt przed nimi nie ukrywał, że  po ukończeniu tego kierunku  nie
będzie łatwo znalezć pracę.
Pierwszy semestr jakoś zaliczyła. W drugim,zaczęła się zastanawiać co ze sobą
począć dalej. Nauki było sporo, ale wysiadywanie na korytarzach lub w szatni
nie należało do przyjemnych. No i zostawał problem co dalej? Czy jak wiele
innych panienek po różnych filologiach wyląduje sfrustrowana w okienku na
poczcie?
Nie ona jedna przeżywała takie rozterki.
Podczas tych "korytarzowych koczowań" jedna z koleżanek namówiła ją, by
przejechać się na Politechnikę, bo tamtejszy bufet studencki jest tani i
całkiem niezle zaopatrzony. Michalina chętnie skorzystała z propozycji,
zwłaszcza, że dzień wcześniej dostała od  babci pieniądze na uzupełnienie
swej garderoby, a głównie bielizny. Michalina była bardzo szczupła i dość
niska i bardzo często kupowała różne części garderoby w "Domu Dziecka".
Rzeczywiście, bufet  na tej uczelni był niezły- można było za niewielkie
pieniądze zjeść coś gorącego lub wypić kawę (dość lurowatą) i zjeść do niej
olbrzymią drożdżówkę z serem lub z budyniem. O ile kawa był kiepska,  to
dróżdżówki był świetne - świeże, duże i...tanie.
Niemal wszystkie stoliki w bufecie były zajęte, ale dziewczyny wypatrzyły,
że przy jednym stoliku są trzy wolne miejsca a jedno zajęte przez bardzo
pochłoniętego jedzeniem chłopaka.
Podeszły, zapytały czy mogą się dosiąść i wraz ze swoimi drożdżówkami i
kubkami kawy usiadły. Rozejrzały się po sali- tu prawie wcale nie było
dziewcząt. Chłopak, pomiędzy jednym a drugim kęsem pochłanianego
naleśnika nadziewanego serem i polanego jakimś sokiem zapytał:
a na jakim wydziale koleżanki studiujecie?
Dziewczęta spojrzały po sobie i Michalina niemal szeptem powiedziała -
my tu nie studiujemy, ale byłyśmy głodne i w  drodze na zajęcia tu weszłyśmy.
My jesteśmy ze slawistyki.
No tak- student uśmiechnął się szeroko - tak myślałem, że jesteście  tu raczej
przypadkiem. Tu mało dziewczyn studiuje. A ta slawistyka to coś ciekawego?
Ciekawego?- Michalina powtórzyła jak echo. No, średnio jak na razie i pracy
po tym raczej nie będzie.
Student  zerknął na zegar wiszący nad barem- muszę lecieć, a tak miło się
z wami rozmawia. Może spotkajmy się jutro, około 18-tej w "Hacjendzie",
przyjdę tam z kolegą to sobie razem porozmawiamy. Mam na imię Michał.
O to fajnie, ja jestem Michalina, a ona to Basia- odpowiedziała Michalina.
Ale zbieg okoliczności! - dodał chłopak,   zebrał brudne naczynia i powędrował
w stronę wyjścia.
To spotkanie w Hacjendzie było pierwszą randką Michaliny. Nigdy dotąd  nie
była na spotkaniu z chłopakiem.
Nieistotne, że było to spotkanie w czwórkę, do czasu ukończenia liceum nigdy
nie była w kawiarni w towarzystwie chłopaka.
A tak naprawdę to jeszcze nigdy nie była w prawdziwej kawiarni.
Po powrocie do domu zastanawiała się, czy powinna pójść z Basią na to spotkanie
z obcymi wszak  chłopakami.
Myślała i myślała, w końcu poszła po poradę do babci. Babcia stwierdziła, że
Michalina powinna się  spotykać również i z chłopakami, że przecież idzie do
kawiarni w centrum miasta a nie sam na sam z chłopakiem do lasu.
Boże, co oni z tego dziecka zrobili- westchnęła  babcia nie zważając na to, że
Michalina  to słyszy- wychowali dzikuskę, jak ze wsi zabitej dechami!
Następnego dnia razem z Basią, dziesięć minut po umówionej godzinie wspólnie
pchnęły ciężkie drzwi "Hacjendy". Nim zdążyły się rozejrzeć po sali, dopadł
je Michał i zaprowadził do stolika, przy którym już czekał jego kolega.
Dziewczęta zaraz na początku zastrzegły, że one płacą za siebie w myśl bardzo
wówczas modnego powiedzenia " każda dama płaci sama". Młodzieńcy też
nie należeli do bogatych i nie nalegali by dziewczyny zmieniły zdanie w tej
materii.
Wieczór minął szybko, za szybko jak na gust Michaliny. Michał postanowił,
że odprowadzi Michalinę do domu. W autobusie  cały czas obejmował ją
delikatnie ramieniem, podobno po to, by nie uderzyła się w ramię gdy autobus
zarzucał na zakrętach.
Po drodze Michał już snuł plany odnośnie ich dalszych spotkań, wpatrywał się
dość nachalnie w oczy Michaliny, szeptał do ucha komplementy dotyczące
jej urody. A jej robiło się gorąco i przenikał ją dreszcz gdy szeptał jej do ucha
i niby niechcący  dotykał go wargami.
W domu długo nie mogła zasnąć i rano wstała pół żywa  z niewyspania.
Chyba Michałowi  wpadła w oko  Michalina- spotykali się niemal codziennie.
Michał mieszkał w akademiku. Studiował  automatykę i miał naprawdę dużo
nauki. Michalina była skłonna raczej rzucić studia - ale na razie dalej chodziła
na wykłady, zwłaszcza, że  babcia zaczęła szukać dla niej mieszkania.
Kawalerka była nieosiągalna, ale okazało się, że dwa pokoje z  ciemną kuchnią
były niemal w cenie kawalerki.
Kupno dla wnuczki mieszkania wywołało wściekłość jej rodziców.
Jakoś nie dotarło do nich, że mieszkanie w którym mieszkają jest tak naprawdę
własnością babci i oni mieszkają u niej, a nie ona u nich. Robili jej cały
czas wymówki, że zamiast kupić dla siebie mieszkanie a to zapisać dla syna, ona
kupuje mieszkanie dla Michaliny, jako darowiznę.
A babcia postawiła sprawę jasno - cicho, ale dobitnie powiedziała - przecież
mogliście się zapisać do jakiejś spółdzielni mieszkaniowej, jeśli  wam tu ciasno
ze mną. Mieszkanie jest moje, to ja je kiedyś dostałam.Wy macie trzy pokoje,
ja jeden. I wiedzcie- ja się stąd  nie wyprowadzę, chcę umrzeć w tym mieszkaniu
i mam do tego prawo. To jest moje mieszkanie i nawet nie wiem, czy je wam
zapiszę w testamencie. Może dostanie je Michalina.
Atmosfera w domu stawała się coraz cięższa i Michalina z chęcią przebywała
poza domem.
Sesja letnia zbliżała się wielkimi krokami. Michał miał wciąż jakieś zaliczenia,
narzekał  na brak czasu  i brak snu.
Michalina stwierdziła, że może w takim razie ograniczą swe spotkania, bo jakby
na to nie spojrzeć, to egzaminy coraz bliżej i są znacznie ważniejsze niż ich
spotkania. Zresztą ona też chyba musi pobuszować nieco w książkach i pobłądzić
palcem po mapie. W szkole nie błyszczała na lekcjach geografii, więc teraz musi
nieco więcej popracować.
Spotykali się nadal,  ale teraz zaledwie 2 razy w tygodniu, w czwartki i soboty.
Michał przy każdym spotkaniu przepytywał Michalinę co robiła, z kim się
w tym czasie widziała i nie chciał uwierzyć, że ona naprawdę spotyka się tylko
z nim.
Po kilku takich rozmowach Michalina się rozzłościła i zwróciła mu uwagę, że on
nie ma prawa negować tego co ona mu mówi , poza tym ona  nie jest jego
narzeczoną i ma prawo spotykać się z kim chce a jemu nic do tego.
I nim się Michał zorientował obróciła się na pięcie i poszła na przystanek.
Michał stał i zastanawiał się co zrobić, by nie wyjść  na idiotę, tymczasem
nadjechał tramwaj i Michalina do niego wsiadła, choć nie był to ten, którym
zwykle  jezdziła do domu.
A Michalina na następnym przystanku przesiadła  się  do autobusu i pojechała
do domu. Zaraz po powrocie wzięła na długi spacer Czarusia , czyli efekt
psiego mezaliansu.
Gdy wróciła po dwóch godzinach niemal w progu padło pytanie babci - kto to
jest Michał, bo ten człowiek już trzy razy tu dzwonił i chciał  koniecznie
rozmawiać z Michaliną. 
Michalina zaczerwieniła się i wyjaśniła, że to tylko kolega, ale się trochę
"przemówili" i on pewnie dlatego wciąż  telefonuje. I to jest właśnie ten, z którym
się kiedyś umówiła w Hacjendzie.
Babcia poprosiła by Michalina zrobiła im obu kawę i przy kawie i ciasteczkach
Michalina jej wszystko opowie "o tym ich przemówieniu się".
Kawa i ciastka  niemal zawsze koją nerwy o czym  babcia dobrze wiedziała.
Michalina opowiedziała  całą historię swej znajomości z Michałem. Babcia    się
nieco zamyśliła i potem powiedziała - przyprowadz tu tego młodzieńca, chcę
mu się przyjrzeć. W przyszłą sobotę twoi rodzice jadą do Katowic, więc od  rana
będziemy same w domu.  Tylko mu nie mów, po co ma przyjść, bo się jeszcze
chłopaczyna wystraszy.

7 komentarzy:

  1. Oj, cos mi ten Michal wyglada na zaborczego zazdrosnika. MNie juz by sie zapalilo ostrzegawcze swiatelko i mam nadzieje, ze babcia w pore go rozgryzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Młodym, niedoświadczonym dziewczynom czerwone światełko zapala się z reguły zbyt pózno, a do tego są skłonne niewłaściwie je interpretować. Zapewne wiele z nich sądzi, że miłość musi iść w parze z zazdrością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi się nie podoba ta zazdrość, poza tym sugeruje, że chłopak sam się z innymi spotyka, skoro mu tak trudno uwierzyć, że Michalina nie ma innych spotkań od tych z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrość to paskudna cecha, jak dla mnie- patologiczna.

      Usuń
  4. Żeby młode dziewczyny wiedziały to, co my teraz o życiu...nie wiem czy powinny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale powinny wiedzieć znacznie więcej niż z reguły wiedzą. Może wtedy byłoby mniej rozwodów, mniej znerwicowanych kobiet, mniej porzuconych dzieci.

      Usuń
  5. Kawę zaczęłam pijać przed maturą, gdy zarywałam noce ucząc się. Słodycze, w tym ciast(ka) uwielbiałam od zawsze, ale ani jedno ani drugie nerwów mi nie koiło niestety. A w "Hacjendzie" też bywałam jako studentka.

    OdpowiedzUsuń