sobota, 31 stycznia 2009

Europejczyk

Jak już zapewne zauważyliście zaliczam sie do osób nieco dziwnych i co za tym idzie, moi znajomi tez bywają nieco dziwni. Wiadomo, swój do swego ciągnie.
Chcę dziś opowiedzieć o jednym z naszych przyjaciół ,ale zachowam w tajemnicy jego prawdziwe imię, otrzyma nick - Europejczyk.
Europejczyk dziś jest w wieku 62 lat, prezentuje się całkiem niezle, wysoki, ciemne, gęste włosy nieco przyprószone są siwizną, ale broda ma już sporo srebrnych nitek.
W latach szczęśliwości gierkowskiej udało mu się wymknąć z Polski do RFN. Niechętnie wspomina ten okres, twierdzi, że było ciężko, wszak znalazł się tam nielegalnie. Bardzo chciał tam pozostać i chyba dlatego ozenił sie z Polką, która miała obywatelstwo niemieckie.
W latach 80-tych, przyjechał do Polski. Był to okres, w którym powstawały pierwsze spółki z o.o. a ludzie uwierzyli, że można poradzić sobie z prowadzeniem działalności gospodarczej.
Właśnie wtedy spotkaliśmy się z Europejczykiem po raz pierwszy. Wspólnie rozkręciliśmy spółkę, która nawet niezle prosperowała, to znaczy nie przynosiła dochodu, ale i nie dawała strat.
To była prawdziwa szkoła przetrwania - pracownicy mieli wyższe wynagrodzenie niz prezes Spółki, pracowało się od świtu do nocy, że juz nie wspomnę, o tym drobiazgu, że nie przypominam sobie abym miała wolna sobote czy tez niedzielę.
Gro czasu zabierało nam lawirowanie w gąszczu przepisów, bieganie po przeróznych urzędach, wypełnianie stosów różnych papierków , użeranie sie z urzędnikami.
Pierwszy załamał sie Europejczyk. Zabrał co swoje i postanowił rozwinąc własny, jednoosobowy interes. Zrobił uprawnienia na tzw. "gospodnika" i postanowił załozyć mini bar. Mini - bar to brzmiało dumnie, bo w praktyce to był po prostu rożen.
Pierwszą rafą było znalezienie jakiegoś małego lokalu, np. wielkości kiosku ruchu, najlepiej w miejscu , w którym taki rożen miałby racje bytu, np. blisko parkingu lub stacji benzynowej.
Sprawa nie była wcale łatwa i prosta. Europejczyk załatwił w końcu zezwolenie na handel obwozny tymi nieszczęsnymi kiełbaskami z rożna.
Prawie codziennie stawał w innym miejscu przy szosie "gierkówce", rozkładał rożen, rozpinał nad nim kolorowy parasol, rozpalał grill, rozstawiał stolik turystyczny i 2 krzesełka.
Zakończył jesienią, pożegnał sie z nami i powiedział, że wraca, skąd przyjechał. Nie mieliśmy pojęcia jak mu ten interes sie udał, ale chyba nie było zle.
Po kilku miesiącach otrzymaliśmy wiadomośc, że jest w Hiszpanii i zabiera się za ...hotelarstwo.
Zakupił jakąś ruinę, którą ma zamiar przemienić w dobrze prosperujący pensjonat.
Tymczasem my zrezygnowaliśmy z prowadzenie tej Spólki, bo juz oboje mielismy dość zycia na dwa domy. Przejął od nas całość trzeci wspólnik.
Pomyślalam wtedy,że fajnie będzie, gdy kolega będzie miał pensjonat w Hiszpanii, moze uda się nam pojechać tam na wakacje.
Wtedy, gdy byliśmy prawie pewni, ze ten hotel juz jest wybudowany, pojawił sie u nas Europejczyk.
Wesolutki jak szczygiełek bo....pozbył sie kłopotu, sprzedał prawie gotowy hotel i jeszcze na tym zarobił. Był jeszcze jeden powód do radości - żona go porzuciła, bo nie odpowiadał jej żywot żony marynarza.
Europejczyk posiedział kilka miesięcy w Polsce, przymierzał się do interesów, ale doszedł do wniosku, że u nas coraz trudniej jest prowadzić jakąkolwiek działalnośc gospodarczą. Przepisów przybyło, niektóre były ze soba sprzeczne, obciązenia pracodawcy stale rosły, fiskus miał nienasycony apetyt, trudny do zaspokojenia.
Pojechał znów do Niemiec, pozałatwiać wszystkie swoje sprawy rodzinne.
Po jakimś czasie dał nam znać, ze znów jest w Hiszpanii, ale tym razem ma firmę budowlaną, bo do Hiszpanii przyjezdza wielu Brytyjczyków , kupują stare domy i remontują je, aby się osiedlić na stałe.
Europejczyk często zatrudniał naszych robotników, bo nasi są słowniejsi niz hiszpańscy. Jakoś mnie to nie dziwiło. Nasi przyjeżdżali tam na krótko, chcieli jak najwięcej zarobić, więc intensywnie pracowali.
Hiszpańscy fachowcy umawiali się "na rano" , ale to rano często wypadało około południa, zaraz potem była przerwa i na budowie zapadała niczym nie zmącona cisza.
Tak właśnie przebiegał remont tej ruiny, która poprzednio kupił Europejczyk.
Przez kilka lat Europejczyk nie dawał znaku życia, jego komórka była nieczynna.
Przyjechał niedawno. Tak samo miły i serdeczny jak zawsze. Już od dość dawna nie remontuje "ruin hiszpańskich".
Prowadzi firmę w Niemczech. Zatrudnia polskich specjalistów, po których sam przyjeżdża do Polski.
A co robił przez ten czas, gdy się nie odzywał? Nie uwierzycie - wędrował po Europie! I to wcale nie samochodem . Najczęściej poruszał się rowerem lub wędrował pieszo, szlakami dawnych kupców. W ten sposób pokonał część "via male" , drogi prowadzącej przez przełęcze alpejskie,
przedreptał Południowy Tyrol, rowerem pojezdził po Hiszpanii i Szwajcarii.
Pytałam go o ten kryzys, czy utrzyma firmę w kryzysie. Tylko się roześmiał.
Nie obawia się kryzysu, nie spłaca kredytów, nie ma żadnych zaległości finansowych.
Nieśmiało zapytałam o życie osobiste - jest sam, bo jakoś żadna z pań nie była zainteresowana czekaniem na niego w samotności w domu lub wędrówką po Europie per pedes lub rowerem.
Ot, prawdziwy Europejczyk.
anabell

24 komentarze:

  1. Witaj,
    cóż, wielce ciekawa, kosmopolityczna historia. Niestety, jak się okazuje, najgorzej wyszedł na interesach w Polsce. Wypada mu zazdrościć samozaparcia i tej aktywności, której wielu młodszych od niego nie posiada,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, smooth,zawsze podziwiam jego energię i wiarę,że człowiek wszystko może, pod warunkiem,że nie będzie stał w miejscu i narzekał.On doskonale wie,że każde przedsięwzięcie łączy się z ryzykiem i trzeba się liczyć z możliwością,że to ryzyko się nie opłaci.I dotyczy to każdej sfery, uczuciowej również.
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym tak... nieśmiało... na ten rower się "zapisała" ;) :) Partner "marynarz" też by mi odpowiadał, bo nie lubię, jak mężczyzna siedzi w domu i rozrzuca koszule po krzesłach :)))

    Ciekawe życie Europejczyka i jego elastyczność w interesach.

    Pozdrawiam niedzielnie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. To trzeba umieć. Podziwiam ludzi, którzy rozkręcają własne interesy, przerzucają się z branży na branżę i zawsze wychodzą na swoje. Ja do takowych się nie zaliczam, więc cieszę się ze stałej posady - i choć czasem narzekam, nie zamieniłabym się z nikim.
    Pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow- podziwiam Europejczyka. Co za samozaparcie - konsekwentne dążenie do celu. Tylko czy cena nie okazała się za wysoka?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz "anonimku", on to wręcz niecierpi siedzieć w domu dłużej niz kilka dni. Jest uroczym facetem, ale na męża to się zupełnie nie nadaje, zerowe zainteresowanie domem, ale gotować lubi.Bigos to robi hobbystycznie, a zaczyna chyba już 1 grudnia.Jest fajnym facetem "na przychodne", tak raz na miesiąc. Podejrzewam,że nawet na wędrówce dłużej niż tydzień to ja bym z nim nie wytrzymała. Ale ma jeszcze jedną zaletę- lubi robić zakupy z kobietą, zwłaszcza ciuchowe i zagląda do przymierzalni.Umie też doradzić i to całkiem trzezwo, jak sie w danym ciuchu kobieta prezentuje.
    Mam Cię zareklamować?
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeżyłam te szkołe własnej działalności i nigdy więcej w tym kraju, przy tych kretyńskich przepisach, gdy wszyscy, niezależnie od tego kim są (fiskus lub twoi znajomi) uważają,że tylko nieuczciwościa możan coś zarobić. W najlepszym razie znajomi uważaja cię za cwaniaka, a urzędy zawsze za oszusta.A wiezr mi, nie jest łatwo być pracodawcą takim, by ludziom zapewnić prace i odpowiednie wynagrodzenie.
    Miłego, anabell

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Erinti, nie narzekał, on woli być "wolnym strzelcem"
    Pozdrawiam cieplutko,
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta anonimka, co się na rower chciała załapać, to ja - alElla.
    A zakupów nie lubię, przymierzalnie omijam szerokim łukiem, to Europejczyk musiałby sam na zakupy chodzić :)))

    Chyba nigdy nie zapamiętam, żeby w każdym komentarzu podpisać się :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Anabell, bardzo ciekawy tekst. Tak mi tylko powstała refleksja, ze gdyby wszyscy chcieli byc jak Europejczyk, to skąd by brać ludzi do pracy, tych robotników. Trzeba by chyba produkować w przyspieszonym tempie te androidy.
    Myślę, że niedobrze jest, gdy tak jak u nas istnieje zasadniczo jeden model sukcesu i się nie szanuje innych,którzy chcą tylko pracować i mieć spokojne życie, a przecież na ich pracy opiera się dobrobyt Europejczyków.
    Wiesz, nie piszę tego do ciebie, bo tego nie ma w twoim tekście, ale jakże często dostrzegam u siebie na blogu komentarze traktujące ludzi pracy jak jaśnie państwo z "Lalki" traktowało Wokulskiego.
    I jakże często spotkałam się z poglądem, że jak nauczycielka jest niezadowolona ze swojej płacy, to może zająć się czym innym. Pytanie, gdyby wszystkie nauczycielki się chciały zając np fryzjerstwem czy być Europejkami?
    Tak więc twój ciekawy tekst sklania do ogólniejszych refleksji.
    Pozdrawiam
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Anabell, jeszcze raz, potwierdzam, co piszesz, że u nas prowadzić własną firmę to niemal bohaterstwo. W rodzinie u mnie młoda dziewczyna jeszcze z energią to sobie radzi,
    Ale to jest o tyle dobre, ze daje niezależność.
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Mario, nie napisałam jeszcze jednego- on ma jedna "ciekawą" cechę-gdy bierze sie za jakis temat, to zawsze musi przy tym sam popracować fizycznie. Nie cierpi papierków, kontaktów z urzędami, a u nas tak się nie da. Z tej Spółki odszedł dlatego tak szybko, bo ciągle musiał cos załatwiać w urzędach- a to przydzial na coś, a to jechac do hurtowni, nie mial zupełnie czasu "podłubać" na produkcji.Ona umie b.wiele rzeczy sam zrobić, nawet na ceramice się zna. I szanuje ludzką pracę.
    Znam wielu b. wartościowych nauczycieli ale i takich którzy nigdy nie powinni sie znależć w szkole.I myśle, że to przez takich ludzi ten zawód jest zle oceniany.
    A jeszcze a propos Europejczyka- gdy wędrował, nie mial firmy, troche dorabiał po drodze, by nie naruszac oszczędności. W sumie to fajny facet,chociaz wiele osób uważa go za dziwaka.
    pozdrawiam, anabell
    Mnie sie on kojarzy z Cyganem, to ciągłe wędrowanie, niechęc do siedzenia na miejscu....

    OdpowiedzUsuń
  13. alEllu, wiedziałam,że to TY, jeszcze troche, a sie przyzwyczaisz. Zywnościowe tez dobrze robi, tylko zawsze jakos bardzo hurtowo.
    No to jak, zareklamować Cie?:)))
    milego,
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiesz Mario, gdyby to wszystko bylo w jednym miejscu, to może bym to wytrzymala, ale to bylo ponad 100 km od domu, dziecko jeszcze w szkole, a nikogo nie mialam do pomocy.Mąż cały czas w firmie, ja tam na soboty i niedziele i jeszcze tutaj. Nie wyrobiłam.
    Chwilami mam wrażenie,że właśnie juz byłam za stara na taką zabawę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Anabell, ciekawą historię opowiedziałaś. Niezwykłe wspomnienia musi mieć Europejczyk, bardzo barwne życie prowadzi:) Nie każdy marzy o stabilizacji, może on jest w tym swoim życiu właśnie szczęśliwy? Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Roztrzepańcu, ja jestem pewna,że jest szczęśliwy, w końcu nie każdy jest szczęśliwy gdy jest zakotwiczony, niektórzy wolą swobodny dryf. Ja akurat cenię sobie coś stałego,jakąś stabilizację.
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozbawiło mnie, że miał powód do radości bo zostawiła go żona :)
    Nie ważne czym się w życiu zajmował i gdzie. Ważne czy mu to przynosiło satysfakcję.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz Jacku, bo pewnie coś jest z tym powiedzeniem "baba z wozu, koniom lżej":))))))
    Ja myślę, że to był układ, który w pewnej chwili stracił rację bytu, a dzieci tam nie było i mam wrażenie,że nikomu się krzywda nie stała.Sam wiesz,że jedni się żenia z miłości,niektórzy z rozsądku a jeszcze inni...dla uzyskania obywatelstwa. To był ten ostatni wariant.
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  19. Opisany Europejczyk (bo nie wiem czy każdy) prowadzi życie urozmaicone i nie przygniatają go żadne zmory finansowe, więc mu - prawdę powiedziawszy - zazdroszczę :)
    U nas trzeba się niemało natrudzić, by zapewnić sobie jakąś małą stabilizację. W dodatku starzy znajomi uważają, że zadzierasz nosa (pewnie z tego braku wolnych sobót) i nic od ciebie nie kupią (bo pewnie na nich zarobisz krocie) a na nowych znajomych nie ma czasu albo i ochoty. Eh, życie...
    Pozdrawiam - srebrzysta

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj Srebrzysta, cieszę się,że zajrzałaś. Masz rację, żyjemy w w karju, gdzie króluje bezinteresowna zawiść. Gdybym miała te 20 lat ,mniej, to pewnie bym stąd nawiała.
    pozdrawiam serdecznie, anabell

    OdpowiedzUsuń
  21. Mi się historia tego człowieka bardzo podoba. Może nie wszystko wychodziło mu tak, jakby chciał, ale wciąż do czegoś dążył. I wynika z tego, że nie załamywał się niepowodzeniami. Podczas gdy wielu ludzi myśli, co by tu zrobić, on działał. A tych podróży to mu zazdroszczę. Gdyby był młodszy i zechciałby poczekać kilkanaście lat aż dzieci odchowam, z chęcią bym popodróżowała nawet na piechotę:))))

    OdpowiedzUsuń
  22. Anabell, ja nie nawiałabym. Zresztą "nawiałam" mając 19 lat. Nie na jakieś tam poszukiwania, tylko do konkretnej pracy i do szkoły z perspektywą na studia ze stypendium. I co? Wróciłam. Było mi za granicą "za zimno", brakowało polskiego ciepła i polskiej gościnności. Nie odnalazłam się w "zimnym" , bo taki mi się tam zdawał, świecie.

    alElla

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj Atino, to naprawde fajny kumpel, tylko na męża kiepski materiał.Dzieci tez nie są w kręgu jego zainteresowań, bo to rodzaj kotwicy.Właśnie, lata lecą i jestem ciekawa co będzie dalej.Ostatnio narzekał na korzonki i na to,że gdy deszcz pada, to musi mieć coś na głowie, bo juz włosy nie tak gęste jak kiedyś. Fakt, kiedys byly gęstości zimowego futra niedzwiedzia.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ellu, bo gdy sie ma aż/tylko 19 lat, to byc samemu za granicą nie jest łatwo. Moja w wieku 16 lat pojechała po raz pierwszy w życiu sama i to odrazu do Anglii.Przepłakała całe 3 tygodnie w poduszkę, ale po powrocie oświadczyła,że za rok tez pojedzie. I pojechała.A potem wciąż gdzies wyjeżdżała-Austria, Holandia, na jakies kursy językowe, potem służbowo i w końcu wogóle stąd wyjechała. A e€ropejczyk bardzo lubi moją córkę i wciąz ząłuje,że ma o 30 lat za dużo.:)))
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń