piątek, 23 stycznia 2009

Obejrzałam bardzo ciekawy film dokumentalny. Film bez ani jednego dialogu, skromne , niezauważalne tło muzyczne, pełna gama dzwięków natury. Film był nakręcony w amazońskiej dżungli.
We wstępie realizatorzy podali, że nie mogą ujawnić ani dokładnego miejsca, w którym był film nakręcony, ani nazwy plemienia, które zostało sfilmowane, ponieważ jest to ostatnia grupa etniczna, nie mająca kontaktu z dzisiejszą cywilizacją i tak powinno jak najdłużej pozostać.
Trochę był ten film trudny w odbiorze, bo nikt nic nie tłumaczył, nie wyjasniał kto kim jest.
Filmy o Amazonii, które dotychczas oglądałam pokazywały owych na wpół dzikich Indian, których kontakt z cywilizacja sprowadzał się do używania plastikowych pojemników na wodę, noszeniu podartych podkoszulków, zasłanianiu "nieprzyzwoitych" części ciała.
Ci Indianie byli jednak inni - na wodę mieli tykwy, jakieś gęsto splatane pojemniki, wyścielane dużymi liśćmi. Właściwie wszyscy byli nadzy, bo trudno róznego rodzaju ozdobne plecionki nazwać ubraniem. Wszystkie kobiety i dzieci miały skórę pokrytą jakąś kremową substancją w kolorze terakoty. Dzieci miały równiez pokryte nią główki. Wyglądało to niesamowicie. W dalszym ciągu filmu nastąpiło wyjaśnienie, czym pokryte są ich ciała.
Wszystkie kobiety i dzieci chodziły w określone miejsce, z którego wydobywano tłustą, czerwona glinkę. Przed nałożeniem nowej warstwy stara była dokladnie zmywana. Kobiety pomagały sobie wzajemnie przy nakładaniu owego kosmetyku. Mam wrazenie, ze była to ochrona przed insektami. W czasie tej "operacji" wszystkie kobiety wyglądały na bardzo szczęśliwe i zrelaksowane. Potem wracały do wsi , o ile można nazwać wsią 3 chaty zbudowane z trzciny i jakichś gałezi. Część z nich oddalała się od wioski i zabierała starsze dzieci, każda miała jakis koszyk na plecach , oraz coś w rodzaju siatki przywiązanej wokół talii, w ręce dość gruby patyk, niektóre zaś długie kije.
Nie wiem skąd wiedziały, w którym miejscu kopać, bo na moje oko te wykopywane bulwy mogły być pod każdym krzakiem. Inne , tymi długimi kijami starały się naginac gałęzie, z których zrywały liście , a z niektórych gałęzi owoce.Zabawne, gdy oglądasz film i nie jestes w stanie rozpoznac jakie to owoce zbierają.
Następna scena to znowu ta wioska. Mężczyzni zajęci zdobieniem twarzy. Oczywiście malują się nawzajem, lusterko rzecz nieznana. Z pewnością nie jest to "makijaż" wojenny, ale ma jakieś rytualne znaczenie. Za chwilę mężczyzni i młodzi chłopcy wyruszają w las, myślę, że idą na polowanie, mają ze sobą łuki. A więc owe malunki miały pomóc w polowaniu.
Kobiety wspólnie zabieraja sie do przygotowywania jakiegoś posiłku. I w tym miejscu pełne zaskoczenie- one mają coś pośredniego między nożem a maczetą. A więc jest jakis kontakt z cywilizacją. Gdy patrzę jak męczą się obłupywaniem tych twardych bulw, myślę, że zawsze
kobietom trafiały się ciężkie prace. A potem wrzucają te posiekane bulwy do naczynia zrobionego chyba z pnia drzewa wydrążonego w środku i zaczynają ubijać grubym drągiem.
Stoją we trzy, każda ma własny drąg, tłuką na zmianę. To młode kobiety, mają pogodne twarze, krótkie kręcone włosy, w uszach jakieś ozdoby, wyglądające jak duże pestki. Ich wielkośc kojarzy mi sie z pestką awokado . To co zwraca uwagę to mała ilość niemowląt. Nie wiem dlaczego, na filmach dotąd oglądanych było zawsze sporo maluchów. Zreszta cała ta wioska jest nieliczna, nie mogę się zorientować ile właściwie jest tych osób.
Kamera usiłuje zaglądnąć do wnętrza chaty, ale w tym momencie wyrasta przeszkoda w postaci bardzo starej kobiety, która robi reką taki ruch, jakby odganiała muchę. Ta kobieta nie jest pomalowana gliną, ma ciemną, bardzo pomarszczona skórę, kolorem przypominającą łupinę orzecha. Ale na jej twarzy nie widac złości czy tez zniecierpliwienia. Twarz wprawdzie tonie w głębokich zmarszczkach, ale jest łagodna, nieomal uśmiechnięta.
Zreszta wszyscy sfilmowani Indianie wyglądaja na spokojnych, łagodnych ludzi. Wszystko co się tu dzieje jest wykonywane bez pośpiechu, nikt nikogo nie pogania, nie rozmawiaja ze sobą zbyt dużo. Zdają sie zupełnie nie zauważać kamery. Do wioski wracaja mężczyzni - do długiego kija, który niosą dwaj męzczyzni, przwiązane są dwie martwe małpy.
Oszczędzono widzom widoku szykowania posiłku z małp.
Ostatnia scena to wspólny, wieczorny posiłek przy niewielkim ognisku.
Pomyślałam ,że własciwie każdy kontakt tzw. "ludów prymitywnych" z cywilizacja białych nie był dla nich korzystny. Wiele plemion niemal wyginęło, bo zmiotły ich choroby przywleczone przez nieproszonych gości.
Nikt nie zadawał sobie trudu dokładnego poznania owych "prymitywnych " plemion, a przecież one funkcjonowały, miały własny ustalony porządek działania, swego wodza, określone rytuały na każdą okazję. A że ich obyczaje były dla "cywilizowanych" zupełnie niezrozumiałe to nie dowód, że były niewłaściwe. Siłą narzucano inne obyczaje, wprowadzano nowe porządki. Niekiedy tych "dzikich tubylców " po prostu zabijano, przepędzano, więziono, tak jak w Ameryce lub Australii. Myślę, że gdyby wykazano więcej cierpliwości i wyrozumiałości to trwające obok siebie nawet bardzo różne cywilizacje wymieszałyby się, z większą korzyścia dla tych
"prymitywnych".
Brat mojej matki, przez wiele lat był polskim attache handlowym w jednym z krajów afrykańskich. Był zafascynowany Afryką, na urlopy nie przyjeżdzał do Polski, zwiedzał Afrykę.
Zachwycał się afrykańskimi legendami, obyczajami, sztuką.
Gdy już po jego powrocie rozmawiałam z nim na temat Afryki powiedział, że ekspansja białego człowieka jest zgubą tego kontynentu. W tym okresie jeszcze nie było tam wojen, nie wszystkie kraje były niepodległe. Ale wujek właśnie w owej niepodległości upatrywał zarzewie wszelkiego zła. Uważał, że i do niepodległości i do demokracji każdy naród musi dojrzeć , a jest to proces bardzo powolny, który musi trwać przynajmniej sto lat. Nagłe przekształcenie przeważnie kończy się rewoltą, wojną domową, kłopotami gospodarczymi. Chyba wypowiedział to w złą godzinę. To wszystko właśnie mamy w Afryce. Dziż już wujka nie ma wśród nas i czasem myślę, że to dobrze - serce by mu pękło z bólu, gdyby słuchał tych wszystkich wiadomości napływających z "Czarnego Kontynentu."
anabell

14 komentarzy:

  1. "Brzemię białego człowieka" - tak bym to nazwała. Niesienie cywilizacji tam, gdzie jej nie ma, powinno być dobrze przemyślane. W czasach odkryć geograficznych "uszczęśliwianie na siłę" ludów z terenów podbitych było aktem bestialstwa i barbarzyństwa. Nie liczyła się kultura miejscowa, liczyły się ziemie i łupy. Ale taka była ówczesna mentalność ludzi, taki był system wartości. Dziś wiemy więcej, inaczej myślimy. Ale jakoś jestem niemal pewna, że gdyby ujawniono miejsce zamieszkania tych ludzi, o których napisałaś, zjawiliby się u nich kolejni "konkwistatorzy" i na siłę próbowali wepchnąć w objęcia cywilizacji. Niech więc żyją jak najdłużej w swoim świecie. Kto mówi, że nie są mniej szczęśliwi od nas...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Effciu, tez tak myślę.Ja myślę,że niektórym trudno pojąć,że gdy ktoś myśli inaczej i inaczej żyje to może być szczęsliwy.To jakieś ograniczenie umysłowe, prawda?
    Miłego weekendu Ewuś, anabell

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy do niepodległości, demokracji i wiedzy o funkcjonowaniu świata muszą dorosnąć. Niestety pominięcie jakiegos etapu ewolucji zawsze niesie ze soba zgubne efekty. Opowiadała mi moja kuzynka mieszkająca od 40 lat RPA o efektach zmian jakie zaszły kiedy rządy objęli tubylczy mieszkańcy. Przeprowadzili np. przyspieszonę elektryfikację co spowodowało braki w dostawach prądu, bo nie wiedzieli, że należy również budować elektrownie. Gdyby każdy lud miał mozliwość funkcjonowania i rozwijania się z właściwą sobie szybkością byłoby zdecydowanie lepiej. A tak biali uważają, że niosą ze sobą wszędzie dobro, a to wcale nie jest prawdą. Pozdrawiam eurydyka

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Eurydyko,no właśnie w Afryce to było i jest widać bardzo dobrze.To tak jak z raczkowaniem u dzieci-jeśli nie bęzie odpowiednio dużo raczkowało przed chodzeniem, może to zaowocować kłopotami z kręgosłupem już w wieku szkolnym.Chwilami mam wrażenie,że nasz kraj też w 100% nie dorósł do demokracji.
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę że takim plemionom należy pozwolić się rozwijać swoim rytmem i żyć po swojemu. 'Cywilizowanie' na siłę nie przynosi nic dobrego. Kto dał nam do tego prawo?
    Erinti

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Erinti, już wieki temu mędrcy tych "dzikich", podbijanych i niszczonych ludów orzekli,że biała rasa jest bezlitosna, przekonana o swej wyższości nad innymi rasami, a w gruncie rzeczy nic ich do tego nie upoważnia.To,że nam się coś wydaje
    nieludzkie wynika z naszych przekonań, ale czy naprawdę takie jest? Jeżeli prawa plemienne utrzymywały dana społeczność w dobrej kondycji, jednoczyły to plemię, to kto dał nam prawo to zmieniać tylko dlatego,że my działamy inaczej? Chyba na zawsze będzie to dla mnie zagadką.
    Miłego Erinti, anabell

    OdpowiedzUsuń
  7. Przełomem w historii świata był z pewnością podbój obu Ameryk przez Hiszpanów. Ciekawie to opisuje Michael Wood, który przebył szlak śladami konkwistadorów od jeziora Titicaca do Amazonii, od pustyń Nowego Meksyku do Machu Picchu. Opisuje historię zagłady państwa Azteków oraz andyjskiego imperium Inków.

    Jako Chełmianka – z lokalnego patriotyzmu ;):) napiszę o chełmskim poecie, prozaiku, krytyku literackim i etnografie., który zasłynął jako prekursor nowej powieści indiańskiej. Po wydaniu powieści „Tecumseh” (1977 r.) na wniosek jednego z plemion został członkiem Międzynarodowego Ruchu Obrony Praw Indian. To Longin Jan Okoń.
    Niestety, mało takich i mamy, jak mamy. Giną całe plemiona, przenikają i szerzą się nieznane im choroby, a powszechne hasła globalizacja i demokracja dla wszystkich, czy jej chcą, czy nie chcą, na sztandarach decydentów o losach świata.

    alElla

    PS. Już parę razy publikowałam. Dalej nie mogę się przyzwyczaić. Łajza ze mnie i jeden komentarz tutaj zajmuje mi pół dnia :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj alEllu, jakos nic o tej książce i jej autorze nie słyszałam.Nasze mnogie wydawnictwa głównie reklamują jakieś beznadziejne romansidła albo horrory, ewentualnie coś jakby kryminały.Nie da się ukryć,że ekspansja białego człowieka nikomu nie wyszła na dobre, jemu samemu też.
    Pozdrawiam cieplutko, anabell

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że się tu zwracam, ale każda droga dobra.
    Zalinkuj, proszę, ten adres

    http://pomozkacperkowi.pl/

    na swoim blogu i pomóż Kacperkowi.
    alElla

    OdpowiedzUsuń
  10. Anabell, bardzo ciekawy temat poruszyłas tutaj. I masz zupełną rację. Biali, kiedy napotkali 'prymitywne' plemiona innych kontynentów, z miejsca sklasyfikowali tych ludzi jako dzikich, pozbawionych kultury i wyższych celów, brutalnych, negatywy możnaby mnożyć. Tymczasem wynikało to z całkowitego niezrozumienia innego niż zachodni sposobu na życie. Plemiona te mają bogatą kulturę, tradycję, olbrzymią wiedzę co do środowiska w którym żyją, co nie raz zaskakiwało współczesnych badaczy. Niestety część ludzi wciąż nie może pojąć, że 'uszczęśliwianie' tych ludzi cywilizacją i jej zdobyczami jest czymś czego oni mogą sobie wcale nie życzyć. Inna sprawa, że postępujące niszczenie środowiska naturalnego być może zmusi tych ludzi do 'ucywilizowania się'.
    Czytam teraz ciekawą książkę Richarda Leakey, "Tworzenie rodzaju ludzkiego", która mówi głównie o ewolucji człowieka, ale też poświęca sporo miejsca opisowi trybu życia plemion zbieracko-łowieckich, także współczesnych (nawet piszę teraz post na mój blog z tą tematyką związany). I to jest to o czym mówimy, plemiona które od tysięcy lat żyją na swój sposób, w których ludzie powiązani są silnymi więzami społecznymi, będąc zmuszane do osiedlenia się, przejęcia zdobyczy techniki, zatracają swoją tożsamość bezpowrotnie. Może i jest to nieuchronne, ale jednak żal, że tak się dzieje..
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Anabell, rzeczywiście trezba chronić tych nielicznych,którzy oparli się przyspieszonej drodze do cywilizacji. A Twój wujek na pewno miał rację, rzeczywiscie niepodległość w latach 60-tych spotkaął wiele ludów afrykańskich niespodzianie, ich własny rozwój poziom życia politycznego i społeczneo możemy porównać do Polski w czasach Mieszka I. Wiele lat trwały się na naszych ziemiach różne procesy unifikacyjne: rozwój jednego języka narodowego, organizacji państwej, wiezi gospodarczych, a i tak jakbyśmy nie wykształcili wszystkich cech potrzebnych do funkcjonowania we współczesnym świecie. Narody, które zostały zmuszone do przyjęcia wzorów gospodarczych, społecznych i politycznych dwudziestowiecznych wzorów, a nie wypracowały ich w ewolucyjnym procesie są narażone na wojny wewnętrzne i inne konflikty. Nola

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Roztrzepańcu,bardzo lubię książki z dziedziny antropologii.
    Szkoda tylko,że kiedyś nie mieli o tym "zielonego" pojęcia i wiele grup etnicznych juz zaginęło.Najgorsze, że narzucona tym ludom cywilizacja nie przyniosła im nic dobrego.
    Czekam na ten Twój post, pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Nolu, masz zupełna rację, do wszystkiego należy dochodzic stopniowo, czasami całymi wiekami.
    Wydaje mi się, że USA to świetny przykład tego, co sie dzieje, gdy ludzie nie nadążają za postępem technologicznym - stąd te ich ciągłe depresje, nieprzystosowanie społeczne, duża ilość nerwic,chorób psychicznych.Jest tam cała masa ludzi zagubionych, nienadążających za tą technizacją życia codziennego.Podobnie jest w Japonii.
    Może więc lepiej,że u nas z ta techniką i technologia nie jest jeszcze tak bardzo nowocześnie?
    Pozdrawiam cieplutko, anabell

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Anabell,bardzo ciekawy tekst. Nie widziałam tego filmu, a opisałas go tak szczegółowo, obrazowo, że mozna tosobie wyobrazić. Pamiętam, że w którejś z popularnonaukowych książek czytałam o ludzie, w którym kobiety smarują się czerwoną gliną.Nie pamiętam dokładnie, jaki to lud, ale zdaje sie to jest robione dla higieny, b niema tam za dużo wody i możliwości częstego mycia.
    Co do Afryki masz oczywiście rację biali japustoszyli, apoem pozostawili samej sobie. Chyba nie udałoby się zahamować aspiracji niepodleglościowych. Tam problem jednak jest inny,kolonizatorzy praktycznie granice rysowali piórem na mapie, nie przejmując się że robia to w poprzek podziałów etnicznych i narodowościowych. w rezultacie te państwa są sztuczne. To tak jakby w Europiekroić granice, ze trochę Polaków, Niemców, Czechów i Ukraińców zgromadzić w jednym państwie. Przedwojenna Polska była tez rozrywana konfliktami narodowościowymi .No to co się działo w zdawałoby się cywilizowanje Jugosławii w latach 90. to był szok.
    Trudno sie więc dziwić Afryce. może tam się powinno w ogóle zlikwidowąć granice i pozwolic tym ludom na nowo zorganizować w państwa etniczne? ale to niestety niemozliwe.
    Pozdrawiam
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń