sobota, 28 lutego 2009

Moje małe podróże

Obiecałam w którymś z postów, że napiszę jeszcze coś o moich pobytach w Bawarii.
Moim pierwszym kontaktem z Bawarią była Norymberga.
Latem 2005 roku, w pewny upalny poranek wylądowałam w Norymberdze, chociaż moim docelowym miastem było Monachium. Niestety "tanie linie" nie latały wówczas do Monachium, ale miasta są od siebie oddalone zaledwie o 200 km.
Z lotniska odebrała mnie córka z mężem i miałam cichą nadzieję, że zaraz klimatyzowanym samochodem pojedziemy do Monachium, gdzie zmyję z siebie złość i pot, nabyte przy odprawie na warszawskim lotnisku. Nic z tego. Dzieci postanowiły, że zwiedzimy wpierw Norymbergę.
Zostawiliśmy samochód na śródmiejskim strzeżonym parkingu, poszliśmy na kawę i coś "zimnego", a potem ruszyliśmy w stronę widniejącego na wzgórzu zamku. Mój zięć bardzo interesuje się historią i ogromnie lubi zwiedzać wszelkie zamki. Zamek był naprawdę wysoko i w duchu cicho jęczałam, bo moje pantofle raczej były do chodzenia po równych ulicach, a nie po jakichś wzgórzach. Do tego wszystkiego był całkiem spory upał.
Jakoś udało mi się dowlec do zamku, chociaż droga była całkiem stroma i wyłożona dość nierówną kostką.
Najstarsza część Zamku została zbudowana w XI wieku, a w XII, XIV i XV wieku był rozbudowywany. W wieku XIII wybudowano kaplicę zamkową. Okazało się , że zwiedzanie Zamku odbywa się tylko grupowo, z przewodnikiem i musimy jeszcze ponad godzinę zaczekać, by móc go zwiedzić. W ramach "wytracania czasu" zwiedziliśmy stałą eskopzycję, na której są wystawiane przeróżne zbroje, a każda jest dokładnie opisana. Oprócz nich jest niezły zbiór narzędzi do zabijania i obrony, a więc miecze długie i krótkie, jakieś sztylety, metalowe maczugi oraz tarcze.
Najefektowniejsze były zbroje paradne, ot taka drobna rewia mody metalowej.
Pomyślałam, że ówcześni ludzie musieli być bardzo silni i odporni. Zbroja z całą pewnością nie była lekka ani wygodna. Ubranie pod nią musiało byc dość grube, aby nie poobijać ciała tymi blaszyskami.
Zastanawiało mnie, jak oni walczyli w upał, przecież można było się w tym "blaszaku" prawie ugotować. A te konie ich, to z pewnością musiały być bardzo silne, tak jak dzisiejsze robocze. Zresztą konie miały na sobie dość grube ochraniacze, które wprawdzie nie były metalowe, ale z pewnością nie były b.lekkie.
Po raz pierwszy widziałam dodatkowy ekwipunek w postaci metalowych pojemników na różne drobiazgi, a nawet podróżną, metalową kołyskę dziecięcą. Wreszcie przyszła przewodniczka ubrana w strój z epoki (pewnie XII wiek) i poprowadziła nas pozamkowych salach. Umeblowanie było raczej skromne, ale sale przestronne. Nie da się ukryć, zamki nie były przytulnymi domostwami. Trudno było je ogrzać, ale za to dość łatwo było spowodować pożar.
Na dziedzińcu zamkowym znajduje się olbrzymia studnia i ponoć bardzo głęboka. Przy niej tabliczka, z prośbą , aby nie zaglądać w głąb studni w okularach lub nakryciach głowy. Mam wrażenie, że nie jeden raz lądowały w niej damskie kapelusze.
Norymberga podczas II wojny światowej straciła bardzo wiele zabytków, które zostały w większości bardzo strannie odbudowane. Z zamku jest bardzo ładny widok na całe miasto.
Ocalały fragmenty starych miejskich murów. Nieopodal zamku znajduje się odrestaurowany XV wieczny dom Durera. W dwóch kościołach znajdują się dzieła Wita Stwosza, a obaj mistrzowie są pochowani na tutejszym cmentarzu.
Norymberga jest bardzo ładnym i zadbanym miastem. Nowe budynki są umiejętnie wkomponowane w budynki starego miasta i tworzą z nim jedność.
Przez miasto przepływa rzeka Pegnitz. Jeden z mostów na niej jest drewniany i cały zadaszony.Wykorzystaliśmy to miejsce, by w cieniu, słuchając szumu wody, nieco odpocząć od upału.
Wróciliśmy do centrum , a że pora była na lunch, zjedliśmy go w restauracyjnym ogródku.
Potem pojechaliśmy do Monachium. Droga nie była interesująca, bo cały czas jechaliśmy autostradą. Obecnie pomiędzy Norymbergą a Monachium kursuje szybki pociąg, wtedy jeszcze kursował "zwyczajny".
O Monachium napiszę niebawem.
anabell

18 komentarzy:

  1. Hej Anabell, z chęcią przeszłabym się po tym zamku, bardzo mnie ciekawią stare stroje, przedmioty, to jak ludzie żyli kiedyś. Zwiedziłam kilka zamków (raczej prawie ruin) w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, i zawsze wyobrażałam sobie krzątających się tam ludzi, panny w starodawnych sukniach, wyjeżdżających z zamku konnych rycerzy, takie tam:) Czekam na relację z Monachium:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Roztrzepańcu, chesz - to bedziesz miała, ale nie dziś, a potem o jeszcze jednym zamku bawarskim. Ale życie w tych zamkach było mało wygodne, uwierz mi.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam zwiedzać zamki:) Może i to zboczenie zawodowe, ale nie mogę się oprzeć, gdy gdzieś jestem ,a tam jest jakiś zamek, by nie wejść choć na dziedziniec. A stamtąd zazwyczaj dalej i w efekcie wychodzę po kilku godzinach:D
    Ile razy jestem w Krakowie, tyle razy obowiązkowo Wawel. Ale już go nawet nie zwiedzam. Ja tylko na dziedziniec, poodychać tą atmosferą, zobaczyć co się zmieniło..
    Moim ogromnym marzeniem jest pojechać do Neuschwanstein... Może kiedyś się uda:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że życie na średniowiecznych zamkach nie było tak barwne i wygodne jak wydaje się nam dzisiaj. Ale mnie i tak to fascynuje:) miłej niedzielki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Ewusiu, ostatnio mam kłopoty ze zwiedzaniem czegokolwiek- mam rozchrzanione kolano, więc naprawdę musze dozowac dreptanie.
    Ale ponieważ moja córka ciągle ma wrażenie,że mnie nie przybywa lat i dolegliwości,to zawsze się denerwuję, gdy ja już "wysiadam".W ostatnie wakacje trochę mi odpuściła i głównie jeżdzliśmy, np. nad wszystkie okoliczne jeziora, a jest ich sporo.
    Straszliwie pracowici byli kiedys ludzie- taki zamek zbudować to był nie lada wyczyn!
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Roztrzepańcu, życzenia Twoje się spełniaja, dzis piękne słoneczko, choc może upału nie ma:) W zamkowych wnętrzach było wiele dziwnych pomieszczeń i można było się bawić w chowanego,
    słonka i dla Ciebie, :)

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas też słońce ślicznie grzeje, a powietrze pachnie wiosną:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Anabell, pisz wiecej o Bawarii, bo to takie ciekawe. A jeśli chodzi o średniowieczne uzbrojenie, to koń musiał być bardzo silny, bo nosił rycerza w zbroi , a ta nieraz ważyła nawet 30kg. Do tego trzeba dodać wagę człowieka i metalowej ochrony zwierzęcia. A miecze nie byly jużtakie ciężkie, około 1 kg.
    Nola

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Nolu, jak dla mnie, to Bawaria jest bardzo ładna,zwłaszcza część poludniowa.Są
    piękne jeziora,a im bliżej Alp, tym ciekawiej.I te zwykłe, niemieckie wiochy, takie czyśiutkie, zadbane, całe w kwiatach. Opiszę, bo wiem,że niewiele osób tam bywa, a warto.
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ mi dogodziłaś Anabell :) Uwielbiam czytać takie opowieści.

    Serdecznie pozdrawiam, alElla

    OdpowiedzUsuń
  11. Anabell, z przyjemnością przeczytałam tekst. Potrafisz naprawdę interesująco napisać o czymś, co czasem jest nudziarstwem w jakichś przewodnikach.
    Pozdrawiam
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  12. Miła Anabell często gdy zwiedzam lub czytam o dawnym życiu ludzi, zastanawiam sie jak oni to przetrwali. Ale przecież w moim życiu też są chwile w których dzisiaj moja córka nie potrafiłaby żyć. Człowiek jednak potrafi przystosować się do każdych warunków.Pozdrawiam eurydyka

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo przyjemnie się czytało. Aż się rozmarzyłem. Sam bym teraz gdzieś wyjechał, ale czasu brak. Czekam na dalsze opowieści.
    Andropow

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Elutku, obiecuję,że jeszcze cos na ten temat napiszę. Wczoraj przeglądałam stare zdjęcia sprzed 20 lat ichoć to było dawno, chyba tę podróz opiszę, bo dla mnie wtedy była to podróz życia-Singapur.
    klikliczki, :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Mario, miło czytać taką ocenę.To było krótkie zwiedzanie, ot tak, prawie z lotu ptaka:)
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Eurydyko, w gruncie rzeczy człowiek to odporne zwierzę a trudności wyzwalaja w nim inwencję, stąd mój sprzeciw przeciwko zbytnim udogodnieniom. Wiesz, moja córka nie może uwierzyć,że kiedys nie było pampersów a zupki niemowlęce gotowało sie samemu. Rozczulające , no nie?
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  17. Andro, nie wiem co, ale cos mi wcięło Twój komentarz. Obiecuję, bedzie ciąg dalszy o Bawarii, potemo "styku" Niemcy, Austria, Szwajcaria i o Salzburgu i podróz mego życia- Singapur. No co, miał podróz zycia premier, miałam i ja.

    OdpowiedzUsuń
  18. No popatrz Andro, znalażł si ten Twój komentarz- jasne, przeciez w przyrodzie nic nie ginie!

    OdpowiedzUsuń