poniedziałek, 30 marca 2009

Trzeba umieć znależć szczęście

Z badań naukowych wynika, że pieniądze naprawdę szczęścia nie dadzą.
Nie śmiejcie się, chociaż powiedzenie to znane jest od lat, naukowcy
prowadzą badania na ten temat. No coż, trzeba wszak czymś się wykazać.
Psycholog David Lykken z uniwersytetu stanowego w Minnesocie wysnuł
tezę, że szczęście tkwi ...w genach. Badaniami objął wyselekcjonowaną
grupę złożoną z 1500 par blizniąt.
W 1996 roku badane bliznięta odpowiadały na pytania ankiety, która
miała oszacować ich poczucie dobrostanu. Korelacje między odpowiedziami
dowiodły,że to co dziedziczymy po przodkach, odgrywa co najmniej równie
wielka rolę, jak zmienne koleje życia.
Zdaniem Lykkena pieniądz nas nie uszczęsliwia: poziom dochodów, fakt
życia w związku małżeńskim, religia oraz poziom wykształcenia, zaledwie
w 8% przyczyniaja sie do poczucia szczęścia jednostki. Poza tym szczęście
nie jest stanem stałym, można w jednej chwili czuć się szczęśliwym, a w
następnej zupełnie odwrotnie.
Okazuje się, że nasze subiektywne poczucie szczęścia lub nieszczęścia jest
zdeterminowane nierównowagą dopaminy, serotoniny i noradrenaliny.
Są to neuroprzekazniki o zasadniczym znaczeniu dla motoryki i działania.
Ich zródło znajduje się w brzusznym polu nakrywki śródmózgowia oraz
w podwzgórzu, które odgrywa kluczową rolę w regulacji popędów takich
jak głód, pragnienie, pożądanie seksualne.
Całość tych struktur nazwano "układem nagrody". Rozkoszowanie się
czekoladą, uprawianie seksu lub bieganie (jeśli jesteśmy dobrze wytre-
nowani) mogą aktywować układ nagrody i wywoływać uczucie zadowolenia.
Dopaminę zakwalifikowano jako "hormon szczęścia" , podobnie jak endor-
finę (rodzaj naturalnej morfiny wytwarzanej przez mózg) oraz serotoninę.
Niektórzy maja w obiegu więcej dopaminy niż wynosi przeciętna i są
uważani za osobników bardziej skłonnych do osiągania szczęścia. To ci,
którzy częściej widzą jasne strony życia.
A co z tymi, którzy są mniej chojnie wyposażeni w owe neuroprzekazniki?
Nie ma powodu, by zazdrościć tym osobnikom lepiej wyposażonym.
Trzeba pamiętać, że bardzo szybko przyzwyczajamy się do faktu realizacji
naszych największych pragnień, a potem znów zaczynamy czuć, że czegoś
nam brak. Skazuje nas to na coraz szybszy bieg "po ścieżce szczęścia",
oczekując jego spełnienia.
Aby nie nakręcać w nieskończoność owej spirali pogoni za szczęściem, należy
pogodzić się z faktem, że życie składa się nie tylko z przyjemności, ale
również z rozczarowań, strat i niewygód. Sekret bogatego, spełnionego życia
polega na doświadczeniu pełnej skali emocji.
Już samo dążenie do jakiegoś celu może nam przynieść szczęście. A ciężka
praca nad realizacją podjętych wyzwań chroni nas przed takimi negatywnymi
emocjami jak strach czy stany depresyjne.
Psycholodzy twierdzą, że najlepszym sposobem osiągnięcia szczęścia jest
budowanie trwałych i silnych więzów z innymi ludżmi. To jedyna, skuteczna
ochrona przed upadkami i rozczarowaniami, jakich nie szczędzi nam życie.
I nie bójmy sie odrobiny pesymizmu- pesymiści są w stanie wyobrazić sobie
tylko czarne scenariusze i dzięki temu mogą zapobiec ich skutkom.
A teraz, gdy już wiemy o tych "chemicznych uwarunkowaniach" poczucia
szczęścia usiądzmy i pomyślmy: Czy jestem szczęśliwa/y ?
Napiszcie, zapraszam....
anabell

18 komentarzy:

  1. Witaj Anabell, szczęście to tak nieuchwytna, trudna do zdefiniowania rzecz... Szczęście, tak to postrzegam, wypływa z nas samych, z tego jak postrzegamy siebie samych i nasze życie. Człowiek widzący szczęście jako bogactwo i powodzenie może nigdy nie czuć się szczęśliwym, zawsze czegoś brakuje. Człowiek, który docenia także małe radości życia może czuć się szczęśliwy nawet jeśli posiada bardzo mało. Słusznie piszesz, jest do tego potrzebne przeżycie całej skali emocji, doświadczeń, żeby umieć żyć w pełni, i umieć docenić, co się ma. Prawdą jest też, że sukcesy cieszą na krótką metę, a niektóre przywileje i wygody uważamy za 'wrodzone', niewarte bycia źródłem zadowolenia. Ludzie nie cieszą się tym, że są zdrowi, mają bliskich, itd, są 'przyzwyczajeni' i nie dostrzegają tych rzeczy, a ciągle gonią za czymś nowym, większym, lepszym w ich mniemaniu. W ten sposób sami siebie unieszczęśliwiają - zawsze widząc swoją szklankę w połowie pustą. W pewnym sensie poczucie braku to motor do działania, pewnie. Ale nie da się tak działać na dłuższą metę, myślę. Swoją drogą, jak człowiek pomyśli, że to tylko kwestia paru substancji w mózgu... Ale to tak jak z zakochaniem - czy fakt, że też są odpowiedzialne za to konkretne substancje, czyni zakochanie i miłość mniej fascynującymi? Dla mnie nie:) Wpadło mi kiedyś do głowy, że w przyszłości może można będzie sobie te substancje wstrzykiwać, aby osiągnąć upragniony efekt - tylko czy wtedy będzie nas mozna jeszcze nazwać ludźmi, czy przeżyjemy wtedy swoje życie w pełni? Tak jak w którymś z poprzednich postów pisałaś o niebezpieczeństwach kasowania wspomnień. Pozdrawiam serdecznie, Anabell:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Anabell, bardzo dobr tekst, jakis czas temu omwaiałam ksiązke poświęcona szczęściu, gdzie też były przytaczane wyniki badań. Najwięcej zalezy od genów, odtego poczucia szczęscia, z jakim przychodzimy na świat.
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli o szczęściu decydują "chemiczne uwarunkowania" poczucia
    szczęścia, to ja nie mam co siadać i myśleć. Właściwie to siadłam z przeświadczeniem, że w takim wypadku jestem robotem, jak radio, czy telewizor, które są smutne albo radosne w zależności od płyty/taśmy/nagrania, jakie tam wsadzono. Jak wsadzę płytę "szczęśliwą" to radio wesołe, a jak smutną czy z filmem tragicznym to odwrotnie.
    Czy jestem szczęśliwa zatem? Jeśli szczęście faktycznie zależy od substancji chemicznej, to nie tylko jestem nieszczęśliwa (właśnie z tego powodu), ale wręcz uważam, że nie jestem człowiekiem. Więc nie przyjmuję do wiadomości takich naukowych uzasadnień. Wolę być człowiekiem, a nie robotem, choćbym miała w nieświadomości umrzeć, z jakiego powodu byłam szczęśliwa czy nieszczęśliwa.
    Jeśli płaczę za nie żyjącą matką, to chcę wierzyć, że łka moje serce, że dusza się rozdziera, a nie "chemiczny zastrzyk" czegoś tam z jakiegoś płata.
    Jeśli kocham i jestem kochana,
    i czuję nieopisane szczęście z tego powodu, albo choćby z widoku wschodzącego słońca, albo z majówki na polanie w lesie, albo cieszę się każdym dniem w zdrowiu spędzonym, to też chcę wierzyć, że szczęśliwa jest moja dusza, serce i ja cała w całej swej głębi, a nie, że płat brzuszny na mózgu wydzielił odrobinę jakiejś substancji.

    Podobno nawet zwierzęta czują. Są szczęśliwe albo nieszczęśliwe z powodu człowieka, który się nimi opiekuje, a nie z powodu chemii. Tak przynajmniej mówią o zwierzętach ludzie.

    A człowiek byłby robotem????
    O NIE!!!

    Czynieniu z ludzi robotów mówię kategoryczne NIE i ogłaszam protest wiosenny przeciwko naukowym teoriom ;) :)

    Wiosna! Wiosna radosna! Do zakochania i szczęścia jeden krok!

    Szczęścia życzyć chcę i radości!
    I takie życzenia niech pozostaną!

    Nie chcę życzyć ludziom równowagi w wytrysku dopaminy, serotoniny i noradrenaliny ;) :)))

    alElla

    OdpowiedzUsuń
  4. Zadałaś bardzo trudne pytanie, czy może odpowiedź na nie jest skomplikowana. Ale zdecydowanie uważam, że jestem szczęśliwa. Chociaż już dawno przeprowadziłam swoje osobiste badania i obserwacje i na ich podstawie stwierdziłam, że chwile wielkiego euforycznego zadowolenia to zaledwie 10% naszego życia. A reszta to pokonywanie problemów, ale tak jak napisałaś, walka z trudnościami może też dostarczyć zadowolenia. Kiedyś, gdy byłam dzieckiem i nawet młodą dziewczyną chyba żadziej odczuwałam szczęście, byłam jakaś bojaźliwa, często myślałam, że coś mi się nie uda. Teraz inaczej na to patrzę, mam wrażenie, że sama nauczyłam się optymizmu i zadowolenia z drobiazgów, nieprzejmowania się maleńkimi sprawami. Ale to jakby trochę przeczyło wynikom badań, które przedstawiłaś.
    Dużo szczęścia. Nola

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam,że odpowiem "hurtem" na 4 pierwsze komentarze, ale musiałabym się powtarzać.Tak naprawdę nie jest tak bardzo istotny fakt, ,ile dopaminy kto z nas posiada.Chemia w naszym organizmie to dużo i mało jednocześnie.Bo jeśli będziemy doświadczać w życiu wszystkiego, żyć wszystkimi "kolorami", myśleć, wypracowywać jakiś modus vivendi, to będziemy w gruncie rzeczy czuć się szczęśliwymi.Musimy zdawać sobie sprawę z tego,że od czasu nastąpienia boomu technologicznego,żyjemy w "depresjogennym" świecie.Jest to otoczenie zupełnie odmienne od dawnego, z rozbudowanymi więziami rodzinnymi i solidarnością sąsiedzką.To co nas dotychczas podtrzymywało "na duchu" odeszło, nastąpiła izolacja społeczna, urbanizacja, wirtualność kontaktów.
    I, co najsmutniejsze, okazuje się,że najtańszym środkiem powodującym poprawę naszej kondycji psychicznej są - antydepresanty.Psychoterapia jest procesem długotrwałym, efekty nie następuja szybko, potrzebna byłaby niemała "armia" psychoteraputów, a po 2 tygodniach stosowania antydepresantu następuje u pacjenta wyrazna poprawa, zaczyna prawidłowo funkcjonować. Nie cofniemy koła postępu, ale niesie to za sobą pewność,że gwałtownie wzrośnie stosowanie środków poprawiających nastrój.Producenci PROZACu górą, no nie.I wiecie co,
    cieszę się że Was poznałam - mądre, ciepłe, zrównoważone kobiety.
    P.S.
    Jestem nie tylko szczęśliwa pomimo
    różnych zawirowań losowych, ale myślę,że jestem po prostu szczęściarą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anabell, my też należymy do szczęściar. Ja na pewno, bo powtórzę za Tobą, udało mi się poznać tyle fajnych dziewczyn i rozmawiać z nimi, a przecież ciekawa konwersacja dodaje smaku życiu. Nola

    OdpowiedzUsuń
  7. Chociaż czasem widzisz u mnie typową sinusoidę - z pełną odpowiedzialnością za własne słowa mówię, że jestem szczęśliwa. I szczęściarą też jestem. I to wielką:)

    OdpowiedzUsuń
  8. AtinablogBezdomna31 marca 2009 17:41

    Staram się Anabell każdego dnia:) Bo prawdę mówiąc o szczęście - to wewnętrzne, można się postarać. Każdy może mieć jakieś swoje wypróbowane sposoby. Kiedy mi jest źle robię rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, nawet jak w danej chwili nie mam na nie ochoty, bo się smucę. Zmuszam się do działania i czuję wówczas przypływ mocy:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ewutku, gdyby nie było owych "dołków" to nie zauważyłybyśmy "wzlotów".Wydaje mi się,że trwanie w stanie permanentnej euforii jest wprawdzie możliwe, ale z pewnością jest stanem chorobowym, odwrotnym do depresji.Nawet gdy nas dopadają smuteczki, to dopóki umiemy sobie z nimi radzić sami lub z pomocą przyjaciół lub rodziny, to wszystko jest w porządku. Ja wciąż się nie mogę nadziwić,że tak mi się cudnie ułożyło,że spotkałam na swojej blogowej drodze tyle naprawdę przemiłych osób -właściwie cała moja "linkownia".
    Właściwie, to dobrze raz na jakis czas pomyśleć o tym, czy jest się szczęśliwym, prawda?
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Święte słowa Nolu,,,dyskusje nas rozwijają, odciągaja myśli od szarości dnia.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę Atino,że większośc z nas, gdy przeanalizuje to wszystko, co mu się w życiu przydarzyło jest w stanie powiedzieć,że jednak jest szczęśliwy.Każdy z nas ma na sumieniu jakieś nietrafione decyzje, które przyprawiały nas prawie o dpresję, ale po latach, gdy na to spojrzymy, to pomyślimy tylko- ale miałam pomysł od d.strony i mam właściwie szczęście, bo skończyło sie znacznie lepiej niz mogłoby się skończyć. Mam koleżankę, która od przeszło 25 lat wciąż mówi,że ona i jej rodzina to mają pecha - a z zewnątrz to wygląda tak: oboje po studiach technicznych, nigdy nie mieli problemu ze znalezieniem pracy, mają 3 pokojowe mieszkanie, 1 zamężna córkę, 1 wnuczkę, dobrze ustawionego zięcia z domkiem.A ja wciąż od niej słyszę,że oni to mają pecha i ona wciąż jest "w dołku". Atino, masz przecudne dzieciaki i jesteś inteligentną dziewczyną, wiesz jak sobie radzić z "drobnymi dołkami" i jestem pewna,że za jakis czas stwierdzisz jak ja- jestem szczęściarą.
    Miłego, mamo sędziego, :)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Gdy jest źle, to dobry znak
    bo musi znów lepiej być"
    To fragment jednej z piosenek z "Metra". Czyż nie tak własnie jest z tymi dołkami i górkami?
    Masz rację - dopóki umiemy sobie radzić z naszymi nastrojami jest w porządku. Wiem to po sobie. Gdy tracę nad tym kontrolę, nauczyłam się szukac pomocy.
    Pozdrowienia dla Szczęściary od szczęsciary:)

    OdpowiedzUsuń
  13. AtinablogBezdomna1 kwietnia 2009 10:00

    Anabell, jedną z pierwszych rzeczy, jakie robię, kiedy jest mi źle, to ... wyrzucić to z siebie - chociażby na bloga a potem myślę o tym ile mnie w życiu szczęścia spotkało. Potem działam, żeby sobie poprawić nastrój, bo akurat na to mam wpływ.

    OdpowiedzUsuń
  14. Brak nieszczęścia już dla mnie jest szczęściem.Z upływem moich lat nauczyłam się odrobiny dystansu i pokory do życia. babcia-uleczka.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Atino- a ja wtedy mówię sobie w myślach- uspokój się, usiądz i myśl. I przy najbliższej okazji siadam i myślę, to znaczy jestem szczera wtedy sama ze soba aż do bólu.Gdy juz sama sobie nawymyślam, stwierdzę,że jestem debilką całkowitą, to wtedy zaczynam sie zastanawiać -co dalej szary człowieku? I wtedy odzyskuję spokój.Oczywiście, gdy coś przyjdzie z zewnątrz, tak zupełnie niezależnie od mego w tym udziału, to juz tylko pozostaje mi wariant myślenia co dalej zrobić w tej nowej sytuacji.Zresztą każda metoda jest dobra, która wyprowadza nas ze stanu
    "rezonansu" (poza używkami, bo one nie rozwiążą sprawy)
    Słoneczka dla Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam Uleczko, pozwolisz,że pominę "babcię"?Maszrację, już samo uznanie,że się nie jest nieszczęśliwym to dużo. Owo szczęście jest rzeczą ulotną, czasem dopiero po jakims czasie, dane wydarzenie, czy stan, w którym sie znależliśmy nazwiemy szczęściem. Dziękuję za adres, zajrzę,
    pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Odpowiedź na pytanie,pozornie proste, niekoniecznie jest zerojedynkowa :-)
    Choć to może bardziej sfera marzeń niż poczucia szczęścia, ale zawsze chciałoby się trochę więcej, trochę lepiej... ot, natura ludzka.
    Ja z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że czuję się szczęśliwa. Część tego szczęścia zawdzięczam sobie, ale znacznie więcej moim najbliższym i moim przyjaciołom, na których zawsze mogę liczyć. To moja niezawodna grupa wsparcia: pocieszą, pochwalą, ale też i potrząsną, gdy trzeba.
    A dobra materialne? Dziś są , jutro ich nie ma... Przysłowie mówi: lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć :-)
    Pozdrawiam wiosennie - srebrzysta

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj Srebrzysta, dobrze to ujęłaś.
    To,że czujemy sie szczęsliwe to faktycznie wynik wspólnych działań, własnych i naszych bliskich, tych z rodziny i przyjaciół.
    Serdeczności, :)

    OdpowiedzUsuń