środa, 8 kwietnia 2009

My, Polacy, jacy jesteśmy?

Podobno okres Wielkopostny sprzyja rozmyślaniom nad życiem, jego
różnymi aspektami, więc chcę zaproponować temat z pewnością godny
rozpatrzenia. Na rekolekcjach omawiane są różne ludzkie słabości, ale
nikt nie omawia z punktu widzenia socjologii tego, jakimi ludzmi
jesteśmy my, Polacy.
Janusz Czapiński, profesor na Wydziale Psychologii UW, wraz
z socjologami i ekonomistami prowadzi badania poświęcone społecznym
i psychologicznym problemom transformacji ustrojowej, a od wielu lat
jest kierownikiem wieloletniego projektu badawczego "Diagnoza
Społeczna".
Zdaniem pana profesora, brakuje nam pewnej istotnej cechy prorozwo-
jowej - otwarcia na innych, umiejętności współpracy, negocjacji,
kompromisu, godzenia interesu własnego z interesem wspólnym.
Widać to nawet w różnych debatach- Polak nie mówi po to, żeby coś
uzgodnić, Polak mówiąc pokazuje, że tylko po jego stronie jest racja,
że ma moralne powody żeby czuć się mądrzejszym i lepszym. Bardzo
rzadko Polak myśli w kategoriach , aby wilk był syty i owca cała. Że
jak ktoś zyska, to zyska i on. To mu nawet nie przychodzi do głowy.
Ostatni raport tegorocznej Diagnozy Szkolnej, dotyczącej tak zwanego
kapitału społecznego- otwarcia na innych, umiejętności współpracy,
tworzenia ad hoc różnych zespołów, gotowości do działania w różnych
organizacjach- to wszystko niestety, jak stało w miejscu, tak stoi.
Im uczniowie starsi, tym jest gorzej i wcale nie ma to nic wspólnego
ze zwiększoną ilością nauki-wszystko co się wiąże z relacjami społecz-
nymi leci w dół, np. zaufanie do innych. Przykładają się do tego i nau-
czyciele i rodzina. Aby sobie nawzajem nie ufać,nie podejmowac współ-
pracy, bo nie wiadomo jakie intencje kierują innymi, a bo może oszu-
kają...
To nie jest nowe zjawisko, to tkwi w Polsce od wieków, myśmy nigdy
nie tworzyli społeczeństwa. W czasach szlacheckich też nie było żadnego
społeczeństwa. Najlepszym przykładem jest liberum veto, którym
jeden niewydarzony głupek mógł zanegować interes całej wspólnoty.
I to jest nasz główny problem, nie kryzys, bo jesteśmy zapobiegliwi i
damy sobie z nim radę. Problemem jest to, że jednostka coraz bardziej
odwraca się tyłem do reszty. To jest nasz trwały rys kultury, w której
dorastały dziesiątki pokoleń naszych przodków, a tego nie da się łatwo
zmienić za pomoca hasła - zaufanie., zaufanie, zaufanie.
Polacy budują mur między własnym środowiskiem rodzinnym a resztą
świata. A ta reszta świata to nie tylko ci spoza kraju, to również sąsiad
zza ściany. Na sąsiadów patrzymy z reguły zle, jak na kogoś, kto jest
do nas zle usposobiony, może mieć niewłaściwe intencje, jesli nas zaga-
duje to pewnie czegoś chce, więc trzeba na niego uważać. I nawet gdy
znamy sąsiada wiele lat w dalszym ciągu zachowujemy czujność na jego
widok, nie włączamy go to kategorii Polacy. On jest tylko Malinowski.
Ów Malinowski może być czasami zaliczony do kategorii Polaka, ale
tylko wtedy, gdy znajdziemy się razem za granicą. Niestety i tam
szybko ten stan Polakom mija. Nie ma równie skłóconych środowisk
diasporowych jak polska emigracja.
Polacy w każdej sytuacji są przywiązani do rodziny, kochają rodzinę,
tyraja dla rodziny, na wychowanie dzieci. Tylko, że z rodziną to można,
prowadzić stragan z pietruszką, ale nie da się szerzej rozwinąć skrzydeł.
Polaka kształtuje rodzina, tworzy jego sysytem wartości, a potem
Polacy to sobie modyfikują, spędzając przeciętnie ponad trzy godziny
dziennie przed telewizorem.Jest to niesamowicie bogate zródło informacji
o tym, jak wypada się zachowywać, a jak nie wypada, w co warto wierzyć
a w co nie warto, kogo warto naśladować, co jest na topie.
To wielogodzinne oglądanie telewizji nie pozbawia wcale Polaków kontaktu
z rzeczywistością. Ale jest to kontakt szczególny, gdyż zazwyczaj gdzieś
z tyłu głowy Polaka tkwi pytanie: czego ten drugi oczekuje, próbując
nawiązać ze mną współpracę? Polak najbardziej boi się ryzyka. To jest
rys naszej mentalności.
A gdy juz nas kryzys dopadnie, to ci, którzy zostaną pokrzywdzeni,
przejmą strategię jeża, zwiną sie w kłębek, wysuną kolce, zostaną w domu.
Nigdzie ie pójdą protestować. Ci, którzy będą się dopiero obawiali, że
zostaną skrzywdzeni, na własną rękę bedą kombinować,żeby sie jakoś
zabezpieczyć, złapac jakąs fuchę, a może pomyślą by wyemigrować.
Jest to patologiczny polski indywidualizm, który działa na zasadzie
każdy sobie rzepkę skrobie.A odbywa się to po hasłem ratujmy się
przed biedą. Aspiracje maja słabe,ale dzieki temu mają szansę na miękkie
lądowanie w czasie kryzysu.
Jest również w Polsce grupa ludzi z wyżu demograficznego, którzy zaczęli
myśleć w stylu zachodniego indywidualizmu i w nich kryzys uderzy
najbardziej. Ale oni też nie wyjdą na ulice. To nie górnicy. Nie będzie
w Polsce żadnej Wiosny Ludów. Zwykły Kowalski siedzi przed telewizo-
rem i myśli, że jego wszak nie dotyczą wahania na giełdzie ani spadek
wartości złotówki, bo on i tak wszystko w złotówkach kupuje.
Marzenia o społeczeństwie obywatelskim sa w Polsce iluzją . Powinniśmy
wymazać z politycznego języka polskiego słowo obywatel. U nas są:
petenci, zaradni Polacy, jest nieprzyjazna machina państwowa, w której
pracuja tacy sami Polacy jak my i którzy z taka sama nieufnością
odnosza się do innych.
Polacy generalnie mało się uśmiechają. Polak uważa, że ktoś, komu jest
wesoło, kto widzi dobre strony świata, to jest to człowiek zle
poinformowany.
Trudno nie zgodzić się z opinią prof. Czapińskiego. Być może, że wiele
osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak samo jesteśmy postrzegani
przez inne nacje. Mało tego- ci Polacy, którzy od lat przebywaja poza
Polska, w miejscach, gdzie jest niewielu rodaków, też już nas tak
widzą.
Więc może w ramach rozważań przedświątecznych pomyślelibyśmy
jacy jesteśmy.
anabell

19 komentarzy:

  1. O rany! Nieeee jest znami tak zle.I chwała , bo by nam zamiast złotego rogu naprawdę pozostał się jeno ten sznur.Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja myślę,ze jednak jest zle, bo tylko społeczeństwo obywatelskie ma szanse dalszego rozwoju, a my zaczynamy hamować nasz rozwój,właśnie dlatego,że nie potrafimy zgodnie działać.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och Anabell, jest wiele prawdy w tym opisie, sama mam podobne spostrzeżenia. Szczególnie to ukrywanie, że jest się zadowolonym i że sobie w życiu radzisz. Trzeba narzekać, bo inaczej otoczenie zaczyna podejrzewać. No i kłótliwość oraz dyskusje bez żadnych wniosków. Nie chodzi o to, aby racjonalnie wysłuchać strony przeciwnej i starać się znaleźć jakieś wspólne uzgodnienia, albo nawet przyjąć logiczne argumenty. Każda dyskusja to wypowiedzenie swoich racji i rozejście sie w dwie różne strony. Ale jednak myślę, że to trochę za czarny opis, znam pzrecież wiele osób nie mieszczących sie w tym schemacie. TU TAKŻE, te osoby spotykam.
    Gorąco pozdrawiam
    Nola

    OdpowiedzUsuń
  4. Anabell kochana, wiesz co my jako Naród potrzebujemy? Porywu potrzebujemy i pozytywnego myślenia a nie wytykanie nam bez przerwy naszych wad. My je znamy, aż nazbyt dobrze. Może wereszcie jakiś profesor zaczął by nam wskazać nasze silne strony ,jako ,że je przecież mamy.My ciągle dostajemy dwóje, w szkole to też nas nie mobilizowało. A w pracy? Jedna mała premia za zasługi ,człowieka uskrzydla. Potrzebujemy sukcesów jak ryba wody, a nie takie krytykanctwo ,które ma przecież i swoje racje. Ale nie tylko Polacy tacy są.Ludzie na całym świecie tacy sami. Trzeba zachęty i pozytywne boćce,bo inaczej jak u nas na Śląsku się mówi :najlepiej sznura i na góra.Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz Anabell, że nieraz słyszałam od obcokrajowców, dlaczego my - Polacy jesteśmy tacy smutni? Czyli jednak coś w tym jest. Co innego, gdy my sami siebie krytykujemy, inaczej, gdy słyszymy tak nieprzychylne opinie z ust innych.
    Wspomniałaś o społeczeństwie obywatelskim. Hmmm... My takowego nie posiadmy. Chyba brakuje nam jakiegoś bata nad sobą - bo jakoś tylko wspólny wróg potrafi nas w miarę skutecznie zjednoczyć do działania.
    Pozdrówki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Nolu,niestety jest zle, bo tych, którzy są skłonni cokolwiek tworzyć razem jest ciągle zbyt mało.Nie ma żadnej oddolnej incjatywy-prosty przykład-jest nieduża uliczka,jeśli cokolwiek ulegnie uszodzeniu na niej, mieszkający przy niej ludzie, którzy mogliby wspólnie to usunąć, póki szkoda mała i wymaga niewielkiego wkładu finansowego i trochę pracy - nie ma strachu, nie ruszą się, czekaja spokojnie by
    usunęły to władze i będą kląć, ale nic razem nie zrobią. A na tego, kto namawia,żeby jednak razem, własnym sumptem to zrobić- patrzą jak wariata.Już to przećwiczyłam z ogródkiem koło bloku-inicjatywa reszty mieszkańców ogranicza się do wyrzucania niedopałków przez okno. Odpuściłam- ograniczam sie do własnej loggii.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uleczko droga, myślisz typowo po polsku.Patriotyzm (ten prawdziwy) i poczucie jedności z własnym narodem nie polega na jakichkolwiek zrywach, ale na systematycznej, nudnej, mało efektownej codzienności, otwartości na innych, pomaganiu innym ludziom, wspólnym działaniu. Zryw jest tylko jednorazowy, to tak jak podcięcie konia batem. Owszem, przyspieszy, ale po kolejnym smagnięciu odmówi posłuszeństwa.U nas nie ma żadnych inicjatyw oddolnych, czyli obywatelskich. Za to wszyscy czekają i narzekają.Oczywiście,że mamy i zalety, mamy dużo b. dobrze wykształconych ludzi, ale to za mało, byśmy cos osiągnęli jako naród, jako całość.Jest na wsiach trudna sytuacja ze zbytem płodów- i co, czy widzisz by rolnicy samoistnie zakładali jakieś spółki, spoldzielnie? Nie, bo nie maja do siebie wzajemnie zaufania.
    I są wykorzystywani przez pośredników i narzekaja. Zero inicjatywy, zero wspólnego działania. W mieście też nie lepiej- znam nauczycielkę, emerytke, która chciała bezpłatnie zorganizować dyżury w osiedlowym ogródku jordanowskim, by przebywały tam rzeczywiście tylko dzieci do lat 12-tu, by nic nie dewastowały, by nie były tam same.I co- nie wypaliło, bo wszyscy okrzyknęli ją wariatką i zboczoną, bo jak to chce by za darmo takie dyżury pełnić? podejrzane! I nie znalazła drugiej chętnej osoby, chciaż siedza różne emerytki na ławkach i nudzą sie jak mopsy. Takie Uleczko jest nasze społeczeństwo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ewutku, ale nie można wciąż działać tylko pod wpływem bata. Bo i do tego się człowiek przyzwyczai.A ponurakami jesteśmy jak rzadko.Mam taki zwyczaj,że gdy na ulicy wymieniam z kims zwyczajne "dzień dobry", to się uśmiecham do niego i co- prawie nikt nie uśmiecha się do mnie, a jedna mi powiedziała- pani to pewnie jest taka wesołkowata z natury(nawet nie wesoła).Ręce opadają. A nauczyłam się tego od Niemców, oni zawsze pozdrawiają się z uśmiechem, nawet gdy osobiście cię nie znają.
    Miłego Ewutku, :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja się zgadzam z profesorem. Sam w sobie znajduję kilka cech które wymienił. Widocznie po części jestem typowym Polakiem. Popatrzmy na naszą historię. Nigdy nie było zgodności. Może wyjątkiem były jakieś drastyczne sytuacje w których Naród się jednoczył. Na krótko. Mamy w sobie dużo zawiści, złości, nienawiści. Jesteśmy szarą i burą masą która ma tylko wysokie mniemanie o sobie. I tymi złudzeniami żyjemy. Nic więcej. Piszę to wszystko w liczbie mnogiej, wiec odsuwam wszelkie zarzuty, że tylko innych źle oceniam. Też należę do tego motłochu .
    Gospo38

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Anabell, nadzwyczaj ciekawy tekst i uważam, że ze smutna diagnozą prof. Czapińskiego nalezy się zgodzić.
    Też zauważm, że (w większości) nie potrafimy dyskutować, wszystko bierzemy osobiście do siebie, zero dystansu.
    No pozwolę sobie napisać ci o istnym kuriozum. Napisałam tekst zatytułowany "Niebezpieczny manipulant", w którym tak właśnie nazwałam bohatera książkowego Barneya z kryminału "Fatalne cięcie" Priscilli Masters (cały czas jest wylinkowany). I wyobraź sobie, że od tego czasu spotykam się z zarzutami, że ja wymyślam ludziom od niebezpiecznych manipulantów i ze to jest niedopuszczalne!!!
    Bohater książkowy wzbudził takie emocje! W ogóle nikt sie nie zastanawia nad postępowaniem Barneya, zero dystansu. Ja w ogóle sobie nie wyobrażam, jak kogoś takiego jak Barney można brać w obronę!
    Co więcej nikt nie zajrzy do tego tekstu, tylko całkiem obce osoby powtarzają niemal jak mantrę ze nie ma zgdody na nazywanie ludzi niebezpiecznymi manipulantami.
    wiesz, czasem to mam wrażenie, że znajduję się w jakimś wywróconym do góry nogami świecie, jaki pokazął Bunuel w "Widmie wolności" Rozgrywa się czysty surrealizm. Celowo przytoczyłam taki autentyczny, kuriozalny przykład,który pokazuje kompletna niechęc do porozumienie sie nawet w błahych sprawach, w zasadzie niebudzących wątpliwości.
    Jak więc ludzie moga się porozumieć w poważniejszych kwestiach?
    W ogóle nie ma próby zrozumienia drugiej osoby, szkoła tez przestała uczyć zastanawiania się nad sensem informacji, tylko poszła na wyłuskiwanie samych informacji z tekstów.
    Z pewnością źle to wrózy na przyszłość.
    Pozdrawiam
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam sklerozę, więc zapomniałem dodać że społeczeństwem obywatelskim nigdy nie będziemy. Marzenia ściętej głowy. Nie ten kraj, nie ci ludzie, nie ci politycy, nie to położenie geopolityczne.
    Gospo38

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, niestety, tak bardzo bym chciała napisać, że ta diagnoza polskiego społeczeństwa jest nieprawdziwa, ale tyle w tym prawdy... Nie potrafimy się nawet na poziomie wspólnego podwórka dogadać, co dopiero ważniejsze sprawy... Jednoczy nas pięknie wspólny wróg, ale już nie wspólny cel, każdy sobie rzepkę... To, że ludzie sobie na własnym podwórku, osiedlu pomagają, bardzo mi się spodobało w Anglii (znam Anglię głównie z mniejszych miejscowośći, ale nie tylko) - sąsiedzi wzajemnie pilnują posesji, opiekują się dziećmi, pomagają starszym, uprzedzają o większych remontach czy imprezie, niby mało w skali kraju ale to już początek społeczeństwa obywatelskiego, czy nie? Starsi ludzie zbierają się w kółka herbaciane, różne kluby, które nie tyle wymagają pieniędzy co chęci, panuje jakiś taki inny nastrój między ludźmi. I nie mówię tu o fałszywym 'how are you', po którym nie oczekuje się nawet odpowiedzi, ale o uśmiechu mijanej na spacerze osoby. Tych uśmiechów strasznie mi w Polsce brakuje. Pozdrowienia, Anabell:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Na szczęście i teraz w Polsce są wyjątki - w blokach sąsiedzi z powodu wścibstwa wiedzą, co kto obok potrzebuje, i oferują swoją pomoc. Wścibstwo, tak negatywnie oceniana cecha, powoduje, że ludzie potrafią być obok i wspomóc. Mam przyjemność mieszkać obok pozytywnie wścibskich sąsiadów, i mówię im wszystkim - dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  14. No cóż Gospo, jakoś ja Cie do motłochu nie umiem zaliczyć.Ale gdy człowiek zdaje sobie sprawe z tego jaki jest, co jest jego zaleta, a co wadą, to juz i tak nie jest żle. Gorzej, gdy uważamy siebie za pępek świata. Myślę,że odbijają sie na nas lata braku kontaktów międzynarodowych, bo jak wiesz, podróże kształcą.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Mario, chwilami mam wrażenie,że niektórzy wogóle nie czytaja samego posta, tylko komentarze do niego i chyba stosuja metode,że skoro poprzednik "zjechał" tekst, to on zjedzie bardziej.Przypatrz sie tym komentarzom, to jakas "samonakręcająca się spirala" .Przyznam Ci się ,że często nie komentuje własnie dlatego,że mnie odstraszaja te wredne komentarze. Myśle,że płacisz wysoka cene za popularność.
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  16. No właśnie Roztrzepańcu, patrzysz na to wszystko młodym okiem, bez zgorzknienia i Twoja opinia jest dla mnie b. cenna. Bo zawsze , gdy cosmnie drażni zwalam to na karb moich doświadczen życiowych.
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Gospo, ja też podejrzewam,że nam nie grozi społeczeństwo obywatelskie, a szkoda, naprawdę
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj Anonimowa Istoto, u mnie tak fajnie nie ma, zreszta na klatce ciągle jacys nowi ludzie,.Ze "starych" lokatorów to juz tylko 2 mieszkania, reszta sie pozmieniała i wciąż sie zmienia.
    Trudno w takich warunkach o jakies bardzi8ej zacieśnione stosunki sąsiedzkie.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Niestety Polacy mają też wiele kompleksów, nie cenimy tego co nasze a tymczasem w Polsce produkuje się bardzo dobrą żywność, kosmetyki, obuwie. Warto wspierać własną gospodarkę.

    OdpowiedzUsuń