sobota, 18 kwietnia 2009

Po co ja się tak wysilałam?

Otwieram ostatni nr miesięcznika Focus i - szczęka mi opada. Okazuje
się, że cały mój trud wychowywania dziecka był zupełnie niepotrzebny-
powinnam była spokojnie leżeć do góry brzuchem, a ono i tak byłoby
takie, jakie jest teraz.
Genetycy przekonują, że wpływ rodziców na wychowanie dzieci jest
znikomy. To geny mają wpływ na to, jakie będzie nasze dziecko, gdy
dorośnie.
Prawa genetyki mówią, że za 50% cech behawioralnych człowieka
odpowiadają geny, za kolejne 50% środowisko swoiste, natomiast wpływ
rodziny jest zerowy, w najlepszym wypadku wynosi 10%, które
"wyrywa " genom.
Po prostu dzieci wychowują się same, uczestnicząc w rówieśniczych
rozgrywkach, a jedyne co mogą rodzice uczynić dla rozwoju swoich
dzieci, to wnieść do ich bagażu genetycznego jak najlepszą pulę genów
i dbać, by przeżyły w dobrym zdrowiu.
Grupa rówieśnicza jest naturalnym środowiskiem dziecka. To do niej
dziecko stara się przystosować. Dzieci uczą sie wzajemnie od siebie jak
zdobywać status społeczny i jak walczyć o miejsce w grupie, aby zapro-
centowało to na dalszych etapach życia w innych grupach.
Cóż więc mogą zrobić rodzice, skoro o wychowaniu dzieci decydują geny
i rówieśnicy?
Po pierwsze rodzice nie powinni "reprodukować się" z byle kim. Nie brzmi
to miło, ale to bardzo istotne, z kim płodzi się dzieci, skoro "jakość"
dziecka zależy od genów.
Po drugie rodzice mogą i powinni sterować grupami rówieśniczymi, do
których przynależą ich dzieci i dlatego ważny jest wybór dobrego przed-
szkola i szkoły, oraz grupy, z którą się bawią. Chodzi o to, by grupy
rówieśnicze w tych miejscach składały się z dzieci ludzi ludzi o podobnym
(czy upragnionym przez nas) statusie, języku, kapitale kulturowym.
Po trzecie: musimy pamiętać, że częste zmiany zamieszkania szkodzą
dziecku, ponieważ za każdym razem musi ono budować swą pozycję
w grupie rówieśniczej, i może to się odbić na jego cechach.
Po czwarte - i najważniejsze-rodzice po prostu muszą się dobrze
opiekować dziećmi, zapewniając im jak najlepsze warunki bytowania,
by w zdrowiu dotrwały do czasu, aż bedą mieć własne dzieci.
No, odetchnęłam. Dobrze, że posłałam swoje dziecko do szkoły, w której
panował zdrowy snobizm -wiedzieć więcej niż inni. No i dobrze, że bawiła
się z dziećmi rodziców z kręgu naszych przyjaciół. Oczywiście dbałam
o nią, o stan jej zdrowia, prawidłowe odżywianie, rozwój fizyczny.
Cały czas myślałam, że ja ją wychowuję, a ona wychowywała się sama.
Tylko czemu to było dla mnie takie absorbujące?
Ciekawa jestem co Wy o tym myślicie?
anabell
P.S.
Zainteresowanych tematem odsyłam do książki wyd. J.Santorski&Co
Judith Rich Harris " Geny czy wychowanie.Co wyrośnie z naszych
dzieci i dlaczego"

34 komentarze:

  1. Jak to po co? Nie wierz Anabell w to, co przeczytałaś i taką książkę oddaj na makulaturę ;) :)))
    Jak się nie chce dzieci wychowywać, to najlepiej zgonić na geny. Pewnie, że mają też wpływ, ale nigdy nie zgodzę się z tym, że aż taki.
    Ostatnio faktycznie zauważam, że dzieci się hoduje, a w zasadzie same się hodują na hamburgerach i tych innych burgerach, czy jak tam te paskudztwa się nazywają. O rodzicach mówi się reproduktory, o uczuciach - chemia, o rozumie - białko.
    To już mały kroczek do wymyślenia tabletki na wszystko i rodzice nie będą dzieciom wcale potrzebni.

    A tak na marginesie, to na blogach takie poważne tematy, a mnie wiosna uderza do głowy i mam w niej zielono.

    Wiosna wybuchła cała swą soczystością. Pozdrawiam cieplutko, słonecznie.

    alElla

    O! Nawet ten "kopnięty" kod jest zielony :) Ale fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie wiem, geny nie geny, będę się i tak starać:) Ty możesz mieć już poczucie satysfakcji, że tak Ci się udało dobrze wychować córkę - bo co jeśli jednak ta książka się myli? Choćby w dziesięciu procentach? Gorzej jak rzeczywiście niektórzy uwierzą, i na wychowywanie machną ręką... Choć mam też wrażenie, że wielu rodziców wychowuje 'mimochodem', w rzadkich chwilach między pracą, sprzątaniem, gotowaniem, telewizją.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. alElluniu, całe przedpołudnie dzis u mnie padało i dość pózno skończyło "mokrą robotę". Iiii, to wcale nie jest poważny ten temat, mnie to z lekka ubawiło. A ksiązki nie czytałam, dla mnie to musztarda po obiedzie, a jak córka będzie postępowała ze swoim synkiem, to juz nie moje zmartwienie. Ja swój plan produkcyjny wykonałam.:)))
    Swoją droga to instynkt zwierzęcy, oparty na genach "wie co robi".
    Miłej wiosny,:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Roztrzepańcu, jestem pewna,że to tylko część prawdy, ale biorąc pod uwage instynkt zwierzęcy, to chyba cos jest z tymi genami.A odnośnie "Srodowiska", w którym sie dziecko obraca to pewnie też ma niemałe znaczenie.Książki nie czytałam, mnie juz sie nie przyda, a moja córka niech sie sama martwi-ja juz sie wykazałam, jestem n zasłużonej emeryturze rodzicielskiej:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak na mój chłopski, babski znaczy się, rozum, to mieszanka właśnie wielu elementów - i genów, i środowiska, i rodziny, i pewnie jakichś jeszcze innych. Ja genów nie wykluczam z tego równania bynajmniej, może się przedtem niejasno wyraziłam. Pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz moja miła,mnie sie wydaje,że geny maja duże znaczenie, ale chyba trzeba tym genom "nadac" jednak jakis kierunek
    i dla mnie to jest właśnie to wychowywanie.
    Serdeczności,:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj anabell,
    Mam takie skojarzenie. Bodajże Pawlak w "Nie ma mocnych" ("Kochaj albo rzuć"?) powiedział: "Ej, powymyślali te durnowate maszyny, bo siły w ręcach nie mieli".
    Jeżeli człowieka traktować jak hodowalne zwierzę, to fakt - genetyka załatwia wszystko. Ale człowiek, tak właśnie natura i te geny uczyniły, zwierzęciem uczłowieczonym, ba, udomowionym jest i tyle.
    Skoro wszystko załatwiaja geny - to puść malucha na popas wśród saren, czy na daktylowe palmy do małp - zapewne wyprodukowany ze szlachetnego nasienia człowieczek, oksfordzkim akcentem zacznie władać i wersalskie posiędzie maniery - ot filozofia dla filozofowania,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Smooth, ja tam jestem staromodna i uważam,że to własnie rodzina ma duży wpływ na proces wychowawczy, ale geny z pewnością też.Cy wiesz,że nieśmiałość się dziedziczy? Ale z doświadczenia wiem,że można w procesie wychowawczym "zniwelować" tę genetyczną przypadłóść, przećwiczyłam to na własnym dziecku.We wpływ rówieśników wierzę, widziałam to gdy moja była w tej fajnej szkole.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  9. AtinablogBezdomna19 kwietnia 2009 08:38

    No to mnie dobiłaś. Aż wierzyć mi się nie chce no! No, że niby ja mam taki mały wpływ na młodego? A mi się wydaje, że taki duży no! Wynika z tego, że jednak najważniejsza jest (oczywiście oprócz ogólnego dbania o dziecko) kasa. Mam kasę, to zapewnię mu wiele wrażeń, kolegów z bogatszych kręgów itp, itd. A ja niestety kasy nie posiadam. A co do poszukiwania lepszych reproduktorów to dziękuję bardzo, że mi dopiero teraz o tym mówisz!!!:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. AtinablogBezdomna19 kwietnia 2009 08:42

    Anabell, a wiesz o czym teraz pomyślałam? Jest przecież coś takiego, jak nawyk, prawda? Wyobraźmy sobie, że dziecko ma w genach bałaganiarstwo, albo brak systematyczności, czy jak to nazwać. Mam nadzieję, że wiesz, o co chodzi. Wiadomo jednak, że czynność powtarzana wielokrotnie staje się nawykiem. Jeśli matka np. jest konsekwentna, uczy dziecko systematyczności (np. w nauce) i sprzątania po sobie każdego dnia, to co wygra? Geny czy nawyk? A może jest to to 10% o których pisałaś. NIE PODOBA MI SIĘ TO!:)

    OdpowiedzUsuń
  11. O rajuśku:) I wszystkie pytania stawiane sobie codziennie w pracy właśnie znalazły odpowiedź:D To nie, że dzieci są niewychowane, ale to ich geny zadecydowały, że są jakie są...
    A tak naprawdę to - moim skromnym zdaniem, oba elementy mają wpływ na to jacy jesteśmy. Bo jak w takim razie zrozumieć sytuację, gdy cała rodzina od pokoleń tzw. "porządna", a tu nagle syn sie trafia, co to bez koleżków od kieliszka lub jescze czegoś innego żyć nie może. Po kim te geny odziedziczył? Albo odwrotnie - rodzina patologiczna od kilku pokoleń wstecz, a jedno dziecko wychodzi na prostą, bo ktoś mu pokazał, że można inaczej... Hmmm. Coś mi się wydaje, że z tą książką to tak trochę jak z poweidzeniem "Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" - i w zależności od tego kto zleca badania, mają one takie a nie inne wyniki.
    Ale przyznaję, że przeczytałam z zainteresowaniem i jutro wciagnę w dyskusję koleżanki z pracy:) Ciekwae co one na to:))
    Pozdrawiam niedzielnie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. No to ja teraz już wiem, dlaczego jestem taki jaki jestem. Mój ojciec zbyt często zmieniał miejsce zamieszkania i ciągał mnie za sobą przez całe moje dzieciństwo.
    Gospo38

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Ewutku, no ale przeciez nasze wyposażenie genowe to i również geny po poprzednich pokoleniach.Jest to wtedy dziedziczenie tzw. "poronne", np po dziadku lub babci, lub po któryms z rodzeństwa dziadków.Np. krótkowzrocznośc należy do dziedziczenia poronnego.Oboje rodzice mogą nie mieć takiej wady, ale np. siostra dziadka coś takiego miała i bach-przytrafia sie to jednemu z dzieci.To samo jest z chorobami tarczycy.I chyba dlatego takie ważne z jakiej rodziny nasz "wybranek" się wywodzi.Wynika z tego,że powinno się przeprowadzic dokładny wywiad środowiskowy, nim się za kogoś wydasz.Podejrzewam,że za iles lat, gdy badania genetyczne nie będa juz takie drogie, większośc bedzie robiła sobie badanie genetyczne a potem sprawdzała w odpowiedniej poradni, czy ze skrzyżowania ich genów bedzie zdrowe potomstwo.Moja kuzynka urodziła dziecko z b.ciężka wada rozwojową, żyło zaledwie 3 miesiące i okazało się, że oni nie powinni mieć ze soba dzieci, bo każde następne tez będzie z taka wadą. I wiesz, wbrew obu swoim rodzinom nadal sa razem, tyle,ze dzieci nie mają.
    Pozdrawiam słonecznie, :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć Atinko kochana, ale mnie sie wydaje ,że Twój aktualny reproduktor ma dobre geny!Wg mnie nie wszystko da się "zwalić" na geny.Nawet jesli oboje rodzice będa genialni, to jeżeli ktoś nie nauczy dziecka mówić, pisac i czytać w odpowiednim wieku, to jego spuścizna genetyczna niewiele mu w tym pomoże.Z pewnościa wiele chorób ma podłoże genetyczne, zwiążane zreszta z mutacja któregós z genów, lub z jego uszkodzeniem czy brakiem, ale cyba jednak rodzice maja wpływ na to, jakie to dziecko będzie.I to bez względu na to, jaka kasą dysponują.
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Atino, jest takie powiedzenie,że nawyk jest druga naturą człowieka. Wiesz, zawsze byłam bałaganiarą, a tępiono mnie zawsze niemiłosiernie, przez całe moje dziecinne życie. I co - pozostało mi, bałagan umiem zrobic w 3 minuty, gorzej,wcale mi nie przeszkadza.No pewnie,że w pewnej chwili sprzątnę, ale generalnie przeszkadza mi takie totalne "ulizanie"- puściutkie blaty, sterylność, wszystko w kancik.I co o tym myślisz? Nawet tych 10% nnie udało się rodzinie u mnie urwać", no nie?"
    Masssakrra:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć Gospo, z własnego doświadczenia wiem,że małe dzieci bardzo potrzebuja stabilizacji i dopiero powyżej 16 roku życia częste zmiany miejsca pobytu już na nich nie robią wrażenia negatywnego. A może to po prostu geny po tacie były?Wiesz, nasi rodzice zawsze wciskali nam ciemnotę, jacy to oni byli grzeczni, mili, piątkowi, no-geniusze, tylko my jacyś tacy....
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeżeli chodzi o geny, to podejrzewam że swój udział ma tu moja babcia. Miała podobne poczucie humoru, zachowania i poglądy jak ja. W ojca mniej się wdałem.
    Gospo38

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz Gospo, a moja babcia, która mnie wychowywała, zawsze mi powtarzała,że ja po swoich rodzicach odziedziczyłam wszystkie ich najgorsze cechy i ani jednej dobrej.Jestem zlepkiem złych genów.
    Miłego,:)
    P.S. A byłes chociaz ulubiencem swej babci, skoro masz jej cechy?

    OdpowiedzUsuń
  19. AtinablogBezdomna19 kwietnia 2009 17:19

    No właśnie Anabell. Ja na przykład widzę niesamowite podobieństwo mojego syna do mnie. Chodzi o charakter. I już pracuję nad tymi jego cechami, za którymi nie przepadam i wydaje mi się, że są efekty. Wcale nie chcę, żeby był taki jak ja:) Na pewno nie zmienię jego genów, ale może uda mi się zaszczepić w nim pewne zachowania, czy też nawyki, które po prostu pomogą mi w życiu a których mi brakowało? Mam taką nadzieję:) A wiesz, że w jednej z gazet psychologicznych przeczytałam, że po 30 człowieka nie da się już zmienić a jeśli już to niewiele. Sprawdzam na sobie, czy to prawda:)))

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiesz Atino, być może,że te Twoje "wady" w męskim wydaniu będa wyglądały inaczej.Wydaje mi się,że człowiek wiele razy zmienia się w życiu, bo go spotykaja rózne przypadki i z cała pewnościa zawsze można się zmienić, nawet po trzydziestce.Mój kolega mawia- wszystko można zmienić, tylko nie można zmienic tego,że kiedyś umrzemy.Może to nie brzmi optymistycznie, ale tego to naprawde nie da rady zmienić.Atinko, tylko sie za bardzo nie zmieniaj, bo Ci jeszcze poczucie humoru gdzies wyparuje.I kto mnie będzie z dolka wyciągał?
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj.Nasze pokolenie średnie nie stanowi wzoru dla współczesnych młodych. Wielu rodziców uchyla się od odpowiedzialności za los własnych rodzin. Ojciec i matka żyją własnym życiem i - aby wytłumaczyć swój egoizm - twierdzą, że pozostawiają dzieciom swobodę, że nie narzucają im poglądów stwarzając możliwość wyboru własnego stanowiska. Dzieje się tak, bo jest to postawa wygodna, zwalnia rodziców z poczucia odpowiedzialności za czyny dzieci. Rodzice sami nie wypracowali własnego stanowiska i nie mogą przedstawić własnych racji. Pozują więc na osoby zajęte własnymi sprawami, żyją z dnia na dzień, nie mają ideałów i do niczego nie dążą. Chętnie za to krytykują wszystko wokół: młodzież, rzeczywistość, niepomyślny zbieg okoliczności. Zawsze ktoś lub coś im przeszkodziło w realizacji własnych marzeń. To dowodzi jednak, że winni są sami, że przede wszystkim niewiele zrobili, aby coś zmienić w swoim życiu. „Chore” są współczesne rodziny, wiec „chorzy” są ich młodzi członkowie.A wogóle wszystko ostatnio wydaje mi się jest jakieś chore. Uleczka

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj Uleczko, ja mam czasami wrażenie,że mało kto myśli,że funkcje myślenia sa u wielu ludzi zredukowane do minimum-kasa, szpan,rozrywka, a wychowanie dzieci to przeciez kłopot, nawet zwykła dbałość o ich zdrowie ikondycję jest dla wielu osób czyms niezmiernie uciążliwym.Więc hoduja się same .A potem lament- skąd ono zna takie wyrazy, niemożliwe, że moje dziecko kradnie, niemożliwe,że pije, niemozliwe,że kradnie. Potem sie okazuje,że nic o własnych dzieciach nie wiedzą.Ja osobiście uważam,że dzieci nie powinny wychowywac sie z kluczem na szyi i mieć całkowity luz, bo to przynosi złe efekty.
    Miłego Uleczko, :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Mnie na studiach uczyli, że na nasz charakter, osobowość, postawy i poglady odziałowują trzy czynniki, czyli geny, wychowanie (rodziny, grup rówieśniczych, środowiska szkolnego itp.) i własne działanie. I nie bardzo przyjmuję przedstawione przez Ciebie tezy. Będę tu niedowiarkiem i pozostanę przy wiedzy zdobytej przed laty. Oczywiscie do książki siegnę. A tak nawiasem mówiąc spostrzegam u moich dzieci wpływ własnego działania, więc moje wychowanie spodowało konkretne skutki.Pozdrowionka Nola

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj Nolu, ja do tej teorii podchodzę z nidowierzaniem, ale wiesz, to byłoby niezle,rodzisz, dbasz tylko o zdrowie dzieciaka, wpierw wrzucasz do dobrego żłobka, potem do przedszkola (koniecznie z jęz.obcym), potem szukasz dobrych szkół (ciekawe gdzie) i masz "wychowane" dziecko.Jasne,że geny to duży procent, ale wg mnie dom dużo daje.A nie masz wrażenia,że właśnie tak ostatnio sa dzieci wychowywane, czyli wcale?
    Ponoć znów wiosna wraca, a więc pozdrawiam wiosennie, :)

    OdpowiedzUsuń
  25. ech, losie slodki, nie mam dzieci i nie wiem. nie mam zdania, jestem outsiderem! ale sama po sobie uwazam, ze ta ksiazka musi byc stekiem bzdur. moi rodzice mieli znaczacy wplyw na moja osobowosc. malo tego, nawet moi dziadkowie mieli!

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj ShyJa, fajnie,że zajrzałaś.Mnie to nawet ubawiło, to co napisali.Ale ktos mi kiedys powiedział,że na starość, to z ludzi "opada" to, co im wkładano do głów w procesie wychowawczym i wtedy dochodzą do głosu geny (pewnie juz nieco zdegenrowane prze wiek)i dlatego większośc ludzi starych jest nieznośnych.Teraz dzieci ma sie pózno, nie przejmuj się, zdążysz.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Anabell chyba coś w tych genach jest. Ale na pewno liczy się dom w jakim wychowujemy nasze dzieci. Najważniejsza jest miłość jaką powinniśmy obdarzyć dziecko od samego początku. Do pewnego etapu ukierunkujemy dziecko do życia, pożniej gdy staje się samodzielne, idzie już własnym torem. Ale chyba nigdy nie odetnie się tej pępowiny. Moja córka zawsze radzi się mnie w waznych sprawach, ale i tak zrobi po swojemu.
    Sloneczne buziaczki
    pola i janka

    OdpowiedzUsuń
  28. A jak dzieci mamy niefajne to na kogo zwalic:) No bo co wtedy mozna powiedziec, sa niefajne, bo zle sa wychowane? Albo tak, sa niefajne bo takie..geny:) I tak zle i tak niedobrze. A tak na serio, to sa geny, niestety, nie sa wprawdzie wyrokiem, ale determinuja nasze zycie. Pozdrawiam Anabell i dzieki ze sie wtedy za mna ujelas
    Inteligencja

    OdpowiedzUsuń
  29. Witajcie, ja tez myślę,ze nie można brac pod uwage tylko genów, lub tylko samego wychowania, to mieszanka.Moja juz się mnie nie radzi, ona mnie juz tylko informuje
    jakie decyzje, wraz z mężem podjęli. No i dobrze, już tak długo jej tu niema,że wcale sie nie dziwię.Żyjemy w odrębnych światach.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Witaj Inteligencjo, nie ma dzieci
    "niefajnych", sa tylko dzieci malo kochane- tak kiedys wyczytalam. Poniewaz mamy geny po wielu swoich przodkach, to moze sie zdarzyc, ze zdarzaja sie malo mile cechy, ale skoro nawet szympansa mozna nauczyc wielu pozytecznych rzeczy to i dziecko mozna nieco "przerobic", tyle, ze to duzo pracy.
    To ujecie sie za Toba to drobiazg, nie lubie gdy sie demonizuje cos, czego sie nie powinno.W nagrode MD
    wyrzucila mnie ze swych linkow, wiec odpadlo mi 1 miejsce do komentowania.Mala strata,krotki zal.
    Milego:)

    OdpowiedzUsuń
  31. szczerze mówiąc jak człowiek opierałby się na tych wszystkich badaniach i niepotrzebnych testach to wyszło by, że należy dziecko urodzić i porzucić w ...kapuście żeby sobie samo radziło. Rodzice są potrzebni tylko do stworzenia produktu jak to ktoś ostatnio napisał ;))) apotem to hulaj dusza. Pozdrawiam ciepło bez zaangażowania w dziwne badania

    OdpowiedzUsuń
  32. Witaj Czarny Ptaku, a nie masz czasem wrażenia,ze wiele osób zupełnie się dziećmi nie zajmuje?
    Wpierw żłobek, potem przedszkole, potem szkoła i świetlica, potem szkoła i ulica i rosna takie dziczki...
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Tak Anabell, rosną, ale co z tych dziczek wyrasta? Podejrzewam, że jak by zrobić badania to większy procent tych antyspołecznych ludzi pochodziłby z dziczek a nie z tych wychowywanych dzieci. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  34. Też tak myślę Czarny Ptaku.Tylko wiesz, ja mam czasem wrażenie,że duża część społeczeństwa (nie tylko naszego)to nie powinna miec dzieci, im dzieci po prostu przeszkadzają.
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń