Route 66 -droga legenda -najsłynniejsza droga W Stanach Zjednoczonych,
zwana również "główną ulicą Ameryki" lub "Drogą Matką".
To pierwsza droga transkontynentalna, która od 1926 roku łączyła
Środkowy Zachód z wybrzeżem Pacyfiku. Miała 3940 km długości.
W dobie Wielkiego Kryzysu setki tysięcy farmerów, udręczonych niebywa-
łą suszą, wyruszyło tym szlakiem w poszukiwaniu lepszego życia.
Kilkanaście lat pózniej podążali nią zdemobilizowani żołnierze, powracający
do swych domów z frontów II wojny światowej.
W latach 50-tych stała się prawdziwą atrakcją turystyczną, przyciągając
turystów swymi licznymi motelami i różnorodnymi barami.
W 1985 roku została oficjalnie wykreślona z listy krajowych autostrad,
a ruch przejęły nowsze autostrady zbudowane już po II wojnie. Niektóre
jej odcinki zniknęły pochłonięte przez postępującą urbanizację.
Pomimo tego, ta trasa z Chicago do Los Angeles, pozostała mitem, kulto-
wym symbolem dla ludzi tęskniących za dawną Ameryką.
O tej właśnie drodze pisał John Steinbeck w swych "Gronach gniewu",
a współcześnie nakręcono o niej film dokumentalny, pokazujący jaka jest
teraz - razem z narratorami odwiedzamy wszystkie znaczące miejsca
leżące wdłuż drogi, zaglądamy do barów, poznajemy róznorodność kuchni.
Ostatni przystanek na Route 66 to Santa Monica Boulevard - to tutaj
kończyła się podróż szukających dla siebie nowego miejsca farmerów.
Spośród 200 tysięcy ludzi, którzy przemierzyli tę drogę w latach 1931 -
1939 szukając dla siebie nowego miejsca tylko 10% osiadło tu na stałe.
A dziś, 80 lat pózniej, gdy Ameryka znów jest w tarapatch, jak teraz
wygląda ów wymarzony Złoty Stan?
No cóż - bieda powróciła. Jeszcze przed kryzysem w Venice Beach było
73 tysiące bezdomnych, a miejsc noclegowych zaledwie 15 tysięcy. Od
30 lat nikt nie dbał o budowę mieszkań dla biednych, a od pazdziernika
zaczęło gwałtownie przybywać ludzi bezdomnych, którzy często tracili
mieszkania nie ze swojej winy- oni płacili należności za czynsz regu-
larnie, ale właściciel domu nie spłacał kredytu hipotecznego i bank
zabrał dom, lokatorzy zostali na bruku. W okolicach L.A. rzucają się
w oczy domy z zabitymi płytami wiórowymi oknami- to domy odebrane
przez banki, bo ich właściciele nie spłacali kredytu. Takich domów jest
tutaj 42 tys.Poziom bezrobocia zbliża się do 21%- w czasach Wielkiego
Kryzysu było 25%.
130 km od L.A. jest stutysięczne miasto Victorville. Jeszcze rok temu
było to drugie pod względem tempa rozwoju miasto w USA, a teraz
największy w Kaliforni diler Chryslera stanął na granicy bankructwa
i gdyby nie pomoc miasta (pożyczka 200 tys. $ na 5 lat) musiałby
całkiem zamknąć firmę.
Z Victorville, kierując się Route 66 na wschód poprzez pustynię Mojave
trafiamy do Ash Fork w Arizonie. Jest tu Dunbar Stone, dotychczas
wielki dostawca do wielu przedsiębiorstw budowlanych - dziś z 50
pracowników zostało 35, którzy sami zaproponowali obniżkę wynagro-
dzeń o 30%, a każdy z nich pełni teraz 2 lub 3 funkcje zamiast jednej.
Miasto Flagstaff oddalone godzinę drogi od Wielkiego Kanionu.
Magistrat planuje zwolnienie 50 osób z 900 pracowników, chcą wydać
ok.5 milionów $ z kasy miejskiej by pobudzić gospodarkę lokalną.
W Vega, 86 letnia typowa amerykańska mamuśka, która jeszcze 10 lat
wcześniej sama prowadziła ranczo o pow. 5,7 tys. hektarów opowiada:
"ludzie pokupowali domy, na które nie było ich stać. To nie wina rządu,
rząd nie powinien się mieszać w te sprawy.
Kryzysy są czymś normalnym, a czas życia biegnie cyklicznie.
Na początku lat 60-tych też był kryzys, z powodu suszy. I też wyszliśmy
z tego."
W Tulsie (stan Oklahoma) w US Shooting Academy biznes kwitnie. Broń
ręczna i karabiny-rozchodzą się niczym ciepłe bułeczki, a kursy strzela-
nia przepełnione. Zgłaszaja się ludzie, którzy nigdy wcześniej nie mieli
broni. Wszyscy chcą nabyć broń, nim będzie wprowadzony zakaz jej
posiadania. Tu nikt nie wierzy w obietnice prezydenta Obamy.
Zapasy amunicji też warto zrobić.
Zakłady Chryslera w Fenton. W pazdzierniku 2008 roku fabryka przer-
wała produkcję. Zwolnieni pracownicy dostają po 13 tys.$ na szkolenie
zawodowe. Inni są na "bezrobociu technicznym" i podpisano z nimi
umowę gwarantującą im wypłacanie pensji takiej jak dotychczas, aż do
2011 roku.
W Saint Louis (stan Missouri) miasto zlikwidowalo lub skróciło wiele
tras linii autobusowych, ponieważ mieszkańcy nie zgodzili się na
podniesienie o 5% podatku VAT w celu sfinansowania połączeń autobu-
sowych. Rezultat- 362 tysiące osób pozbawionych możliwości korzys-
tania z autobusów.
Chicago- przedmieście Rolling Meadows. Tu o godzinie 11 zaczynaja się
targi pracy. Setki kobiet i mężczyzn, ubranych niemal odświętnie.
Stoją w budynku Maedows Club, ściskając w rękach CV. Większość
opuszcza budynek z niczym.
Historia kołem się toczy.....
anabell
Historia kołem się toczy. Wciąż popełniamy te same błędy bo chociaż historia jest nauczycielką życia ludzie nie uczą się od niej.
OdpowiedzUsuńKryzys już był w latach 30tych, podobno powody były zbliżone
Meriam
ano.taka prawda.
OdpowiedzUsuńWitaj Meriam, zawsze gdy człowiek uwierzy,że może wszystko mieć i bez opamiętania otacza się dobrami materialnymi, traci poczucie rzeczywistości i popełnia błędy.Bo przychodzi taki moment,że już masz wszystko, przecież nie kupisz 3 zmywarki 6 samochodu itp. A takich osób jest więcej.Popyt spada, f-my nie mają zbytu na swą produkcję, zaczyna sie pomału robić niemiło.Nakręca się spirala w dół.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się,że ten kryzys nie będzie tak grozny jak tamten -teraz globalna wioska jest jakąś szansa dla wszystkich.
Czasem mi się wydaje,że człowiek jest wyjątkowo tępym stworzeniem.
Miłego; )
Ale tą drogą 66 chciałabym sie kiedyś przejechać. Ma swój urok.
OdpowiedzUsuńMiłego,:)
O tej drodze pisał mój ukochany Melchior Wańkowicz,nie mogę sobie teraz przypomnieć w której ze swoich książek.Czyżby "Atlantyk-Pacyfik".
OdpowiedzUsuńNasze banki w przeciwieństwie do instytucji za oceanem nie przyznają kredytów hipotecznych osobom, które nie mają praktycznie żadnych zabezpieczeń.Nie mam pojęcia jak to się u nas rozwinie. Mam nadzieję ,że tak żle jak w latach 30 nie będzie. Ale i tak się boję. Uleczka
OdpowiedzUsuńTo stała reguła, że historia zatacza koła, tylko tak niewiele osób o tym pamięta. I zawsze po zcasach kryzysów następuje czas rozwoju, tak jak w naturze po nocy nastaje dzień. Tak jak przed laty w Stanach kryzys skończył się, tak i w teraz ten kres złej passy nadejdzie. I wtedy wszyscy radośnie bedą konsumować owoce prosperity nie myśląc o tym, że wkrótce może znowu nastąpić kryzys.
OdpowiedzUsuńNola
A ja też nie pamiętam Nekavko, zresztą dużo Wańkowicza to ja nie czytałam. Dobrze mi się oglądało ten film na Discovery.Najśmieszniejsze,że wtych wszystkich motelach i barach nadal serwują takie same dania jak w "dawnych czasach".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, :)
Wiesz Uleczko, wogóle banki europejskie mniej pochopnie przyznawały kredyty.W USA to była jakas epidemia-kredyty hipoteczne, wszelkiego rodzaju karty kredytowe-wszyscy żyli tam na kredyt.Nie jestem nawet pewna,czy odychali sami czy z pomoca jakiegoś kredytu. Przeczytaj notkę Kuczyńskiego na www.kuczyn.com., dobrze p.Kuczyński napisał nt. kryzysu u nas.
OdpowiedzUsuńMiłego, nie hoduj w sercu strachu
No właśnie Nolu, a człowiek jakiś taki "niewyuczalny".Dopóki sam na własnej skórze czegoś nie doświadczy, to nie wysnuwa prawidłowych wniosków.Gorzej,że i pamięć mamy krótką.
OdpowiedzUsuńMiłego Kochana, :)
No tak, Anabell, bardzo interesująco to napisałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maria Dora
swietnie napisane! ciekawe kiedy i czy w ogole mozna bedzie dodac happy end do Twojej historii...
OdpowiedzUsuńAle Cię wzięło na wspominki najsłynniejszej amerykańskiej drogi, która chyba była bohaterką każdego tzw "filmu drogi" z poplątanymi życiorysami filmowych bohaterów. Ło matko ale napisałem "masło maślane" Pozdro!
OdpowiedzUsuńtrocki
Acha! A jak tam Twój rodzinny filmik?
OdpowiedzUsuńtrocki
Dziękuję Mario, ten serial Discovery był naprawdę dobry.Może właśnie dlatego,że były to wypowiedzi tych, którzy tam tkwią od lat, zachowują te stare tradycje i są tylko obserwatorami przemian, sami niewiele się w to włączając.
OdpowiedzUsuńMiłego >:)
Witaj shyJa, myślałam,że jeszcze jesteś na Wyspie Afrodyty. Myślę,że zawsze będzie to historia naprzemiennie dobrych i złych chwil.Bo tak jakoś się składa, że ogólny bilans musi wyjść "na zero".
OdpowiedzUsuńMiłego, >:)
Witaj Trocki, ta "66" coś w sobie ma. Są odcinki takie same jak kiedyś, części już nie ma, ale ci, którzy mieszkaja przy niej, staraja się,żeby pamięć o niej żyła.
OdpowiedzUsuńCo do filmiku- okazało się,że jest lepiej niz myślałam- on juz jest przegrany z taśmy filmowej na kasetę video i chyba nie będzie (mam nadzieję) problemu z przegraniem tego na CD lub DVD.Gorsze jest to,że jest to u mego ciotecznego brata, a on człowiek wielce zajęty. No i dlatego do Ciebie się nie zgłaszałam. Ale dowiedziałam się o tym dopiero 4 dni temu.
Pozdrawiam, :)
Skomentuję krótko.
OdpowiedzUsuń... bo jak się stawia na mieć, a nie być, to się tak ma, o!
Pozdrawiam serdecznie i udaję się rzucić okiem na poprzednie notki. Sporo zaległości mam na blogach :(
alElluniu, masz rację.Zbyt duży dobrobyt zabija w człowieku duszę i instynkt samozachowawczy.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Ameryka kraj potęgi i jednocześnie słabości, kraj gdzie kredyty zniszczyły wielkość a ludzie stracili nagle grunt pod nogami, który wydawał im się pewniejszy niż cokolwiek na tym świecie. Jednak chociaż takie legendy jak Route 66 przez chwilę jeszcze będą wspomnieniem wielkości tego dmuchanego potwora. Nie chciałbym tam mieszkać a jedynie zobaczyć parę miejsc i przejechać te 3940 km. motocyklem jak kultowy w dobrym tego słowa znaczeniu Easy Rider :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Czarny Ptaku, no nie jestem pewna, czy chciałabym się tłuc tyle kilometrów na motorze. Wolałabym samochodem-wiesz, ja już jestem wygodnicka.A chciałabym zobaczyć muzea w Waszyngtonie i Wielki Kanion.Ale za nic w świecie nie chciałabym tam mieszkać, a zwłaszcza na amerykańskiej prowincji.
OdpowiedzUsuńo właśnie,wygodnym samochodzikiem to ja też jestem za!!!
OdpowiedzUsuńmotorów się bojam...
nawet motorynki...
Anno Beato zapraszam na przejażdżkę motocyklem, te ponad 3000 kilometrów było by niezapomnianą przygodą nieporównywalna do niczego innego :)
OdpowiedzUsuńWitaj Mijko, wyobraziłam sobie siebie na motorynce- no, to byłoby przeżycie nieliche. Dla mnie, bo umierałabym naprzemiennie ze strachu i śmiechu a i dla publiczności także.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Nie wątpię Czarny Ptaku, nie wątpię.
OdpowiedzUsuńTo interesująca propozycja, ale wynika z Twego niezmiernego optymizmu i faktu,że znamy się tylko wirtualnie- zapewniam Cię,że żaden facet nie wytrzymałby ze mną w podróży motorem tylu kilometrów.
Niemniej czuję się zaszczycona ta propozycją.
Witaj Anabell, właśnie, historia kołem się toczy - a ludzie ani trochę nie przezorniejsi. Czytałam "Grona gniewu", Steinbeck należy zresztą do moich ulubionych pisarzy. Tak jak teraz piszesz o ludzkich dramatach, bezdomności, bezrobociu, tak i wtedy (lata 20,30) działo się to samo - a ludzie desperacko szukali lepszego losu. Nie wiem, czy dałoby się zapobiegać tym nawracającym cyklom dobrobytu i kryzysu - bo ludzie wciąż robią te same błędy. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWitaj Roztrzepańcu, Steinbeck to i mój ulubiomy pisarz. Często się zastanawiam, dlaczego nowe pokolenia nie czerpią z doświadczeń tych, którzy odeszli. Bo korzystanie z ich doświadczeń nie stanowiłoby wcale zapory dla postępu, ale przecież pomogłoby uniknąć wielu zupełnie niepotrzebnych zawirowań.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
no więc ja kiedyś spróbowałam..przy zmianie biegów wjechałam w płot sąsiadów(dodam,że prawo jazdy już wtedy zaposiadałam,ale na auto a nie żaden jednoślad:))),za drugim razem owa maszyneria wyjechała mi spod tyłka i walnęłam nią o glebę z braku innego pomysła:)))..Brat już mi więcej nie pozwolił próbować:)
OdpowiedzUsuńMijko, chyba potem miałaś kłopoty z siedzeniem. Ja kiedyś jechałam jako pasażer na jakimś motorze i całą droge się darłam : hamuj, hamuj, bo ja mam dość.No normalnie horror był, zmarzłam jak pies bezdomny i do tego miałam potem chrypę.My po prostu jesteśmy delikatne istoty.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Dlaczego podszywasz sie pod autora?
OdpowiedzUsuńAutorem tekstu ktory podpisujesz jako swoj jest Philippe Boulet-Gercourt.
Artykul ukazal sie w Le Nouvel Observateur 9.04.2009