wtorek, 30 czerwca 2009

Czy musimy chodzić do szkoły?

Andre Stern, rocznik 1971, urodzony w Paryżu.
Jest muzykiem, kompozytorem, mistrzem budowy gitar, dziennika-
rzem, pisarzem fotografem, włada biegle pięcioma językami.
I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ani
jednej godziny w swym życiu nie spędził w szkolnej ławce.

We Francji i Austrii istnieje możliwość uczenia dzieci w domu.

Rodzice Andre Sterna byli przekonani, że szkoła nie jest niczym
dobrym dla dziecka. Oboje spędzali wiele czasu z dziećmi. Matka Andre
studiowała literaturę i potem pracowała z dziećmi w przedszkolu, a
jego ojciec, pomimo tego, że nie wyuczył się żadnego zawodu, stwo -
rzył w Paryżu pracownię malarską dla dzieci, która cieszyła się sporą
popularnością.

Pracując z dziecmi państwo Stern zauważyli, że u dzieci wszystko
wychodzi z ich wnętrza, nie są im potrzebne impulsy z zewnątrz, które
są zorientowane na osiągnięcie konkretnego celu.
Uznali, że lekcje zorganizowane zgodnie z programem nauczania zabija-
ją naturalną ciekawość dziecka, zaburzają jego rytm rozwoju.

Zgodnie ze swymi przekonaniami zrezygnowali z posyłania dzieci do
szkoły - zamiast tego postawili na naturalną ciekawość maluchów i
ich pęd do zdobywania wiedzy i poznawania świata.

W wieku lat 3 Andre zainteresował się literami , nauczył się rozpozna-
wać wszystkie litery i niektóre słowa. W niedługim czasie stracił zai-
teresowanie czytaniem i mając 9 lat nie potrafił płynnie czytać ani pisać.
Otoczony w domu książkami i obserwujący rodziców podczas czytania,
znów zainteresował się czytaniem i wtedy wszystko poszło szybko i
gładko.

Andre Stern uważa, że każde dziecko jest otwarte na świat i w cieka-
wym otoczeniu codziennie znajduje nowe bodzce. Może żyć w spo-
sób znacznie pełniejszy, kiedy nie jest zmuszane do robienia czegoś,
kierowane w określonych kierunkach. Zostawione w spokoju, samo
odkrywa własne zdolności i z własnej inicjatywy je pogłębia. On sam
miał możliwość wgłębiania się w tematy, które go interesowały.
Przez długie lata zajmował się fotografowaniem, muzyką - przez całe
życie, obróbki metalu uczył się przez 3 lata, języka niemieckiego
przez 6 miesięcy. On miał skłonność do maksymalnego wgłębiania
się w temat, jego siostra natomiast zajmowała się równocześnie
wieloma rzeczami.

Oczywiście rodzice Andre nie znali odpowiedzi na wszystkie jego
pytania, ale wspólnie z nim szukali odpowiedzi w podręcznikach,
książkach lub u różnych specjalistów z danej dziedziny.

Zdaniem A. Sterna kontakty społeczne, dzięki temu, że nie chodził
do szkoły miał znacznie szersze niż dzieci szkolne, które żyją w swo-
istej, przymusowej społeczności rówieśników. Stern będąc dzieckiem
spotykał ludzi w różnym wieku i z różnych środowisk.
Obserwując dzieci chodzące do szkoły zauważył, że w szkole zatra-
cają one zdolność do samodzielnego pogłębiania swojej wiedzy.
A przecież nauka nie kończy się nigdy, a samodzielnie zdobyta
wiedza nigdy nie wygasa.

Dziś Andre Stern jest : muzykiem, kompozytorem, gitarzystą, pro-
wadzi zespół teatralny. Poza tym zajmuje się konstruowaniem gitar
i jeden tydzień w miesiącu poświęca na pogłębianie tajników tego za-
wodu. Ponadto jest dziennikarzem i pisarzem.

Ostatnia jego książka nosi tytuł: "Nigdy nie chodziłem do szkoły".

Pomyślałam, że może w dobie wielce światłych pomysłów naszych
rodzimych edukatorów, MEN zapoznałby wszystkich swych pracow-
ników z tą książką.

52 komentarze:

  1. Dobra szkoła z pewnością pomaga dziecku.
    Zła szkodzi. Co do poziomu naszych edukatorów tyle o tym wspominałam, że nie będę się powtarzac. W szkole równamy do średniej, czyli w dół.
    Ja o swojej szkole mam jak najgorsze zdanie i wiem jedno- nigdy nie poślę dziecka to publicznej szkoły gdzie padnie ofiarą bandytów. Chocbytm miała życ o suchym chlebie pójdzie tam gdzie nie będzie tolerowane bicie i opluwanie
    Meriam

    OdpowiedzUsuń
  2. W połowie lat 60-tych w Bydgoszczy utworzono Szkołę Ćwiczeń przy SN (podstawówkę, która wdrażała nowatorskie programy nauczania. Mięliśmy tylko wychowawczynię a lelcje prowadzili syudenci SN. Nie mięliśmy np zadań domowych, gdyż program zakładał przerobienie materiału na lekcjach w szkole a w domu laba. Dzisiaj w Naszej klasie gdy się komunikujemy wychodzi na to, że wszyscy poukładali sobie życie w większości na obczyźnie. Większość również kończyła studia nie po to aby mieć dyplom, ale konkretny zawód. No cóż, byliśmy królikami doświadczalnymi. Pozdro!
    trocki

    OdpowiedzUsuń
  3. Eksperymenty są po to aby badać i odkrywać rzeczy nieznane. jednak czy na podstawie takiego eksperymentu można od razu postawić tezę, że szkoła jest do bani i lepiej postawić na wolność nauki? Ja ciągle uważam, że dobry nauczyciel to skarb i potrafi wyzwolić w dziecku zainteresowanie przedmiotem jakiego samo by nie odkryło. tylko tych nauczycieli z prawdziwego zdarzenia coraz mniej i mniej, jednak czy można się dziwić? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak właściwie to u nas w Polsce nie ma obowiązku chodzenia do szkoły, tylko istnieje coś takiego jak obowiązek szkolny. I dziecko ma go realizować, a rodzice dopilnować tej realizacji. I w sumie dzieciak do szkoły chodzić nie musi, może się uczyć w domu, a jedynie co jakiś czas pojawiać się w szkole rejonowej, by poprzez zdawane egzaminy pokazać przyrost wiedzy i umiejętności. I to nie tylko sucha teria. Pamiętam kilka miesięcy temu program na tvn poświęcony właśnie temu zagadnieniu. Kilkoro odważnych rodziców postanowiło stoczyć walkę z urzędniczą bezdusznością (bo to tony załatwianych papierów) i sami uczą swoje dzieci, na wszystkich stopniach edukacji rozsiane, ze skutkiem całkiem dobrym. Zastanawiam się też czemu tak mało ludzi wie o takich możliwościach. Czyżby specjalnie ich nie nagłaśniano, aby w razie czego użyć nieśmiertelnej rzymskiej maksymy "Nieznajomość prawa szkodzi"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Miriam, a gdy ja swoją posłałam do liceum społecznego, to wszyscy się palcem stukali w głowę na mój widok. Kosztowało multum, ale wiem,że było warto. Teraz to są i podstawówki społeczne, wtedy dopiero zaczynały powstawać.Ja też uważam,że szkoła równa do sredniej i to jest złe.I niestety najczęściej zabija w dzieciakach chęć zdobywania wiedzy- nie mylić
    z uczeniem sie na stopień.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas też była taka szkoła, ale do niej wybierali sobie uczniów, zeby vył mniej więcej taki sam poziom.Właściwie to nie wiem na czym ten eskperyment polegał, chyba głównie na programach autorskich i strasznym zamordyzmie. Ale to już był początek lat 90.Masa koleżanek i kolegów mojej córki z tego jej społecznego liceum wyemigrowała, ona też
    Pozdrówki:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeżeli trafi się w polskiej szkole bardzo zdolne dziecko, to ma z miejsca przechlapane. Pierwszoklasista, który już umie czytać i pisać nudzi się tak,że aż mu szczęki z zawiasów wypadają.A jeśli do tego potrafi niezle liczyć a w domu czyta powazniejsze ksiązki niż "przygody Filonka bez ogonka", to juz do końca podstawówki nie będzie lubić szkoły.Bo wcale nie jest łatwo zdziałać, by posłac takie dziecko od razu do II klasy.I w końcu dziecko pojmie,ze jego wiadomości są na plaster i uczyc sie nie będzie.Tak wyglądaja realia. I dobry nauczyciel tez tu nie pomoże.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz Ewutku, mam podejrzenie, ze w dzisiejszych czasach, gdy oboje rodzice pracuja, to nie ma nikt czasu na uczenie dzieci w domu i mam wrażenie,że jest małe zainteresowanie tym tematem. To trochę smieszne- nie ma dziecko stresu na co dzień tylko raz na jakis czas egzamin - czy bezstresowy? watpię.
    Ja tylko nie mogę darowac szkole,że nie rozwija zdolności dzieci do zdobywania wiedzy,że oducza samodzielnego myslenia.
    Miłego , :)

    OdpowiedzUsuń
  9. coż...

    jeżeli chodzi o szkołę społeczną,to ja akurat zabrałam z niej swoje dzieci.miały potworne braki w wiadomościach(programowe,że tak powiem),poza tym w tej szkole panował kult pieniądza i znajomości z panem dyrektorem.bezpieczeństwo też pozostawia wiele do życzenia.
    po kolei pozabierali swoje dzieci moi znajomi,mając podobne do moich odczucia.
    aktualnie uczę chłopca,który tam chodził,ma praktycznie same dopuszczające,a u mnie poprawkę uwaga..z plastyki...co ciekawe,tamta szkoła wykazuje w rankingach wysoki poziom.
    nie wiem na czym to polega.

    oczywiście są też i dobre szkoły społeczne,zgadza się,ja akurat do takiej nie trafiłam.ale mam w planie taką jedną,dla Młodszej.sprawdzona, z mądrym dyrektorem.i z niezłym programem wychowawczym.
    Moja Starsza skończyła liceum z tradycjami(sam Kopernik się w nim uczył)i jakoś daje radę.
    po prostu różnie można trafić.
    ja kończyłam liceum,które jest na liście UNESCO(co roku bardzo wysoko)i jestem zadowolona.
    kształciło tak,że koleżanka będąc w klasie językowej bez problemu zdała na medycynę...nie brała korków,o ile wiem,korepetycje były wtedy dla głąbów,teraz to podobno standard.nie wiem,bo moje dzieci nie chodzą.

    co do pracy z uczniem zdolnym,to ja nie wiem jak jest w innych szkołach,ale u nas się to realizuje-nazywa się to program pracy z uczniem zdolnym, i z pozytywnym skutkiem(dodatkowe zadania,indywidualizacja,specjalne zajęcia,żeby się nie nudził,dodatkowe lektury itd),ale wiem,że nie wszędzie tak jest.w naszej szkole to ostatnio obok bezpieczeństwa-priorytet.ale też bywa różnie.

    nowa reforma niestety stawia poprzeczkę coraz niżej,patrząc zresztą na swoje dzieci(Starsza dorosła,Młodsza dopiero w gimnazjum)widać różnicę.
    pierwszym punktem,jaki równał w dół stało się wprowadzenie nauczania zintegrowanego,czyli cuzamen do kupy.
    a jak wiadomo,jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego.

    nie wiem,do czego to dąży,bo siedząc i śledząc aktualnie podstawy programowe włos mi się jeży..
    np.uznano,ze gramatyka i ortografia w klasach młodszych jest niepotrzebna...

    no i dobry poszukujący nauczyciel...za mało ich,oj za mało.

    o uczeniu dzieci w domu wiem,ale fakt,trzeba na to poświęcić bardzo dużo czasu.

    no i dom..jeżeli w domu jest poparcie i nacisk na naukę,otoczenie(Stern to miał),to jest szansa..a jeżeli jest tak jak często bywa,brak zainteresowania,zero książek i bodźców,to nic z tego nie będzie.

    problem jest bardzo złożony.
    a dzieci są królikami doświadczalnymi.
    tylko co z tego wyniknie?

    OdpowiedzUsuń
  10. jesos..alem się rozpisała..

    OdpowiedzUsuń
  11. Anabell, jak pisała Effka, u nas w Polsce też można uczyć dziecko w domu. Ja jednak jestem przeciwna takiemu sposobowi kształcenia dzieci. Jednak uważam, że w środowisku szkolnym dziecko uczy się lepiej funkcjonować w grupach społecznych. Od niedawna popieram też szkoły społeczne, myślę że obecnie jest coraz więcej mądrze uczących i wychowujących szkół niepublicznych. Dziecko w takiej szkole nie jest anonimowe, a nauczyciele bardziej dbają o jego indywidualny rozwój. I ostatnio nie są to już tak wysokie koszty.
    Myślę, że będę popierała posyłanie moich wnuków do prywatnych placówek oświatowych.
    Nola

    OdpowiedzUsuń
  12. aaa no i generalnie to chętnie zapoznam się z książką.

    no i jeszcze mi przyszło do głowy..w szkołach społecznych są mniejsze zespoły.a co za tym idzie większe możliwości nauczenia,sprawdzenia.
    już praca w kilkunastoosobowej grupie jest lepsza niż w dwudziestokilku osobowej.
    a trzydziestka...

    OdpowiedzUsuń
  13. taaa...nie wszyscy jednak mogą wybierać wolny, twórczy zawód...a tego właśnie nauczył się ten pan:)

    do szkoły chodzi się równiez dlatego, w naszej ojczyźnie, żeby rodzice w tym samym czasie, mogli chodzic do pracy (np w tesco lub w szpitalu, chyba że maja wolne zawody i siedza w domu, albo maja duzo pieniędzy na guwernantke)

    OdpowiedzUsuń
  14. dokładnie tak Beata,to raz.a dwa,rodzice tego pana jednak mieli coś wspólnego z nauczaniem.

    OdpowiedzUsuń
  15. ups...zapomniało im się:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Na temat szkoły i tego co mi dała, a raczej tego czego mi nie dała,pisałam już u siebie.
    Temat-rzeka.

    OdpowiedzUsuń
  17. no i jeszcze popisze,bo wiadomo temat rzeka..a ja siłaczka.

    mówimy tu cały czas o szkole,systemie(do bani ten system),nauczycielach,zapominając o domach.
    a z domu wynosi się najwięcej,jeżeli chodzi o zachowanie,stosunek do wiedzy,szacunek dla innych itd.Stern miał taki dom,wspierający,mądry.
    ile takich domów jest u nas i na świecie?
    ilu rodziców reaguje na uwagę dziecka,że nauczyciel jest głupi,tak jak należy?(to tylko taki przykład),
    skąd się biorą bandyci?nie ze szkoły przecież,oni tam trafiają.

    różnie to bywa.i nie mówię tu o patologicznych rodzinach,bo w "normalnych" też takie sytuacje się zdarzają.
    mnie bardziej zastanawia zanik chęci do nauki,coraz bardziej powszechny,coraz bardziej manifestowany przez młodzież(swoiste wyścigi na jedynki,to ma miejsce,serio,zdarza się!podobnie na uwagi..kto ma więcej).brak poparcia w domu-bardzo częsty.
    i jak się wchodzi do klasy to widać..gdzie jest ten dom.
    serio.czy rodzice mają czas.
    też mam dzieci,nie raz narzekały na szkołę,to normalne.ale wtedy siadaliśmy i rozmawialiśmy,szukaliśmy rozwiązania.

    no i niestety w zawodzie jest cała masa ludzi,która się po prostu nie nadaje.smutne to.
    a i ja osobiście uważam,ze uczyć powinny osoby,które maja własne dzieci..ma się inne podejście do dziecka,bardziej je rozumie.
    a może wystarczyłoby bardzo dokładne szkolenie na temat psychologii rozwojowej?nie wiem..

    OdpowiedzUsuń
  18. Pewnie nie ma jednej recepty. Sa i takie i takie dzieci. Thomas Alfa Edison do szkoly sie zwyczajnie nie nadawal. byl samoukiem, a pod koniec zycia okazalo sie, ze opatentowal wiecej wynalazkow niz ktokolwiek przed nim i po nim. Albert Einstein wprawdzie do szkoly chodzil, ale podobno z matematyki na Politechnice byl zagrozony, a swoja teorie niezmiennosci szybkosci swiatla tworzyl w biurze patentowym. Ale znam i dzieci, ktore bez szkoly i systematycznego nadzoru nie dalyby sobie rady. Sama chodzilam do dobrej szkoly publicznej. Nauczycieli mialam wspanialych. pamietam ich do dzis. Wiele zawdzieczam. W szkole bylo fajnie. Nie tylko lekcje, ale i obozy, biwaki, pracownie, dodatkowe zajecia pozalekcyjne ...

    Pozdrawiam
    Arianka

    OdpowiedzUsuń
  19. Mijko, ja swoje obie szkoły wspominam jako jedną udrękę.Nienawidziłam chodzenia do szkoły.Zabawne,bo w gruncie rzeczy wiele spraw mnie interesowało i pózniej , już po zakończeniu nauki w szkole, uczyłam się wielu rzeczy sama. I dlatego tak mnie zainteresowała ta historia Sterna.Moja córka nie chodziła np. do przedszkola, a w zerówce była gościem, ale nikt nie podejrzewał,że była jedynaczką.Ona odżyła w tym społecznym liceum, gdzie panowała moda na uczenie się, a nauczyciele wiedzieli jak rozwijać w nich chęć do nauki. A moja należy do tych, które uwielbiają się uczyć i robi to z zapałem do dziś (dzień bez nauki to dzień stracony, choć już jest po doktoracie). Zdaję sobie sprawę,że po 44 latach działania ludzi w ustroju totalitarnym, nikomu nawet do głowy nie przychodziło,że można działać na niwie oświaty inaczej, niż w formie odgórnie zorganizowanej.Bo tak jest łatwiej i wygodniej-wychować sobie ludzi podporządkowanych, a nie indywidualistów. A teraz to z kolei jest tak,że większość rodziców jest zajętych przede wszystkim zarabianiem pieniędzy i dbaniem o własne przyjemności, a wychowanie dzieci pozostawiają placówkom typu przedszkole i szkoła.Mam szczęście, bo na blogach poznaję właśnie tych naprawdę fajnych nauczycieli, z powołania, kreatywnych, z "otwartą głową".Nie wiem co za idiota wymyślił liczne klasy.W życiu nie wyobrażam sobie ,żeby mając 30 uczniów w klasie rozwijać w nich zapał do nauki i otwierać im horyzonty.To nierealne. Wydajnie i twórczo mogą pracować tylko małe grupy dzieci i młodzieży. Wydaje mi się,że np. dzieci wybitnie zdolne, powinny mieć mozliwość nauki w domu, by tak jak Stern móc rozwijać swe zdolności i zainteresowania, lub w szkole, mającej mozliwość prowadzenia indywidualnego toku nauczania. A u nas można co najwyżej posłać b.uzdolnione muzycznie dziecko do szkoły muzycznej. A dzieci miewają wszak różne uzdolnienia. Niestety szkoła dla małych "geniuszy" odbiera im dzieciństwo, bo wszystko jest posegregowane, poszufladkowane, zwiększone ilości godzin.Taka stajnia wyścigowa z kompletnym brakiem swobody twórczej dziecka.Bo i tam jest program narzucony odgórnie. Oglądałam program o takich szkołach w USA. Żałość absolutna, wyścig szczurów, tyle,że dla dzieci. A Stern miał rajskie dzieciństwo, bogate w przygody i nowe doznania.
    Jedno jest pewne- dopóki dorośli nie zmienią swego sposobu myślenia i pieniądz będzie bogiem, dopóty będzie trwał ten obłędny wyścig szczurów.
    Wielu sławnych ludzi, wynalazców często wcale nie miało matury, lub wręcz studiów, a dostawali dyplom ukończenia uczelni, bo byli szaleńczo zdolni.My nie doceniamy faktu,że wiele rzeczy każdy może nauczyć się sam, nie kierowany odgórnie jakimiś programami wymyślonymi przez MEN.Bo najważniejszy to jest ten ciąg do nauki i chęć znalezienia odpowiedzi na dręczące nas pytania.
    Wiesz Mijko, nie jestem naiwna, wiem, dzieci są różne, o różnym stopniu percepcji, ale nie można w związku z tym tworzyć jednego uniwersalnego programu dla wszystkich. To musi być program zróżnicowany. A tak, to masz w jednej klasie dziecko o b. niskich mozliwościach percepcji i takie bardzo zdolne i co - program uśrednia i robi krzywdę obojgu.To zdolne jest znudzone i zniesmaczone, to mało zdolne cały czas zdołowane , bo i ten średni poziom z trudem przyswaja.A wszystko w imię poprawności politycznej, czyli wszyscy jesteśmy równi. Jesteśmy równi, ale wobec prawa , ale nie jesteśmy zdolni tak samo, mamy różne geny, różny stan zdrowia, co nie znaczy,że jesteśmy gorsi.Ale nie wiem czemu,tak trudno to zrozumieć.
    Cieszę się, że tyle na ten temat napisałaś, o to mi szło,żeby sprowokować nauczycieli.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nolu, no pewnie,że do szkoły społecznej, zawsze lepiej się pracuje z mniejszą ilością dzieci. Ale wpierw swym okiem nauczycielki spenetrujesz chyba taką szkołę. A resztę na ten temat napisałam w odpowiedzi Mijce i przeczytaj to, proszę.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Beatko, a gdzie byś w Polsce znalazła guwernantkę z prawdziwego zdarzenia? Reszta mego zdania w odpowiedzi dla Mijki, poczytaj, proszę.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Arianko, masz rację. Ale dlatego,że dzieci są rózne, nie można w imię poprawności politycznej , wprowadzać uśrednionego programu nauczania.Bo to nikomu na zdrowie "naukowe"nie wychodzi.
    Reszta w odpowiedzi dla Mijki, poczytaj, proszę.
    Miłego, :)
    P.S.
    rozbawiłaś mnie swym komentarzem u MD nt. narcyzmu- to było dobre! :))

    OdpowiedzUsuń
  23. Neskawko, część czytałam. Poczytaj też moją odp. na komentarz Mijki, proszę.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  24. ja uczę wolnego przedmiotu i też mam troszkę inne podejście niż np nauczyciel matematyki.mogę np inaczej ocenić,program swoje ja swoje,nie?:))wkład pracy u mnie jest bardzo ważny,bo dziecko które się bardzo stara,zasługuje na docenienie.

    co do dyscypliny..wiesz,uczyłam się w domu grać na pianinie,mój Kuzyn w szkole muzycznej.to on został muzykiem,nie ja,bo zabrakło mi bata.no ale ja mam taki charakter.to czy ktoś potrzebuje nauki zorganizowanej zależy chyba też od samego człowieka.

    praca na plastyce z trzydziestką to jest horror.serio.wolałabym mniejsze grupy i dwie godziny raz na dwa tygodnie.a najlepiej w tygodniu:)
    zobacz,jak kiedyś wyglądał wf..dwie godziny pod rząd,czas na rozebranie,rozgrzewkę,ubranie.a teraz????
    system jest do bani,powtarzam to ja,nauczyciel no!i rodzic!
    limity tyle a tyle ludzi w klasie,taki a nie inny program,..
    co do programu,to można ułożyć autorski, ale on musi zostać zaakceptowany..i tu napotykamy schody...

    wiesz,ja kilka lat uczyłam tyko technik itd..testy wymusiły na mnie wprowadzenie teorii..bo musi być i koniec!
    i teraz się bujam,bo muszę się wyrobić w czasie,gonić,omijam co się da,czasami zadaję pracę do domu(i wtedy nie mam możliwości korekty i pomocy,a to jest najważniejsze!),na razie dawaliśmy radę..
    ale od września będą dzienniki z numerowanymi tematami lekcji..wedle planu..zgroza!
    plus praktycznie sama teoria w pierwszej klasie gimnazjum,bez możliwości poparcia praktyką(a wiadomo,że obrazek dziecko zapamięta,prawda?).
    a później zajęcia artystyczne.aż 30 godzin na dwa lata..co to da?
    i zobacz,zostawiłam piąte klasy,bo w szóstej nie ma plastyki..rok przerwy.gimnazjum,pierwsza klasa-znowu nie ma malowania,bo teoria..program jest dokładnie wyliczony na tygodnie!!!!nawet podręczniki mają dostosowaną ilość tematów,z poślizgiem na maksymalnie dwie, trzy godziny..
    zostaną wyjęte dwa lata z twórczości,dwa cenne rozwojowo lata(potem jest kryzys twórczy:),a dla wielu dzieci to koniec z malowaniem na zawsze.i nie chodzi mi o to,że wszyscy mają być artystami,ale o przyjemność,swoistą przerwę pomiędzy np fizyką i matematyką,wyluzowanie,odreagowanie..zabiera się dzieciom i to..

    nie wiem,jak długo będę jeszcze uczyć,bo pomysły MEN mnie wkurzają..

    OdpowiedzUsuń
  25. ale ale.bo mi się przypomniało co do uśrednienia.języki będą w podziale,na grupy.mniej i bardziej zaawansowane.to jest jakiś krok.to wchodzi u nas w szkole od września..

    dobre i to.

    OdpowiedzUsuń
  26. a w ogole,to gdybym wygrala w totka, to zbudowalabym szkole z wielkim ogrodem, basenem termalnym, lodowiskiem i boiskiem:)
    I zatrudnila pasjonatow.. eh.

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj Anabell! Osoby wyjątkowo zdolne powinny uczyć się indywidualnie. I nie chodzi mi tu o to, że nie mają chodzić do szkoły. Nawet rodzice uczący dzieci w domu muszą przerobić minimum programowe i nikogo nie interesuje, że dziecko jest genialnym matematykiem, jeżeli nie potrafi napisać rozprawki - nie zaliczy egzaminu.

    Szansę dla polskiej szkoły widzę w dyskryminacji. Wszyscy wypowiadają się przeciw dyskryminowaniu kogokolwiek - ja za. Dyskryminację widać wyraźnie na poziomie liceum. Do dobrego - dostają się najlepsi gimnazjaliści. I z takimi ludźmi zupełnie inaczej się pracuje niż ze zbieraniną "z rejonu".

    W szkołach podstawowych powinny być klasy złożone z uczniów lepszych oraz takie, gdzie poziom wiedzy i zdolności jest mniejszy. Zależy nam przecież na dwóch rzeczach: nauczeniu minimum wszystkich i rozwijaniu zdolności bardziej utalentowanych. Było by to dużym ułatwieniem zarówno dla dzieci jak i - jestem przekonany - nauczycieli.

    Ciężko jest czasami prowadzić zajęcia kiedy część uczniów się nudzi bo już to zna. I odwrotnie - kiedy ta pierwsza część patrzy jak sroka w gnat nie wiedząc o czym mowa, bo jest to dla nich za trudne.

    Tak, czy siak, większa połowa (:-)) dzieciaków na tym traci. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  28. chodziłam do liceum społecznego - dzięki bogu. I własnie tam świetnie nauczyłam się języków obcych - w sześcioosobowej grupie. W szkole normalnej byłabym w normalnej 30 osobowej klasie - bez swojej osobowości. Nie byłoby juz miejsca.(lucy)

    OdpowiedzUsuń
  29. Obawiam się, że gdyby u nas wprowadzono możliwość uczenia dzieci w domu to sporo z nich nigdy nie nauczyłoby się pisać i czytać. Z tej możliwości skorzystaliby rodzice z marginesu. Oszczędność na książkach i zeszytach.
    Markita

    OdpowiedzUsuń
  30. Mijko kochana, może ja jestem głupia, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu ,ze nawet tuż po wojnie to ludzie od edukacji byli przytomniejsi, pomimo przejścia takiej traumy i okropnych braków we wszystkim.A od pewnego czasu to co nowa miotła zasiądzie na fotelu ministra to nowe porządki, bez ładu i składu robi.Jak moja chadzała do liceum to miała 2 rozszerzone języki i mimo,że jej klasa liczyła raptem 12 uczniów, to był podział na słabszych i mocniejszych językowo.Do tego ten podział był już po egzaminie wstępnym.Co do plastyki-była plastyka i oddzielnie jako przedmiot historia sztuki i 2 x w tygodniu warsztaty z artystą plastykiem, dla zainteresowanych. Praktycznie cała klasa chodziła.Sztalugi mojej córy do dziś na nią czekają.Ja myślę Mijko,że MEN zamiast wynaturzać programy, powinno się zastanowić nad tym w jakich warunkach nauczyciele pracują, bo mam nieodparte wrażenie,że to ich wogóle nie interesuje. Zresztą mam wrażenie, że dzieci tez ich nie interesują.Dla MEN ważna jest realizacja wydumanego programu. Bo wg mnie w życiu żadna klasa nie powinna liczyć 30 uczniów.Chyba,że chce się wykształcić półgłówków.
    Myślę Mijko,że byłabyś świetną dyrektorką takiej szkoły, która sam byś zaprojektowała i prowadziła.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Szkoły oduczają myślenia i tępią myślenie
    Meriam

    OdpowiedzUsuń
  32. Mironq, za takie poglądy już podpadłam na pewnym blogu. Ale my tylko jesteśmy równi, ale nie jednakowi i to musi być uwzględnione właśnie w procesie edukacyjnym.W podstawówce, gdy moja do niej chadzała było z 5 klas na tym samym poziomie nauczania w klasach 1-6. Po II klasie utworzono jedną klasę dla wszystkich słabszych uczniów. I to był dobry pomysł, bo była mniej liczna i pewnie dzięki temu nie było drugorocznych.Dziwnym trafem nikt nie protestował, a rodzice słabszych uczniów byli wręcz zadowoleni.Musi być podział na tych lepszych i mniej zdolnych uczniów.
    Uważam,że uśrednianie programu wyrządza wszystkim dzieciom krzywdę.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Lucy, jestem pewna,że miło wspominasz te szkołę. Dobrze, że miałaś taką możliwość.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Markito, obawiam się,że masz rację.
    Tyle tylko,że dzieci nasze po podstawówce coraz częściej wpadają we wtórny analfabetyzm.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie miałabym odwagi wziąć na siebie odpowiedzialności za wykształcenie dziecka.Nie znam się na wielu dziedzinach jak więc mogłabym ich uczyć?

    OdpowiedzUsuń
  36. AtinablogBezdomna1 lipca 2009 16:42

    U nas też jest taka możliwość. Z tego co wiem, dziecko zalicza tylko określone partie materiału, więc niestety musi uczyć się w domu tego, co jest w programie szkolnym. Mnie ta notka za bardzo nie przekonuje. Może facet po prostu ma genialny umysł i w gruncie rzeczy jest wyjątkiem?

    OdpowiedzUsuń
  37. Przeczytałam.Nie ze wszystkim się zgadzam.
    Uważam, że wiele zależy od nauczycieli.
    U mnie w klasie było 36 osób.
    Na jednych lekcjach ziewalismy a na innych siedzieliśmy z otwartymi gębami.i z tych nikt dwój nie miał.
    Bo nauczyciel sie starał i WYKŁADAŁ ciekawie a nie tylko wymagał.
    Mówisz, że rodzice zapracownai. Owszem ale ja przez okno obserwuję takie dwie mamusie.
    One sie smażą na leżakach a dzieci się bawią w kałużach.Dzieci na oko 10 letnie.

    OdpowiedzUsuń
  38. czytałam, ale nie mogłam się dorwać do kompa:)

    to ja dołączam do zwolenników dyskryminacji.
    bardzo niepoprawne politycznie...ale..nie każdy powinien się uczyć i mieć maturę.zobaczcie,ilu mamy teraz studentów a ilu tak naprawdę specjalistów.myślę,ze do określonego wieku a potem niech to będzie porządna zawodówka,która da zawód.nie każdy musi być lekarzem.

    no i Anabell,ja chyba też jestem głupia,bo też tego nie rozumiem:)
    chociaż,może dlatego,że po wojnie ludzie mieli cel.odbudować,naprawić,wykształcić się.poza tym nauczyciele byli na ogół ci przedwojenni.a więc wymagający ale i potrafiący nauczyć.przed wojną też nie wszyscy się uczyli,prawda?
    ale po wojnie nastąpiło upowszechnienie nauki i poniekąd słusznie.czytać, pisać i liczyć powinien każdy.
    tyle,że w tej chwili to sięgnęło absurdu,bo każdy jeden może mieć maturę,a może ją mieć,bo jest ona na poziomie szóstej klasy.
    nastąpiło też wyrównywanie szans,czyli poprzeczka poszła w dół,bo łatwiej..kurcze ja też chodziłam do szkoły,ale rzuca mnie,jak słyszę,że dziś młodzież ma ciężko..kiedy ja chodziłam,nie zapowiadano kartkówek,dziś MUSISZ zapowiedzieć trzy dni wcześniej(wystarczy popatrzeć w statuty szkół..).nikt się nie szczypał a dziecki się uczyły,raz lepiej raz gorzej ale jednak.dzisiaj,jak robię kartkówkę-z jednej lekcji,maksymalnie trzech,słyszę od razu:a będzie można poprawić??no więc u mnie nie(mam błogosławieństwo dyrekcji:),ale mówię zawsze słuchaj,będzie duży sprawdzian,naucz się na niego,ja wtedy przymknę oko na tę jedynkę..część dzieci na to idzie i obie strony są zadowolone.a ci co się nie uczą to i tak się nie nauczą więc..

    OdpowiedzUsuń
  39. cd..bo za długie było..

    i tak kiedyś były klasy wyrównawcze,jak piszesz,teraz ich nie ma..tam się inaczej uczyło,stawiało mniejsze wymagania.a teraz wyrównywanie szans..tylko czemu to równanie w dół?komu szkodziły te wyrównawcze dające dzieciakom wiedzę na miarę ich możliwości i odpowiednie ocenianie ?bo na pewno nie jest miłe trafić do super klasy i być w ogonie,zresztą to też złożony problem,bo nie można generalizować..
    to uśrednianie krzywdzi,całkowicie sie z tym zgadzam.obie strony,na pewno jest przyczyną frustracji takiego przysłowiowego Jasia,który najzwyczajniej w świecie nie może więcej,bo taki jest.a ile radochy dałoby mu pięć postawione za to co umie?
    z kolei ci lepsi nie mają jak rozwinąć skrzydeł..

    i fajnie jest np w klasach integracyjnych,bo tam masz różne wymagania..ale nie wolno nam(na nasz wniosek)mówić dzieciom z deficytami,że ty piszesz mniej,w sensie-rozwiązujesz do trzeciego pytania.a pytań np osiem. musimy im przygotować specjalny zestaw pytań adekwatny do ucznia i oceniać wedle tego,co napisał i dlatego np klasa musi odpowiedzieć na ocenę bardzo dobra na pięć pytań,taki uczeń na trzy.i dostaje piątkę i jest doceniony.
    to jest chyba dobry pomysł.

    co do artystycznych to jest porażka.bo zobacz,mamy tez 30 godzin na dwa lata czyli po 15 na rok czyli 7,5 na semestr..no sorry,ale to nawet sztalug się nie da rozstawić:))

    a ministerstwo dokonuje reformy,jednocześnie wymagając ode mnie, a właściwie od szkoły pełnego zaplecza..ja opiszę u siebie co zaleca nowa podstawa to padniesz..Muzyczka powinna mieć uważaj..studio nagrań.
    i wszystko pięknie,chciałabym tak,ale finanse finanse finanse!!!o tym nasze szanowne ministerstwo zapomina...

    jest parę fajnych pomysłów,nie pamiętam ,czy pisałam o zwróceniu uwagi na biblioteki,żeby młodzież MUSIAŁA tam bywać a nie tylko net(ostatnio uczeń przygotował mi notatkę po..słoweńsku.nawet nie sprawdził co wydrukował!!),jest też nacisk na pisanie ładnie po polsku,żeby sprawdzać błędy,bo teraz dzieci się starają tylko na polskim..masakra.ja walczę,ale musiałam iść do dyrektorki i zapytać,co mi wolno,czy mogę obniżyć ocenę z kartkówki na podstawie błędów ortograficznych..więc mam się dogadać z dziećmi,albo obniżam z plastyki,albo idę do polonisty i on patrzy i egzekwuje.

    i masz rację MEN tworzy programy,ustawy(po kilka na tydzień heheh,ja nie nadążam)a dzieci ma w d..i nauczycieli też.

    co do mojego dyrektorowania to ja nie wiem,ale na pewno zatrudniłabym menedżera,dietetyczkę
    (co jesz to masz w głowie) i sportowców.o!
    a klasy byłyby małe..a sale wyposażone.
    pomarzyć można:)))

    kod:beate:)))

    OdpowiedzUsuń
  40. Aby się nie powtarzać, odpowiem zbiorowo.Żyjemy w czasach, w których moc ma papierek, który potwierdza (rzekomo) naszą wiedzę. A ja wybierając ten temat chciałam,żebyśmy sobie uświadomili,że i bez takiego papierka ludzie mają dużą wiedzę, a do tego mogą mieć wspaniałe dzieciństwo.Druga sprawa - nasza szkoła, w tej postaci jaka jest pozbawia dziecko samodzielnego myślenia i inwencji.
    Atinko, Fragles za 3 , 4 lata straci swą kreatywność, wyleczy się z niej w szkole.
    Chciałam zwrócić uwagę i na to, jak wiele może dzieciom dać dom-naprawdę, wiele możemy dzieciom przekazać, a jeśli czegoś nie wiemy, to nie wstydzmy się tego, razem z dzieckiem poszukajmy tych wiadomości, bo tym samym nauczymy je, jak sobie w życiu radzić.
    Judytko, niepotrzebnie masz obiekcje- nikt nie jest omnibusem, a jest okazja do zdobycia większej wiedzy, by na pytanie dziecka odpowiedzieć. Rola rodziców w procesie poznawczym jest nie do przecenienia. To my pierwsi im pokazujemy świat i nie wmawiajmy w siebie,że nasze dziecko
    jest za małe jeszcze i za głupie. Ja swoją 3-latkę ciągałam po Wilanowie,Łazienkach i innych zabytkach, opowiadając o tych, którzy tam kiedyś mieszkali.I ona to rozumiała i lubiła takie wyprawy.Jestem daleka od agitacji typu- zabierzcie dzieci ze szkoły, bo ona nic nie daje.Raczej namawiam, by przyjrzeć się maluchom i rozszyfrować, co im w duszy gra i dać możliwość rozwinięcia skrzydeł.I jeszcze coś-bardzo ważne- nie każde dziecko jest geniuszem, ale cieszmy się z jego postępów, żeby nie zabić w nim chęci do nauki i poznawania świata.Nie rwijmy włosów z głowy, gdy jest marne z matematyki i fizyki, ale ma inne zdolności- muzyczne, plastyczne, sportowe.Lepiej by było zadowolonym z życia sportowcem niż
    zdołowanym inżynierem. Mijko, napisałaś świetne komentarze, które ukazują blaski i cienie zawodu i wyjaśniają pewne sprawy programowe, dziękuję Ci za to.
    Wogóle to wszystkim dziękuję za komentowanie moich notek.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  41. smoothoperator2 lipca 2009 09:50

    Anabell,
    bardzo krótko mówiąc i u nas istnieje taka możliwość, przy czym należy zdawać egzaminy / sprawdziany przewidziane na zakończenie danego etapu edukacji. Problem w tym, że uczęszczanie do szkoły to także uczesnictwo w życiu pewnej zbiorowości, to uczenie się przy okazji pewnych zachowań, zarówno dobrych jak i złych. Młody człowiek powinien mieć również świadomość tego, że społeczność / społeczeństwo do jakiego przynależy dostarcza pozytywnych wzorców, ale też i negatywnych. Nie jest dobrym rozwiązaniem uczyć się i wychowywać w izolacji od świata, natomiast przyznać trzeba, że konstrukcja psychofizyczna niektórych dzieci bardziej skłania ich rodziców do uruchamiania indywidualnej edukacji. Jest to jednak raczej wyjątek od uzasadnionej reguły.

    OdpowiedzUsuń
  42. Witaj Smooth, nauka poza szkołą nie jest izolacją dziecka od społeczeństwa, absolutnie.To nie ten model, który znamy z powieści-guwerner lub guwernantka, dzieci wiecznie we własnych 4 ścianach i na tym koniec.Ale to wszystko zależy wtedy od inwencji rodziców, ich pomysłu na wychowanie i uczenie.Można to robic "stacjonarnie", można w "świecie", gdzie dziecko będzie miało kontakty i z dziecmi i z dorosłymi.Społeczność szkolna jest dość zamknięta,na ogół nie wychodzi się poza własną grupę. Ale wiesz, to jest utopia, bo kto ma dziś możliwości i chęci, aby się tak zajmować własnym dzieckiem?
    Nawet Ci, co są b.dobrze sytuowani nie chcą sobie głowy tym zawracać, tłumacząc,że nie potrafią. Bo prościej jest zrzucić to na kogoś innego, narzekając przy okazji na szkolnictwo.
    Poza tym chciałam pokazać,że nie najważniejszy w życiu jest ów papierek - bez niego też można mieć ciekawe i udane życie.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  43. :)

    ja mam tylko wątpliwości,co co do zabijania kreatywności,bo to zależy od szkoły..
    są szkoły,które stosują urawniłowkę i z pewnością dziecko zdolne może stracić w takiej szkole jakiekolwiek chęci.do czegokolwiek.i niestety tak często bywa..

    my mamy np.świetnych historyków...prowadzają dzieci na specjalne zajęcia do ratusza,do muzeów,byłam kiedyś,jako "pomoc",wzięłam też własne dziecko i wyszłyśmy zachwycone!i być może dlatego mamy osiągnięcia w konkursach historycznych,bo ukochanej pani się chce..

    Młodsza sepleni,ma wadę wymowy,chodziła przez lata na nudną logopedię,jest bardzo cichym,spokojnym,nieśmiałym dzieckiem,wiesz,taka myszka,wszyscy pytali dlaczego..i moja Zuza zapisała się na kabaret..jak gra to nie sepleni,gra całą sobą i...na pierwszym występie nie poznała jej nawet Muzyczka,z którą dziecko nie raz w kantorze przesiaduje ,jak na mnie czeka:) no nikt jej nie poznał:)
    polonistka znalazła sposób,a młodzież się bawi..ba nawet teksty piszą.
    ale ilu takich pracuje w naszym zawodzie?zdecydowanie za mało..

    no i pięknie opisałaś to,co robiłaś ze swoją córka..mnie też Tata zabierał do Łazienek,opowiadał...

    z kolei Zuza w pierwszej klasie,jak tylko przyszli do szkoły mieli wycieczkę po starówce(nie pracowałam wtedy ale poszłam jako pomoc),zresztą zaraz w pierwszym tygodniu dzieci pojechały na wspólny kilkugodzinny biwak,żeby się zintegrować.
    właśnie integracja..być może to wpływa na to,ze w naszej szkole bywa inaczej.ze toleruje się inność,pomaga dzieciom z porażeniem,w tych klasach koledzy się zajmują tymi na wózku,czy niewidzącymi.nikt nie dokucza dzieciom innej wiary.ja myślę,że to tez ma wpływ,bo tępimy wszelkie wyzwiska pod adresem"innych"dzieci.a zdarzają się,to prawda.ale to wynosi się często z domu..

    ale i u nas bywa niestety całkiem normalni,e przeciętnie.
    ale dyrekcja walczy o to,żeby było lepiej,inaczej..i chwała jej za to,bo pamiętam tę szkołę za czasów poprzedniej pani..

    no i wiesz,że my też jesteśmy trochę świrnięci,bo kto widział nauczycieli śpiewających SPECJALNIE dla uczniów na zakończenie roku?:)))


    ale uwagi są..no obrabiają nam tyłki,zamiast..no właśnie..zrobić coś samemu.

    a i jeszcze co do izolacji..przecież ucząc dziecko w domu można zaprowadzić je np do szkółki łyżwiarskiej,zapisać na plastykę w domu kultury,tańce,gdziekolwiek,gdzie pobędzie z grupą..
    dziecku nie potrzeba więcej niż kilku godzin na "grupowy hałas":))

    a społeczność szkolna jest bardzo zamknięta..moje dzieci odstawały bo primo mieszkają dalej od szkoły,a wiec nie spotykają się po lekcjach na podwórku(chciałam wozić ale wolały łyżwy,angielski itd)..a secundo..mają zupełnie inne zainteresowania..
    Starsza odnalazła się dopiero w liceum,bo tam trafiła na swoich..i gdyby nie dom,nie nasza praca to wiadomo...

    no ale każdemu wedle potrzeb, i chyba w tym wszystkim o to właśnie chodzi.

    i kończąc..u Was też jest tak gorąco?????
    mózg mi się topi.

    OdpowiedzUsuń
  44. AtinablogBezdomna2 lipca 2009 16:50

    No tu się z tobą zgodzę. W końcu trzepię z młodym tematy, które jego interesują - o wszechświecie, o genach, przyrodzie itp. Mam wrażenie, że dopiero teraz przechodzę prawdziwą szkołę:) Do tego latamy po muzeach - bo szczyl jakoś lubi historię, do tego czytam mu książki, do których ja zaglądałam mając lat naście, bo lektury szkolne są dla niego zbyt dziecinne. Ale nie wzięłabym na siebie odpowiedzialności za edukację wszechstronną. Sama z matmy pewnie jestem na poziomie podstawówki:)

    OdpowiedzUsuń
  45. Mijko, trochę niezwykła Twoja szkoła, jak na polskie warunki, pewnie w niej więcej takich jak TY, czyli nauczycielek z powołania.I pomysł ze śpiewaniem dla dzieci bardzo mi się podobał.
    Moje dziecko od pieluch było "bywałe", bo nie miałam z kim jej zostawić, więc wędrowała ze mną wszędzie, do dentysty, do fryzjera , na wszelkie nasze towarzyskie wypady.Poza tym u mnie w mieszkaniu ciągle było pełno dzieci,co nie zmieniło się ,gdy poszła do szkoły- wiedziała,że zawsze może koleżanki przyprowadzić.Moja też była arcy nieśmiała.Gdy była jeszcze zupełnie mała (2 lata) to wpadała w ryk, gdy ktoś obcy na nią spojrzał.W podstawówce wpadała w popłoch, gdy opieprzali inne dzieci, nie lubiła tej szkoły.Odżyła w liceum i gdy to widziałam to już nie dolegało mi,że to była droga zabawa.
    A co Cię Mijko wymiotło z W-wy?
    Moja paskuda lubiła chadzać do Łazienek, bo zawsze lądowałyśmy w Troue Madame.Łazienki znała jak własną kieszeń, bo zaczynałyśmy od placu zabaw, a potem było tak,że wszystkie drogi prowadziły nas do kawiarni.My z koleżanką po kawie, a maluchy na spółkę porcję lodów.
    Śmiałyśmy się ,że to ćwiczenia na orientację w terenie, bo dziewczynki za każdym razem inną drogę wybierały.

    OdpowiedzUsuń
  46. Atinko, gdybyś zaczęła z musu wchodzić w matmę, doszłabyś do wniosku,że znacznie więcej wiesz, niż Ci się wydaje.Poza tym, nie żyjesz na bezludziu,zawsze wśród znajomych ktoś mądrzejszy by się trafił. Od początku, odkąd do Ciebie zaglądam, uważam,że Fragles jest super dzieciakiem.I tak trzymaj, to chodzenie z nim i te lektury wspólne.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  47. smoothoperator2 lipca 2009 17:20

    Anabell,
    mimo wszystko kontakt w szkole z rówieśnikami to jednak coś innego niż towarzystwo osób dorosłych. Dlatego np. tak ważne jest np. chodzenie do przedszkola, choć nie przesadzałby z zapisywaniem do niego w wieku wcześniejszym niż 5 lat.
    Na zachodzie, np., w Anglii, czyli tam, gdzie nauczanie w domu jest znane od dawna, również trzeba uzyskać "papierek" w postaci certyfikatu za zdany egzamin. Tam tez nie ma dowolności.
    Sp[rawa niechęci dzieci do szkół to inna sprawa. W większośc i wypadków zależy to od nauczycieli, ale także, nie ma co ukrywać, od rodziców, jak i tez od samych dzieci,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  48. Smooth, moja siedząc w domu miała duży kontakt z dziećmi, chociaż nie siedzieła w wylęgarni chorób, zwanej piaskownicą. Kilka moich koleżanek miało dzieci w podobnym wieku i przeważnie u mnie było "przedszkole" w razie niepogody, a tak to jeżdziłyśmy z nimi w różne miejsca, głównie eksploatując Łazienki. Z perspektywy czasu sama nie mogę pojąć jak ja to wytrzymywałam.
    Miłego, :)

    OdpowiedzUsuń
  49. aaaa wymiotło nas bo tata tutaj miał misję..zakładał ośrodek obliczeniowy w pewnej firmie.
    i tak zostaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  50. I pewnie nie podejrzewał tatuś,że się Toruń w Rydzykowo zamieni.:)))
    Miłego, :))))

    OdpowiedzUsuń
  51. biorąc pod uwagę,że Tata z kościołem niezbyt..:)))
    i chyba nikt się nie spodziewał..dobrze,ze ja daleko od tego przybytku:)))

    OdpowiedzUsuń
  52. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń