W poprzedniej notce napisałam: "szczęście jest umiejętnością". Uważam
to stwierdzenie za słuszne. Odczuwania szczęścia trzeba się po prostu
nauczyć, podobnie jak jazdy rowerem czy też samochodem.
Szczęście jest wielce subiektywnym odczuciem. Mam koleżankę, która
zawsze mówi : ..."my z mężem to nie mamy szczęścia", a ja, patrząc z
boku jakoś nie umiem dostrzec tego braku szczęścia. Mają ładne miesz-
kanie w ładnym, zadbanym osiedlu, są zabezpieczeni finansowe, ponadto
oboje mają dobre (jak na polskie warunki) emerytury. Mają córkę,
która wyszła za mąż z miłości i której małżeństwo jest udane, mają
wnuczkę, która się świetnie rozwija i nie ma z nią kłopotów w szkole.
Kłopoty zdrowotne obojga też mają szczęśliwe finały, choć były chwile
napawające nas obawą, czy jeszcze do nas powrócą. Przyznacie, że nie
wygląda to na splot nieszczęść - lecz ona wciaż jest przekonana o braku
szczęścia. Ale w ich małżeństwie tylko ona ma takie odczucia - jej mąż
uważa, że całkiem niezle im się życie ułożyło, po prostu bywały chwile
gorsze i lepsze, ale całości nie można oceniać negatywnie.
Wiele razy zastanawiałam się dlaczego tak często czujemy się niezbyt
szczęśliwi, lub wręcz nieszczęśliwi, podczas gdy nasi bliscy przyjaciele
odmiennie postrzegają naszą sytuację.
I chyba wiem, skąd to się bierze - są to skutki braku akceptacji siebie.
Dlatego też znacznie więcej kobiet niż mężczyzn czuje się nieszczęśli-
wymi. Wiele z nas ma ogromne kompleksy na punkcie swego wyglądu.
Oglądamy kolorowe czasopisma, a tam same piękne dziewczyny-
wszystkie o idealnych proporcjach, zgrabnych nosach, dużych oczach,
bujnych włosach, strzelistych piersiach, talii osy i dłuuugich nogach,
"zakończonych" szpilkami na 12 cm obcasie. I oglądając te zdjęcia pod-
świadomie zaczynamy sie z nimi porównywać, zapominając że:
wszystkie te zdjęcia podlegają obróbce komputerowej, dzięki której
jest możliwość "podrasowania" urody. Nie zdajemy sobie sprawy jak
bardzo można poprawić wygląd odpowiednim makijażem oraz fry-
zurą. Nie kojarzymy, że nim owa piękność została sfotografowana, cała
ekipa stylistów zajmowała się jej ubraniem, uczesaniem, makijażem.
A ten biust strzelisty to być może jest dziełem zdolnego chirurga
plastycznego, podobnie jak nos, nieco wydatniejsze kości policzkowe,
a wąska talia to efekt liposukcji i usunięcia ostatnich żeber.
My oglądamy te zdjęcia i jedyne co widzimy to fakt,że nasz wygląd
zdecydowanie odbiega od wyglądu modelki czy też aktorki.
Widziałam wynik ciekawej sesji zdjęciowej- na jednym zdjęciu była
aktorka w pełni urody- na zdjęciu obok ta sama, ale bez makijażu,
bez wspaniałej fryzury, w T-shircie, byle jakiej spódnicy, klapkach
bez obcasa. I wierzcie mi- gdyby nie zdjęcie "odpicowanej" aktorki,
nigdy nie wiedziałabym kto jest na zdjęciu zrobionym au naturel.
Ale my, oglądając te zdjęcia nie zastanawiamy się, co się za nimi kryje
i zaczynamy się czuć bardzo nieszczęśliwe, zapominając o jednym-
nie jesteśmy aktorkami i modelkami, które z racji swego zawodu są
zmuszane do przesadnej dbałości o swą zewnętrzność, pomijając
dbałość o swe wnętrze.
A w życiu jest tak , że inni naprawdę mniej oceniają naszą urodę,
a bardziej to, co sobą reprezentujemy- nasz umysł, naszą wrażliwość,
umiejętność współżycia z innymi ludzmi.
Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że gdy same siebie nie akceptujemy
inni też nas nie bardzo akceptują, bo w jakiś niezbadany sposób prze-
kazujemy innym sygnał - jestem kiepska, nie lubię siebie , nie warto
się mną interesować.
Znam b. wiele kobiet mocno odbiegających od wymarzonego przez
wiele pań rozmiaru 36. Większość z nich uważa, że są szczęśliwe.
Są to osoby , które akceptują siebie i mankamenty swej urody. Nie
oznacza to, że o siebie nie dbają. Dbają o to, by ich strój tuszował
wady sylwetki, noszą dobrze dopasowaną bieliznę, mają fryzurę dobra-
ną do typu urody, dobrany przez wizażystkę makijaż.
I mają jeszcze jedną cechę - uśmiechają się często, nawet do obcych,
a przebywanie w ich towarzystwie to prawdziwa przyjemność.
Nadchodzi kalendarzowa jesień, krótszy dzień, mniej światła, mniej
słońca, czas sprzyjający depresjom. A ja proponuję: nie dajmy się
jesieni, poświęćmy ten czas na pokochanie swych mankamentów,
dostrzeżmy wreszcie, jakie są z nas wspaniałe dziewczyny, zapiszmy
się na ćwiczenia stosowne do naszej kondycji, nauczmy się strojem
tuszować wady sylwetki - tej jesieni pokochajmy siebie i wtedy będzie
nam łatwiej dostrzec szczęście.
oooo dokladnie tak!!!!!
OdpowiedzUsuńI kochajmy siebie. Wtedy pokochamy tez innych.
Dzisiaj dowiedzalam sie o nowym fajnym klubie fitness tuz przy szkole. Jak juz bedzie staly plan, to ide:))))
Mnie tam nic do szczęścia nie potrzeba więcej.Niech zostanie tak jak jest...
OdpowiedzUsuńMijka-a na co Ciebie to? Do szczęścia Ci to potrzebne?
Bo ja nigdy w życiu!
Żadnych fitnerów aerobiców i pilatesów!
Jakie to szczęście, że nie jestem kobietą, Anabell i nie mam takich dylematów,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
a co? niekobiety sie nie upiekszają? :)
OdpowiedzUsuńmnie do szczęśćia potrzebny czas i spokój:)
Na mnie, Beato za późno na upiększanie,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A ja mysle, Anabell, ze to co napisalas jest wielka prawda ale tyczaca sie tylko grupy kobiet. Nie wszystkie stawiaja wyglad na pierwszym miejscu a wiele go ma a i tak nie jest szczesliwa. Nie bede tu pisac co mi brakuje do szczescia - niejeden by sie zdziwil. A moze nie?
OdpowiedzUsuńWyglada na interesujaca nowa serie. Ty zawsze masz pozyteczne pomysly. Pozdrawiam.
Margo4
Witaj Anabell! Ludzie nie umieją się cieszyć tym, co mają. Kobiety częściej nie akceptują swojego wyglądu, dlatego też rzadziej używają uśmiechu, który ten wygląd poprawia. Ja szczęście widzę na każdym kroku i dziwię się, że inni tego nie dostrzegają. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Mijko i wtedy inni też nas pokochają. Właśnie doszłam do wniosku,że zainwestowanie miłości we własną osobę jest jedną z najbardziej opłacalnych i bezpiecznych inwestycji.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Neskavko, to po to,żebyś potem, gdy Cię lata dopadną nie miała pękania kręgów, bóli itp. Nie musisz wyciskać z siebie siódmych potów, bo nie idzie o odchudzanie, ale o ruch dla zdrowia,żeby osteoporozy nie zaliczyć.A może na jakieś zajęcia taneczne? A może aerobik w wodzie?
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Witaj Smooth, nie napiszę wszystko przed Tobą, bo nie sądzę by Ci zmiana płci groziła,:)))) ale i wielu mężczyzn nie lubi siebie.Tylko powody owego nielubienia swej osoby są często zupełnie inne.Oglądałam program o męskich kompleksach i o tym, co mężczyzni poprawiają w swym wyglądzie-praktycznie wszystko, zostawiają niektórzy niezłą forsę u chirurgów plastycznych, przy czym przeszczep włosów jest podstawowym zabiegiem, powiedziałabym rutynowym.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Beatko, to dużo i nie dużo jednocześnie.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Witaj Margo, oczywiście nie wszystkie kobiety nie lubią siebie, swego wyglądu. Ale wiem,że powinniśmy starać się wynajdywac i eksponowac te jasne strony naszego życia,wtedy łatwiej żyć.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Mironq, witaj.Mam wrażenie,że często ludzie mają jakoś dziwnie poukładane priorytety, za mało przykładają uwagi do "wnętrza", za dużo do otoczki zewnętrznej.I chyba zdecydowanie za mało myślą pozytywnie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Według mnie trzeba odróżnić szczęście od satysfakcji. Satysfakcja to stan umysłu. Można mieć satysfakcję z tego co opisałaś, z majątku, udanej rodziny itp. Ale kiedy za szczęście wzięli się naukowcy okazało się, że to po prostu reakcja chemiczna. Zwykła czekolada zwiększa poziom szczęśliwości. I szczęścia chyba nie można się nauczyć. Ono po prostu jest i już. Albo nie ma i już. Można się nauczyć odczuwania satysfakcji.
OdpowiedzUsuńA ja już dawno temu straciłem nadzieję, że kiedykolwiek będę piękny. I zaakceptowałem ten stan. Od wielu lat nie narzekam i czuję się fantastycznie. Może nie całuję lustra, gdy rano golę gębę, ale cała reszta mi odpowiada w dużym stopniu. Może i coś bym tam wydłużył, a coś skrócił w chwilach zwątpienia lub uniesienia. Ogólnie jednak się dostosowałem jak w tym starym dowcipie:
OdpowiedzUsuń-Dlaczego katolicy nazywają siebie braćmi, a nie przyjaciółmi?
-Bo przyjaciół można sobie wybrać.
Gospo38
Nie wiem, czy samoakceptacja jest kluczem do szczęścia. Na pewno jest składnikiem niezbędnym - ale czy wystarczającym? Bardzo wątpię...
OdpowiedzUsuńNitager
Anabell--> Podczytuje Cie do dluzszego czasu, glownie wchodzac od Beaty i bardzo mi sie podoba Twoj blog. Ale tymi dwoma ostatnimi notkami "zmusilas" mnie do odezwania sie:)) Zgadzam sie z kazdym slowem w 100%.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo szczesliwa osoba i rowniez czesto sie usmiecham, dlatego tez chyba nawet komentarza nie potrafie napisac bez tego znaku :)))))
Pozdrawiam serdecznie.
Szczęście różne ma imię i być może Twoja znajoma sama nie do końca wie, czego chce...
OdpowiedzUsuńJa to sobie od lat obiecuję, że moze jakiś aerobik w wodzie, albo rowerki, albo cokolwiek, żeby potem nie mieć problemów z wejściem na trzecie piętro po raz enty bez zadyszki. Ale leniwe stworzenie jestem niestety.... Choć do grona szczęśliwych mogę się śmiało zaliczyć. A że nie mam wszystkiego co bym chciała? Może i dobrze, przynajmniej zawsze jest jakiś cel, do którego zmierzam:))
A tak na marginesie - nie wszystko co jest syninomem szczęścia dla kogoś, musi być nim i dla mnie, prawda?:)
Jeżeli sami siebie nie akceptujemy i czujemy się źle, to z jakiego powodu możemy oczekiwać akceptacji od innych? Osoby z zewnątrz zawsze widzą więcej. Poza tym pełnia szczęścia jest tylko marzeniem i nikt na świecie do niej się nawet nie zbliżył. Zawsze jest coś do osiągnięcia i poprawienia. Albo do stracenia i zepsucia. Tak myślę i będę się upierał.
OdpowiedzUsuńGospo38
Gospo38--> Masz racje ze zawsze jest cos do poprawienia;) Ja z kolei wyznaje zasade, ze "jesli nie cieszy cie to co masz, to nie zaslugujesz na wiecej/lepiej".
OdpowiedzUsuńNeska...dla zdrowia..dla kondycji,żeby wchodząc do Doliny Pięciu Stawów nie sarkać na bolące nogi:))))żeby mi kolana jeszcze na nartach służyły..to musi być cały czas kompleksowa praca.nie raz dwa w roku..ja lubię się ruszać.
OdpowiedzUsuńi dla biodra,które znowu się dyskretnie odzywa..stawiam an stres,bo ruch jest..ale może nie taki?
Jacku, nasz mózg i wiele innych oragnów to czysta chemia. Ale wydzielanie endorfin nastepuje nie tylko po zjedzeniu czekolady, płacz i śmiech też je wywołują.Uczucie satysfakcji też daje poczucie stanu szczęśliwości.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Gospo, bo nie to ładne co piękne, ale co się komu podoba.Nie masz zacięcia narcystycznego, ale żonie się podobasz na tyle,że nie woła na Twój widok s.o.s, s.o.s. I to najwazniejsze. A dowcip dobry.Pozdrówki, :)
OdpowiedzUsuńPokochać siebie i zaakceptować wygląd. Ja wiem jakie to ważne- ale nie potrafię zaakceptować wyglądu jaki mam. Wiem, że Photoshop czyni cuda- wiem i nic z tego nie wynika..
OdpowiedzUsuńMeriam
Nitager, wydaje mi się,że samoakceptacja to najwazniejszy czynnik. Jeśli sam siebie nie akceptujesz to masz utrudnione kontakty z ludzmi, ciężko ci też w miejscu pracy,masz cały czas poczucie niezadowolenia i niespełnienia, a w takich warunkach zapomnij o czymś takim jak poczucie szczęścia.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Stardust, miło Cię widzieć! A ja też do Ciebie zaglądam i lubię Twoje posty.Masz poczucie humoru, a to cenna sprawa.Idąc z uśmiechem
OdpowiedzUsuńna twarzy znacznie łatwiej pokonywac zawiłości życia.
Miłego :)
Ewutku,jeszcze dojrzejesz do jakiegoś rozciągania stawów i mięśni.Najczęśćiej nam się to przydarza, gdy zauważymy,że wszystkie ubranka nam się dziwnym trafem "zbiegły" w praniu:)Wiesz Ewutku, myślę,że nie ma cudów, by mieć wszystko co nam tylko to głowy wpadnie, a dążenie do realizacji jakiegoś marzenia też jest szczęściem.Moja koleżanka nie lubi siebie, ma zdecydowanie niską samoocenę i to jej zaburza odbiór otaczającego świata.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Pragnę szczęścia nie tylko dla siebie ale i wszystkich moich bliskich i czasami narzekam na swoje życie chodź nie mam ku temu powodów a ważne jak się traktuje innych! W dzisiejszych czasach każdy myśli o tym żeby tylko jemu było najlepiej! Tylko nie wiem czy to znowu takie szczęście.
OdpowiedzUsuńGospo, z tym poprawianiem życia sobie to trzeba uważać, bo jak mawiały stare pszczoły."lepiej jest wrogiem dobrego".Ja myślę,że pełnia szczęścia jest utopią.
OdpowiedzUsuńMiłego:)
Anabell ja wiem, że akceptacja swojego ciała to podstawa do szczęścia- bo bez harmonii duszy i ciała nie jest ono możliwe. Ale ja nie potrafię polubić swojego ciała- nie w dzisiejszych czasach gdy choroba jest pięknem a zdrowie ohydą
OdpowiedzUsuńMeriam
ostatnio moja twarz jest bardzo wyretuszowana w lustrze:) nie zakładam okularów, mniej widze i jest ok:)
OdpowiedzUsuńDroga Anabell! przytaknelam gorliwie pierwszemu akapitowi. szczescia trzeba sie nauczyc! potem pogubilam sie do czego zmierzasz, ale wyjasnilo sie na koncu. ja tam mam gdzies szpilki, tuszowac zbyt wiele jeszcze nie musze, i uwazam, ze usmiech to najlepszy srodek odmladzajacy. zajelo mi to jednak wiele czasu by zaakceptowac siebie. gdyby tego uczyli w szkolach, swiat bylby duzo piekniejszy i o wiele mniej osob cierpialoby na depresje i inne psychiczne powiklania. czasem bardzo sie obawiam gdzie to wszystko zmierza i czy bylabym w stanie ochronic wlasne dziecie przed ta inwazyjna doskonaloscia cielesna... gdzie tu miejsce na inne wartosci gdy bycie szczupla jest czasem jedynym miernikiem? milego weekendu!
OdpowiedzUsuńWitaj Anabell, szczęście to frapujący temat. Badania ostatnio pokazują, że optymizm i pesymizm jest uwarunkowany genetycznie. Tak więc koleżanka może zawsze będzie szukać dziury w całym, niekoniecznie z braku samoakceptacji.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie też że nie mozna swojej samooceny uzależniać od innych. No i co z tego, że się komuś nie podobamy? To on ma problem! siebie nalezy lubic dla siebie samej.
Komentarz z 23.26 jest mój. No, widzisz, ciągle do tego google nie przywyklam. Maria Dora
OdpowiedzUsuńMeriam, po prostu musisz nad sobą popracować. Bo podejrzewam,że nawet gdybyś osiągnęła rozmiarek 34 to też nie będziesz siebie akceptować.Bo to,że nie lubimy tylko swego wyglądu to tylko połowa "nielubienia siebie".Zawsze jest coś więcej czego w sobie nie lubimy, ale nie zawsze wiemy co to jest i zwalamy to na wygląd.To mogą być ukryte głęboko w pamięci jakieś krytyczne uwagi na własny temat zasłyszane w dzieciństwie, to może być fakt,że ktoś zachwycał się głośno naszą kuzynką, a nami nigdy. To wryte w pamięć przezwiska ze szkoły podstawowej. Ale juz najwyższy czas, byś zaczęła znać swą wartość nie tylko na niwie intelektualnej.Polecam Ci w TV Style programy nt. sposobu tuszowania mankamentów swej urody- to jest cały zestaw "zabiegów" od bielizny, jaką powinno się nosić, odzież, poprzez uczesania i mnakijaz.Jeden z programów prowadzi ciemnoskóry "homo-niewiadomo" i to jest program BBC i jest też nasza rodzima wersja, prowadzona ze znacznie mniejszą swobodą.Osobiście wolę wersje BBC, brytyjki są bardziej otwarte.Zapewniam Cię,że niektóre mają tak tragiczne figury,że aż żal patrzeć, ale odpowiednio "wymodelowane" bielizną, ubraniem, uczesaniem i makijażem -wyglądają świetnie.Nie pamietam tytułów tych programów, ale to coś w rodzaju "nagą być".
OdpowiedzUsuńNie wmówisz mi Meriam,że na Twój widok ludzie na ulicy odwracają się ze wstrętem lub uciekają w popłochu.
Miłego, :)
Witaj Mario, genetyka genetyką, ale jeśli od wczesnego dzieciństwa będziemy nasze dzieci zapewniać,że są ładne, miłe, dobre, niepowtarzalne i że każdy musi być inny, co nie znaczy,że gorszy, to z pewnością będę lubiły siebie, a wtedy będzie im łatwiej w kontaktach z otoczeniem.Bo w gruncie rzeczy, jakoś tak mamy,że do szczęścia potrzebna nam jest świadomość,że inni nas akceptują.
OdpowiedzUsuńPocieszasz mnie tym,że,ze nie tylko ja nie zawsze wszystko z tym kompem pojmuję.Przedwczoraj , zabij mnie, ale nie wiem dlaczego,
zniknęło mi pół wykazu blogów.I musiałam się narobić,żeby to uzupełnić.
Miłego, :)
Uleczko, to jasne,że pragniesz szczęścia dla swej rodziny. Ja też, z tym,że zauważyłam,że młodzi maja jakiś inny, odmienny model szczęścia niż ja.Ograniczm się do życzenia,żeby mieli, tak jak chcą.Ale generalnie uważam sie za szczęściarę, co nie oznacza, że zawsze skaczę z radości.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Beatko -tak trzymaj! Połowa kobiet z kolei nie nosi okularów bo im w nich "nie do twarzy" i one też nie widza naszych zmarszczek. A zreszta uważam,że kurze łapki świadczą,że dana osobniczka jest z pewnością sympatyczną osobą.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Moni, ja myślę,że świat zwariował.Znam rodzinę, która straciła 26-letnia córkę z powodu anoreksji.Ja myślę,że samoakceptacji musi przede wszystkim uczyć własny dom- i to na tyle wcześnie,żeby dziecko idąc do szkoły znało swoją wartość, by docinki nt. wyglądu nie robiły na nim wrażenia, by umiało wyeksponować wszystkie swoje walory. No ale kto w dzisiejszych czasach wychowuje dzieci? Przecież to takie żmudne zajęcie!Wiesz, naprawdę podoba mi się,że w pewnym momencie nauczyłaś się samoakceptacji.Może powinnaś kiedyś o tym napisać?
OdpowiedzUsuńMiłego,:)
Anabell - mam znajomych, maja córki bliźniaczki, jedna ma anoreksje...nie pasuje tu problem domowy, brak nauki akceptacji samego siebie...musi byc cos jeszcze z tą anoreksją.
OdpowiedzUsuńZmarszczki, cóż, jakiś czas temu spotkałam dziewczyne, z którą szłam do I komunii świętej i ona zawołała na mój widok:
- Beata! Poznałam cię po zmarszczkach wokół oczu...:)
Wiesz Beatko,byłam na takim spotkaniu nt. anoreksji.Wprawdzie jest to ewidentnie choroba, niemniej w terapii jest podkreślana sprawa samoakceptacji siebie-bo te osoby nawet gdy im pokazjesz jak bardzo schudły, one nadal nie lubią siebie, swego ciała.A z tymi zmarszczkami- świetne!
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Anabell, to ja się własnie zmartwiłam, że uunęłas linki, bo mi tak wygodnie u ciebie się orientować co nowego nasi znajomi napisali. W tym google jest wygodny.
OdpowiedzUsuńGenów się za bardzo nie przeskoczy, zwlaszcza że przecież te geny pesymizmu (w uproszczeniu mówiąc) ma się po rodzicach, a więc oni pewnie będą je wzmacniać. Maria Dora
Beatko, co do bliźniaczek, gdy jedna jest anorektyczna. Na człowieka ma tez wplyw środowisko, w jakim się obraca, nie tylko dom i wychowanie. Maria Dora
OdpowiedzUsuńcorka znajomych miala anoreksje. normalny, cieply, zdrowy dom...ale rodzice mowili do niej pieszczotliwie: nasz pączuszek... i to wystarczylo..
OdpowiedzUsuńteraz juz jest dobrze, dziewczyna wyszla za maz, ale pamiętam ich zmagania i leczenie.calorodzinne. nigdy nie wiadomo, co może wyzwolic te chorobe..
Anabell program o którym mówisz to 'Jak wyglądać dobrze nago'. Ja wiem, że każda figura ma jakieś mankamenty i wiem jakie są w mojej. Ludzie którzy mnie widzą, mówią że za moje gadanie powinno się mnie walnąć. I ogólnie nie jest źle- chyba że ktoś wspomina coś o odchudzaniu albo pani w sklepie powie 'większy rozmiar'- wtedy jestem przybita albo wpadam w szał.
OdpowiedzUsuńostatni komentarz był ode mnie:
OdpowiedzUsuńMeriam
Ja myslę, że są ludzie którzy własne szczęście potrafią rozpatrywać w jakimś kontekście, a nie tak po prostu. W kontekście życia innych osób, nasze własne życie może się wydawać albo nudne, albo nieudane. Ja myslę, że wszystko zależy od tego jak ustawimy własne priorytety. Zdrowie, zabezpieczenie finansowe, szczęśliwe związki dzieci i taki sam własny - to jest naprawdę powód do domu, a nadmiar kilogramów, no cóż....jeśli się zaakceptuje siebie to i inni będą akceptować. Wszystko zależy od naszego nastawienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oczywiście mialo być "powód do dumy";-))) Sorrryyyyy
OdpowiedzUsuńwitaj anabell, słońce zawsze świeci tylko od nas zależy czy chcemy to widzieć (luka)
OdpowiedzUsuńMario, a wyobrażasz sobie jak ja się zmartwiłam tymi linkami! Musiałam potem żmudnie, link po linku dopisywac, za każdym razem zatwierdzać, myślałam,że mnie krew zaleje ze złości.Juz kiedyś mi sia tak zrobiło- chciałam usunąć z "obserwowanych" blog Adama i wtedy on mi sie nie usunął z obserwowanych, ale zniknęły wszystkie linki blogów. Gorzej, bo nie miałam ich nigdzie zapisanych.Tym razem było lepiej, miałam je już w "kapowniku".
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Meriam, bo jestem pewna,ze Ci co mówią,ze powinno się Ciebie walnąć, z całą pwenością mają rację.
OdpowiedzUsuńNo i wychodzi na moje- powinnaś nad sobą popracować, zobaczysz,że bedziesz lepiej funkcjonować.
Miłego,:)
Caffe, masz rację, w końcu szczęście jest tak subiektywnym odczuciem,że nie powinno się go rozpatrywac na tle życia i przypadków innych osób.Bo często to co nam daje poczucie szczęścia dla kogos innego nie ma żadnego znaczenia. I co, mamy wtedy uważać się za nieszczęśliwe?
OdpowiedzUsuńMiłego, :)
Luka, jak dawno Cie nie było! Masz rację, my chyba często zapominamy,że właściwie wszystko zależy od nas. A może jest tak,że czasem nie tyle zapominamy, ale wolimy by ktoś lub coś decydowało za nas? Ale ja wolę mieć tę świadomość,że jeśli coś nawaliłam to z własnej przejściowej głupoty lub nieuwagi.
OdpowiedzUsuńMiłego, :)