środa, 11 lipca 2012

Lusia - c.d.

Bogdan wydął usta w podkówkę, co miało zapewne wyrażać jego smutek, spojrzał na Lusię i wyszeptał: "no cóż, trzeba odłożyć na dwa lata". Pod Lusią ugięły się nogi, ale jednocześnie poczuła wielką  wściekłość - przecież nikt nie podpisywał kontraktu ot tak, w ciągu kilku dni,  z całą pewnością  wszystko było planowane od dawna, tylko Bogdan nic jej nie mówił. Miała ochotę trzasnąć go w twarz, przecież pomysł
ślubu wypłynął od niego, jej się tak bardzo nie spieszyło, nikt jej z domu nie wyganiał.
Lusia przełknęła  ślinę, ściągnęła nieco teatralnym gestem zaręczynowy pierścionek z palca i podała go Bogdanowi mówiąc : " zabierz ten pierścionek, żadne z nas nie musi w tej sytuacji czekać dwa lata na ślub."
Wcisnęła mu pierścionek w rękę i tupiąc głośno obcasami odeszła, cały czas mówiąc do siebie  w myślach: "tylko się nie porycz, tylko nie rycz, to sukinsyn, tylko nie rycz".
Bogdan patrzył na pierścionek i zastanawiał się co ma zrobić- biec za nią czy może jednak zostawić ją, niech ochłonie, a on wpadnie do niej do domu wieczorem i spróbuje sytuację załagodzić?
Lusia dobrnęła do postoju taksówek i kazała odwiezć się do stacji podmiejskiej kolejki. Bezmyślnie wpatrywała się w mijający za szybą krajobraz, czuła zupełną pustkę w głowie. Gdy wysiadła na swojej
stacji zaczęła się zastanawiać jak ma to powiedzieć rodzicom- przygotowania do ślubu  były na ukończeniu, goście zaproszeni. lokal zarezerwowany, suknia niemal całkiem gotowa. A ona uniosła się honorem i oddała Bogdanowi pierścionek i właściwie to ona zerwała zaręczyny. Gdy szła do domu przez las, czyli na skróty,
zaczęła płakać. I taka  zapłakana weszła do domu, siejąc popłoch.
Ojciec  był zachwycony, że ślubu nie będzie - matka zaś odwrotnie - uważała Bogdana za dobrą partię, był od Lusi kilka lat starszy, miał ukończoną już Akademię Muzyczną, znała jego rodziców i lubiła zwłaszcza jego matkę. Nie bardzo rozumiała argumenty Lusi dotyczące zerwania. Przecież ten wyjazd był z pewnością korzystny dla niego, dlaczego ona się wścieka?  że nie powiedział wcześniej? W czym problem?
Ale Lusia z uporem powtarzała, że czuje się oszukana i nie ma zamiaru być z kimś, kto ją oszukuje.
Bogdan nie pokazał się więcej, podobno w trzy dni pózniej wyjechał wraz z zespołem do Szwecji. Stosunki pomiędzy rodzicami młodych uległy gwałtownemu ochłodzeniu.
Przez kilka miesięcy Lusia nawet nieco żałowała swej decyzji i czekała na jakiś list od Bogdana, choćby na kartkę z pozdrowieniami. Ale Bogdan nie pisał.
Z czasem przestała wypatrywać listów, spotykała się z koleżankami i kolegami z pracy.  Ale z nikim nie umawiała się na randki. Mniej więcej po 2 latach poznała Jacka. Lusia miała kompleks wzrostu - miała 175cm wzrostu na  bosaka i  była uważana w tamtych latach za bardzo  wysoką kobietę. Wielu młodych ludzi było tego samego wzrostu co ona i Lusia bardzo  chciała mieć chłopaka wyższego od siebie. Jacek był wysoki, wyższy od niej całe 15 cm. Zaczęli się spotykać.Sprawa wzrostu Jacka przykryła w pewien sposób jego inne "niedobory" -  Jacek nie był typem intelektualisty. Pracował w zaopatrzeniu, nie czytał książek, czasem brał do ręki  "Ekspres Wieczorny", ale lubił jezdzić na wycieczki, był wesoły  i towarzyski. Nie pił,
bo jego pasją była jazda na skuterze. Lusia mu się podobała, chętnie przyjeżdżał do jej domu w niedzielę, interesował się pracą ojca Lusi, który był jubilerem, pomagał nawet w rąbaniu drewna do kominka. Matka  Lusi zaczęła nawet spoglądać na niego łaskawym okiem. Wprawdzie nie miał studiów ani się na takowe nie wybierał, ale był naprawdę miły. Lusia usiłowała dowiedzieć się czegoś o jego rodzinie i jedyne  czego się dowiedziała to tego, że Jacek  ma starszą siostrę, zamężną, która czeka na mieszkanie, a póki co to mieszka z mężem i dzieckiem u rodziców.  Jacek też czekał na mieszkanie w spółdzielni.
Któregoś dnia Lusi udało się zerknąć w prawo jazdy Jacka- prosty manewr- ojej, pokaż jak wygląda prawo jazdy, nigdy nie widziałam- i prawo jazdy wylądowało w jej dłoni. Lusia szybko zerknęła na adres domowy i dobrze go zapamiętała. Następnego dnia poprosiła przyjaciółkę, by pojechała pod wskazany adres i obejrzała wszystko dokładnie.
c.d.n.

10 komentarzy:

  1. Wspaniałe opowiadanie jak pięknie Pani opisuje.Zawsze z niecierpliwością czekam na następne. To autentyczne historie z życia.Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś sie poprzestawiało, odpowiedz jest na samym końcu.

      Usuń
  2. Zupełnie nie wiem jak przeczekać do dalszego ciągu, bardzo wciągająca opowieść.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasiu, spełniam Twe życzenie, bo jutro mam dość "zatkany" dzień.
      Miłego, ;)

      Usuń
  3. O, to Lusia wcale nie taka sierotka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasna, ona tylko była zawsze mocno pod kloszem w domu, stąd chwilami miała problemy jak i co zrobić.
      Miłego, ;)

      Usuń
  4. Czsami warto poczekac na ukochanego, Lusia chyba bardzo zaluje, ze tego nie zrobila. Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalpszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałowała Bogdana nigdy. Zwłaszcza,że on szybko się tam ożenił ze Szwedką i pozostał na stałe, o czym dowiedziała się od wspólnych znajomych.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Anonimowy, wrzuć choć swe imię. To autentyczne historie, ale opisując je nie robię nikomu krzywdy.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę tu już rozbieżność...w przebiegu zdarzeń w życiu mojej koleżanki:) Dobrze, że nie czekała na powrót Bogdana, ale czy Jacek zaspokoi w pełni jej oczekiwania? Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam serdecznie!!!!

    OdpowiedzUsuń