poniedziałek, 17 grudnia 2012

Dylemat

Zofia z trudem otworzyła oczy -jak zwykle od niemal 10 lat miała za sobą koszmarną noc.
Na ogół po przebudzeniu wstawała na chwilę, szła do  toalety, potem łykała te leki, które
musiała brać przed śniadaniem i na chwilę jeszcze wracała do łóżka. Czasem udawało jej się
jeszcze podrzemać.
Ale dziś  musiała się zebrać szybciej, bo jutro wypadała kolejna rocznica śmierci męża, a ona
postanowiła pojechać  na cmentarz dziś, by uporządkować grób nim jutro zjawi się tam razem
z synem, synową i wnuczką.
Na szczęście na cmentarz miała tylko kilka przystanków autobusem, a grób  był niedaleko od
wejścia, ale i tak taka wyprawa była dla niej bardzo męcząca.
Bolał ją kręgosłup, nogi odmawiały posłuszeństwa i dręczyły zawroty głowy. Sześć lat choroby
jej męża w widoczny sposób odbiły się na jej zdrowiu.
Gdy jeszcze żył, będąc świadkiem jego wielkich cierpień, modliła się, by wreszcie one ustały.
Sama też już była u kresu sił .
Zofia przeleciała we wspomnieniach te sześć  lat - wpierw 5 operacji w ciągu pół roku,
codzienne wizyty w szpitalu, lęk przed tym co zastanie, jego widok wychudzonego, obolałego
ale usiłującego udawać, że wszystko jest dobrze. A potem, już w domu, ciagłe opatrunki,
odleżyny, bóle, które nie dawały mu spać. I te ostatnie 4 tygodnie znów  w szpitalu - wiedziała,
że lada moment nastąpi koniec, ale gdy nastąpił była jednak zaskoczona.
Pogrzeb i wszystko co było z nim związane przeszło jakby obok - syn z synową wszystko
załatwiali - ona tylko pozawiadamiała telefonicznie wszystkich przyjaciół i znajomych.
Było jej obojętne jak ma wyglądać pogrzeb i związane z nim sprawy.
Zofii wydawało się, że gdy wszystko ucichnie, ona wreszcie choć jedną noc prześpi spokojnie,
bez zaglądania do sąsiedniego pokoju, nasłuchiwania czy mąż nie jęczy.
Ale  sześć lat ciągłego stresu nie przeszło bez śladu. Każdego wieczoru stawał jej przed oczami
mąż,  przypominały się wszystkie etapy jego choroby, a gdy zasnęła budziła się przerażona,
bo była pewna, że mąż  się w drugim pokoju dusi i ją wzywa.
Nie było to wcale nic dziwnego, przecież byli razem 50 lat - całe swe dorosłe życie była u jego
boku. Razem studiowali,  większość życia zawodowego pracowali w tej samej firmie.
Zofia niespiesznie zjadła śniadanie, przeczekała  aż skończą się godziny  porannego szczytu
komunikacyjnego i wybrała się na  cmentarz.
Przed bramą stały kioski z kwiatami, wiankami, zniczami itp. przydatnymi  na cmentarzu
rzeczami.
Zakupiła dużą, chryzantemową wiązankę, dwa duże znicze i dwa  małe i pomaleńku poszła w
stronę grobu.
Gdy dochodziła do "swojej" alejki zobaczyła obok grobu męża jakąś kobietę. Przez chwilę
wydawało  się jej, że tamta stoi przy sąsiednim grobie, ale podchodząc bliżej zobaczyła, że ta
kobieta myje płytę grobu jej męża. Skrapiała ją jakimś płynem  ze spryskiwacza, następnie starannie
czyściła. Obok leżał wieniec z różowych gozdzików. Było ich mnóstwo, zielonego jodłowego
podkładu prawie nie było widać.
Zofia, zżerana ciekawością i zdziwieniem podeszła bliżej. Kobieta na nią zerknęła, usunęła wieniec
z sąsiedniego grobu i przeprosiła, że tak się  rozłożyła na sąsiednim grobie.
Nic nie szkodzi- odpowiedziała Zofia.  To piękny wieniec, te gozdziki mają niespotykany
kolor, jeszcze takich nie widziałam.
Kobieta uśmiechnęła się leciutko i odpowiedziała:
Takie same kupiłam dla mamy,  oboje lubili  te gozdziki. Tylko jedna kwiaciarnia ma w takim
kolorze. Musiałam je  wcześniej zamówić. 
Zofia poczuła, że ziemia się jej usuwa spod nóg. Nabrała jednak sporo powietrza, oparła się o
krzyż na  sąsiednim grobie i zapytała:
A pani mamusia też tu blisko leży?
Nie, mama jest pochowana w Krakowie, tam mieszkam. Tu leży tylko mój ojciec, a ja
spełniam ostatnia wolę mojej mamy. Umarła w styczniu.Obiecałam jej, że będę dbała
o grób ojca, gdy ona odejdzie.
Zofii wszystko zawirowało przed oczami . Bała się, że za chwilę zemdleje. Z trudem wyrzuciła
z siebie słowa:
Pytam się, bo pani sprząta grób mojego męża, a do tego mówi pani,  że jest to  pani ojciec.
Zupełnie tego nie rozumiem.
Zofia przysiadła na płycie grobu męża. Kobieta uśmiechnęła się smutno.
Bo rzeczywiście był moim biologicznym ojcem, ale nie mężem mojej mamy. Jestem owocem
chwilowego zauroczenia . Mąż mojej mamy nie był moim ojcem, ożenił się  z nią gdy już byłam
na świecie.  Specjalnie przyjechałam dzień wcześniej na ten grób, zeby nikogo z rodziny
ojca  nie spotkać.
Kobieta skończyła mycie płyty, ułożyła wieniec, pozbierała do torebki brudne ściereczki.
Potem podeszła do Zofii i zapytała  czy może jej  w czymś pomóc.
Zofia   spojrzała na nią wrogo, wstała z płyty i zataczając się lekko odeszła stamtąd nie zostawiwszy  kwiatów i zniczy.
Do domu dotarła pół żywa. Zastanawiała się co ma teraz zrobić- powiedzieć wszystko synowi? On
ogromnie kochał ojca,  uważał go za człowieka cnót wszelkich, a tu taka historia.
Resztę dnia Zofia przepłakała, a nocą postanowiła, że nie pójdzie  następnego dnia na grób męża.
A synowi powie,  że się bardzo zle czuje- była to zresztą prawda - ta wiadomość o tym, że jej mąż
miał nieślubną córkę wytrąciła ją z równowagi.
Bolało ją to,  że tyle lat mąz tak skrupulatnie ukrywał przed nią fakt i owoc zdrady. Teraz dopiero
uświadomiła sobie, że był taki czas, gdy jej mąż był na 2 miesiące oddelegowany do oddziału w
Krakowie, a potem bardzo często jezdził tam  w delegacje.
Miała do niego ogromne zaufanie i przez myśl jej nawet nie przemknęło, że coś złego się w tym
Krakowie wydarzyło. Ona też jezdziła często w delegacje służbowe, w Krakowie też bywała
służbowo. To ,  że  tamta młoda kobieta przyjechała na grób Jerzego  wypełniając wolę swej
matki,  świadczyło o tym,   że do samego końca utrzymywali ze sobą kontakt.
Zofia  jest  teraz podwójnie udręczona  - z jednej strony ma piekielny żal do męża, że ją zdradził,
z drugiej - brak jej  Jerzego. I wciąż się zastanawia czy ma powiedzieć wszystko synowi.
Bo przecież to ani nie wróci Jerzemu życia ani nie ukoi jej bólu.

12 komentarzy:

  1. Trudno jest wyobrazić sobie, że mężczyzna, z którym się spędziło całe życie, dzieliło dosłownie wszystko, a co gorsza poświęciło mu ostatnich sześć lat życia, trwając przy nim w ciężkiej chorobie, zdradzał, okłamywał przez całe lata i nie stać go było na wyjaśnienie tego przed śmiercią.
    Nie wyobrażam sobie takiej historii, ale ja bym chyba na grób takiego męża już więcej nie poszła, a synowi z czasem bym powiedziała, jakbym sobie to jakoś poukładała.
    W końcu powinien wiedzieć, że ma przyrodnią siostrę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iw, nie umiem się postawić w jej sytuacji. Może byłoby jej łatwiej gdyby chociaż mogła powiedzieć mężowi jaki ma do niego żal, wykrzyczeć wszystko.
      Świadomość, że się było prawie całe życie oszukiwaną a winowajca "wziął i umarł" jest chyba niezbyt miłym doznaniem. I nie bardzo wiem co by synowi dała świadomość, że ma przyrodnią siostrę, namacalny dowód nielojalności swego ojca wobec legalnej rodziny. Może lepiej by pozostał w nieświadomości
      i tym samym zachował o ojcu dobre wspomnienia.
      Miłego, ;)

      Usuń
  2. Nie wiem , ale ja bym nie powiedziała ,że Mąż ją zdradził.
    To nie są informacje przeznaczone dla dzieci.
    To jest sprawa między nią a jej mężem ,
    a nie Ojcem i Synem.
    Nich pójdzie do psychologa i na ten temat porozmawia,
    to jest partner do tego typu rozmów,
    a nie dziecko.I nie chodzi o wiek tego dziecka.
    Nie wiem dlaczego zrobiła się taka moda,
    że dzieci traktuje się jak partnerów,
    a tak naprawdę dzieci nie chcą słyszeć prawdy
    i słuchać o kłopotach między Rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ją wysyłałam do psychologa, ale jej teraz bardziej potrzebni inni specjaliści, bo zdrowie mocno jej nie dopisuje. Masz rację, dzieci, niezależnie od wieku nie chcą słyszeć o nieporozumieniach pomiędzy rodzicami, chcą chyba by byli oni dla nich jakimś wzorcem, ostoją, czymś pewnym. Jak znam życie to Zofia nie powie tego nigdy synowi i ja też bym pewnie nie powiedziała.
      Miłego, ;)

      Usuń
  3. Historia z życia wzięta... Jako dziecko też wolałabym nie wiedzieć, ale z drugiej strony - może chciałabym poznać to przyrodnie rodzeństwo... ? Nic nie wróci czasu i zdarzeń. Jedyne co można zrobić to próbować jakoś przekuć to co się stało w coś pozytywnego. Jednak domyślam się bólu i żalu tej kobiety. Mąż - jakikolwiek by nie był powinien był przypuszczać, że po jego śmierci żona może dowiedzieć się prawdy i bardzo to przeżywać. Takich wydarzeń nie powinno się jednak ukrywać. Coś o tym wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam 2 przyrodnich braci i równie dobrze mogłabym ich nie mieć. Zero kontaktu.Fakt, że jeden młodszy ode mnie o 11 lat, drugi o 24 lata. Ale tak naprawdę nic a nic nas nie łączy, nawet to, że mieliśmy wspólną matkę.
      Ostatni raz widziałam ich na jej pogrzebie. Nie jesteśmy po prostu sobie wzajemnie potrzebni. Bo więzy krwi to tak naprawdę bzdura, pobożne życzenie.
      Miłego, ;)

      Usuń
  4. Jestem zwolenniczką prawdy, ale cała sytuacja wynika z jej zatajenia. Ból, zawód, upokorzenie to wynik tego obnażonego kłamstwa. Ile jeszcze może sprawić bólu synowi? Czy warto? Może....Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma najmniejszego sensu mówić o tym synowi. Nie odejmie to bólu i cierpienia Zofii. A więzy krwi tak naprawdę nie istnieją, o czym wyraznie mówi nam świat zwierząt i te spore ilości porzuconych dzieci.
      Miłego, ;)

      Usuń
  5. Co za podłość. Biedna, biedna Zofia. Trzymam za Nią kciuki. Do końca życia nie zazna spokoju. Jasna ma rację po co komu taka wiedza.I Ty Anabell też mądrze piszesz - o nielojalności, o tym, że winowajcy nie można już rozliczyć.Pozdrawiam . Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bolesna jest niewątpliwie świadomość,że niemal całe życie była oszukiwana i fakt, że nie może chociażby niemiłego słowa powiedzieć winowajcy. Oczywiście, wyrażenie swego gniewu niczego by nie zmieniło tak naprawdę, ale może przyniosłoby jakąś małą ulgę?
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Anabell,
      Najpierw przeczytałam o Zofii, a potem postanowiłam przeczytać blog od początku, ponieważ trefiłam do Ciebie po raz pierwszy. Wyobraź sobie sytuację: gotowanie przedświąteczne leży odłogiem, a ja z wypiekami na twarzy nie mogę się oderwać od Twojego bloga. Piszesz niesamowicie aż dech zapiera. Szczególnie po przeczytaniu historii o Klarze,Pyzie, Soni. W czasie Swiąt, jak będę miała chwilę przeczytam również ten drugi blog. Na pewno jest tak świetny jak i ten. Życzę weny twórczej, abyś nas raczyła ciekawymi historiami. Wesołych Świąt. Ewa

      Usuń
    3. Dziękuje Ewo i zapraszam. I Miłych Świąt Ci życzę, takich spokojnych i radosnych.
      Miłego, ;)

      Usuń