Mam wrażenie, że nikt nie jest wolny od uczucia zazdrości.
Bo zazdrościć można na wielu płaszczyznach a do tego z różną intensywnością.
Przyznam się bez bicia - ze zwykłej zazdrości nauczyłam się haftu krzyżykowego a potem innych
technik hafciarskich - haftu wstążeczkowego i przestrzennego. Haft płaski już miałam opanowany
znacznie wcześniej, jeszcze w szkole.
Wpierw tylko podziwiałam różne obrazki haftowane przez moją bliską koleżankę, potem zaczęła
mnie zżerać zazdrość, że ja tak nie potrafię. I tak mnie to gryzło, że aż kupiłam kanwę, mulinę i zaczęłam krzyżyki wyszywać. Największą frajdę miałam wyszywając obrazki z reprodukcjami Klimta, Muchy
i Renoira. Wreszcie gdy mi zabrakło własnych ścian do wieszania tych obrazków i obdarowałam
już wszystkie chętne na nie osoby - odpuściłam.
Co ciekawe, zazdroszczę ludziom systematyczności, bo jestem bardzo niesystematyczną osobą -
zawsze pracowałam zrywami, ale nigdy nie "zawalałam" żadnych terminów. Po prostu wolałam wszystko
zrobić hurtem, nawet zarywając noce niż rozłożyć to wszystko na "kawałki". I to mi zostało - i choć
dobrze wiem, że lepiej byłoby codziennie coś z prac porządkowych w domu zrobić - odkładam wszystko
na potem. Brzydka wada, wiem.
Natomiast jakoś nie byłam nigdy zazdrosna na płaszczyznie uczuć damsko-męskich. Nie przeszkadzało mi,
że się mój ślubny czasem za dziewczynami ogląda, mogłam w każdej chwili się zrewanżować i on dobrze o tym wiedział.
Ale byłam świadkiem tego, jak nieuzasadniona zazdrość, wręcz patologiczne uczucie, zrujnowało dwóm moim koleżankom życie.
Asia była śliczną dziewczyną - wysilcie tylko nieco wyobraznię - bardzo zgrabna, średniego wzrostu
naturalna blondynka .Bardzo gęste włosy, które wyglądały jakby były cieniowane, ciemna oprawa
oczu, długie rzęsy (bez Max Factora) i duże, zielone oczy. Do tego zawsze ładnie i modnie ubrana.
Na jakiejś imprezie Asia poznała poznała pewnego chłopaka. Był kolegą któregoś z naszych biurowych kolegów. Od chwili, w której ujrzał Asię, przestał dla niego istnieć świat i inne dziewczyny.
Wczesnym rankiem czekał na Asię pod jej domem, by ją odprowadzić do pracy, po pracy już na nią
czekał pod biurem. Śmiałyśmy się, że dobrze się złożyło, że koło naszego budynku biurowego był
nieduży skwerek i kilka ławek, przynajmniej mógł czekać siedząc i patrząc na kwiatki. Potrafił tak
czekać na nią i ponad godzinę , bo często zdarzało się, że Asia musiała zostać nieco dłużej w biurze.
Była sekretarką szefa, a szefowi najlepiej się pracowało po godzinach.
Nie mógł do niej telefonować (to nie były czasy smsów i komórek), wejść do budynku też nie, bo
musiałby wziąć przepustkę do konkretnego działu, a bez zlecenia z danego działu biuro nie wystawiło by przepustki.
Prawdę mówiąc to ciągłe legitymowanie się było nieco meczące. Ale podobno wcześniej, gdy jeszcze tam nie pracowałam, na każdym piętrze stał strażnik i trzeba było pokazywać przepustkę i mówić do kogo
się idzie.
Asia była nieco zaskoczona tą adoracją, ale jednocześnie nawet jej się to podobało. Żadna z nas
nie miała aż takiego wielbiciela.
Mniej więcej po pół roku znajomości, "Namolny" (tak go nazywałyśmy za plecami Asi) oświadczył się . Podobno żyć bez Asi nie mógł. Rodzicom Asi Namolny się nie podobał - denerwowało ich, że cały
czas za nią łazi, nawet wtedy, gdy Asia szła z mamą na zakupy.
Pewnego dnia Namolny przybył do rodziców Asi wraz ze swymi rodzicami i oficjalnie poprosił o jej rękę.
Jego prośbę poparła gorąco jego matka, mówiąc, że Namolny gorąco kocha Asię i że nie wybraża
sobie by nie została jego żoną. Poza tym roztaczała przed przyszłą synową wielce różowe perspektywy, jako że Namolny miał już nawet własne mieszkanie spółdzielcze w centrum stolicy, co było naprawdę
rzadkością. Teściowa mieszkała niedaleko, więc oferowała młodym wszelką pomoc, między
innymi mogli by się u niej stołować, a gdy zdecydują się na dziecko to i dzieckiem by się zajęła.
Poza tym oni pokryją wszystkie wydatki związane ze ślubem i weselem., Asi pozostałaby tylko kwestia sukni. Przez cały czas wizyty Namolny klęczał koło Asi wpatrując się w nią jak w tęczę i co jakiś czas
powtarzając : "tak cię kochammm"..., z akcentem na to "m".
Gdy Aśka nam opowiadała to wszystko w bufecie, podczas tracenia cennego służbowego czasu na picie kawy, skręcało nas ze śmiechu . Uznałyśmy, że Namolny to po prostu świr. Zabawę miałyśmy przednią,
zwłaszcza, gdy Aśka powtarzała : "tak cię kochammm".
Śluby były dwa - w USC i w kościele. Asia wyglądała zjawiskowo, a Namolny odstawiał cyrk, nie pozwalając żadnemu z panów całować Asi w policzek. W końcu ochrzanił go jeden z wujków Asi i jakoś dalej poszło spokojnie składanie życzeń. Na weselu Namolny nie wypuszczał Asi z objęć. Nikomu nie pozwalał z nią tańczyć, sam nie zatańczył z żadną inną kobietą, nawet z teściową.
Ale my, koleżanki Asi, bawiłyśmy się świetnie.
Następnego dnia rano nowożeńcy wyjechali na "miodowy miesiąc". Rodzice Namolnego wynajęli
dla nich miejsce w jakimś pensjonacie w górach.
Po miesiącu Asia wróciła do pracy. To był cień dawnej, ślicznej dziewczyny. Bledziutka, włosy
nieuczesane, zero makijażu, oczy podkrążone.Przywitała się z nami półgębkiem i złożyła u szefa
prośbę o bezpłatny urlop. Dostała bez problemu, gdy wyjaśniła jego powód.
Nam powiedziała tylko, że musi zniknąć na jakiś czas i że się rozwodzi. W pół godziny potem przyjechał po nią jej ojciec.
No cóż, nasza diagnoza, że Namolny to świr, była trafna. Aśka przeżyła koszmar - już w drodze na "miodowy miesiąc" robił Asi wymówki, że przyglądają się jej mężczyzni w pociągu. Dał konduktorowi
jakieś pieniądze, by znalazł dla nich osobny przedział. Zamknął się w nim z Asią i zwyczajnie zmusił do
kontynuacji nocy poślubnej, na co Asia wcale nie miała ochoty. Na miejscu w pensjonacie wcale nie było
lepiej. Na posiłki przychodzili tylko wtedy, gdy na sali już nie było nikogo. W ogóle nie wychodzili na spacery, bo Namolny nie chciał, by się "obce chłopy" patrzyły na Aśkę. Gdy zbyt długo siedziała w łazience, bezceremonialnie do niej wchodził, zaglądał pod wannę, szukał po kątach "tego, który się na nią gapi".
Powyrzucał jej wszystkie kosmetyki, nawet krem do rąk. Gwałcił ją wielokrotnie, ale to go uspakajało, więc Aśka, której już było wszystko jedno, przestała protestować. Nie bardzo jak miała się od niego uwolnić, bo Namolny nie puszczał jej na krok od siebie.
Po dwóch tygodniach Aśka wpadła na pomysł, że będzie udawała ból zęba i poprosi by ją Namolny zaprowadził do dentystki.
Namolny wpierw przeprowadził wywiad gdzie jest dentystka płci żeńskiej, potem zaprowadził Aśkę do gabinetu. Gdy sprawdził, że nikogo nie ma w szafkach z lekami ani pod fotelem, wyszedł z gabinetu.
Aśka poprosiła, by dentystka włączyła wiertarkę i szeptem opowiedziała dentystce jaką ma sytuację. Podała numer telefonu do swych rodziców, adres pensjonatu w którym mieszka z Namolnym, a dla niepoznaki dentystka wymieniła jej jedną z plomb.
Za dwa dni przyjechali rodzice Aśki wraz ze swoim kuzynem postury super wykidajły, wzięli go tak na wszelki wypadek, gdyby Namolnemu zachciało się zatrzymać Aśkę siłą. Dzień wcześniej odwiedzili rodziców Namolnego, mówiąc im , jakie mają wiadomości od Asi.
Okazało się, że Namolny był chory psychicznie, a w jego wypadku miłość nie złagodziła choroby lecz ją nasiliła. Jego rodzice skrzętnie ukryli ten fakt, mając (nie wiadomo na jakiej podstawie) nadzieję, że ożenek uleczy jego chorą psychikę.
Namolny trafił wkrótce na długie leczenie, rozwód Asia dostała od ręki i......unieważnienie małżeństwa
kościelnego, bo były do tego podstawy.
Asia bardzo długo wracała do normalności, zajęło to jej kilka lat. Ale nigdy nie wyszła za mąż.
c.d.n.
Wstyd choroby psychicznej, to dramat naszej kultury. Choroba uciążliwa, ale taka jak inne, niezależna od chorującego. Nie poinformowanie dziewczyny o tym było draństwem. Znam bardzo podobną sytuację, ale tam kobieta cierpiała na schizofrenię i zataiła to. Też dramat zakończył małżeństwo.
OdpowiedzUsuńJoanno, u nas nie tylko choroby psychiczne są wstydem, różnego rodzaju kalectwo też. Tylko, nie wiadomo czemu, nikt się nie wstydzi własnej głupoty.
UsuńUważam,że można było pozwać jego rodzinę do sądu, za ukrycie tego faktu.
Miłego, ;)
Kobiety bardzo czesto lubia mezczyzn, ktorzy to tak kochaja, ze zyc bez nich nie moga. Na szczescie ja mialam zawsze jakis naturalny odrzut od takich przylepcow. Milosc nie ma moim zdaniem nic wspolnego z kontrola, a jest tylko dowodem braku zaufania i jak widac czesto objawem zachwiania rownowagi psychicznej.
OdpowiedzUsuńStar, kiedyś ludzie uważali, że zazdrość jest objawem miłości - że nie ma miłości bez zazdrości.Swoją drogą gdyby tak ktoś za mną latał to bym uciekła co sił w nogach.To straszne nie mieć chwili tylko dla siebie.
UsuńMiłego, ;)
Choroby sie nie wybiera ,szkoda tylko ,ze dziewczyna tyle sie wycierpiała.
OdpowiedzUsuńA uczucie zazdrosci jest mi zupelnie obce,pozdrawiam serdecznie
Choroba nie wybiera, ale podle postąpiła jego rodzina. Nie powinni byli go jeszcze "reklamować" jako świetnego partnera.
UsuńMiłego, ;)
Współczuję dziewczynie...
OdpowiedzUsuńSpaprała sobie życie - może uważała, że wielką miłość spotkała? Ja już po 3 dniach miałabym dość.
UsuńMiłego, ;)
Każda zazdrość w znaczeniu "nie dam", "nie pozwolę" jest zła i prowadzić może do jakichś odchyłów psychicznych (z medycyny tom noga, więc tylko ogólna diagnoza). Zazdrość w znaczeniu "też chcę" pozytywna jest jedynie w odniesieniu do umiejętności, bo rozwija twórczo, nie zaś do przedmiotów. Taka zazdrość w blogerskim światku określana jest (jak zauważyłem) słowem "zazdraszczam". ;-)
OdpowiedzUsuńTo "zazdraszczam" przy życiu mnie trzyma!!!! Już kilka razy miałam ochotę zareagować, ale miałam cichą nadzieję,że był tylko taki sobie słowny żart.
UsuńKiedyś "zgłębiałam" coś tam z chorób psychicznych-ale tak się zdołowałam, że aż strach. Smutne, bo wiele tych dolegliwości ma charakter dziedziczny.
Miłego, ;)
po co ona za niego wychodziła!
OdpowiedzUsuńNo właśnie - po co? Wiesz, wtedy single nie były w modzie, każda niemal panna marzyła o znalezieniu męża. Wtedy nie mówiło się głośno o tym, że zarówno małżeństwo jak i macierzyństwo są mocno przereklamowane.
UsuńMiłego, ;)
Nie chciałabym doświadczyć takiej zazdrości, ani żadnej innej.
OdpowiedzUsuńMiło jest odczuwać adorację kochającego mężczyzny, ale zazdrość ... nie!
Przykre, że ją to spotkało i nie dziwię się, że już za mąż nie wyszła.
Koleżankom blogowym czasami "zazdraszczam", ale to jest uczucie motywujące do działania.
Pozdrawiam:)
Tragiczna i jak się okazało chorobliwa zazdrość może zniszczyć ludziom życie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Twoja koleżanka jakoś sobie poradziła i uciekła od tego amanta.
Ale aż mnie ciarki przechodzą jak pomyślę, co przeszła!