wtorek, 2 kwietnia 2013

Nudne życie cz.VII

Rodzice Tosi planowali sporą fetę z okazji jej  ślubu, ale Tosia,  gdy policzyła ile to osób będzie
zaproszonych  z obu stron stwierdziła, że absolutnie jej taka wielka impreza nie odpowiada.
Początkowo chciała nawet zrezygnować ze  ślubu kościelnego, ale ze względu na rodzinę
Króliczka zgodziła się na ślub kościelny. Ale żadnego wesela - zorganizują obiad dla najbliższej
rodziny. Żadnych ciotek, kuzynek, pociotków i przyjaciół. Tylko rodzice, rodzeństwo i świadkowie.
Po wielkich bojach, obrażeni nieco rodzice Tosi  zgodzili się w końcu na takie rozwiązanie.
W końcu nie siedzieli na worach z pieniędzmi, a taka impreza przecież nigdy nie należała do tanich.
"Jeśli już musicie pozbyć się oszczędności to lepiej kupcie nam coś do mieszkania, albo odłóżcie to
na książeczkę PKO i dacie gdy będzie już moje mieszkanie"- przekonywała rodziców Tosia.
Cały ten okres aż do dnia ślubu był pełen ostrych spięć pomiędzy Tosią a jej rodzicami. Ona
chciała skromną, prostą sukienkę, najlepiej krótką, ale matka, która była fundatorką owej kreacji
uparła się, że  "sukienka musi być długa, z trenem i długim welonem. Masz dobrą figurę, jesteś
wysoka, musisz się pokazać" - przekonywała Tosię matka. "I będę wyglądać jak fragment góry
lodowej" - z przekąsem mówiła Tosia.
Miała nieco racji - była wysoka, nie za wiotka i ta ilość bieli na niej  była rzeczywiście nieco
porażająca.
Wreszcie nadszedł dzień ślubu. Rano był ślub cywilny, na który poszli tylko ze świadkami, potem był
rodzinny obiad w restauracji, póznym popołudniem - ślub kościelny.
Gdy już skończył się ten osobliwy  "maraton ślubny", młodzi  zostali odwiezieni do swego
mieszkania, a stamtąd na dworzec kolejowy.
Jednym z prezentów ślubnych był 2-tygodniowy pobyt w Jastarni. Pogoda była "jak trzeba", jedzenie
jak zawsze nad morzem dość paskudne, ale im to wszystko nie przeszkadzało.
Nie da się ukryć, że większość czasu poświęcali na wzajemne odkrywanie siebie i planowanie zmian
w mieszkaniu.
Do domu wrócili wychudzeni, opaleni i bardzo szczęśliwi.
Niemiłą niespodziankę przygotował dla nich pracodawca - Tosia musiała zmienić pracownię, bo
wg przepisów nie mogła pracować w jednej pracowni ze swym zwierzchnikiem.
Tak ją to zezłościło,  że postanowiła odejść z tego biura projektów.
Pracę załatwiła jej kuzynka Króliczka  - Tosia została intendentką w przedszkolu. Króliczek zaczął
nalegać, by Tosia koniecznie uzupełniła swe wykształcenie dopóki nie mają dzieci. Tosia  jakoś nie paliła
się do tego, ale  kierowniczka przedszkola również ją zaczęła namawiać, wspominając, że na zajmowanym  teraz stanowisku powinna mieć coś wiecej w papierach niż zawodówkę krawiecką.
Były to czasy, gdy to zakład pracy miał obowiązek dbania o to, by pracownicy uzupełniali swe wykształcenie. Mając skierowanie z miejsca pracy miało się zagwarantowane zwolnienia z pracy na
zajęcia oraz urlop na sesję egzaminacyjną.
Pierwszy rok studiów był dla Tosi prawdziwą mordęgą, Króliczek  wiecznie musiał jej coś tłumaczyć,
bo braki ze szkoły  miała Tosia niemiłosierne.Cały czas nie mogła pojąć na co komu matematyka  na
studiach humanistycznych. Z trudem przeczołgała się przez ten pierwszy rok - nowe obowiązki służbowe
i studia mocno ją zmęczyły. Króliczek pomagał w nauce, podtrzymywał na duchu, pocieszał, zajmował
się domem - byleby tylko Tosia nie rzuciła studiów.
Dni płynęły monotonnie,praca, nauka, dom - krótkie 2 miesiące wakacji i znów harówka.
Ale z czasem Tosi szło coraz lepiej, bo uwierzyła, że da radę skończyć te studia.
Praca w przedszkolu już jej nie stresowała, koleżanki były miłe,na uczelni poznała sporo miłych osób.
Denerwowała się tylko, gdyż za każdym razem, gdy spotykała się z rodzicami, matka zadawała to samo pytanie- "no a kiedy wreszcie ja zostanę babcią?". Tosia zgrzytała zębami i za każdym razem mówiła-
 gdy skończę to co zaczęłam i nabiorę ochoty na dziecko.
Wreszcie pięknego czerwcowego dnia Tosia obroniła tytuł magistra prawa administracyjnego. Kilka lat
studiów minęło, dyplom już był, spółdzielnia obiecywała , że mieszkanie będzie w pierwszym kwartale następnego roku, ale chęci na zostanie matką Tosia nadal nie miała. Króliczek też  nie palił się do
posiadania potomstwa. mówiąc, że w tej materii decydujący głos ma Tosia. To przecież ona będzie
w ciąży, na niej głównie spocznie opieka na dzieckiem.
Tosia była nawet zaniepokojona swą niechęcią do posiadania dziecka, wszak od małego wkładano jej
do głowy, że  powinna  skończyć szkołę, wyjść za mąż i urodzić dwoje dzieci.
Ponieważ akurat przypadał czas okresowej kontroli ginekologicznej, postanowiła o tym porozmawiać
ze swym przemiłym lekarzem.
c.d.n.


2 komentarze: