Miała być wyczekanym, ukochanym synkiem tatusia. W domu już była córka,
teraz miał się urodzić chłopak. Wszystkie sąsiadki zapewniały ,że "pana żona tym razem
z pewnością urodzi chłopca, tak pięknie wygląda w tej ciąży, zupełnie inaczej niż
w tamtej".
I co z tego, że jej matka ładnie wyglądała w ciąży- urodziła ją, kolejną córkę. A ponieważ
miała być chłopcem dostała imię Zdzisława. Nie ma Zdzisia, będzie Zdzisława.
Starsza siostra wołała na nią "Dziśka". Ojciec starał się by choć trochę była podobna do
chłopca w sensie mentalnym. Nie wolno jej było przesiadywać przed lustrem ani się stroić
a zamiast do liceum kazał by złożyła papiery to technikum łączności.
Zdzisia bez trudu zdała egzamin wstępny i rozpoczęła naukę, która jej nie sprawiała
trudności. W swojej klasie miała tylko jedną dziewczynę, reszta to było stado ogierów,
jak o nich mówiła.
Skończyła technikum i niemal automatycznie zdała na Politechnikę.
W domu nie za bardzo dotarło do jej ojca, że jest już pełnoletnia. Nadal musiała wracać
do domu przed godziną 22,00, meldować z kim i dokąd się wybiera.
W domu na okrągło były awantury, bo Zdzisia często przychodziła znacznie pózniej niż
ojciec sobie tego życzył. Zdzisia pomału miała tego dość i zaczęła bardzo intensywnie
myśleć nad tym, by jak najprędzej opuścić dom rodzinny. Studiowała, była naprawdę
dobrą studentką, w terminie zdawała egzaminy i do szczęścia było jej potrzeba tylko
trochę więcej swobody. Próbowała z ojcem porozmawiać na ten temat, ale do niego nic
nie docierało.
Wpierw wymyśliła, że znajdzie jakąś pracę , wynajmie pokój przy rodzinie i się wyprowadzi. Niestety, było to nierealne - jej ewentualne wynagrodzenie nie pokryłoby kosztów wynajęcia
pokoju, a przecież do tego trzeba jeszcze jeść, ubrać się i wydać nieco pieniędzy na książki.
Plan awaryjny zakładał, że wyjdzie jak najszybciej za mąż.
Rozejrzała się uważnie po swoich kolegach na wydziale. Kilku nawet lubiła, z jednym kilka
razy się spotkała. Był miły, kulturalny, uczynny - ilekroć poprosiła robił dla niej notatki a
nawet jakieś drobne projekty. Miał chłopak pecha - padło na niego.
Jak powszechnie wiadomo, jeśli kobieta wpadnie na jakiś pomysł, który wg niej jest wart
zachodu, zawsze go zrealizuje.
Zdzisia zaczęła przyprowadzać "Uczynnego" do domu, a ten bardzo się rodzicom spodobał.
W krótkim czasie tak biedaka skołowała, że ten wpadł na pomysł, że powinni się pobrać, wtedy
będą mieli wreszcie dla siebie dużo czasu. Mieszkać mieli wpierw u jego matki, potem
ewentualnie wynająć gdzieś mieszkanie. Oboje należeli do spółdzielni mieszkaniowych, więc
była szansa, że z czasem dostaną własne mieszkanie.
Od pomysłu do realizacji droga była krótka i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie finał nocy
poślubnej - z przerażeniem odkryła wkrótce, że jest w ciąży. Tego akurat nie planowała - plan
przewidywał ślub, ale nie rozmnażanie!
******
Epilog
Każdemu z bohaterów nieco się skomplikowało życie przez jeden pomysł. Niektórym bardzo,
innym trochę.
Dota wymyśliła sobie, że rzuci szkołę. Przez kilka lat pracowała przy montażu na taśmie,
wreszcie kadrowa skierowała ją do szkoły wieczorowej, by zrobiła maturę. A potem, niejako z rozpędu, zrobiła studia.
Życie ułożyło się jej całkiem niezle, a przez to, że wcześnie zaczęła pracować nauczyła się po
prostu samodzielności.
Teresa swój pomysł na wcześniejszy powrót do domu okupiła ciężki rozstrojem nerwowym,
długim pobytem w szpitalu, przejściową amnezją, brakiem kontaktu z dziećmi, rozwodem.
Niestety brakiem zaufania do rodu męskiego również.
Bogdanowi pomysł na Kazię zmarnował życie. Kazia niestety naprawdę była chora i nie
nadawała się na żonę i matkę. Bogdan wziął rozwód, synek został jemu przyznany. Nie
bez powodu lekarz powiedział, że Kazia nie może mieć dzieci - ich syn jest chory na tę
samą chorobę co jego matka. Było 50% szans,że nie odziedziczy, ale odziedziczył.
Ulka wyszła za Berta - to on jej zaproponował takie rozwiązanie, które miało być zemstą.
Mieli się rozejść po jakimś czasie. Nic z tego, są razem do dziś, mają dwójkę dorosłych już
dzieci.
Zdzisia urodziła swe niechciane dziecko. W kilka lat potem rozeszła się z "uczynnym", ale
pozostali w przyjacielskich stosunkach.
"Uczynny" pozostał samotny do dziś. Zdzisia "zaliczyła" już dwa małżeństwa, jedno od
drugiego bardziej nieudane. Tkwi w tym trzecim małżeństwie cały czas dziwiąc się, że
za takiego kogoś wyszła za mąż. Mnie coś innego dziwi - po co nadal jest z tym panem???
A teraz szczegóły "administracyjne" - wiem ,że czasem gdy się czyta jakieś opowiadanie żaden komentarz nie przychodzi do głowy. Nie musicie komentować, ale mam prośbę- zostawiajcie
znaczek :) gdy się Wam podoba lub (: gdy nie za bardzo, oraz podpis. Wtedy wiem, że
nie piszę w próżnię:)))
Miłego dla wszystkich:)
Opowiadania ciekawe, nawet bardzo samo życie, Gratuluje .
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie zawsze ma się coś do powiedzenia, bo Twoje opowiadania są z rodzaju tych, dających do myślenia :)) A życie stworzyło niejedną podobną historię :)) Pisz dalej :))
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania powodują, że najchętniej usiadłabym z Tobą przy herbatce i pogadała od serca jak trudne jest życie, chociaż w teorii tak łatwo się doradza i opiniuje. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńChetnie,bardzo chetnie dolacze do tej herbatki i pogawedki jesli zaprosicie ...
UsuńTak wlasnie czuje,kiedy czytam twoje opowiadania Anabell!!
Serdecznosci wiele posylam !
Na razie tylko wpadłam żeby Ci powiedzieć, że Twój ostatni komentarz na moim blogu miał nr. 10000. Więc należy Ci się nagroda w postaci dedykacji jakiegoś tekstu. Jeszcze go nie napisałam, więc nie wiem kiedy wrzucę. Ale przedtem Cię poinformuję.
OdpowiedzUsuńA do Ciebie jeszcze wrócę żeby przeczytać i skomentować.
Nara...
Czytam i lubie to co piszesz :)
OdpowiedzUsuńNareszcie przeczytałam. Bardzo mi się spodobało.
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię w tę sobotę - 17.08. na mój blog /wcześniej oczywiście też/. Tam będzie tekst dedykowany Tobie.
Bardzo się mi podobają Twoje opowiadania :)
OdpowiedzUsuńJa na razie zostawiam komentarz, że przyjdę przeczytać później. Dziś nadrabiałam zaległości w blogowym świecie i po prostu już nie mogę nic więcej przeczytać, bo oczy mają dość. :)
OdpowiedzUsuńAle lubię te Twoje opowieści z życia, więc wrócę.
Piec dni z zycia przeczytalam jednym tchem, hahaha. Takie jest zycie, moje nie lepsze :) Pozdrawiam, Jolka
OdpowiedzUsuńCzekam bardzo na nowe opowiadania...
OdpowiedzUsuńBuziaki moja Droga !
samo życie ;o)
OdpowiedzUsuńbardzo lubie twoje pisanie, poza tym jedno opowiadanie jest o mnie.... prawie...:( pozdrawiam sersecznie
OdpowiedzUsuń