środa, 9 lipca 2014

Spotkanie - cz.II

Oj, chyba mam halucynacje - przemknęło przez myśl Joannie. Ale halucynacja nie mijała,
nad nią stał Witek - te same intensywnie niebieskie oczy, ten sam nieco kpiący uśmiech,
a wszystko zwieńczone mocno siwymi włosami.
Nie czekając na zaproszenie Witek usiadł przy stoliku. Jak zawsze przewiercał ją wzrokiem.
Obserwuję Cię od chwili gdy tu weszłaś- powiedział. Zmieniłaś  się, ale chodzisz tak samo.
Gdy zobaczyłem jak bawisz się pustą filiżanką  nabrałem pewności, że to  ty. Jo, nikt na
świecie nie wyczynia takich zabaw z pustą filiżanką. Zawsze mnie to trochę złościło, ale
teraz ten śmieszny nawyk pomógł mi cię rozpoznać. Zmieniłaś kolor włosów i tak bardzo
je skróciłaś! Po co je rozjaśniłaś?
Joanna zaczęła się  śmiać.
Czy wiesz kiedy widzieliśmy się  ostatnio?- zapytała. Niemal czterdzieści lat temu. Tak,
miałam wtedy czarne, dość długie włosy i kilkanaście kilo mniej ważyłam. A włosów
nie rozjaśniałam, wróciłam do naturalnego ich koloru, a w utrzymaniu go bez siwizny
pomaga mi farba do włosów. Ale skąd  ty się tu wziąłeś? Jesteś  "na chwilę" czy może
wróciłeś na stałe? A w ogóle to świetnie wyglądasz, nawet z tą siwizną.
Przyjechałem na dwa tygodnie, bo mam kilka spraw do załatwienia. Kupiłem właśnie
mieszkanie, jako lokatę. Może sprezentuję je wnuczce, też jako lokatę, bo ona chyba tu
nie będzie mieszkać. Słuchaj, to mieszkanie jest  w tym budynku, chodz, pogadamy tam,
bo mamy naprawdę dużo do pogadania. Jest z pełnym wyposażeniem, bo tam nocuję,
zamiast w hotelu. Jo, no chodz, proszę! Bardzo proszę!
Joanna znów się zaśmiała - no proszę, chata , szkło i adapter, zupełnie jak przed laty.
Zerknęła na zegarek i powiedziała - muszę  zadzwonić do męża i wytłumaczyć mu,  co ma
sobie zrobić na obiad, który zje sam i uprzedzić, że wrócę pózno.
Witek z uśmiechem podsłuchiwał rozmowę Joanny z mężem.  Gdy skończyła wyraził swe
zdziwienie faktem, że jest mężatką a nie nosi obrączki. I pierścionków też nie nosisz,
a zawsze nosiłaś przynajmniej trzy i ten ode mnie. Jo, mam nadzieję, że go nie wyrzuciłaś?
Nie , nie wyrzuciłam. Platyny z perłą nie wyrzuca się - nawet wtedy, gdy ofiarodawca jest przekonany, że pierścionek  "jest tylko srebrny"- odparła ze śmiechem.
Joanna uregulowała należność za czekoladę i wyszli z  barku. Mieszkanie Witka było
w przylegającym do kawiarni budynku, wejście miało od podwórza.
Gdy jechali windą na ostatnie piętro Joanna poczuła przysłowiowe motyle w brzuchu.
Zupełnie tak jak wtedy, gdy pierwszy raz mieli przekroczyć barierę w układzie lekarz-
pacjentka.
Mieszkanie było niewielkie, za to z okien roztaczał się widok na samo centrum miasta.
Z tej wysokości Pałac Kultury i nowe wieżowce prezentowały się znacznie lepiej niż
z poziomu chodnika. Joanna stała przy oknie w objęciach Witka -czuła dotyk jego rąk,
za którym przez wiele lat tak bardzo tęskniła.
Pamiętam każdy milimetr twego ciała- powiedział półgłosem Witek.  Często mi się śniło,
że czekam na Ciebie na lotnisku, a ty nie  przychodzisz.
Na którym lotnisku? - zainteresowała się Joanna- przecież wyjechałeś pociągiem bo
 miałeś furę bagażu. Lepiej mi opowiedz  jak sobie radziłeś na początku, zaraz po
przyjezdzie do Szwajcarii.  Naprawdę na  ciebie czekali?
Nie było cię na dworcu, gdy wyjeżdżałem - powiedział nagle Witek z pretensją w głosie.
Rozglądałem się, chciałem cię jeszcze raz choćby tylko zobaczyć.
Joanna miała ochotę wypalić "trzeba było nie wyjeżdżać", ale ugryzła się w język i
powiedziała - jasne, władca haremu wyjeżdżał i wszystkie nałożnice powinny były go
żegnać. Ale miałeś zachcianki! Żegnały cię same kobiety- twoja oficjalna żona razem
z dzieckiem  i z twoją kochanką, twoja matka i jakoś nie widziałam siebie w tym gronie.
Od początku było wiadomo, że nasz związek był chwilowy i raczej bez perspektyw na
przyszłość, nawet gdybyś nie wyjeżdżał. Lepiej mi opowiedz jak sobie tam radziłeś.
Witek wypuścił Joannę z objęć , zrobił herbatę i gdy siedzieli na wielkiej kanapie, snuł
opowieść.
Miał szczęście - rzeczywiście obiecana praca już na niego czekała. Był znany, wszyscy
doceniali jego nowoczesne metody rehabilitacji i odnowy biologicznej.
Nikt nie wyrażał się pogardliwie o metodzie stosowanej przez niego akupresury. Było tak,
jakby napisana przez niego praca doktorska była biblią dla tamtejszych rehabilitantów.
Miał pracę którą lubił, bardzo dobrze wyposażone gabinety odnowy biologicznej a do
tego kilometry tras  narciarskich do jeżdżenia na nartach, w dolinie ciekawe trasy do jazdy
konnej. Poza tym miał stały dostęp do  najnowszej literatury medycznej, dobre zarobki,
ładne mieszkanie. Po dziesięciu latach przeprowadził się do Austrii, gdzie otworzył
własną klinikę , w której pacjent był leczony całościowo i konieczne w sposób naturalny.
Teraz już tylko służył radą swej córce, która od kilkunastu lat razem z nim prowadziła tę
klinikę.
Gdy wymienił nazwę miejscowości Joanna powiedziała - byłam tam sześć lat temu, tam
jest duże jezioro a nad nim jakiś klasztor, w którym  mnisi warzą jakieś znane piwo, a sama miejscowość znana jest z tego, że jest tam mnóstwo prywatnych klinik "chirurgii estetycznej".
Widziałam kilka tych willi, wszystkie okolone bardzo wysokimi żywopłotami, na furtkach
tabliczki mówiące tylko czyja to klinika, bez wymieniania specjalności.
A co tam robiłaś? - zainteresował się Witek.  Pływałam razem z dziećmi statkiem po
jeziorze, potem jedliśmy nad jeziorem obiad,  a potem wróciliśmy do miasta - odpowiedziała.
Wiesz, teraz  twoja kolej na opowieść o tym czasie, który minął - ja już się wyspowiadałem.
Jeszcze ci tylko dodam, że rozwiodłem się  z  żoną, drugi raz  już się nie żeniłem, aktualnie
jestem sam, nawet jakoś nie mam ochoty na jakiś  trwały związek. Stary już jestem.
No ale nadal  świetnie wyglądasz , a przecież jesteś ode mnie całe siedem lat starszy-
zauważyła  Joanna.
Witka wyraznie ucieszyło to zdanie - wyjaśnił Joannie, że nadal szaleje na nartach i jezdzi
konno. No, opowiedz wreszcie coś o sobie- nalegał- ile masz tych dzieci?
Joanna stwierdziła, że tak naprawdę to niewiele ma do opowiedzenia. Wyszła za mąż, ma
jedno dziecko i też jest już babcią a dziecko mieszka na stałe w Salzburgu. Ale podobno
mają się przeprowadzić do Niemiec.
No dobrze, ale co robisz, jak się czujesz?- dopytywał się Witek. Wyglądałaś w tej kawiarni
jakbyś roztrząsała kwestię "być albo nie być". Masz jakieś kłopoty?
Kłopoty? nie , nie mam, a w tej kawiarni myślałam o Tobie, o tym czasie gdy się poznaliśmy.
Bo wiesz, z tą kością krzyżową miałeś rację, boli mnie do dziś i mam jakieś tam małe
wypukliny. Byłam u profesora  P., na szczęście nie chce tego operować, dał mi namiary
na  jakiegoś rehabilitanta.
Witek słuchał z prawdziwym zainteresowaniem, wreszcie powiedział - znam go, mądry
lekarz, cudowne ręce, choć jeszcze całkiem młody, w porównaniu do mnie.
Jo, powiedz mi dlaczego nie chciałaś wtedy ze mną wyjechać?  Mogło być nam całkiem
dobrze. Nauczyłabyś się jezdzić konno, kupilibyśmy ci żaglówkę, urlopy spędzalibyśmy
w domku nad jeziorem, np. w okolicach Strobl- Witek wyraznie się rozmarzył.
c.d.n.




4 komentarze:

  1. no i wsiąkłam...czekam na dalszy ciąg:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe , ciekawe, pięknie piszesz...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze akcja bohaterów wciąga czytelnika.To jest taka prawdziwa historia, która spotyka ludzi po latach w najmniej oczekiwanym miejscu.Czekan z niecierpliwością na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń
  4. No no.... przecież na miłość nigdy nie jest za późno ....:-)))

    OdpowiedzUsuń