piątek, 11 lipca 2014

Spotkanie - cz.VI

Joanna dotarła do domu pół żywa z nadmiaru  wzruszeń. W domu czekała ją
nowina- po niemal dwóch latach czekania, mąż wreszcie otrzymał  skierowanie
na leczenie sanatoryjne i to na cały miesiąc. Wyjazd miał nastąpić na początku
pazdziernika, więc w mało interesującym okresie.
Trochę się złościł, bo perspektywa przebywania przez miesiąc w Nałęczowie jakoś
mało go podniecała. Joanna  za to ucieszyła się z tego niepomiernie.
Zaczęła tłumaczyć mężowi, że to się świetnie składa, bo ona w tym czasie będzie
na rehabilitacji w Konstancinie - rehabilitant, którego polecił profesor miał tam
"kawałek" etatu w ramach komercji, więc bez trudu ją tam wciśnie na zabiegi.
Poza tym będzie mogła korzystać tam z basenu.
Do sanatorium to ona go zawiezie sama, bo będzie jej przecież potrzebny wóz, a
potem po niego przyjedzie.
Opowiedziała przy okazji mężowi co zwiedzali, jak się podobała Witkowi nowa
Warszawa i że obiecała dotrzymać mu jeszcze towarzystwa, bo Witek chce się
skontaktować z Michałem, a ona też chętnie by się spotkała z Michałem.
Potem wysłała do Witka sms, że spotkają się dopiero w piątek, bo następny dzień
ona musi poświęcić na prace domowe. Odpowiedz, którą otrzymała brzmiała-
CUDNIE.CZEKAM U SIEBIE OD 10 RANO.
Następny dzień Joanna spędziła głównie w kuchni gotując "na zapas" oraz na
zakupach. Już dawno zauważyła, że nic tak nie wpływa pozytywnie na mężczyzn
siedzących na emeryturze jak dobrze zaopatrzona lodówka. Zwłaszcza że jej mąż
przezornie nie potrafił gotować. Szczytem jego możliwości kulinarnych było
usmażenie jajecznicy. Ale odgrzanie   wszystkiego co już było ugotowane  nie
sprawiało mu trudności. I nawet zawsze przy okazji pozmywał.

W piątek Joanna zapowiedziała w domu, że wróci raczej pózno,bo oprócz spotkania
z Witkiem i Michałem ma spotkanie z tym rehabilitantem poleconym przez profesora.
Po wyjściu z domu zadzwoniła do Witka z pytaniem czy coś mu kupić do jedzenia, bo
ma po drodze do niego delikatesy. Ale Witek stwierdził, że już je  odwiedził z rana a
teraz siedzi i czeka na nią.
Gdy dochodziła do domu Witka, zaczął intensywnie padać deszcz.
Joanna miała wrażenie, że Witek czekał na nią w przedpokoju pod drzwiami- ledwo
dotknęła dzwonka już otworzył drzwi.
Wpadła w jego ramiona tak jak kiedyś. Miała wrażenie, że czas zatoczył koło a tych
niemal czterdziestu lat wcale nie było. Tulił ją w ramionach i całował, a ona poddawała
się bez protestu.
Jo, masz mokrą od deszczu bluzkę, zdejmij ją zaraz - zakrzątnął się troskliwie. O, załóż
mój sweter, nie szkodzi, że jest za duży , ale za to suchy i w kolorze, który lubisz.
Zaczął z niej ściągać bluzkę i gdy stanęła przed nim w samym staniku znów ją objął i
przytulił. Potem szybko ubrał ją w swój sweter.
Jo, czego się napijesz? Może herbatę po angielsku? Ściągaj  buty i siadaj na kanapie.
Joanna zobaczyła swe odbicie w dużym lustrze i parsknęła śmiechem-  sweter Witka
sięgał jej grubo poniżej kolan.
Witek przyniósł do pokoju herbatę dolał do  niej mleczko, wsypał odrobinę cukru i
zamieszał.
Widzisz Jo, jak dobrze pamiętam ile ma być dla  ciebie mleka i cukru?
Joanna zaczęła się śmiać - cwaniak jesteś, chyba nietrudno było to zapamiętać bo ty
zawsze piłeś taką samą herbatę. A wiesz, że naszej herbaciarni już nie ma?
Wieki całe nie piłam herbaty po angielsku.
Witek, ty poważnie mówiłeś o tym , żebym przyjechała do ciebie?  Bo jak na razie to
mam wrażenie, że mogłabym przyjechać w pazdzierniku.
Joanna opowiedziała  mu, o tym, że najprawdopodobniej przyjedzie do niego wtedy,
gdy mąż pojedzie do sanatorium. Witek promieniał.
Wiesz Jo, to naprawdę wszystko jest tajemnicze i jakieś niezwykłe. Lecąc tu wcale nie
liczyłem na spotkanie z tobą. Siedziałem w tej podłej kawiarni i patrzę a ulicą idzie
kobieta poruszając się tak jak ty, a po chwili wchodzi do tej kawiarni, nie rozgląda się
i siada przy oknie. Zacząłem obserwować - kobieta  nagle wykonuje twój bezwiedny
gest - ilekroć się zamyślasz dotykasz czubkiem kciuka lewej ręki do ust. Dodałem
ten chód i gest i aż mi się gorąco zrobiło. A gdy zobaczyłem jak się bawisz pustą
filiżanką to już miałem pewność, że to ty. Odczekałem jeszcze moment, żeby się nieco
uspokoić i podszedłem.
Witek, a jak ja chodzę, że tak dobrze to zapamiętałeś?
Jo, ty po prostu cudnie  pracujesz biodrami, zwłaszcza gdy chodzisz na wyższych
obcasach. W adidasach jest to znacznie mniej wyrazne.
Czy to znaczy, mówiąc po polsku, że kręcę tyłkiem?- dopytywała się  Joanna.
Oj, nie, ty pracujesz biodrami, masz chód modelki, tyle tylko, że na szczęście nie
stawiasz tak długich kroków, więc to fajnie wygląda.
Wiesz, przyjadę lub przylecę po ciebie w pazdzierniku i może nawet cię odstawię
z powrotem.
I chyba będę częściej tu przyjeżdżał. Przecież mam mieszkanie.
Witek, oprzytomnij, miałeś je wynająć.
Jo, ja wcale nie mam zamiaru przytomnieć, wcale. Muszę cię na nowo poznać, ratować
co się jeszcze da. Dla mnie jesteś tak samo ponętna i śliczna jak kiedyś. Zawsze miałaś
bardzo kobiece kształty i masz je nadal.
I nim się Joanna zorientowała, już tkwiła w jego nadal mocnych ramionach, a on okrywał
jej twarz, szyję i dekolt pocałunkami.
I znów wszystko było tak jak kiedyś na początku. Jego ręce na nowo odkrywały jej ciało,
pomalutku, delikatnie, cierpliwie, centymetr po centymetrze.
c.d.n.

3 komentarze:

  1. O matko, tak pięknie emocjonalnie to opisujesz....

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając człowiek ulega tym namiętnością co bohaterzy. Talent pisarki oczywisty ma autorka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli idą na całość!!!!!

    OdpowiedzUsuń