czwartek, 9 lipca 2015

Horyzont zdarzeń -IX

O tym, jak doszło do tego, że babcia Marysia  została wybranką serca dziadka Witka, niewiele się Weronika dowiedziała. 
Jedno było pewne -pojawienie się we lwowskiej filii młodego dyrektora, dotychczasowego mieszkańca Wiednia, było sporą sensacją i wywołało duże poruszenie wśród młodych panienek.
W tych czasach w biurze pracowały młode kobiety do chwili zamążpójścia, kobiety niezamężne,czule nazywane "starymi pannami", czyli te, które 
męża nie znalazły a już przekroczyły 25 rok życia oraz wdowy.
Nowy dyrektor był młody, przystojny i do tego - kawaler.
Jak twierdziła babcia Marysia panienki "wychodziły ze skóry" by wpaść w oko
nowego dyrektora. A do tego wszystkiego "nowy" był bardzo towarzyskim
człowiekiem, przesiąkniętym wiedeńską atmosferą.
I  babcia Marysia, 145 cm wzrostu, 40 kg żywej wagi, żadna piękność, jakimś cudem przyciągnęła jego uwagę.
W 1916 roku, w marcu, wzięli ślub, chociaż narzeczona nie miała jeszcze
ukończonych 21 lat. Była wojna,warunki bytowe pogarszały się ciągle, więc
panna młoda zrezygnowała z obstalowania dla siebie sukni ślubnej - przed
ołtarzem stanęła w "niedzielnej" bluzce i spódnicy, zamiast welonu miała
biały kapelusz przybrany dwiema tiulowymi różami.
Rodzice babci Marysi, którzy wynajmowali całe jedno piętro, jeden pokój
przeznaczyli dla młodych.
Dziadek Witek był właściwie ulubieńcem całej rodziny babci Marysi.
Nic dziwnego, był człowiekiem wielce tolerancyjnym, nigdy nikogo nie
podejrzewał o złą wolę, zawsze potrafił usprawiedliwić czyjeś postępowanie.
Wspólne prowadzenie domu było korzystne dla obu stron -Marysia bowiem
przestała pracować, więc pomagała w domu swej mamie,która zawsze miała
ręce pełne roboty. 
W rok po ślubie na świecie pojawiła się "mała księżniczka",w trzy lata potem
syn. "Mała księżniczka" odebrała ten fakt  jako zamach na jej podstawowe
prawa - na dzień dobry urocza trzylatka przygrzmociła noworodkowi swym
dużym misiem. W dwa lata pózniej ponowiła zamach na jego życie waląc
braciszka metalową łopatką w czoło. Blizna po tym ciosie i takie układy między rodzeństwem pozostały na zawsze.
Weronika niewiele  mogła się dowiedzieć o ojcu babci Marysi, czyli swym 
pradziadku. Jedyne co było pewne - bardzo kochał i poważał swą dużo
młodszą od siebie żonę. Był urzędnikiem państwowym na kolei, bo kierownik
pociągu był de facto urzędnikiem. 
Ale , jak twierdziła babcia Marysia, kierownik pociągu musiał znać się na wielu rzeczach.Był odpowiedzialny za ludzi z obsługi pociągu a jednocześnie musiał
się znać na  sprawach technicznych. W wolnych chwilach bardzo dużo
czytał, podkradał z kredensu prababci czekoladę i podkarmiał nią wnuczęta.
Gdy był młodszy często mówił, że byłoby wspaniale, gdyby ktoś wymyślił 
maszynę cięższą od powietrza, a jednak unoszącą się w nim z pomocą
silników. Niestety doczekał się tych latających maszyn - kilka z nich
zbombardowało lwowski dworzec. I ten fakt mocno ostudził jego entuzjazm. 
A prababcia? jaka była?- zapytała Weronika.
Zmęczona i bardzo dla wszystkich dobra. Starała się zawsze by choć raz na tydzień spotkać się ze swoimi siostrami. Bardzo się kochały. 
A taką ją zapamiętałam 
Twój pradziadek w tym samym czasie wyglądał tak:
To zdjęcia chyba z 1918 roku. Nigdzie nie ma na nich daty, więc
tylko tak przypuszczam. 
Babcia zamilkła i z rozczuleniem przyglądała się zdjęciom.
                                       c.d.n.

3 komentarze:

  1. Historia rodzinna coraz ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam, czytam... Dopraszam się łaski i zrozumienia że tak powoli...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie opowiadasz o życiorysach pogmatwanych zupełnie niezależnie od woli bohaterów. Bardzo ciekawe twarze ludzi uczciwych, jak one się róznią od tłumu dzisiejszych twarzy.

    OdpowiedzUsuń