środa, 8 lipca 2015

Horyzont zdarzeń- VIII

Minęło kilka dni   nim znów powrócono do wspomnień . 
Oczywiście Weronika bardzo dobrze wiedziała "skąd się dziadek Witek wziął w Wiedniu", 
ale bardzo lubiła słuchać wspomnień z babcinej młodości.
Wszystko było tak różne od czasów obecnych, czasami nieco śmieszne, czasami trochę
dziwne. 
Rodzice dziadka Witka mieszkali początkowo 25 km od Poznania ,a potem przenieśli się
nieco dalej, do Żnina, na tzw. Pałuki. Żnin jest położony nad dwoma  jeziorami.
Tam przyszedł na  świat dziadek Witek. Wiele  razy chciał zabrać Weronikę ze sobą gdy 
jechał do swej siostry, która na stałe pozostała w Żninie , ale babcia Marysia nigdy na to 
nie pozwoliła. 
Bo babcia Marysia miała paskudne wspomnienia z pobytu w Żninie - była tam
dwa razy - pierwszy i ostatni. 
Pojechali tam w trójkę- babcia, dziadek i ich roczna  wówczas córeczka. Nie wiadomo 
dlaczego mała dostała tam okropnej biegunki - nawet wezwany lekarz miał wielki
problem z opanowaniem sytuacji, o czym uczciwie  powiedział. Bał się, że nie uda się
dziecka uratować. Ale widocznie Moce Niebieskie  nie miały zapotrzebowania na
malutkiego aniołka i dziecko wyzdrowiało. Gdy już mała "doszła do siebie" teściowa
powiedziała do  babci Marysi - "no, szczęście, że mała wyzdrowiała, bo cały czas się
martwiłam, że ona umrze i mielibyśmy straszny kłopot z zakupem takiej malutkiej
trumienki". 
Ilekroć  babcia Marysia o tym opowiadała zaczynała wpadać w rezonans - " jak ona
(teściowa znaczy się) mogła tak powiedzieć? Trumną się martwiła, a nie tym, że
mała umrze!"
Jak się zapewne czytelnicy domyślają babcia Marysia nigdy więcej nie odwiedziła 
swych teściów - mało tego - zawsze była niezadowolona, gdy dziadek się tam raz do roku
wybierał.
Dziadek Witek, gdy ukończył szkołę podstawową na dalszą naukę pojechał do Poznania-
mieszkał tam na prywatnej stancji, do domu przyjeżdżał tylko w wakacje i święta.
A po zdaniu matury postanowiono wysłać go na studia do .....Wiednia.
Wiedeń i dziadek Witek bardzo do siebie pasowali - okres nauki w Wiedniu oraz pracy
po jej ukończeniu był zawsze dla dziadka jednym z milszych wspomnień młodości.
Weronika od maleńkiego słyszała opowieści o Wiedniu i wiedeńskich rozrywkach.
Dziadek opowiadał o wszystkich operetkach, na których był, grał na skrzypcach arie
operetkowe, uczył Weronikę tańczyć walca,opowiadał o koncertach, które się odbywały
w parkach.
Opowiadał o operze, o wiedeńskich kawiarniach i dla Weroniki  Wiedeń był miejscem
permanentnej rozrywki, w którym królował taniec i śpiew. 
Potrafiła zanucić wiele melodii operetkowych, ale za nic w świecie nie miała ochoty
uczyć się muzyki.
Jak wiadomo życie składa się głównie z przypadków - dziadek Wituś podjął pracę
w Dyrekcji  Kółek Rolniczych, której filia miała siedzibę we Lwowie. Gdy wybuchła
I wojna światowa Dyrekcję przeniesiono do Lwowa, który wówczas był w granicach
monarchii austro-węgierskiej.
A w tejże filii, swą pierwszą pracę po Szkole Handlowej, podjęła babcia Marysia.
Gdy babcia opowiadała małej Weronice o swej wielce odpowiedzialnej funkcji, którą  
tam sprawowała, Weronika była przejęta i zachwycona. Ale gdy sama  poszła do
pracy, ta opowieść przyprawiała ją o starannie  tłumiony śmiech.
Bo babcia Marysia miała wielce odpowiedzialną funkcję - sprawdzała czy na każde
pismo przychodzące została wysłana odpowiedz. I to było wszystko.
Z punktu widzenia zarobionej po uszy Weroniki taka praca była rodem z marzeń
sennych.
Drugą babciną opowieścią z tego samego gatunku  było zaopatrzenie ich biurowego
bufetu.
Bo w babcinym biurze, w bufecie była "kruchutka, soczysta szynka" ale dla Weroniki
gwozdziem programu była opowieść o "prawdziwym, węgierskim salami, otoczonym
białą pleśniową skórką," które bufetowa kroiła na cieniutkie plasterki.
 I babcia Marysia wolała chrupiącą kajzerkę z salami niż z  szynką. 
Ilekroć Weronika spoglądała w bufecie na kiełbasę "zwyczajną" lub "szynkową",
zawsze przypominała się jej opowieść babci. Węgierskiego salami nie można było
kupić  nawet w ówczesnych delikatesach.
                                                   c.d.n.

2 komentarze:

  1. Jak zwykle z dużym opóżnieniem ale czytam....
    Lecę dalej...

    OdpowiedzUsuń
  2. te straszne czasy
    "tylko" zwyczajnej kiełbasy......
    Nie dziwię się, że nie pojechała więcej do Żnina.

    OdpowiedzUsuń