piątek, 10 lipca 2015

Horyzont zdarzeń -X.

Wizyta cioci Nusi dobiegła końca. Siostry żegnały się czule, jakby już wtedy
wiedziały, że więcej się nie spotkają. 
Nadal prowadziły regularną korespondencję, ale dla jednej i drugiej  podjęcie podróży i związany z  nią wysiłek przekraczały ich siły.
W domu pozornie wszystko wróciło do normy, a Weronika zaczęła się
spotykać z pewnym młodym chłopakiem, którego poznała jeszcze przed
śmiercią dziadka. I chociaż dziadek widział go zaledwie kilka razy, zapałał
do niego szczerą sympatią. Bo Bartek, gdy dziadek już był w szpitalu
pomagał Weronice  w opiece, twierdząc, że Weronice z nim będzie łatwiej
przebywać na sali gdzie leżeli sami mężczyzni. A tuż przed śmiercią dziadek
wzywał po imieniu Bartka, o czym opowiedziała Weronice jedna z salowych,która była przy nim na sali operacyjnej.
Bartek był zaledwie o rok starszy od Weroniki, ale dziwnym trafem mieli o 
czym pogadać, choć tak po prawdzie to podział ról był taki, że on gadał, a ona słuchała.
Nie wzbraniał się przed tym by siedzieli często w domu Weroniki zamiast iść
gdzieś do  kawiarni czy też kina. Bartek kończył studia na politechnice i
właściwie mieli bardzo mało czasu na spotykanie się.
I tym sposobem wymyślili, że jeśli razem zamieszkają to będą mieli dla 
siebie  nieco więcej czasu. Pomysł był nieco szalony - nie mieli mieszkania
ani pieniędzy.
Jedyną osobą, która nie protestowała była babcia Marysia, która uznała,że
skoro tuż przed śmiercią jej mąż wołał Bartka, to jest to znak, którego nie
należy lekceważyć. 
Ojciec Weroniki kazał jej się popukać w czółko, bo poprzedni kandydat na
 zięcia bardziej mu się podobał, ale Weronika powiedziała, że oni muszą
się pobrać- oczywiście nie dopowiedziała, że to dlatego, żeby mieć więcej
czasu dla siebie. Rodzina Weroniki pochopnie wysnuła wniosek, że pewnie
potomek w drodze.Matce Weroniki było zupełnie obojętne co jej córka
robi, miała własne problemy.Ale wszyscy zgodnie uważali, że ten ślub
to przejaw egoizmu Weroniki, bo przecież powinna zaczekać aż babcia
odejdzie w ślad za dziadkiem.
Tradycji rodzinnej stało się zadość - to była kolejna panna młoda, która
nie miała sukni ślubnej - ślub brała w kostiumie, zamiast welonu był
biały kapelusz, z rondem skrywającym dość dokładnie twarz.
Na tej uroczystości było równie mało rodziny jak i na pogrzebie. Ale to
młodym zupełnie nie przeszkadzało. 
Nie było im łatwo -pierwszy rok mieszkali  razem z rodzicami Bartka i 
to był wielce poroniony pomysł. Potem zamieszkali z babcia Marysią, 
wreszcie zdecydowali się wynająć oddzielne mieszkanie. Ale przez to
cała pensja Weroniki szła na wynajęcie mieszkania i jej studia odpłynęły
chwilowo w dal.
Lata mijały, raz lepsze raz gorsze.Wpierw zmarł ojciec Bartka, rok pózniej 
ojciec Weroniki. 
Po długich latach wyczekiwania Weronika i Bartek odebrali klucze do
własnego "M". Przeprowadzając się do własnego "M" Weronika zabrała
wszystkie rodzinne dokumenty.
W międzyczasie Weronika  ukończyła studia, pożegnała na zawsze ciocię 
Nusię. W trzy lata po otrzymaniu mieszkania na świat przyszła maleńka
księżniczka. A gdy maleńka  miała niecałe 3 lata odeszła z tego świata
babcia Marysia. Przeżyła swego męża o 12 lat.
Weronika zabrała z domu resztę zdjęć i dokumentów.
Spoczywały spokojnie w swoich pudełkach i nadal niczego nie zdradzały.
                                         c.d.n.

 

2 komentarze:

  1. Wpadłam do domu na dzień czy dwa, więc mogłam przeczytać./bo z komórki to tylko swój blog śledzę/
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że tamto pokolenie odeszło...

    OdpowiedzUsuń