środa, 13 stycznia 2016

Twoje, moje, nasze

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego,  że niemal każdy nasz czyn
ma wpływ na życie innych - tych, którzy są z nami związani węzłami
rodzinnymi i nie tylko .

Opowieść ma swój początek w czasach "słusznie minionych", za którymi
poniektórzy nadal po cichu  tęsknią. 
Rodzice pewnej osiemnastolatki zastanawiali się jaki prezent sprawić swej córce właśnie z tej okazji. Myśl ta zaprzątała im głowy już  kilka miesięcy
wcześniej - może "coś" z biżuterii? A może kupić dobry i drogi aparat
fotograficzny? A może elegancki, drogi zegarek szwajcarski i na jego
kopercie kazać wygrawerować odpowiedni napis?
Jedna z babć oświadczyła, że ona swej ukochanej wnuczce sprezentuje
stary, pamiątkowy, srebrny pierścień z opalem. 
Pierścionek był naprawdę bardzo stary, trafił do rodziny jeszcze w XVIII
wieku. Był duży, dość masywny, bo opal, który go zdobił był wielkości
kostki cukru,więc utrzymująca go oprawa musiała być odpowiedniej
wielkości.
Z całą pewnością nie nadawał się na to, by zdobić na co dzień kobiecą
dłoń, ale był ładny, okazały i wartościowy.
I wtedy przyszedł rodzicom pomysł, że zafundują córce wycieczkę za 
granicę.
Dziś wyda się to nieco śmieszne, ale wtedy specjalnego wyboru nie było-
po krótkiej naradzie ze znajomymi, ustalili, że rejs Batorym na Wyspy
Kanaryjskie jest raczej poza ich zasięgiem finansowym, ale jedna ze
znajomych pracuje w Centrali Handlu Zagranicznego i ta centrala ma
"wczasy zakładowe" na terenie NRD, więc znajoma wezmie ich córkę
na te wczasy w charakterze swej rodziny.
Wszystko się świetnie układało, bo panienka w maju  miała maturę,
w czerwcu urodziny, potem w lipcu egzaminy do jakiegoś pomaturalnego studium zawodowego, a turnus w NRD był w drugiej połowie sierpnia.
Matura przeszła niczym  burza, świeczki z okazji  "osiemnastki" gaszono
w szacownym gronie rodzinnym i panna aż zapiszczała z uciechy na myśl,
że wreszcie wyjedzie za granicę. 
Do studium się dostała i w drugiej połowie sierpnia służbowy autokar 
powiózł 30 wczasowiczów do NRD.
Grupa miała "zawodowego pilota", który znał dobrze język i to wszystko
co było przewidziane do zwiedzania.
Pilot był młodym, wysokim i strasznie chudym osobnikiem i, jak twierdziła
bohaterka tej opowieści, przystojny nawet był ale miał uśmiech rekina.
Ale ten "uśmiech rekina" dość rzadko się objawiał, bo człowiek chyba
wiedział coś o swym uśmiechu i pilnował się by zbyt często go nie
demonstrować.
Ogromnie mnie zaciekawiło jak wygląda taki "uśmiech rekina" -okazało
się, że  w czasie "szerokiego uśmiechu" widać było dziąsła górnej i
dolnej szczęki. No cóż, drobny feler.
Ale generalnie pilot świetnie się wywiązywał ze swych obowiązków,
był ulubieńcem damskiej części wycieczki i pod koniec drugiego tygodnia
Ela już nie dostrzegała tego rekiniego uśmiechu.
Facet był dowcipny, uprzejmy, zawsze pomagał w miarę potrzeby i tak
samo komplementował młode jak i starsze wiekiem wczasowiczki.
W trakcie wycieczek zaproponował Eli,  że porobi jej nieco "pamiątkowych"
zdjęć, a jak już wywoła film, to wtedy spotka się z nią, da jej wywołane
zdjęcia i  odpowiednie do nich klatki filmu. 
Gdyby to było dziś, Ela zapewne poprzestałaby na "foto-samoobsłudze".
Mniej więcej w miesiąc po powrocie z wycieczki, pewnego jesiennego
popołudnia do drzwi mieszkania  Eli i jej rodziców zapukał....."pilot".
Szarmancko cmoknął mamę Eli w rękę, wymienił męski uścisk dłoni z ojcem
Eli, na koniec Ela załapała się również na cmok w rękę.
Pilot szybko i składnie wymienił cel swej wizyty, nieco krygując się przyjął
zaproszenie na herbatę, pochłonął z zachwytem kawałek ciasta (dzieło
pani domu), przeprosił za niespodziewaną wizytę, galopkiem przeleciał się
przez swój życiorys, w końcu z przestrachem zerknął na zegarek, przeprosił
za tak długą a niespodziewaną swą wizytę, ucałował ręce pań, wymienił 
męski uścisk dłoni z panem domu, ukradkiem zdołał wcisnąć w rękę Eli 
małą karteczkę i zniknął. 
Cała wizyta trwała nieco ponad godzinę.Rodzice Eli byli niemal oczarowani
takim "młodym, wielce kulturalnym  człowiekiem", potem zajęli się przeglądaniem całkiem sporej ilości zdjęć z NRD.
Ela zajrzała ukradkiem w ściskaną w ręce kartkę - był tam nr telefonu oraz
trzy słowa: "błagam, zadzwoń do mnie".
Łatwo napisać "zadzwoń do mnie", ale wykonanie tej prośby było jednak
nieco trudniejsze -rodzice Eli od wielu lat czekali na podłączenie ich
okolicy do miejskiej sieci telefonicznej. Jedyna budka telefoniczna na ich
osiedlu miała tylko dwa stany - albo była zapchana i już nie przyjmowała
monet, albo była odcięta słuchawka  telefonu.
Zaradna Ela wpadła na myśl,że przecież telefon w domu ma  "babcia od
pierścienia", więc w dwa dni pózniej wybrała się popołudniem do babci, by
jeszcze raz podziękować za pierścionek a przy okazji skorzystać z babcinego
telefonu.
Jak pomyślała tak i zrobiła, w minutę zdołała się umówić z Pilotem, a babcia
wzruszona wdzięcznością wnuczki, obdarowała ją jeszcze dodatkowo
srebrną bransoletą w stylu wiktoriańskim.
Znajomość z Pilotem zaczęła nabierać kosmicznego wręcz tempa- widywali
się codziennie. Pilot nie ukrywał, że Ela bardzo mu się podoba, że jest
w niej zakochany i że byłoby najlepiej, gdyby mogli się szybko pobrać, by
wreszcie być razem. 
Przed Bożym Narodzeniem oświadczył się Eli dekorując jej palec pierścionkiem.
Tego samego wieczoru, w wynajmowanej przez Pilota  kawalerce Ela została
jego kochanką. 
Wieczór ten został na długo w jej pamięci, bo prawdę mówiąc przyniósł głównie rozczarowanie- zero przyjemności, sporo zażenowania i emocji.
Następnego dnia Pilot poprosił jej rodziców o zgodę na ślub. I to szybki
ślub, bo jeśli teraz się pobiorą, to w I kwartale następnego roku dostaną mieszkanie. A do tego czasu będą mieszkać w wynajętej kawalerce.
Ślub miał być  na razie tylko cywilny, a kościelny to może na Wielkanoc.
Zaskoczeni rodzice Eli  wyrazili zgodę, zresztą Ela była zachwycona,że
będzie mężatką, a na ślubie kościelnym i weselu wcale jej nie zależało.
W miesiąc pózniej w  dzielnicowym urzędzie odbył się  ślub, na którym Ela poznała swych teściów.
                                            c.d.n


4 komentarze:

  1. Oj, oj, to się chyba źle skończy...
    Jestem zaintrygowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to szybko poszło, czemu taki pośpiech?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajny początek. Lecę dalej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie to był szybki ślub, mnie zawsze zniechęcali tacy szybcy kandydaci do mojej ręki :)

    OdpowiedzUsuń