niedziela, 1 maja 2016

Nie ma dymu bez ognia - 7.

Pytanie Marka zawisło w powietrzu niczym przysłowiowy miecz Damoklesa.
Julii wydawało się wręcz, że powietrze nagle zgęstniało. Odsunęła się lekko
od Marka i usiadła opierając się o ścianę. 
-Ja chyba nikogo nie kocham, ale  bardzo się przyzwyczajam. Cały czas się
zastanawiam na czym polega miłość do mamy, taty, dziecka, do ciebie.
Może po prostu jestem nienormalna, nie  wiem, może. A może po prostu
jeszcze nie dojrzałam do miłości? Nie chciałam jeszcze wychodzić za mąż, 
nie chciałam dziecka, chciałam jeszcze pożyć dorosłym życiem bez
zobowiązań. Do dziś zastanawiam się jakim cudem zaszłam w ciążę mimo
twego zabezpieczenia. I to wkrótce po tym gdy mi zaproponowałeś byśmy
się pobrali. Dziwne to, bardzo dziwne. Nadal się nad tym zastanawiam, choć 
już teraz nie ma to znaczenia. Mamy synka i jesteśmy małżeństwem.
Mam wrażenie, że dla ciebie miłość i sex to jedno i to samo, dla mnie jednak nie.
A teraz, choć wiem, że już nie zajdę w ciążę - boję się tego. Może muszę się
teraz wszystkiego od nowa uczyć?
Na szczęście dla nich obojga Michaś stwierdził, że w mokrej pieluszce nie da
się  spać i zaczął popłakiwać.  
Zgodnie wyskoczyli z łóżka i zaczęli małego przewijać. 
Zapewne Marek był wdzięczny dziecku za ten przerywnik, bo teraz to pytanie
zadane przez Julię zawisło w przestrzeni, oczekując na odpowiedz.
                                                       
                                                       ***** 
Wizyta w poradni rodzinnej przebiegła "bezboleśnie" . Pani seksuolog była
taktowna i miła, poprosiła jeszcze jednego z lekarzy by dokładnie zbadał
Julię i  jej wytłumaczył co może utrudniać współżycie i dlaczego, a co wynika
ze sfery psychicznej Julii. Badanie pod względem "fizycznym" wypadło świetnie,
zatem wszystko leżało w sferze psychicznej. 
I być może w kiepskich umiejętnościach jej męża, jako że mężczyzni niemal
nigdy  nie usiłowali  się w tym temacie dokształcać wpierw teoretycznie,
twierdząc, że tylko praktyka się liczy. 
Na następną wizytę miał Marek przyjść sam, a co dalej - życie miało pokazać.
Marek  miał w przychodni kilka wizyt, a Julii na  razie "nie chcieli oglądać".
Zbliżały się wakacje i teściowa Julii zaproponowała, by pojechali całą rodziną
w sierpniu nad morze, do domu jej znajomej. Dom był niemal nad samym
morzem, cywilizowane warunki, pełne wygody jak w domu, była nawet pralka.
Rodzice  zajmą się dzieckiem i sprawami bytowymi a Jula z Markiem będą zwolnieni nieco z opieki nad dzieckiem.
Wezmą z domu gotowe weki  z mięsem, nie będzie kłopotu z zaopatrzeniem.
Marek już wcześniej miał "zaklepany" w pracy termin urlopu.Julia bez trudu
otrzymała w sierpniu urlop. 
To był bardzo udany pobyt. Pogoda była świetna, ale woda miała najczęściej
temperaturę górskiego potoku, więc kąpiele ograniczały się do brodzenia
brzegiem plaży. Zaraz za plażą był las a w nim najprawdziwsze podgrzybki, które  teść Julii namiętnie zbierał i suszył w piekarniku. Teściowa, która nadal
szaleńczo dbała o swe skarby, czyli Julię i Michasia,  stwierdziła, że Michaś
powinien spać w pokoju dziadków, a rodzice powinni mieć prawdziwe wakacje,
bez wstawania w nocy do dziecka.
Julia i Marek nawet nie usiłowali protestować, mama zawsze miała rację.
I znów Julia zaczęła się zastanawiać skąd Marek nabrał wprawy w ars amandi.
Tym razem był co prawda nieco natarczywy, ale przejawiał niezwykłą wręcz
znajomość stref erogennych i wreszcie Julia uwierzyła, że choć operacja  
pozbawiła ją możliwości powtórnego macierzyństwa to nie pozbawiła jej możliwości odczuwania pełnej satysfakcji. 
Tym razem  Julia nie wytrzymała i zapytała gdzie to się jej tak mąż podszkolił. 
A Marek, nie przestając pieszczot odparł- no właśnie teraz sprawdzam ile jest
prawdy w tym, o czym czytałem i w tym co  mi mówił seksuolog. 
Sprawdzanie trwało niemal cały pobyt. 
I dopiero teraz Julia zrozumiała, że seks bez myślenia o jego skutkach jest
naprawdę dobrą rzeczą. 
Przez wiele lat ten domek tuż przy plaży był ich nadmorskim letniskiem.
Teściowie odkupili go w połowie od  znajomych i korzystali z niego z nimi
na zmianę. 
                                                      *****
Czas mijał, Michaś dorósł do przedszkola, więc Julia  zmieniła pracę i teraz pracowała na pełen etat . Nadal mieszkali u teściów i chociaż teściowa była
temu przeciwna, Julia zapisała małego do przedszkola. Babcia odprowadzała
małego  na dziewiątą, a potem odbierała tuż przed leżakowaniem, bo jej 
zdaniem to leżakowanie było przyczyną ciągłych infekcji u dzieci. 
Może to i była prawda, bo przez cały czas przedszkolnego życia Michaś tylko 
raz chorował na jaś wirusówkę. 
Życie ciągle przynosiło jakieś  zmiany- rodzice Julii wyjechali do Bogoty na
zaproszenie stryja, który  mieszkał tam ze swoją żoną (Kolumbijką) i tak
im się tam spodobało, że postanowili zostać na stałe.
Matka Julii przysłała masę zdjęć z Bogoty i jej okolic a także z pewnego
przepięknego rancza, dokąd zabrał ich stryj Julii. 
Julia była nieco zdziwiona  podjęciem takiej decyzji, ale w jednym z listów
jej matka napisała, że  już wcześniej brat jej męża namawiał ich do
odwiedzenia Bogoty i przeprowadzenie się do Kolumbii.
Swoje mieszkanie już wcześniej przepisali jako darowiznę dla Michasia. Mieli nadzieję, że Julia tam zamieszka, ale Julii naprawdę  nie było zle u teściów,  więc mieszkanie zgłosiła do wynajmu. 
Teściowa namówiła ją, by założyła  sobie z tej okazji oddzielne konto w banku    i  nic o tym nie mówiła Markowi. Twierdziła, że każda kobieta powinna mieć własne pieniądze, o których wcale nie musi wiedzieć jej mąż. 
Julia  upoważniła więc teściową do korzystania z tego konta, choć ta broniła się przed tym. W ramach rewanżu teściowa upoważniła Julię do operowania swoim
sekretnym kontem.
Tak prawdę mówiąc to mężczyzni byli w tym domu  mocno poszkodowani - tu rządziły kobiety. 
Michaś uwielbiał i  babcię i dziadka. Często asystował babci w kuchni i na
zakupach,  razem piekli kruche ciasteczka i babcia ze stoickim spokojem 
znosiła rozsypana mąkę i wymamłane ciastka. Razem z dziadkiem  Michaś
sadził na balkonie kwiatki , nad morzem chodził z nim razem na grzyby. To dziadek uczył małego jazdy na rowerze, pędząc za dzieciakiem do utraty tchu.
Michaś był najszczęśliwszy gdy całą rodziną wyprawiali się do ZOO lub
jechali razem na wakacje. Z tatą i dziadkiem grali w piłkę, z mamą oglądał
"dorosłe książki", czyli albumy z różnymi reprodukcjami wielkich malarzy.
Bardzo lubił oglądać swoje zdjęcia z okresu niemowlęctwa, stale powtarzając-
ależ ja byłem malutki!
Między innymi i z tego powodu Julia i Marek tak chętnie mieszkali z rodzicami,
chociaż wielu znajomych dziwiło się , że nie chcą mieszkać sami.  
c.d.n. 
   
 

3 komentarze:

  1. Jakbym czytała o swojej teściowej. Tylko moja nigdy nie chciała, żebyśmy mieszkali razem. Ona może nam pomagać, ale każda rodzina powinna mieć swój dom. Fajnie jest powiedzieć, że się kocha swoją teściową jak mamę. A tak przy okazji, za tydzień u nas Dzień Matki. My obchodzimy 2, podobnie jak Dni Ojca :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe dzieje. Nieprzewidywalność zdarzeń to cecha najprawdziwszego życia. Czekam i wyglądam kolejnego odcinka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna wspólnota im się razem udała! :) Aż miło o tym czytać.

    OdpowiedzUsuń