sobota, 27 stycznia 2018

Michalina - cz.V

Niewiele się zmieniło w życiu codziennym Michaliny od dnia zaręczyn.
Oczywiście nic rodzicom nie powiedziała, za to babcia starała się przekazać
Michalinie mądrości życiowe dotyczące małżeństwa.
Michał marzył, by ten fakt nastąpił jak najprędzej, zapewne mając na myśli
konsumpcję z tym związaną, natomiast  Michalinie nie spieszyło się do ślubu.
Bo babcia w ramach edukacji najmniej mówiła o przyjemnych stronach tego
stanu, znacznie  więcej mówiła o obowiązkach i problemach, które często
zatruwają związek.
Michalina widziała w małżeństwie jedną, wielce pozytywną rzecz- nie będzie
musiała wysłuchiwać tego wszystkiego, co jej mówią  rodzice. W jej oczach
małżeństwo było wyzwoleniem się od  nich. Oni widzieli w niej same wady,
a Michał niemal same zalety.
Zastanawiała się nad stanem swych uczuć  do Michała - uczciwie mówiąc
miał w jej sercu dopiero trzecie miejsce po babci i...psie.
Lubiła gdy ją przytulał i mówił czułe słowa, gdy czuła jego podniecenie, ale
jakoś nie  mogła sobie wyobrazić jego i siebie w bardziej intymnej sytuacji.
I wcale o czymś takim nie marzyła.
Poza tym babcia w rozmowach z Michaliną ani słowem nie wspomniała
o mieszkaniu. Tak jakby fakt, że Michalina przestała studiować automatycznie
przekreślał możliwość kupna dla niej mieszkania.
Na razie regularnie  uczęszczała na kurs i starała się zdusić w sobie myśl, że ta
księgowość wcale nie jest ciekawa.
W gruncie rzeczy nie miała  żadnych problemów z przyswajaniem tej wiedzy,
a jej wrodzone zdolności do kopiowania i odtwarzania wzorów były wielce
pomocne. Bo Michalina nie miała natury twórcy, za to znakomicie potrafiła
coś odtworzyć wg  podanego wzorca.
Nigdy niczego sama  nie zaprojektowała, ale z niebywałą dokładnością umiała
obrazek skopiować. Jak złośliwie mawiał jej ojciec Michalina miała naturę
Japończyka, była mistrzem kopiowania.
Wykonywane przez nią karty bilansów mogły być stawiane innym za wzór-
nagłówki były pisane  bardzo ładnym pismem, litery wszystkie były idealnie
równe, kolumny  cyfr idealnie równe, idealnie pionowe. Opanowane przez nią
formułki z zakresu prawa brzmiały identycznie co do słowa jak w skrypcie.
Może czasem gorzej było z ich interpretacją, ale jeśli Michalina  zdążyła zapisać
sobie  to co mówił wykładowca- nie było problemu.
Co jakiś czas Michał nalegał by się już pobrali, ale Michalina studziła jego zapał
tłumacząc, że przecież on jeszcze studiuje, ona się uczy, nie zarabiają i nie mają
gdzie mieszkać.
Sam akt ślubu nie spowoduje, że będą razem zasypiać wieczorem i razem budzić
się rano. Będą mieszkać  oddzielnie bo wprawdzie mieszkanie, w którym mieszka
Michalina. jest czteropokojowe ale jej pokój ma raptem 10 m kwadratowych. Jej
rodzice zajmują dwa pokoje mały i duży,  a babcia drugi duży pokój. Jest jedna
łazienka, przedmiot wiecznych kłótni i spora kuchnia, wykorzystywana jako
jadalnia. Mały pokój rodziców jest gabinetem ojca, który b. często pracuje do
póznej nocy, a większy służy im za sypialnię i living room.
Już jest im ciasno a jedna osoba więcej raczej nie poprawi komfortu.
Dyskusje w temacie ślubu kończyły się najczęściej kłótnią, Michał zarzucał
Michalinie, że ona go wcale nie chce, więc powinna mu to powiedzieć wprost.
Po jednej z takich sprzeczek Michalina powiedziała, że powinni się chyba
przestać widywać, bo ostatnio ciągle się  sprzeczają. Może jak Michał przemyśli
to wszystko w samotności zrozumie, że jak na razie ślub nie ma sensu. Jeśli jego
uczucie jest prawdziwe a nie wydumane pod wpływem chwili to spokojnie
poczeka do chwili aż skończy studia, zacznie pracę, a fakt ten  zbiegnie się
z terminem ukończenia kursu przez Michalinę.
Będą oboje pracowali i albo on dostanie mieszkanie z puli instytutu, albo
będą mogli sobie wynająć gdzieś pokój.
Bo pokój w akademiku to mrzonka- gdyby oboje studiowali i mieli dziecko to
wtedy mieliby cień szansy, bo takich studenckich małżeństw z dzieckiem jest
jednak sporo, a mieszkań mało. No i co to za mieszkanie ze wspólną kuchnią
i łazienką. To po prostu pokój bez wygód. Zresztą nie mają dziecka.
I Michalina postawiła na swoim.
Przestali się widywać, ale czasami rozmawiali telefonicznie. Michał telefonował
najczęściej pózno wieczorem z recepcji akademika, gdy  dyżur miał pewien
sympatyczny portier, który za udostępnienie telefonu pobierał haracz w postaci
butelki wina- na szczęście gust miał kiepski w tej materii i nie było to drogie
wino.
Portier był zaradnym i usłużnym człowiekiem, za odpowiednim prezentem nie
rozróżniał płci osoby odwiedzającej któregoś  ze studentów i nie brał od niej
dowodu osobistego, więc co jakiś czas dziwne rzeczy działy się w akademiku.
Czasami, gdy była niespodziewana kontrola, przemycane panienki opuszczały
pokoje swych przyjaciół przez okna łazienek, opuszczane na linach., czyli
ćwiczyły klasyczny zjazd na linie.

Michalinie nie raz wydawało się, że widzi po drugiej stronie ulicy, na przeciwko
swego okna, Michała ale w ciemności, jak mówią, wszystkie koty czarne.
Może to był on, a może ktoś inny, ale nigdy nie zapytała się go  podczas
rozmowy, czy to on się czaił wieczorem w bramie budynku po drugiej stronie
ulicy.
Na kursie zwiększono dzienną ilość godzin lekcyjnych, bo zaplanowano, że kurs
będzie trwał tylko rok.Okrojono też mocno materiał, kładąc większy nacisk na
praktykę niż teorię, co się  Michalinie spodobało.
Obsługa maszyn do księgowania nie stanowiła dla niej problemu.
Egzamin końcowy przewidziano na koniec maja.
Podczas kolejnej  rozmowy telefonicznej poinformowała o tym Michała, mówiąc,
że po egzaminie zaczną się spotykać, jeżeli on  nadal jest nią zainteresowany
i nie oświadczył się kolejnej dziewczynie.
Tę drobną złośliwość Michał zignorował, a w najbliższą sobotę , po południu,
"upolował" Michalinę gdy wysiadała z autobusu wracając do domu. Było zimno,
więc Michalina zaproponowała, by weszli do niej i napili się gorącej herbaty,
bo rozmowa na  zimnie i wietrze raczej nie ma sensu.
W domu urzędowała tylko babcia, która ucieszyła się na widok Michała. Sama
zrobiła młodym herbatę, z zapasów domowych położyła  na talerzyki torcik
wedlowski i w chwilę potem  zajrzała do nich, mówiąc, że musi wyjść, bo jest
umówiona  za swą znajomą, ale wróci za dwie lub trzy godziny i będzie jej miło,
gdy Michał jeszcze  będzie.
Michał przeprosił Michalinę za to, że "zapolował" na nią, ale na święta BN
jedzie do domu i bardzo, bardzo chce, by  ona pojechała razem z nim i poznała
jego rodziców.
A w jakim charakterze mam jechać?-zapytała.
Jak to w jakim? przecież się zaręczyliśmy i chcę byś poznała moich rodziców.
To, że ty mnie nie przedstawiałaś swoim to nie powód byś nie poznała moich.
Same święta będą w domu mojej siostry, bo tam jest więcej miejsca, tego
lata ukończyli budowę własnego domu. I siostra zaproponowała, że chętnie
Cię u siebie przenocuje, żebyś miała wygodnie no i żeby się  z Tobą nagadać.
Sama wybierzesz miejsce gdzie będziesz wolała te kilka dni spać - u niej czy
u moich rodziców. Mam wrażenie, że się polubicie.
Michał, a ja nie lubię świąt. U nas to zawsze jakaś parodia te wszystkie święta.
Zawsze jest ponuro, matka zła, że musiała się narobić, ojciec, który za każdym
razem tłumaczy, że on podtrzymuje tylko tradycję z przyczyn patriotycznych
i babcia wspominająca ze łzami czas, gdy jeszcze żył dziadek. Do tego ja,
czekająca chwili gdy wszyscy wreszcie dobrną do kompotu, którego nie lubię.
Naprawdę, nie mam pojęcia czy ja się nadaję jako gość akurat na święta.
Czego się obawiasz? U nas to też tylko tradycja, ale nie taka mocno katolicka.
To jedyny dzień w roku gdy jesteśmy wszyscy razem  w mocno ścisłym gronie
rodzinnym. Z  resztą rodziny spotykamy się  w pierwszy lub drugi dzień świąt.
I ja często wcale nie biorę w tym udziału , nie mam obowiązku kochać i lubić
wszystkich członków  mojej rodziny.
Michalina obracała na palcu swój zaręczynowy pierścionek, ale Michał ze
wzrokiem utkwionym w jej twarzy jakoś tego nie widział.
Wreszcie westchnęła, nieco teatralnie i spytała: a co twoi rodzice powiedzą na to,
że mnie ze sobą przywieziesz? Może nie takiej synowej oczekują?
Misiuniu, to są normalni ludzie i zawsze uważali, że każde z nas ma w tej materii
wolny wybór. To ja będę z tobą spędzał kolejne lata, nie oni.
A więc? Pojedziesz ze mną?
Pojadę, ale tuż przed wyjazdem powiemy moim, żeśmy się zaręczyli. To będzie
mój prezent świąteczny dla nich.Ciekawe jak to zniosą- odpowiedziała
z uśmiechem.
W kilka dni pózniej Michał wraz z Michaliną stanęli przed jej rodzicami i ona
lakonicznie poinformowała rodziców, że się zaręczyli , a na święta ona jedzie
poznać jego rodziców.
Ojciec  zapytał się tylko czy już podjęli decyzję co do terminu ślubu. Krótkie
"nie"  Michaliny w jakims sensie go usatysfakcjonowało i powiedział- no
to macie  jeszcze  trochę czasu do namysłu.
Matka tylko pokręciła głową i  powiedziała - miło, że nam teraz o tym mówicie
a nie dopiero po ślubie.
W dwa dni pózniej do Warszawy przyjechał swym samochodem szwagier
Michała by ich zabrać do swych teściów.
                                                  c.d.n.





6 komentarzy:

  1. Czy tylko ja mam takie wrazenie, czy ta Michalina jest nudna osoba? Brak w niej spontanicznosci i odrobiny zdrowego szalenstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś kto niczego sam nie tworzy z reguły bywa nudny i ona chwilami była niemożebnie nudna, ale kilka razy mnie mocno zaskoczyła.

      Usuń
  2. Myślę, że zachowawczy styl zachowań Michaliny wynika z całej sytuacji niekochanego dziecka.Nie wie co traci nie wie co zyskuje. O życiu niewiele wie i ze strachu jest mało ciekawa.
    Michał chce wszystkiego ją nauczyć, ale czy będzie dobrym "nauczycielem"????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest okropne gdy dziecko czuje się niekochane,ale niestety i tak bywa.
      Czy Michał ją czegoś nauczy? Zobaczymy.

      Usuń
  3. Ciepło w stosunkach z rodzicami Michaliny to poziom jakieś minus dwadzieścia, brrrrrr!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Żeby poznać swoją niedoszłą świekrę jechałam pociągiem, a z Łodzi taksówką i była to najgorsza podróż i wizyta w moim życiu. Po 35 latach cieszę się, że nie zostałam synową.

    OdpowiedzUsuń