sobota, 27 stycznia 2018

Michalina- cz.VI

Wspomnienie drogi  do rodziny Michała wracało do Michaliny niczym  zły sen.
Całą drogę padał mokry śnieg, było ślisko i prowadzenie samochodu wymagało
naprawdę skupienia.
Rozmowa sprowadzała się do narzekania obu mężczyzn na opieszałość służb
drogowych, na bardzo złą widoczność i na niedostatki starego samochodu.
Z rozmowy wynikało, że odbiór nowego samochodu miał "poślizg" i nawet fakt,
że połowę kosztów szwagier Michała uiścił w dewizach nie miał właściwie
żadnego wpływu na to, by odbiór nastąpił w terminie.
Michalina pocieszyła ich, że "poślizgi" są również w budownictwie -jakaś jej
znajoma z kursu niemal rok temu miała odebrać klucze do nowego mieszkania,
ale sądząc po stanie w jakim  jest budynek, to będzie dobrze gdy mieszkanie
będzie do odbioru za rok.
Michalina była już zmęczona tą jazdą, zmarzły jej nogi, chciało  się pić, ale
myśl, że każdy postój to "strata czasu" powstrzymywała ją przed mówieniem
o swych potrzebach i gdyby nie pytanie Stefana, czy nie jest jej przypadkiem
zbyt chłodno, cierpiałaby dalej.
Postanowili zrobić krótką przerwę w podróży w najbliższej miejscowości.
Stefan zatrzymał się koło zajazdu, przy którym parkowało wiele TIRów.
Przekonał się bowiem, że jeżeli w którymś zajezdzie dobrze karmią, to
zawsze pełno przy nim TIRów.
Postanowili zjeść solidną, gorącą zupę i tradycyjnego schabowego, a do kawy
Michał sobie i  Michalinie dodał po pół kieliszka koniaku. Gdy wsiadali do
samochodu Stefan wyciągnął z torby gruby, wełniany koc i razem z Michałem
opatulili nim Michalinę, zdjąwszy jej wcześniej buty. Po ciepłym posiłku
i wzmocnionej kawie Michalina zasnęła jak niemowlę.
Została obudzona dopiero na podwórku domu siostry Michała. Niewiele
brakowało a byłaby wysiadła bez butów.
 Siostra Michała bardzo serdecznie powitała Michalinę, śmiała się radośnie,
że "przyjechały dwa  Michały", potem zaprowadziła Michalinę do pokoju
na piętrze, pokazała co gdzie jest, powiedziała, że Michalina może używać
wszystko co jest w łazience, łącznie ze szlafrokiem i powiedziała, że zaczeka na
nią na dole. A Michał chyba chyba pójdzie do rodziców, nie wiadomo po co bo
przecież oni przyjdą za dwie  godziny na  kolację.

Pokój miał wystrój w tonacji delikatnej, jasnej zieleni, narzuta na  tapczanie,
poduszki , dywan, zasłony - wszystko jaśniało bladą zielonością i podkreślało
prostotę jasnych mebli rodem  z  ŁADu lub Cepelii.
Pokój był przytulny a okno wychodziło na  wielką , białą, okrytą śniegiem
płaszczyznę, za którą widać było nieduży zagajnik.
Michalina kontemplowała przez dłuższą chwilę krajobraz, wreszcie poszła do
łazienki, odświeżyła się nieco i zmieniła  ubranie.
Potem, nieco stremowana, zeszła na dół.
Okazało się, że nie ma  Michała i Stefana , obaj poszli po choinkę do ogrodnika.
Basia, siostra Michała, usadziła w kuchni Michalinę, zrobiła jej herbatę, podała
do niej domowe ciasteczka i z uśmiechem powiedziała- cieszę się, że będziesz
 w naszej rodzinie. Jesteś taka  jakaś inna, jakby z nieco innej epoki. Nigdy się
nie malujesz?
Michalina roześmiała się - chciałabym się malować, ale niemal wszystko mnie
uczula. Włosy myję szamponem dla dzieci , używam dziecięcego mydła a
kremem  przeciw odparzeniom smaruję twarz. To jest dość męczące, niestety.
Chciałabym móc umalować oczy, wytuszować rzęsy, ale zamiast się upiększyć
wyglądałabym jak ropucha, bo zaraz bym była cała opuchnięta. Chciałabym też
móc ufarbować włosy, ściąć je, mieć trwałą ondulację. Ale nie zrobię tego, boję
się uczulenia.
Basia objęła ją i leciutko uścisnęła- ale tobie wcale nie jest potrzebna zmiana
koloru włosów, masz taki ładny popielaty blond! I tak stylowo zaplatasz włosy!
Uważam, że  wyglądasz  świetnie, mój brat ma dobry  gust.
O, zobacz, nasi panowie wracają. Stały we dwie przy oknie, obserwując jak
panowie manewrują w furtce z bardzo dużą i zapewne ciężką choinką, którą
ponieśli za dom, znikając z pola widzenia.
Chyba nieco zaszaleli, to jest ogromna  jodła, nie wiem jak ona się zmieści
w salonie- martwiła się Basia.
No ale to będzie ich zmartwienie, nie nasze - pocieszyła ją Michalina.
Pomożesz mi trochę w szykowaniu kolacji? -zapytała Basia.
Michalina szybko skinęła głowa- tylko mi powiedz co mam robić, bardzo
chętnie pomogę.
Co cztery ręce to nie dwie. Basia stwierdziła, że kolację zjedzą nie w salonie a
w kuchni, bo tu jest wygodniej, wszystko jest pod ręką. Włączyła piekarnik
i ze spiżarni przylegającej do kuchni wyjęła olbrzymią blachę wypełnioną
jakimiś składnikami. Potem Michalina miała stopniowo polewać zawartość
blachy śmietaną z żółtkami i gdy piekarnik osiągnie 220 stopni wstawić blachę
do piekarnika. Tymczasem Basia kroiła  składniki sałatki warzywnej, układała
w koszyku kromki pieczywa, zdobiła masło listkami  natki. Zapiekanka miała
spędzić w piekarniku 30 minut, czyli wyjmą ją z piekarnika równo w pięć minut
po przyjściu rodziców i młodszego brata.
Oni są straszliwie punktualni- jak powiedzieli, że przyjdą o siódmej, to mur-beton
wejdą co do sekundy o siódmej, zobaczysz- informowała Michalinę Basia.
Mama ma lekkiego fioła na punkcie punktualności, co czasami jest straszliwie
denerwujące nas wszystkich. Bo nie żyjemy przecież na bezludnej wyspie,
w wielu przypadkach zależymy od działania innych osób, a ludzie są przecież
bardzo różni- perorowała Basia.
Michalina roześmiała się - każdy z nas ma jakiegoś fioła, który innym przeszkadza.
Ja się wcale nie mogę dogadać ze swoimi rodzicami, wszystko według nich robię
zle. Gdyby nie babcia to bym chyba się powiesiła. Basia kiwnęła ze zrozumieniem
głową - w wielu domach tak  bywa.
Gdy zegar pokazał siódmą zabrzmiał dzwonek przy furtce, Basia nacisnęła guzik
domofonu i wyszła do przedpokoju. Po  chwili do kuchni weszli rodzice Michała
i jego młodszy brat, który otrzymał od  Basi polecenie odszukania Stefana i
Michała. Matka Michała podeszła do Michaliny i mówiąc "witaj dziecino" mocno
ją objęła. Jesteś taka, jak cię opisywał Michał.
Przyszły teść uśmiechnął się , wydobył Michalinę z objęć swej żony , też ją objął
i powiedział - witaj w rodzinie.
Po chwili wpadł jaki burza młodszy brat i  to  wprost na Michalinę omal jej nie
wywracając, za co został skarcony przez Basię.
Ja jestem Tomek, brat  Basi i Michała, czy to prawda, że zostaniesz moją bratową?
Żywiołowy młody człowiek został spiorunowany wzrokiem mamy, spiekł raka
i szybko wyjąkał- przepraszam, ale  nie powiedziałem przecież nic złego.
Całe  to powitanie  wzruszyło i  rozśmieszyło Michalinę. W kilka minut pózniej
wrócili Stefan i Michał a Basia poprosiła by wszyscy usiedli do stołu.
Michalina siedziała obok Michała, który  promieniał, dopytywał się czy wszystko
Michalinie smakuje, co chwilę zaglądał w jej oczy a Michalina  "topniała".
Minęła trema, nie czuła się tu obco, co ją w pewien sposób zdziwiło.
Żałowała, że nie ma tu babci, której z całą pewnością spodobałaby się rodzina
Michała.
Przy deserze ojciec zapytał Michała  o ślub- kiedy planują, jaki i gdzie, czy chcą
mieć  wesele. Michał zerkając na Michalinę powiedział, że ze ślubem jeszcze
nieco poczekają, że nie chcą brać ślubu kościelnego  a  wesele to im raczej nie
jest potrzebne. Bo wesele to  tylko duży wydatek, lepiej będzie gdy najbliższa
rodzina obojga  spotka się na wspólnym obiedzie w którejś restauracji.
No i chyba jasne, że ślub odbędzie się w Warszawie.
No dobrze, ale co o tym sądzi twoja narzeczona? Może jednak chce mieć swoje
przysłowiowe pięć minut i wystąpić w pięknej, białej sukni , posłuchać
w zadumie pieśni Ave Maria a potem przetańczyć w twych ramionach całą noc?
Michasiu, powiedz proszę, co  ty o tym sądzisz.
Michalina zarumieniła się i bardzo cicho powiedziała- ślub chyba odłożymy do
czasu, aż oboje zaczniemy  pracować, żeby móc wynająć mieszkanie. I zupełnie
wystarczy mi ślub cywilny, bo nie jestem katoliczką. Babcia brała ślub w cerkwi,
moi rodzice tylko cywilny ja nie jestem ochrzczona,  więc odpada ślub kościelny,
bo żeby go dostąpić musiałabym wpierw się ochrzcić, potem przyjąć  pierwszą
komunię, potem mieć bierzmowanie  i wcale nie mam takiego zamiaru.
I nie jest to sprawa pieniędzy a tylko i jedynie poglądów.
A na białej sukni i weselu to mi  wcale nie zależy. Może byłoby miło gdzieś
pojechać zaraz po ślubie ale nie jest to wcale konieczne.
Bardzo trzezwo myślisz dziecino - powiedziała matka Michała.
Prawdę mówiąc, my się zgodzimy na wszystko co wy w tej materii sobie
wydumacie - to wasz ślub i ma być taki jaki wam odpowiada, nawet gdybyście
 mieli go brać  w kopalni 500 metrów pod ziemią.
Ale jak widzę aż tak ekstremalnego ślubu nie będzie- dokończyła z uśmiechem.
                                                   c.d.n.

4 komentarze:

  1. No, przynajmniej bez paniki w rodzinie, ze slub nie odbedzie sie przed oltarzem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zdrowo myśląca jest jak widać ta Michalina, rodzice Michała od razu ją zaakceptowali, może wreszcie ktoś da jej ciepło, którego nie miała we własnej rodzinie. Faktycznie brakuje tylko babci Michaliny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Akceptacja decyzji młodych to miernik mądrości rodziców. Ja wcale nie byłam na ślubie córki, bo wyjechali na tydzień do Paryża i tam ten ślub w Konsulacie zawarli. Chwilę było mi przykro, ale nie stać nas było na grupowy wyjazd. To nie ma znaczenia, ważne że są wciąż razem od wielu lat i wciąż się kochają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomimo, że byłam dwukrotnie zaręczona, to ślubu się nie doczekałam.

    OdpowiedzUsuń