piątek, 28 grudnia 2018

Uzależnieni- II

No i co dalej??? Opowiadaj!!!- jędze poganiały Igę. Bo przecież fajnie jest
słuchać opowieści o początkach znajomości. Zawsze początki bywają miłe,
ciekawe, obiecujące.
Iga przyniosła następny dzbanek kawy i kontynuowała opowieść.
Postawiłam sobie masaż, zaszalałam za całe 30€, bowiem masażysta
stwierdził, że same nogi to wyrzucony pieniądz i zrobił  "całość".
Odpuściłam sobie kolację, odświeżyłam włosy, zminimalizowałam make up,
wcisnęłam się w sukienkę na ramiączkach by było mi mniej gorąco, do
samego wyjścia leżałam z nogami na ścianie, cały czas zastanawiając się
czemu mi tak odbiło. Bo facet owszem, miły, ale urodą nie olśniewa.
Super tańczy, to wszystko przez ten taniec. No ale przecież ja nigdy nie
miałam hopla na punkcie tańca!
Zjechałam z tego naszego 7 piętra do holu- rzeczywiście- umówiona ze mną
żyrafa stała przy recepcji. Patrząc na niego pomyślałam - ma zgrabny tyłek.
I fajną koszulę, kurczę, to chyba jedwab!
Podeszłam do recepcji, oddałam klucz od pokoju , recepcjonista wziął go
ode mnie i jakoś dziwnie  na mnie spojrzał, jakby chciał mnie zapamiętać.
Bałem się czy przyjdziesz- tymi słowami powitał  mnie Dominik. Wyglądałaś
na bardzo zmęczoną i zastanawiałem się nawet jak cię w tym hotelu odnaleźć,
gdybyś jednak nie przyszła.
Do dyskoteki dotarliśmy żółwim krokiem podziwiając po drodze spokojne morze.
Dominik poinformował mnie, że zarezerwował dla nas stolik, żebyśmy mieli gdzie
w spokoju chwilę odpocząć, napić się czegoś i posłuchać muzyki, bo będzie grał
jakiś meksykański zespół.
A zejście  na dół, na parkiet wcale nie  będzie dla nas męczące, bo to tylko 20
schodków.
Coś na kształt kelnera przyszło zapytać się co podać i nim zdążyłam  otworzyć
dziób Dominik zamówił dzbanek sangrii z całą furą owoców w środku.
Ku memu zaskoczeniu przeprosił, że nie dał mi dojść do słowa, ale on wie, że to
co zamówił jest pyszne, lekkie, a alkoholu ma  mniej niż piwo.
Długo nie posiedzieliśmy przy tym stoliku, muzyka ściągnęła nas na parkiet.
Byliśmy jedną z nielicznych par, które tańczyły w dość ścisłym objęciu, nawet
piruety kręciłam w oddaleniu co najwyżej 20 cm od Dominika, zawsze chroniona
jego ręką.
Po kilku tańcach, gdy  kołysaliśmy się w rytmie jakiegoś swingu pomyślałam:
"o kurczę, to nawet lepsze niż seks!". Czułam jak przez nasze ciała przechodzą
wibracje, idealnie w rytm tego co grają, a ja odpływam myślami gdzieś w Kosmos.
Przez cały ten czas słyszałam tylko muzykę, czułam jakieś upojenie i spokój.
Na Ziemię sprowadził mnie głos didżeja i zmiana rytmu.
A Dominik nieco mocniej mnie objął i .......niemal czystą polszczyzną powiedział-
cudownie się z tobą tańczy! Omal nie wypadłam z rytmu z wrażenia.
Jędze siedziały  zasłuchane, ale wiadomość, że ten świetny tancerz odezwał się
po polsku, wywołała wielogłos- to on nasz rodak?
Iga roześmiała się - w połowie rodak.  Wyszliśmy nieco wcześniej z dyskoteki.
Poszliśmy do sąsiedniego ogródka kawiarnianego, gdzie  było dobrze słychać
to, co grali w dyskotece. Dominik zamówił dla nas kawę, tapas, wino.
Gdy już zaspokoiliśmy głód, stwierdził, że jeżeli pozwolę to on mi pokrótce
powie kilka słów o sobie, bo bardzo chce by nasza znajomość potrwała nieco
dłużej niż pobyt na wakacjach.
Część opowieści była po polsku, jak brakowało słów uzupełniał opowieść
angielskim. Może nie była to wesoła opowieść, no ale nie każdy ma wesołe
życie od narodzin do śmierci.
To on umarł?- zapytała idiotycznie Danka.
Iga spiorunowała ją wzrokiem -jak wiesz lepiej to dokończ za mnie, a jak
nie wiesz to się zamknij.
I popłynęła opowieść o Dominiku. Dominik był wynikiem grzesznej ale bardzo
gorącej miłości  swych rodziców. Poznali się na jakimś międzynarodowym
obozie studenckim. Ona była Polką, on Hiszpanem.
Cztery tygodnie obozu, trochę "krzakoterapii", łzy rozstania, a w Polsce okazało
się, że dziewczyna jest w ciąży. Pomimo próśb i gróźb nie wyjawiła kto jest
ojcem dziecka. Mały Dominik miał w metryce jakieś zmyślone imię ojca i
panieńskie nazwisko matki. I pewnie nigdy nie poznałby swego ojca gdyby nie
choroba jego matki.
Wiedziała, że choroba może skrócić jej życie w każdej chwili i wtedy napisała
do ojca swego dziecka. Odpowiedzi nie było bardzo długo, ale pewnego wieczoru,
kilka dni po 10 urodzinach Dominika zjawili się w ich domu dwaj panowie -ojciec
i dziadek Dominika. Z pomocą prawnika, sądu i licho wie kogo jeszcze zrobiono
Dominikowi badania genetyczne za granicą, które potwierdziły ojcostwo Hiszpana.
Hiszpan co prawda miał narzeczoną i wyznaczony termin ślubu, ale narzeczona
która chyba była bardzo mądrą osobą, stwierdziła, że w tej sytuacji ona nie widzi
powodu do zrywania zaręczyn i w razie potrzeby zajmie się dzieckiem swego
męża. I dziesięcioletni Dominik wraz z nowopoznanym ojcem i swym dziadkiem
wyjechał do Hiszpanii. Był to ostatni moment, bo w dwa miesiące później jego
matka zmarła. W Hiszpanii jego dziadek zażądał by dziecko urzędowo usynowić,
dając mu nazwisko ojca.
Macocha była bardzo przejęta jego losem i traktowała jak własne  dziecko.
W dwa lata później rodzina powiększyła się o dziewczynkę.
I tym sposobem Dominik został Hiszpanem. Ojciec zapewnił mu dobre warunki,
Dominik ukończył medycynę i zaraz po ukończeniu studiów zajął się robieniem
doktoratu. W Polsce bywał rzadko.
A jego wzrok przykuł w jadalni widok  pozbawionej buta stopy Igi, którą wybijała
pod stolikiem rytm granego utworu. Pomyślał, że ktoś, kto tak wybija stopą dość
skomplikowany rytm pewnie dobrze tańczy. I nie pomylił się. Trochę ją śledził ,
 czy chodzi sama czy z kimś, podpatrzył, że idzie na dyskotekę i poszedł za nią.
Zupełnie jak jakiś małolat, ale słowo- zaintrygowałaś mnie - dokończył.
W ramach wymiany opowieści rodzinnych opowiedziałam mu o swoim wielce
krótkim  epizodzie małżeńskim i powiedziałam, że jest raczej mało  realne bym
ponownie zdecydowała się na jakieś małżeństwo.
A tak poza tym to on jest ode mnie młodszy - o całe pięć lat.
Iga, a jak długo go znasz? - Marzena zawsze była wielce dociekliwa.
Trzy lata, a widujemy się w czasie naszych urlopów i wtedy z reguły bywamy
w Portugalii, bo taniej, we wszystkie święta spotykamy się we Włoszech
a czasem on przyjeżdża do Polski. I teraz też jest w Polsce.
Słuchajcie, sprawa wygląda tak, że on chce byśmy się pobrali a ja boję się
małżeństwa niczym diabeł święconej wody!
A trzecia jędza, dotychczas milcząca powiedziała cicho-  nie widzę problemu.
Ale widzę, że jest ci z nim dobrze, ukrywałaś jego istnienie nawet przed nami,
a teraz usiłujesz ukryć sama przed sobą fakt, że go kochasz.
Szkoda, że sama siebie nie słyszysz gdy o nim opowiadasz - to jest normalny
"hymn miłości".
Iga, chociaż bała się wyjazdu na stałe z Polski zgodziła się jednak zostać żoną
Dominika.
Miesiąc miodowy spędzili w Meksyku, słuchając ulubionej muzyki i tańcząc
do całkowitego zmęczenia.
Ojciec Dominika w ramach prezentu ślubnego podarował im apartament na
Costa Blanca, niedaleko dyskoteki gdzie się poznali.
Taniec nadal jest ich żywiołem, a Iga gdy kiedyś wpadła na kilka dni do kraju
nad Wisłą i spotkała się z jędzami stwierdziła, że taniec i seks są w wykonaniu
jej męża bezbłędne.
Wniosek - należy znaleźć faceta, który naprawdę świetnie tańczy.

                                     KONIEC

9 komentarzy:

  1. Bardzo optymistyczne ;-) Dlatego moje czytelniczki czytają harlequiny i marzą. Tylko, biedne, boją się zmienic coś w życiu. A można nawet w wieku balzakowskim :-) I pobalzakowskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak odwagi, brak wyobraźni + to co do głowy wciskali w domu i rosną takie "bidule" nie wiedząc i nie wierząc, że może być inaczej.A oprócz tego chroniczny brak zaglądania we własne wnętrze, zero analizy własnych potrzeb i możliwości.
      Znam pewną parę, tzw. otwarte małżeństwo.Korci mnie by o nich napisać, choć wiem, że "będę siała zgorszenie".
      Miłego;)

      Usuń
    2. Oooo! napisz koniecznie ;-) Zgorszenie miła rzecz, bo taka zakazana ;-)

      Usuń
  2. Protestuje! "Nietanczacy" facet tez jest swietny, Harlekiny klamia :)))

    Dawaj Bella to gorszace! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ktoś ze znajomych Dominika nakręcił film jak oni tańczą.Jako niedoszła baletnica chyba bym się w nim zakochała, gdyby ktoś tak tańczący ze mną zatańczył. I był to taniec bardzo odległy od tego o widzimy na konkursach tanecznych- zero tych sztucznych "nerwowych wygibasów".

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć doskonale rozumiem założenie, żeby więcej nie wychodzić za mąż, to chyba sama bym się skusiła takim świetnym tancerzem. :) Mam nadzieję, że Iga jest szczęśliwa w tej Hiszpanii. :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak, powiedziałabym, że nawet bardzo.I jakoś nie tęskni do za Polską.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze dobrzy tancerze robili na mnie wielkie wrażenie! Niestety żadnego nie zatrzymałam przy sobie, teraz żałuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zawsze lubiłam tych świetnie tańczących-takich, z którymi można było bez zadyszki przetańczyć całą noc.
      I mało ważne były ich uroda i inne okoliczności.Taniec się liczył, tylko.
      Niestety to bardzo nieliczna populacja.

      Usuń