wtorek, 19 marca 2019

Talizman - cz.II

W kilka dni później Julka zapytała Babcię, czy Wojtuś mógłby już teraz
zacząć bywać pod opieką babci, bo na tej świetlicy jest bardzo dużo dzieci, mało
miejsca i Wojtek często nie odrabia tam lekcji ale dopiero wieczorem, w domu.
Babcia zgodziła się - znała z opowieści swej znajomej, pracującej w administracji
tej szkoły, warunki jakie dzieci miały w tej świetlicy.
Od początku swego istnienia szkoła zmagała się z kłopotami lokalowymi -nie
wiadomo dlaczego w projekcie szkoły nie było pomieszczenia zwanego świetlicą,
była tylko jedna sala  gimnastyczna, za to do budynku szkoły był "doczepiony"
nieduży domek jednorodzinny, który od lat zajmowała pierwsza dyrektorka  tej
szkoły,  aktualnie już na emeryturze.
Gdy nadszedł czasu wyżu demograficznego i nagle trzeba było utworzyć pięć
klas pierwszych, szkoła zaczęła "pękać w szwach". I choć się to nikomu nie
podobało, szkoła zaczęła pracować na dwie zmiany, zlikwidowano sale, które
służyły za świetlicę. Z pomocą przyszła spółdzielnia mieszkaniowa, oferując
jedno mieszkanie w nieodległym budynku.Dyrekcja i rodzice zaproponowali
je owej byłej dyrektorce, w zamian za ten domek "przylepiony do szkoły".
Ale ta stanowczo odmówiła, jej było tu dobrze - nie płaciła czynszu, miała
pod oknami mały ogródek starannie ogrodzony siatką i chroniony teren. Nie
było mocnych by byłą panią dyrektor zmusić do przeprowadzki.
Była wyjątkowo dobrze ustawiona.
I tak Wojtek zaczął nowy rozdział życia pod skrzydłami  Pani Babci. To on,
zapytał zaraz na początku, czy mógłby się do niej zwracać "Pani Babciu", bo
samo "pani" brzmi tak jakoś obco, oficjalnie.
Nie da się ukryć, że  jest spora różnica pomiędzy spędzaniem czasu w świetlicy
a w prywatnym mieszkaniu. Po dwóch miesiącach Wojtek nauczył się pisania
całkiem  dobrych wypracowań z polskiego.
Po raz pierwszy usłyszał, że wypracowanie to rodzaj rozmowy- musi sobie
wyobrazić że przed nim siedzi jego kolega i on koledze opowiada o tym gdzie
był na wakacjach, co tam robił,  co widział, co się mu  podobało i dlaczego.
Ponadto dowiedział się,  że gdy napisze już wypracowanie "na brudno" to
powinien sprawdzić je pod względem ortograficznym, potem sobie głośno je
przeczytać, czy wszystko do siebie pasuje pod względem logicznym i dopiero
wtedy przepisać je na czysto. Pani Babcia zapewniała go, że za jakiś czas, gdy
już opanuje sztukę pisania wypracowań, brudnopis nie będzie potrzebny.
Po raz pierwszy Wojtek dostał ocenę bardzo dobrą z wypracowania domowego
i był bardzo dumny.
Pani Babcia też była dumna z niego i mu pogratulowała oraz zafundowała
dzieciakom  lody wzmocnione owocami i bitą śmietaną. Razem świętowali jego
sukces.
Julka i Wojtek czuli się trochę jak rodzeństwo, bo oboje byli jedynakami. Ale nie
było między nimi zwykłej wśród rodzeństwa rywalizacji o względy rodziców.
Babcia Julki bardzo dbała o to, by obojgu poświęcać tyle samo uwagi.
Oboje musieli pozmywać po swoim podwieczorku i przed wyjściem wszystko
poustawiać  i pochować na miejsce.
Ani się wszyscy obejrzeli a dzieciaki znalazły się w ostatniej klasie szkoły
podstawowej.
Julka zamarzyła o liceum społecznym, niestety płatnym. No ale były tam dwa
rozszerzone języki obce, dużo zajęć poza lekcyjnych, młodzież brała żywy
udział w życiu szkoły, na wywiadówkach byli nie tylko rodzice ale i dzieci.
Opinie o tych szkołach krążyły różne, od zachwytów jaka to wspaniała szkoła
po wielkie oburzenie,  że dzieciaki rozwydrzone, niewiele się uczą a wszystko to
za "ciężką forsę" ich naiwnych rodziców.
A Wojtek, chociaż pisał świetne wypracowania, widział się oczyma wyobraźni
na politechnice, uczącego się tajników konstruowania wspaniałych samochodów,
więc  poinformował rodziców, że on będzie zdawać do technikum samochodowego.
Pomysłowi syna przyklasnął ojciec, tłumacząc żonie, że gdyby Wojtek z jakichś
względów nie ukończył studiów, to jednak będzie miał zawód i to dobry.
Ale mama jak to mama, widziała same minusy tego zawodu - ciężka fizyczna praca,
wiecznie brudne ręce, brudne ubranie (no to co że kombinezon roboczy, to też
przecież ubranie)  i praca w jakiejś  stacji obsługi na dwie zmiany.
Przed końcem roku szkolnego Wojtek poprosił, by Julka dała mu na kilka dni
miniaturkę samochodu - maleńki model porsche był już bardzo sfatygowany,
jedno kółko  ledwo się trzymało, lakier był mocno wytarty i gdzieś zagubiła się
kierownica.
Muszę go naprawić, z całą powagą tłumaczył Julce Wojtek, żeby ci  dalej służył,
żebyś zdała te egzaminy na same piątki, bo tam jest osiem osób na jedno miejsce.
I wierzę, że gdy to zrobię mnie on też pomoże. U mnie jest piętnastu kandydatów
na jedno miejsce.
W kilka dni później samochodzik był jak nowy. Dostał nowe koła i kierownicę, był
pomalowany autentycznym lakierem samochodowym.
Egzaminy do niepublicznych liceów były jeszcze przed zakończeniem roku
szkolnego i malutki porsche  spędził cały weekend w kieszeni spódnicy Julki.
Wyniki poznała Julka  trzy dni później, była przyjęta do swej wymarzonej szkoły.
Na czas egzaminów do technikum samochodowego Julka dała Wojtkowi ich
ulubiony i sprawdzony w działaniu talizman.
Wojtek złożył swe dokumenty w dwóch szkołach i zdawał egzaminy dwa razy.
W obu szkołach zdał egzamin, miał pewien wybór i po dość burzliwych chwilach
w domu, wybrał jednak technikum samochodowe.
Pomyślne wyniki egzaminów zostały uczczone- rodzice Wojtka zaprosili Panią
Babcię, rodziców Julki no i bohaterów tych wydarzeń na uroczysty obiad do
znanej, podmiejskiej restauracji.
Przed młodymi była perspektywa super wakacji - Wojtek jechał na obóz żeglarski,
nad morze a Julka do swej dalekiej ciotki mieszkającej w Londynie. Wprawdzie
tylko na tydzień, ale i tak była zachwycona, choć wciąż czekała jeszcze na paszport.
Oczywiście samochodzik nadal wszędzie Julce towarzyszył. Oboje podśmiewali
się nieco ze swej wiary w niezwykłe moce tej miniaturki, a Julka trochę nawet
dokuczała Wojtkowi,  mówiąc: "bo to jest zacarowane porse!"
Dwa miesiące wakacji minęło podejrzanie szybko. Gdy spotkali się po wakacjach
oboje byli nieco przerażeni swymi nowymi szkołami, zwłaszcza Wojtek.
W szkole  spędzał bardzo dużo czasu najmniej bywało 7 godzin lekcyjnych, a w dni
gdy były warsztaty wracał do domu bardzo późno.
Julka z kolei wciąż była na etapie wybierania zajęć pozalekcyjnych, miała wrażenie
że wszyscy w klasie są od niej o niebo mądrzejsi. Podobało się jej, że klasy nie są
liczne, co umożliwiało lepszy kontakt nauczyciela z młodzieżą.
Niektórzy z nauczycieli byli wykładowcami szkół wyższych i nie zawsze zdawali
sobie sprawę z możliwości dzieci, które dopiero co opuściły szkołę podstawową.
Trwało wzajemne "docieranie się" obu stron, w efekcie którego szkoła musiała
zrezygnować z jednego z wykładowców.
Drogi Wojtka i Julki rzadko się teraz krzyżowały.
Oboje mieli bardzo dużo lekcji, ale nadal utrzymywali ze sobą kontakt, z tym, że
głównie  telefoniczny. Łatwiej było porozmawiać przez telefon niż się spotkać.
Poza tym nadal czuli się  niemal jak rodzeństwo i trochę im  brakowało serdecznej
troski Pani Babci.
Matka Wojtka nadal nie była zadowolona z tego, że syn uczy się w technikum,  a
jego zadowolenie z tego faktu wyraźnie ją irytowało.
Czy to ten wasz cudowny samochodzik natchnął cię byś grzebał w samochodach?
Mam nadzieję, że już go wyrzuciliście? Co za idiotyzm wierzyć w moc takiej byle
jakiej zabawki! - były to teksty, na które Wojtek nauczył się nie reagować, choć
nie jeden raz miał ochotę powiedzieć matce co myśli o jej poziomie intelektualnym.
Wolny czas spędzał teraz bardzo często z ojcem, obaj kupili sobie  wędki i ulatniali
się z domu "na ryby". Co prawda jeszcze ani razu nie przywieźli złowionej ryby a
wyprawy  "na ryby" zamieniły się  wkrótce na  rowerowe przejażdżki,  z których
wracali późno, zmęczeni ale bardzo zadowoleni.

                                               ciąg dalszy nastąpi



2 komentarze:

  1. Babcia, tata młodego i młodzi , lubię ich ogromnie! Mam nadzieję, że młodzi zajdą wysoko! Bardzo im tego życzę. Jednak życia nie bardzo można przewidzieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. I bardzo dobrze, że pozostała im wiara w moc talizmanu, bo matka najwyraźniej nie umiała dodać Wojtkowi ducha...

    OdpowiedzUsuń