piątek, 12 marca 2021

Czuję się w obowiązku.....

........by napisać kilka słów wyjaśnienia.

Zarzucono mi kilka razy, że piszę tylko i wyłącznie pozytywne historie, więc to są bajki. Bo przecież rozwodów, przemocy domowej, skrajnej biedy, zawiedzionych miłości jest na mur-beton więcej niż tych mdlących moich  słodkich historii. 

To prawda- małżeństw szczęśliwych nie ma zbyt wiele. Prawdziwych, trwałych uczuć także. Rodzin pomagających młodym - też zbyt wiele się nie trafia. Nie mniej - są.

Jest takie  jedno stare przysłowie : "z kim się zadajesz- takim się stajesz" i moja rodzina bardzo pilnowała bym nie miała kontaktów z tzw. dziś "patologią".

Gdy dziś wspominam swoje czasy z podstawówki ( a było to przerażająco dawno) zaczynam podejrzewać, że żyłam na innej planecie. Już choćby to, że chodziłam do podstawówki TPD, czyli Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, do której uczęszczało sporo dzieci ówczesnych "bonzów", szkoła w której nie było lekcji religii, ale nikomu nie przeszkadzało, że część dzieci chodziła na katechezę do kościoła. Nikt nam  z tego powodu nie dokuczał- nie było problemu wyznaniowego. 

W domu od dziecka uczono mnie tolerancji dla innych wyznań, innego koloru skóry, innych niż moje poglądów, a szkoła to potwierdzała. W domach przynajmniej połowy moich koleżanek i kolegów słuchano w sekrecie "Radia Wolna Europa" oraz "Radia Londyn". Do dziś pamiętam formułkę, która padała po sygnale dźwiękowym- "podajemy wiadomości dobre i złe, ale zawsze prawdziwe". W takich czasach startowałam w życie. Liceum też miałam nieco specyficzne -było to żeńskie liceum, pełne panienek z tzw. "dobrych domów"- rodzice  panienek ( tak się do nas w szkole zwracano) pracowali w różnych zawodach, również na stanowiskach rządowych. A w domu nadal pilnowano bym przypadkiem nie miała kontaktów "z patologią", bo "z kim przestajesz taki się stajesz". A że większość z nas mieszkała w jednej dzielnicy, kontakty  , znacznie już rzadsze co prawda, ale trwały i po skończeniu szkoły. Więc zapewne nic dziwnego, że  "kolegowałam " się zawsze z ludźmi mającymi podobne warunki, choć bardzo często znacznie lepsze niż ja. Gdy już pracowałam też moi, a potem nasi (męża i moi znajomi) wywodzili się z takiej samej grupy społecznej. Oczywiście - część małżeństw moich znajomych się rozlatywała, bardzo dużo osób wyjechało na stałe z Polski, bo co jakiś czas państwo stwarzało sytuacje, że kto tylko się nie bał, znał angielski lub niemiecki czy francuski to brał nogi za pas i emigrował. My wytrwaliśmy w Polsce do 2017 r, a w małżeństwie te drobne 55 lat i  dwa dni.Tę rocznicę obchodziliśmy już tutaj. Celowo nie piszę o związkach patologicznych, o braku porozumienia pomiędzy ludźmi, którzy powinni być dla siebie wsparciem, bo nadal uważam, że powinniśmy wszyscy dążyć ku lepszemu życiu, poznawać historie właśnie tych, którzy potrafili wznieść się nieco poza własne słabości, stworzyć szczęśliwy związek,  choć nie zawsze był to pierwszy w ich życiu związek. I chcę też pokazać, że każdy ma prawo wyboru jakie będzie wiódł życie- czy zdecyduje się na jedno dziecko, czy na sześcioro czy może nie będzie ich wcale miał. Po prostu chyba czasem zapominamy, że każdy ma własne wyobrażenie szczęścia. I dopóki swoim szczęściem nie zatruwa innym życia - każda opcja ma rację bytu.

P.S. tym razem poproszę o kilka słów, nawet jeśli się  zupełnie ze mną nie zgadzacie.

13 komentarzy:

  1. W obecnej sytuacji takie historie są osłodą codzienności.Sądzę,że mało jest ludzi,którzy potrafią tak okazywać sobie uczucia i tak kształtować swoje życie,by poczuć się w pełni spełnionym.Nawet jeśli dodajesz kolorów tym historiom,ja czytam je z przyjemnością.Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację- mało jest ludzi, którzy potrafią ze sobą rozmawiać szczerze o wszystkim.Każdy związek funkcjonuje w trzech obszarach: mój obszar, twój obszar, nasz obszar. Te dwa obszary, twój i mój jest b. potrzebny-w ich ramach trzeba się zastanowić i ustalić na samym początku co każde będzie robiło zawsze oddzielnie, ile z siebie może dać partnerowi i co chce od niego przyjąć. Drugą ogromnie ważną zasadą jest ROZMOWA.Trzeba rozmawiać, bo jeśli nie zwerbalizujemy swych planów, potrzeb, pragnień oraz zastrzeżeń i tego co się nam nie podoba- zawsze związek będzie kulał. Nie można liczyć na to, że jeśli kocha to się domyśli. Szkoda tylko, że tak mało osób wynosi taką wiedzę z domu i nie uzupełnia swej wiedzy- a lektury jest naprawdę sporo.
      Miłego;)

      Usuń
  2. Lubię czytać historie, które opisujesz :). Problemów, nieszczęść i różnych trudnych spraw jest wokół mnóstwo i trudno się całkowicie od nich izolować, dlatego takie pozytywne historie są potrzebne - dla równowagi i osłody. Poza tym gdybym nie lubiła czytać takich opowiadań, to po prostu bym tutaj nie zaglądała :).
    Dużo zdrowia i miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo jakby na to nie spojrzeć życie, zwłaszcza wedwoje latwe nie jest. Dorastamy często w zupełnie innych warunkach i nagle na 24 godziny na dobę trafiamy pod jeden dach. To naprawdę nie jest łatwe i taka sytuacja generuje różne problemy. Jedna z moich koleżanek powiedziała, że w małżeństwie najwięcej brakuje jej ludzi do wykonywania różnych niemiłych i nieciekawych rzeczy. I coś w tym jest;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Klik dobry:)
    W świecie, mimo wszystko, jest też dobro, szczęście, miłość. Kto w to nie wierzy, znaczy, że sądzi po sobie i patologiach pokazywanych przez media. Dobrego media raczej nie opisują i nie pokazują, ponieważ nie sprzedaje się. Anabell, pisz o tym, co Ci w duszy gra i tyle w temacie. Komu za słodko, niech czyta gdzie indziej o patologii.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mnie to dziwiło, że dobrem, miłością, szczerością nikt się nie interesuje, a w cenie jest wszelka podłość, brutalność, przemoc, oszustwo.I już wiele razy spotkałam się z tym, że para, po której widać, że ukończyli już 50 rok życia jest wręcz krytykowana za to, że chodzą objęci, przytuleni, "bo w tym wieku to już nie wypada". A ja uważam,że każdy wiek jest dobry do mił9ści i okazywania uczuć.Moja własna teściowa nie mogła się nadziwić, gdy 12 lat po ślubie zdecydowaliśmy się na dziecko - jej tekst wygłoszony z tej okazji był sztandarowy: "to on się do ciebie jeszcze dotyka?"
      Serdeczności;)

      Usuń
    2. To może nie tak, że "dobrem, miłością, szczerością nikt się nie interesuje". Bo bardzo się interesujemy, inaczej nikt by nie oglądał filmów romantycznych, gdzie jest tego mnóstwo. Ja oglądam :) i zawsze się wzruszam.
      I też całkowicie się zgadzam z Twoim zdaniem a propos miłości - ona jest i potrafi rozkwitnąć w każdym wieku.
      I dobrze, że tak jest. Bo to oznacza, że nie ma żadnej magicznej granicy do zakochania, miłości i szczęścia.
      A teściowa sądziła po sobie, szkoda tylko, że się w temacie wypowiadała...

      Usuń
  5. Jeśli te historie sprawiają, że czujesz się szczęśliwa pisząc je, nikomu nic do tego :) Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto zarezonuje. Wtedy, trzeba po prostu ominąć.I tyle. Dla mnie też za słodkie, ale to twój blog, wcale nie musisz nic wyjaśniać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym samym stopniu czuję się szczęśliwa pisząc i na drugim blogu, po prostu mam zapewne nie za bardzo pod sufitem;)

      Usuń
  6. Widzę, że (między innymi) nasze rozmowy (a nie zarzuty :) skłoniły Cię do ustosunkowania się do mojego zdania.
    Tak się składa, że nie chodziłam do szkoły dla panienek z dobrych domów, a od dziecka miałam w klasie pełny przekrój ludzi - od tych z dobrych domów począwszy, a na tych z patologicznych rodzin skończywszy.
    Mnie też rodzice radzili, z kim się mam zadawać, a z kim lepiej nie.
    Różnie to bywało, nie zawsze ich słuchałam, chociaż w paru przypadkach musiałam się przekonać na własnej skórze, że jednak czasem zbytnie zaufanie do ludzi nie popłaca.
    Jako osoba tolerancyjna (a w domu i rodzinie różnie to bywało) akceptuję ludzi bez względu na wyznanie, kolor skóry czy pochodzenie albo upodobania seksualne.
    Zawsze wychodziłam z założenia, że każdemu człowiekowi należy dać jednak szansę - na pokazanie, jakim jest człowiekiem, niezależnie od tego, gdzie miał szczęście (bądź szczęście) się urodzić.
    Lubię czasem czytać historie z happy endem i bardzo chętnie dlatego czytam Twoje. Co nie zmienia faktu, że w moim życiu i wokół nie zaobserwowałam aż tak świetnych historii życiowych. Dlatego traktuję wizyty na tym Twoim blogu jak teleranki albo ewentualnie odpowiednik filmów Disneya.
    Rzeczywistość jest jednak najczęściej o wiele bardziej skomplikowana.
    Uściski!
    IW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *bądź nieszczęście! - oczywiście

      Usuń
    2. Muszę dodać, bo to ważne: ja uwielbiałam teleranki, nadal wzruszam się na filmach romantycznych i w ogóle strasznie mnie chwytają za serce takie historie. I jeśli obserwowałaś je czy byłaś ich świadkiem, to wspaniale! Pisz o nich koniecznie, może więcej ludzi zda sobie sprawę, że właśnie tak trzeba.
      Bo gdzie dojdziemy bez wzorców - a tu właśnie są wzorce.

      I rozmowa - dobra komunikacja jest podstawą każdej relacji, związku tym bardziej.
      Im lepsza, tym ludzie szczęśliwsi. Chociaż bywa i tak, że wiele rzeczy realizuje się też poprzez inne płaszczyzny :)
      Uściski!

      Usuń
  7. Forma i temat bardzo mi się podoba i z przyjemnością czytam Twoje opowiadania. Z wydawało by się "banalnej" treści zawsze można odczytać mnóstwo praktycznych informacji z wielu dziedzin. Jeśli piszesz i poruszasz jakiś specyficzny temat, zawsze jest on silnie oparty na realiach i wiedzy. Z przyjemnością czytam, tym bardziej, że masz bardzo "lekkie pióro".

    OdpowiedzUsuń