Stosując język dyplomacji spotkanie rodziców Ewy i Dominika przebiegło w miłej atmosferze. Dominik miał rację - dobra czekolada na torcie, polewa czekoladowa na ciasteczkach, lody przerobione przez Ewę na melbę i kawa z przyprawami oraz wzmocniona nieco czekoladą zadziałały jak należy. Co prawda Ewa zapowiedziała swym rodzicom, że jeśli któreś palnie jakąś złośliwość pod adresem byłego swego współmałżonka to ona najzwyczajniej pod słońcem zrobi dziką awanturę. I chyba rodzice dobrze wiedzieli, że "Ewa potrafi zachować się koszmarnie", bo żadne wzajemne złośliwości nie padły.
Okazało się po raz kolejny, że najważniejsze w życiu to są tak zwane "znajomości" i to niezależnie pod jaką szerokością geograficzną. Gdy Ewa zatelefonowała do Basi z pytaniem czy zgodzi się być świadkiem na ślubie jej i Dominika i czy nie ma nic przeciwko temu, by drugim świadkiem był Lijo, Basia wyraziła do sprawy niekłamany entuzjazm i "wzięła sprawę w swoje ręce". Nie tylko załatwiła że metryki obojga "same" znalazły się we właściwym urzędzie - załatwiła też ślub w Pałacyku Szustra. Ślub miał być w ostatnią sobotę października w samo południe. I choć "państwo młodzi" nikogo nie zapraszali to był całkiem niezły tłumek najbliższych koleżanek i kolegów, na szczęście zmotoryzowanych, z którymi razem po ślubie skonsumowali obiad, w czasie którego Lijo oficjalnie oświadczył się Basi. Po skończonym obiedzie, gdy Dominik chciał uregulować należność dowiedział się, że wszystko już uregulowane. Gdy pytał się swej świeżo poślubionej żony ta mówiła, że płaciła Basia, a Basia uparcie twierdziła, że rachunki regulowała Ewa.
Sesja zdjęciowa była u zaprzyjaźnionego fotografa i wzięli w niej udział nie tylko państwo młodzi ale też wszyscy uczestnicy poślubnego obiadu. Ewa z Basią śmiały się, że były to zdjęcia typu "Lenin w czapce i bez czapki" a Ewa i Dominik mieli zdjęcie z każdym z uczestników tego obiadu. Ale przebojem sezonu było zdjęcie Leona w przyklęku na jedno kolano, podającego Basi jedną ręką trzy róże, a drugą pudełko z pierścionkiem. Wszyscy zgodnie orzekli, że zdjęcie było rewelacyjne. Ślub Basi i Leona odbył się trzy tygodnie po ślubie Ewy i Dominika, którzy tym razem wystąpili w charakterze świadków.
Podróże poślubne już wyszły z mody, noce poślubne już od dawna zamieniły się w noce przedślubne, a obie zaprzyjaźnione pary postanowiły spędzić pierwsze małżeńskie święta Bożego Narodzenia razem, z dala od swych rodzin. Spędzili je w Zakopanem, w hotelu Kasprowy, gdzie również spędzili Sylwestra.
W dzień panowie jeździli na nartach, obie młode małżonki odpoczywały w tym czasie na leżakach, wszystkie wieczory były przetańczone. Bawili się świetnie, aż żal było wracać do Warszawy.
Po powrocie Dominik zabrał się za poszukiwanie pracy. Tak jak podejrzewał sprawa nie była łatwa, więc czym prędzej rozesłał wici do swych licznych znajomych w Europie. Polska naprawdę nie była krajem "morskim", zainteresowanie morzem było ograniczone, a w ub. roku zlikwidowano nawet Ministerstwo Gospodarki Morskiej. Bo cóż to za gospodarka morska gdy ma się tylko 770 km wybrzeża Bałtyku, a granica morska ma zaledwie 440 km?
W dość krótkim czasie Dominik podjął pracę we Francji, zamieszkali na wybrzeżu Atlantyku, w okolicy Brestu. Najdłuższe nieobecności Dominika w domu nie przekraczały dwóch tygodni, poza tym ilekroć tylko mógł, zabierał ze sobą Ewę. Kilka razy Basia i Lijo bywali u nich latem, spotykali się też czasem zimą w Austrii. Gdy Dominik przeszedł na emeryturę przenieśli się na południowo -wschodnie wybrzeże Korsyki do Solenzary, gdzie połowę swego domu wynajmowali turystom.
Jak widzicie znów happy end, a więc nihil novi. Może szkoda, że to znów happy end poza granicami Polski.
Wesołych Świąt Wam życzę ze słonecznego Berlina, pozostańcie w zdrowiu!!!!!
KONIEC
Krystyna ;)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń:-) podoba mi się to zakończenie. I początek też. A środek najbardziej.
OdpowiedzUsuń