Do Aliny i Franka umówili się na sobotę rano."Rano" jest pojęciem względnym, więc doprecyzowano, że postarają się przyjechać pomiędzy godziną 10,00 a 11,00.
Sobotni ranek Paweł zaczął od wypucowania obu samochodów, a swift chyba po raz pierwszy błyszczał w nieprzyzwoity wręcz sposób. Ewa po cichu powiedziała do Roberta- chyba będę mu częściej pożyczać samochód- zobacz- mam karoserię zrobioną na bardzo wysoki połysk. On nawet gdy go tylko kupiłam tak się nie błyszczał. Robert się śmiał i stwierdził, że to najwyraźniejszy znak, że Pawłowi zależy na tej dziewczynie. Tak uważasz? Uważaj, bo jeszcze moment, a dojdę do wniosku, że ci nigdy na mnie nie zależało, twoja bryka nigdy tak nie błyszczała - Ewa nieomal pokładała się ze śmiechu. No tak, zapomniałem przez moment, że przy tobie to trzeba uważać na każde wypowiedziane słowo, bo łapanie za słowa to twoja ulubiona zabawa. Ależ skąd, moja ulubiona zabawa jest całkiem inna i ty wiesz jaka. Ewuś, jeszcze moment i oni pojadą bez nas a my się pójdziemy pobawić.
Przekomarzanie się nagle dobiegło końca, bo pod dom zajechał Paweł z dziewczyną. Wyskoczył z samochodu, szybko otworzył drzwiczki pasażera i pomógł dziewczynie wyjść. Weszli na moment na podwórko, by przedstawić rodzicom i dziadkom Ewelinę, potem Paweł zerknął na zegarek i powiedział- no to chyba czas już jechać. W chwilę potem zamykał bramę za samochodem ojca i ruszył za nimi.
Mamcia , której nikt nie przygotował na fakt, że Paweł pojedzie z jakąś dziewczyną zapytała - a kim jest ta młoda dama? Robi bardzo dobre wrażenie.
Ewa powstrzymując śmiech powiedziała- Pawełek jako nieodrodny syn swego ojca, ma wyraźnie tendencję do wybierania kobiet, które robią na ludziach dobre wrażenie. Najlepszy dowód masz mamciu na mnie- ja zawsze robię na ludziach dobre wrażenie, na Robercie też zrobiłam i zobacz co się narobiło- masz i zięcia i wnuka. I wszystko tylko przez to, że zrobiłam na nim dobre wrażenie.
Ewusiu, ale mnie się naprawdę ta panienka podobała- taka naturalna, nie wypindrzona i kulturalna- ciągnęła temat mamcia. Mamciu, a na czym owo wypindrzenie polega twoim zdaniem? No nie jest wypacykowana i jest porządnie nie wyzywająco ubrana- stwierdziła mamcia. No fakt, mnie też się spodobała. A od Pawła wiem, że ma bardzo dobrze poukładane w głowie. Studiuje biotechnologię na SGGW. Może wynajdzie jakieś nowe lekarstwo albo nową technikę leczenia jakichś schorzeń.
A oni córeczko chodzą ze sobą? Mamciu nie wiem, ale wiem, że się lubią i przyjaźnią. A skoro Paweł postanowił ją nam pokazać, to być może coś jest na rzeczy. Ponieważ ojciec cały czas milczał Ewa zapytała się go co on sądzi o tej dziewczynie. Ja - na razie nic nie sądzę. Nie powiedziała ani słowa więcej poza "dzień dobry" , a sam wygląd zewnętrzny to trochę za mało by kogoś ocenić dobrze lub źle. Możesz mi zadać to pytanie gdy będziemy wracać, może wtedy będę mógł ci coś powiedzieć. Może będzie w ciągu dnia bardziej rozmowna. Myślę, że Robert przyzna mi rację.
Masz ojciec rację, nie wszystko złoto co się świeci, o czym się przekonałem kiedyś na własnej skórze- poparł go Robert. I będę szczęśliwy, jeśli Paweł dobrze wybierze już za pierwszym razem i nie zmarnuje kawałka życia sobie i dziecku, tak jak ja to zrobiłem. I mam wielkie szczęście, że trafiłem na Ewę,która to wszystko jakoś pozbierała w całość i ja mam cudowną żonę a Paweł ma matkę, babcię i dziadka. I za to jestem wam wszystkim wdzięczny. Oj tam, oj tam - widocznie jesteś tego wart i tyle w tym temacie- podsumowała Ewa.
Mamcia była chyba tego dnia w bardzo filozoficznym nastroju, bo po chwili milczenia powiedziała- mam wrażenie, że popełnianie w życiu błędów jest czymś wkomponowanym na stałe w życie każdego człowieka. Nie spotkałam nikogo, kto mógłby o sobie powiedzieć, że nie popełnił w życiu żadnego błędu. Najgorsze chyba jest to, że bardzo często popełniamy błędy myśląc, że robimy coś dobrego dla naszych bliskich.
Mamciu, jeśli masz na myśli to, że mnie ogromnie namawiałaś do małżeństwa z Julianem, a tak naprawdę to nie był dobry materiał na męża, to powinnaś się rozgrzeszyć- małżeństwo się rozleciało bo facet był draniem o czym nie wiedziałaś patrząc na niego oczami jego zaślepionej mamusi , a ja byłam wolna i trafiłam na Roberta. I jak sama widzisz, to jest mężczyzna dla mnie przeznaczony. Wiesz- cała ta historia z jego pierwszym związkiem i moim to potwierdzenie przysłowia "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło". A dobrego w tej sytuacji jest sporo: my dwoje bardzo się kochamy i mamy syna, którego oboje kochamy, wy macie wnuka, który was kocha i wy jego też. Co prawda rozeszły się drogi twoje i twej wieloletniej przyjaciółki, ale śmiem twierdzić, że nie była to prawdziwa przyjaźń, skoro z chwilą gdy ja złożyłam pozew rozwodowy ona przestała się do ciebie odzywać. I nawet nie chciała wysłuchać moich racji.
Na podwórku posesji Aliny i Franka stał "połamaniec" i....płakał. Buzię miał w czarnych smugach, zapewne od rozmazywanych brudną ręką obficie kapiących łez. Na jego widok Robert powiedział- "no nie, to żywa antyreklama naszej rodziny. Czyżby mu któreś z rodziców przylało?" Wychodząc z samochodu, kątem oka zobaczył, że w oknie kuchennym, nieco cofnięta stoi Alina i przygląda się wszystkiemu z zaciekawieniem. Na widok Roberta "połamaniec" chlipnął, jeszcze głośniej, rozmazał tym razem cieknące mu z nosa smarki i wyciągnął do Roberta rękę niczym tonący wzywający ratunku. Robert szybko wyciągnął z kieszeni chustkę i podał mu mówiąc - wytrzyj buzię, wydmuchaj nos i powiedz co się dzieje! W międzyczasie na podwórko wjechał Paweł z Eweliną, nieco zadziwieni sytuacją. Zaryczany Klon tulił się do Roberta i mówił - wujek, ja się boję, ja nie chcę, ja nie pojadę! Ale czego ty nie chcesz? wyduś to wreszcie z siebie, co się dzieje? Bo ja nie chcę żeby mi zdejmowali gips, bo oni go przecinają piłą elektryczną na nodzeee! I znów z jego oczu popłynęła nowa porcja łez. Babcia i dziadek wysiedli z samochodu i stali nieco zdezorientowani, Paweł z Eweliną nadal siedzieli w samochodzie. Wreszcie Ewa zarządziła- wysiadajcie, dzieciak tylko histeryzuje, nic złego się nie dzieje. No chodźcie, idziemy do domu. Robert, zostaw go, Alina go pewnie wystawiła z domu, żeby oprzytomniał w samotności. Przechodząc obok zaryczanego Klona wcisnęła mu paczkę chusteczek i powiedziała- uporządkuj swój wygląd i przyjdź się przywitać z nami.
W salonie przywitała ich z uśmiechem Alina - przepraszam, ale on w poniedziałek ma mieć zdejmowany gips. a wczoraj w szkole jeden z kolegów , już doświadczony w tej materii, opowiedział mu o tym zdejmowaniu gipsu. I ten sobie umyślił, że w tym układzie to Robert mu ten gips zdejmie bez piły. On już od pół godziny czekał na was i cały czas się sam nad sobą rozczulał. Nie wiem po kim to taki histeryk. A Franek z drugim zaraz przyjadą, bo pojechali po truskawki- nasze w tym roku marne, więc pojechał do znajomego plantatora. W czasie powitania Paweł przestawił Alinie Ewelinę mówiąc - ciociu, to Ewelina, moja dziewczyna i przyjaciółka - takie dwa w jednym. W międzyczasie zapłakany Klon odwiedził łazienkę, wrócił z jeszcze zapuchniętymi od brudnych łez oczami, a włosy nosiły ślady mokrego grzebienia.
Robert przeprosił wszystkich , że musi chwilę porozmawiać z Klonem na osobności i poszedł z nim do pokoju dziecięcego. Tam wytłumaczył małemu, że gips zakładają i zdejmują osoby, które mają w tym wielką wprawę, a on jest chirurgiem i gips w swojej praktyce zakładał jeden, jedyny raz w życiu a nie zdejmował ani razu. I że gdy przecinają piłą gips to tylko na określoną głębokość, ostatecznego przecięcia dokonuje się specjalnymi nożycami- właśnie dlatego, żeby nie skaleczyć niechcący pacjenta. Pokazał mu też na linijce jaka jest średnica tej tarczy i że nie jest to taka ogromna piła tarczowa, jaką Klon kiedyś widział. A teraz idź do salonu i przeproś wszystkich za swoje zachowanie. A ty wujku też idziesz? Tak, ale przyjdę za chwilę, tak będą lepiej przyjęte twoje przeprosiny.
Oj, chyba się starzeję - pomyślał- zabolały mnie te jego łzy, bo wyobraziłem sobie, ile razy Paweł płakał w dzieciństwie i mnie przy tym nie było. W tej chwili otworzyły się cichutko drzwi i weszła Ewa. Przytuliła go mocno do siebie i powiedziała - wiem co czujesz i o czym myślisz. Ale to już minęło. I wiem, że Paweł któregoś dnia otworzy się i powie ci co wtedy czuł a co czuje teraz. Kocham cię. Mam szczęście, że cię spotkałam. W takim razie oboje mamy szczęście, jesteś Ewuś dla mnie całym światem! Chodźmy do nich. W chwilę później przyjechał Franek z drugim Klonem i 7 łubiankami truskawek.
Na widok drugiego Klona Ewelina złapała się za głowę - jak państwo ich rozróżniają? Oni są identyczni! To są naprawdę klony, bo powstali z jednej komórki jajowej! I są identyczni pod względem genetycznym. Ale tak naprawdę nie wiadomo dlaczego w ogóle po zapłodnieniu dzieli się ta zapłodniona komórka na dwie komórki. I nie wiem czy się kiedyś tego dowiemy.
Alina się zaśmiała - po prostu ich nie rozróżniamy- traktujemy jako całość. Oni tak rzadko robią różne rzeczy, że nawet nie dociekamy który co zbroił. W pierwszym roku życia jeden był nieco drobniejszy, ale potem dogonił brata. Zaraz po porodzie jeden miał przez kilka tygodni mały krwiak pod prawym oczkiem. Ale się wessał i już potem pysie mieli jednakowe. Lekarzy bardzo dziwiła ta bliźniacza ciąża, bo w mojej rodzinie nie było podobno nigdy bliźniaków, ale jeden z lekarzy twierdził, że na pewno były, ale mogło dojść do poronienia takiej ciąży, więc stąd przekonanie, że nigdy w naszej rodzinie nie było bliźniaków. W męża rodzinie były dwojaczki, błędnie nazywane bliźniakami, bo to było "normalne" rodzeństwo, tyle tylko, że poczęte w tym samym czasie. Nasze Klony są pod opieką , a może raczej badaniami psychologów, bo bliźniaki monozygotyczne to zaledwie 1/4 wszystkich ciąż mnogich. Poza tym to często się kłócą, tłuką się a rozdzieleni są niemal nieszczęśliwi. Głównie dlatego, że jednemu i drugiemu wydaje się, że ten drugi na pewno robi coś ciekawszego albo dostaje coś lepszego. Potem, gdy się już spotkają są zdziwieni, że jedli to samo, oglądali to samo tylko w innym czasie. Franek się śmieje, że gdyby jednego stłukł, to na pewno ten drugi miałby pretensje, że jego też nie stłukł. Każdy dostaje to samo do jedzenia, ale każdy z nich głównie wpatruje się w talerz brata, nie swój, bo tamten na pewno ma lepsze jedzenie. Przy stole zawsze było tak, że sobie nawzajem wyjadali z talerzy, wyrywali kanapki, kubki z piciem. Czułam się przez długi czas jakbym była w małpiarni.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń