W pierwszych dniach listopada Emil przejrzał swoje sekretne notatki i powiedział do Adeli - a może bym kupił w aptece test ciążowy? Dla siebie? - zapytała się Adela. No nie, nie mam mdłości porannych. To dobrze, bo ja też nie mam. Po odstawieniu tabletek tak się rozregulowałam, że aż mnie to zdenerwowało. Ja cię nie chcę martwić, ale zdaniem niektórych to te testy nie są w stu procentach miarodajne. Czuję się jak zwykle, zaczekaj jeszcze trochę, to nie jest produkt, który znika z półek w tempie postępu geometrycznego. Za dwa tygodnie mam wizytę u swojego ulubionego doktorka. Uważaj , bo jestem nieco zazdrosny - poinformował ją Emil.
Adela zaczęła się śmiać - no pewnie, jest o co- facet ogląda setki kobiet z odwrotnej perspektywy, głównie ogląda ich szyjki macicy. A gdyby mu pacjentka weszła w innej kolejności niż są ułożone ich karty na jego stole w gabinecie to na 100% nie wiedziałby jak ma na imię i nazwisko kobieta, która właśnie weszła, bo nigdy się im nie przygląda. I zapewne zawsze każda pacjentka musi potwierdzić, że jest tą, której kartę właśnie trzyma w ręce. Ale na ciebie się patrzył, widziałem. Bo pewnie jestem jedyna, która zaznacza dni, w których nie było stosunku, bo wtedy jest mniej "rysowania". Nie da się ukryć, że trochę go to zaintrygowało, ale się spodobało, zwłaszcza gdy obejrzał moje wnętrze, któremu ta sytuacja bardzo posłużyła. Poza tym naprawdę niewiele kobiet przychodzi ze swoim mężem przed ciążą. A i te ciężarne to tylko najmłodsze pokolenie.
Jest pewien rytuał, ten sam dla wszystkich pacjentek-wchodzę do gabinetu, mówię swoje nazwisko, facet bierze moją kartę i wpatrując się w nią prosi o przejście do pokoju obok i przygotowanie się do badania. Wchodzę do sąsiedniego pokoju, rozbieram się, korzystam z toalety (żeby pęcherz był pusty), korzystam z prysznica, osuszam się, zakładam jednorazową mini spódniczkę z wiskozy i jednorazowe kapcie i idę do gabinetu, ładuję się na ten draczny fotel, zakładany jest wziernik i jestem oglądana i odśrodkowo macana po usunięciu wziernika. Potem pan doktor czuwa by się pacjentka nie wykopyrtnęła przy schodzeniu, pacjentka idzie się ubrać, jednorazową spódniczkę i kapcie wrzuca się do kubła, wraca do gabinetu i teraz pacjentka dowiaduje się więcej niż w trakcie samego badania. Wściekałam się, gdy badający mnie lekarz diagnozował mnie gdy leżałam w tej wyjątkowo niemiłej dla mnie pozycji - a z dziwnym upodobaniem robiły to lekarki. Ciekawa jestem czy one lubiły tę pozycję czy miało to pokazać pacjentce jaka pani doktorka jest mądra i władcza. A ten wpierw pozwala się kobiecie ubrać. I zawsze mam wrażenie, że rozmawia z moją kartą zdrowia, bo się w nią wpatruje. Ale bardzo go lubię właśnie za to, że czuję się u niego tylko pacjentką a nie kobietą. Poza tym można go zapytać o wszystko co budzi nasze wątpliwości nie tylko w kwestii zdrowia w obrębie narządów płciowych i rodnych. I zawsze jest to kulturalna, wyczerpująca informacja. Jeśli zapisuje jakieś leki zawsze da rozpiskę stosowania i tłumaczy działanie leku, wypyta się czy i jakie leki aktualnie się bierze, żeby nie było "kolizji". No i każda wizyta trwa u niego długo ale i tak walą do niego kobiety drzwiami i oknami. Bo to bardzo dobry specjalista jest. No ale jeśli chcesz, to mogę wizytę u niego odwołać i zapisać się do naszej przyszpitalnej przychodni, co jednak wolałabym zrobić dopiero za kolejną wizytą.
Maleństwo, przecież żartowałem. Możesz przecież przez całą ciążę chodzić do niego i raz na jakiś czas do tej przychodni. I tak już jesteś tam odnotowana, że chcesz mieć u nich rozwiązanie. Z tego co mówisz, to są u doktora Z. bardzo dobre warunki. No pewnie, że bardzo dobre, nawet lepsze niż w tej przychodni. Poza tym na pewno zrobi mi USG, które potwierdzi ciążę jeśli ona jest , określi jej wiek i stan i ewentualnie wykryje nieprawidłowości lub wręcz zagrożenia. W przychodni wiedzą pod czyją opieką dotąd byłam, znają go.
A ten gabinet wraz z wyposażeniem zakładała lekarka, która zmorzona własną chorobą sprzedała go właśnie jemu. Uprzedziła wszystkie swoje pacjentki, że sprzedaje gabinet i właściwie wszystkie jej pacjentki przeszły do niego. I sądząc po tym,że najlepiej się zapisywać na kolejną wizytę wychodząc z aktualnej, to nawet cena za wizytę kobietom nie straszna, gdy lekarz naprawdę dobry. A cena mnie akurat nie dziwi, bo on jest dobrym specjalistą i ma świetnie wyposażony gabinet a póki co to cały nowoczesny sprzęt medyczny tani to raczej nie jest. Poza tym już sam lokal kosztuje, recepcjonistka też nie pracuje tu charytatywnie. Bo nawet jeśli to mieszkanie jest wykupione, własnościowe, to jeżeli masz w nim zarejestrowaną firmę to płacisz wyższy czynsz. On ma też podpisaną umowę z NFZ i to wszystko co refunduje NFZ to mamy wykonywane u niego bezpłatnie. Ma taką fajną "ściągę" na biurku pod szkłem, bo jak mówi to nawet mózg słonia by tego wszystkiego nie zapamiętał. Bo NFZ sobie wyliczył ile w ciągu roku może mieć pacjentka "darmowych" USG. No ale one przecież nie są darmowe, każdy płaci składkę zdrowotną.
Emil wpatrywał się w nią, w końcu powiedział - wychodzi na to, że Arek dobrze się na tobie poznał- byłabyś dobrym adwokatem a zwłaszcza obrońcą. Adela skrzywiła się - nie do końca ma Arek rację- musiałabym być całkowicie przekonana i mieć dowody, że dany podmiot jest rzeczywiście niewinny. Nie wiem czy walczyłabym o kogoś kto rzeczywiście zawinił. Zakładam, że każdy ma rozum, więc wie co robi. Chociaż ostatnio zastanawiam się, czy aby Arkowi się rozumek nie psuje. No ale przecież nie wezmę faceta za rękę i nie doprowadzę do psychoterapeuty. Każdy sam musi do tego dojrzeć.
Naprawdę zaskoczył mnie ostatnim swoim wybuchem w kwestii Ireny. No nie jest ona zapewne gejzerem intelektu, nie czyta rozprawek filozoficznych przed snem i Arek ma ten luz, że nie musi się zbytnio wysilać by jej imponować mądrością. Ja często czuję się przy Arku straszliwie niedouczona, ale w końcu "trzeźwieję" i uważam to za normalne, bo facet jest ode mnie dwanaście lat starszy i pracuje w tym zawodzie a ja tylko teoretyzuję w tej materii. Czasem mam wrażenie, że Arek jest rozczarowany sam sobą, że z jakiegoś względu odpowiada mu Irena.
Jesteś bliska prawdy. Słyszałaś o szympansach karłowatych, nazywanych bonobo? No wiem, że takowe istnieją i wiem, że generalnie są najbardziej zbliżone pod wieloma względami do ludzi, ale to dotyczy wszystkich szympansów. Tak, ale tylko szympansy bonobo zażegnują wszystkie stresy i konflikty seksem. Arek i Irena to właśnie "grupa bonobo". Ale ta bardziej "człowiecza" część Arka stwarza mu pewien dyskomfort, bo jednak chciałby by "obiekt seksu" dorównywał mu inteligencją, ale aby go pod tym względem nie przewyższał. Irena na pewno go intelektem nie przewyższa, ale i dla niej seks jest dobry na wszystko, na rozwiązywanie konfliktów między nimi również. Tylko coraz częściej dociera do jego świadomości fakt, że intelektem Irena bardzo od niego odstaje. I gdy się Arek oświadczał Irenie to zastanawiałem się tylko jak długo będą małżeństwem. Bo czułem, wiedziałem, że niezaspokojony w małżeństwie jego głód intelektualny w którymś momencie znów wyjdzie na wierzch. Wystarczy, że biedula nie zrozumie w pełni "bełkotu prawniczego", zada niewłaściwe pytanie, albo w nieodpowiednim momencie się zdziwi i znów sobie Arek uświadomi, że mu Irenka rozumkiem nie sięga nawet do stawu skokowego. Mnie to go nawet żal - miał ojca niewątpliwie szurniętego, który go maltretował psychicznie. Arek nie kochał go, odetchnął z ulgą gdy ojciec umarł i natychmiast wpadł w stress, właśnie z tego powodu, że poczuł ulgę gdy ojciec umarł. To facet skomponowany z samych sprzeczności. Nie przeszkadza mi, że cię niemal wielbi, bo on w pełni docenia twój intelekt, ale jednocześnie "opakowanie" nie wzbudza w nim żadnych emocji, darzy cię tylko swą przyjaźnią, a jako przyjaciel to on się sprawdza. Cierpi, że jego matka nie dożywa swych dni we własnym domu, ale wie, że on sam nie jest w stanie zapewnić jej właściwej opieki, a tam, w tym zakładzie, ma taką opiekę jakiej wymaga. Jeździ do niej w każdy weekend. I w każdy weekend musi potem Irenie tłumaczyć, że jego mama niestety ma demencję- nie całkowitą, ale niestety nie wszystko rozumie.
No to teraz dla mnie jasne, dlaczego Irena nie likwiduje tego mieszkania na Saskiej Kępie - musi mieć coś w odwodzie na czas rozstania. Może oni w ogóle nie powinni byli brać ślubu tylko mieć blisko siebie dwa oddzielne mieszkania? - zastanawiała się na głos Adela. Nie mam pojęcia czy psychoterapia coś im pomoże. I czy w takim układzie powinni mieć dziecko? Dziecku potrzebna jest stabilizacja, dom bez kłótni i awantur. Oni chyba oboje patrzą się na nas jak na jakieś dziwolągi. Nie dość, że się nie kłócimy to mieszkamy blisko rodziców i jeszcze z nimi na urlop wyjeżdżamy- po prostu jesteśmy dziwni.
Emil zamyślił się - Arek to tylko mi wciąż zazdrości, że cię spotkałem, że się rozumiemy. Ale chyba nie stara się wcale zrozumieć, że dobry związek to praca obu stron. I że seksem nie załata się wszystkich różnic pomiędzy partnerami.
W dwa tygodnie później, tak jak było umówione Emil z Adelą "wylądowali" w gabinecie doktora Z. Pani recepcjonistka przepytała się o datę ostatniej miesiączki i powiedziała - zaraz pani wejdzie do pana doktora- to w sam raz pora na USG, minęło 6 tygodni. Gdy gabinet opuściła pacjentka recepcjonistka powiedziała - proszę, wchodzicie państwo razem. Panowie wymienili męski uścisk dłoni, Adela została wysłana by się przygotować na USG, które miało być wewnętrzne, pan doktor spokojnie mył ręce i zakładał rękawiczki. Gdy Adela wkroczyła do gabinetu Emil uśmiechnął się i powiedział- wyglądasz niczym hawajska tancerka w ten zielonej spódniczce, a doktor powiedział - no ale nie ma na szyi ani na głowie wieńca z kwiatów, więc to taka podrobiona tancerka i obaj się zaczęli cicho śmiać. Adela usadowiła się na tym niezbyt lubianym przez nią sprzęcie, pan doktor zerknął w kartę i powiedział- no to zaraz zobaczymy co się tam u pani w środku dzieje. A tak w ogóle to jak się pani czuje? Normalnie, tylko strasznie mnie złościło to rozregulowanie po odstawieniu tabletek. Wszystko jest tak samo- posiłki, spanie, kondycja? Według mnie to wszystko tak samo, no chyba, że mąż coś zauważył. Lekarz patrzył na ekran, coś zapisywał, w końcu powiedział - jak na razie to jest wszystko w wielkim porządku, już jest pan ojcem! Ale proszę się nie cieszyć- ojcem zostaje się szybko, w kilka chwil, ale ojcostwa to się uczymy do końca naszych dni. Z tego co widzę, a widzę po prostu pęcherzyk płodowy, jest jeden pęcherzyk, prawidłowo umieszczony, o właściwych wymiarach i w sierpniu dziecko powinno przyjść na świat. Gratuluję państwu!
Już się może pani iść ucywilizować. A w międzyczasie my sobie chwilę porozmawiamy. Przypilnował Adelę gdy schodziła, nawet podtrzymał jej łokieć. Gdy wyszła zza parawanu, Emil, wyraźnie uradowany przytulił ją i ucałował. Adela poszła się "cywilizować", a panowie zaczęli rozmowę. Gdy wróciła ( a wcale się nie spieszyła) obaj byli "zagadani", a lekarz powiedział - ogromnie się cieszę. Martwi mnie tylko to, że szpital, w którym pracuję idzie latem do remontu i nie będę mógł się panią w trakcie porodu opiekować. Ale już rozmawiałem z pani mężem, wszystko mamy omówione. Termin następnej wizyty wyznaczy recepcja. Gdy rozradowana Adela dotarła do recepcji uniosła prawy kciuk do góry i powiedziała- pan doktor powiedział, że termin kolejnej wizyty pani mi wyznaczy. Ooooch, to świetnie, widać, że wszystko jest w porządku. No i gratuluję!
Na pustej klatce schodowej Emil mocno ją objął i wycałował całą twarz Adeli mówiąc - reszta w domu. Wiesz Maleństwo, bardzo, bardzo sympatyczny z niego facet. I pochwalił pomysł, żebyś rodziła w tym prywatnym szpitalu, on tam ma kolegę. Mam już na niego namiary. Wiesz jak jest - to kraj, w którym dobrze się żyje gdy się ma furę dobrych znajomych i przyjaciół. Mam ochotę skakać z radości. Dosłownie rozsadza mnie, mam ochotę powiedzieć o tym rodzicom. Adela roześmiałą się - no dobrze, możemy to zrobić dzisiaj, świeżo upieczony tatusiu.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń