środa, 5 października 2022

Trudny wybór - 120

 W ostatnim tygodniu  lutego wypadała wizyta  kontrolna dr. L. Kilka dni przed  wizytą Emil zatelefonował do lekarza by ustalić godzinę wizyty i jej  miejsce - oni z dzieckiem  do lekarza,  czy może lekarz  do  nich  do  domu przyjedzie. Lekarz stwierdził, że to jednak  on przyjedzie  do małej - jest  zima, dzieciaki chorują i niestety te  chore też  bywają w  jego gabinecie, więc będzie lepiej gdy to on  do nich przyjedzie i to znów w  sobotę,  bo w ten  dzień on  nie przyjmuje małych pacjentów. Dzień wcześniej przed wizytą  Leszek wpadł do nich z......wagą niemowlęcą. A skąd ty ją  wziąłeś?- dopytywał się Emil. Wypożyczyłem- okazuje się,  że teraz można  wypożyczyć  niemal cały sprzęt medyczny, nawet łóżka z osprzętem elektronicznym i sprzęt rehabilitacyjny. A dowiedział się o  tym przypadkiem od jednej ze  swoich pacjentek, której córka pracuje w takiej wypożyczalni. Emil od  razu chwycił za portfel, ale Leszek twierdził, że wypożyczenie wagi to "istne grosze" - to raz,  a dwa , że w takim razie on im  zwróci pieniądze za paellę, która dostał "na zaś".   

Adela stwierdziła, że w takim  razie za karę zje  z nimi kolację czyli pierogi. A jeśli mu będą  smakowały to dostanie adres gdzie może je kupić. A Emil dodał - i powiem ci, gdzie  można  kupić pyszne  wędliny, marynowane śliwki, domowe kopytka i cała masę dobrego żarciuszka oraz lody Grycana, czyli tego człowieka, który kiedyś  miał "Zieloną budkę",  a który przez  swą naiwność ją stracił. Adelko, kochanie moje, masz jeszcze z jeden wolny plan Ursynowa? To mu zaznaczę cyferkami gdzie co jest i napiszę "legendę"- stwierdził Emil.

A ja dziś podjęłam pewną decyzję - nastawiłam  się dziś na zrobienie dla małej marchewki, ale po długim namyśle zrezygnowałam i postanowiłam, że będę kupować  dla niej gotowe posiłki w słoiczkach. Bo nie mam nawet  bladego pojęcia jaka jest ta marchew, którą kupuję w warzywniaku. Uprzytomniłam  sobie, że za każdym razem gdy robię surówkę z marchwi muszę dodawać różne ilości przypraw, żeby była dobra. Co zabawniejsze, to nie jest tak, że np. marchew ze sklepu "A" jest smaczniejsza niż ta ze sklepu "B". W kilogramie kupionym w sklepie "A" są lepsze i gorsze smakowo marchewki. I nie mam pojęcia czy naprawdę jest to marchew wyhodowana we właściwych warunkach czyli bez pestycydów. I oczywiście  nie mam możliwości zbadania jaka jest ta marchew. A te warzywa, owoce i inne produkty używane  do produkcji posiłków dla  niemowląt są jednak kontrolowane pod  względem bezpieczeństwa. Obaj chłopcy Stasi wyhodowali się na tych słoiczkach i nigdy nie  mieli problemów jelitowych i fajne z nich dzieciaki  wyrosły.  Leszku,  a Arek rozjaśnił ci  coś w głowie? 

Co do obowiązku alimentacyjnego - oczywiście  prawo jest w tym przypadku nieco niejasne. Bo rodzic ma obowiązek łożyć na  dziecko niemal  do końca jego życia, jeżeli owo dziecko nie jest w stanie  się utrzymać. A o ustaniu obowiązku alimentacyjnego decyduje sąd. Arek namawia  mnie by zrobić jednak badania genetyczne. Bo skoro chłopak ma takie  niedorzeczne pomysły to powinienem  się ustrzec przed płaceniem alimentów gdy już będzie  dorosły a nadal nie samowystarczalny finansowo. Mdli mnie na  samą myśl o rozmowie z byłą na ten temat. Co ciekawe prawo europejskie a polskie nieco  się różnią. Polskie  nie daje możliwości automatycznego zablokowania dziedziczenia po mnie dziecku, gdy po latach okaże  się, że nie jestem jego biologicznym ojcem. 

Nie dziwię ci się - stwierdziła Adela. Ale jest jeszcze coś takiego jak testament, w którym można zastrzec, że może po tobie dziedziczyć tylko wtedy gdy jego DNA będzie zgodne  z twoim. Wtedy  nie ucierpi twoje ewentualne  dziecko z innego  związku. A dokumenty złożysz w kancelarii prawniczej, o czym oczywiście wcześniej poinformujesz byłą i  chłopaka.  Nie mniej wydaje  mi się, że powinieneś  jednak z byłą porozmawiać. Nie będzie to miłe, ale jeśli tego  nie wyjaśnisz z nią, to wcale  nie będzie  ci lżej,  to będzie  ciągle ci  chodziło po głowie. 

No a z panią Wandą się widziałeś?  Nie jeszcze, bo jakaś grypa chodzi po Warszawie i pani Wanda już drugi  tydzień złożona niemocą. W moim szpitalu wstrzymane są odwiedziny, zresztą nie tylko w moim, chyba już w  większości szpitali.  Poza tym jestem w toku rozmów odnośnie przejścia do kliniki - gdy się zdecyduję to będę sprzedawał gabinet z wyposażeniem, bo część już jest moją własnością a to co jest w leasingu przejmie nowy właściciel albo ja wykupię i wtedy sprzedam na wolnym  rynku.  Jak widzicie "dzieje się", nie jest  nudno.

A powiedzcie  mi co u małej  księżniczki?  Starzeje się- zaczęła pełzać, bardzo lubi własne paluszki u nóg ciamciać, dużo leży  na brzuszku i  sama się przewraca z plecków na  brzuszek. I gdy chce by ją wziąć na ręce to robi  mostek. Łepetynkę ślicznie trzyma i chyba jej kupimy leżaczek do karmienia, bo wygodniej będzie  wtedy karmić ją łyżeczką. No i gadułka się z niej  robi. Uwielbia obrywać nam uszy i obgryzać Emilowi brodę. A obślini  go przy tym tak, że ma biedak dodatkowe mycie. I chyba kupimy jej taką   "matę edukacyjną", którą się kładzie na podłodze i nad  dzieckiem są zawieszone różne zabawki. A rodzice już "polują" na ciepły podkład pod tą matę. Wpierw myśleli o futrzanym dywanie,  ale ja  się boję, że taki futrzak może uczulać. Gdy poczytałam o obróbce skór futrzanych to wolę, by mała  nie  miała z nimi kontaktu- strasznie  dużo chemikaliów  jest przy obróbce.  Teoretycznie ta mata edukacyjna ma taki wałeczek dookoła, by dziecko było odizolowane od podłoża, ale lada  dzień dla tej  małej wiercipięty to nie będzie przeszkodą nie do pokonania.  Wypełznie z tego. Śmiejemy się, że jeszcze  trochę a wyleci z naszej sypialni do własnego pokoju, żeby nie komentowała  tego co robimy. Gdy będzie miała rok to już będzie  mogła spać w oddzielnym  pokoju. No, jeszcze  trochę a się ocknie z głodu.

A powiedz mi jak ci się Arek widzi?  Fajny facet, rzeczowy. A ich chłopcy rewelacyjni - i tacy naprawdę grzeczni. Starszy przedstawił młodszego mówiąc "a to jest mój młodszy brat Piotruś,  ma już cztery lata, a ja jestem Paweł i chodzę już do  szkoły". I faktycznie mówią do Arka "tato". I widać, że go kochają. Stasia urzędowała w kuchni i słyszałem jak przepytywała  starszego czy wszystkie lekcje są odrobione, czy plecak spakowany i żeby sprawdził, czy spakował tylko to,  co potrzebne do szkoły i  nie brał zabawek. Adela śmiała  się - biedny Pawełek- rodzice  nie pozwalają mu brać  do szkoły kart do jakiejś gry, bo dwa razy  wziął i potem w  domu okazało się, że kart brakuje i że trzeba kupić  nowe. Nie szło o wydatek, ale o to, że dzieciak jeszcze  nie potrafi zadbać o  swoją  własność. Bo Arek nie ma węża  w kieszeni i jak  go znam to pod choinką będzie stos  zabawek.  On miał fatalnego ojca i chce  być dla  dzieci takim ojcem, o jakim on  sam  marzył- czyli zrównoważonym, pilnującym  by chłopcy mieli to co im potrzebne i to co ich interesuje i by było to zgodne z ich wiekiem, temperamentem i usposobieniem.

Lubię Arka, choć  czasami się z nim nieźle kłócę. Ale mam u niego specjalne względy, odkąd poznałam go ze Stasią,  bo szukała prawnika. Powiedział Emilowi, że dzięki mnie poznał Stasię, więc mogę od  niego żądać wszystkiego. Powiedziałam, że to nie moja zasługa, raczej tego nieudanego ojca chłopców, który się zalał i uderzył małego w buzię na  tyle  mocno, że pękł mu  wewnątrz buzi policzek. Dzieciak po nocy uciekał od ojca do  domu, całą drogę biegł, bo się bał, że ojciec go dogoni i stłucze. Stasia wezwała policję, zrobili obdukcję i pojechali do tego łachmyty, więc jest dobry protokół jako podkładka do odebrania mu praw rodzicielskich.  A Arek chce adoptować chłopców. I nagle będzie  miał dwójkę dzieci na utrzymaniu gdy ten łachmyta utraci prawa rodzicielskie.

A nasi rodzice opiekowali  się chłopcami gdy  była wielka przeprowadzka, czyli gdy  Stasia przeprowadzała  się do Arka a jej rodzice do pobliskiego budynku i mówili, że chłopcy  są bardzo, bardzo zdyscyplinowani i nie było z nimi najmniejszych kłopotów. Oni nawet  byli u nas gdy wróciłam ze  szpitala  z  małą. Trochę byli przerażeni  tym, że oni też  kiedyś  wyglądali jak lalki. Stasia się śmiała, że przez Milenkę sami dopominali  się mycia rąk. Byli  wyraźnie  wstrząśnięci widokiem kilkudniowego dziecka.

Leszek wpatrywał się  w nią - dajesz mi wciąż dużo  do myślenia.Chyba jednak odpuszczę  sobie temat czy jestem ojcem juniora.  Uporządkuję swoje  sprawy i może tylko zrobię testament z tym zastrzeżeniem o którym  mi powiedziałaś.  Bardzo wątpię w to, że była powie mi prawdę. To  już stara sprawa, niewiele  mi to  zmieni  w moim życiu. A gdzie jest Emil?  Pewnie ogląda jakiś sport w salonie albo drzemie w  sypialni czekając aż się Milenka obudzi.  Mam poważną konkurentkę do serca Emila. Leszek uśmiechnął się - kocha  was obie  tak samo. A ja się cieszę, że udało się "zmontować" dziewczynkę. Co prawda mówił, że mu obojętne jakiej płci będzie  dziecko, ale tak po  cichutku marzył żeby to była  dziewczynka.

Ja to  tylko chciałam, żeby się dziecko  nie darło w nocy, ale się cieszę, że to dziewuszka. Będziemy  miały przewagę. Bo coś mi  się widzi, że nie stać mnie psychicznie na  drugie  dziecko. Nie miałam rodzeństwa i może dlatego właśnie  mam wspaniałych przyjaciół.

Leszek, a ty jeszcze  długi masz ten leasing? Sprawdź jeszcze dokładnie tę umowę, jakie tam  są warunki dotyczące  wcześniejszego rozwiązania umowy, żebyś się  nie nadział na minę. Bo cały ten sprzęt medyczny to jest piekielnie drogi. Na mój rozum  to wszystko trzeba  sobie rozpisać i  wyliczyć. Bo może być tak, że najbardziej  korzystne  byłoby  znalezienie  chętnego na cały sprzęt, który jest w leasingu. A jak sobie policzysz ile jeszcze masz do spłacenia i ile by cię kosztowało wcześniejsze rozwiązanie umowy to dopiero wtedy pomyśl, czy aby na pewno będzie dla ciebie korzystniej przejść do kliniki. Pacjentki ci  nie odejdą gdy nieco podniesiesz  ceny, dobrych ginekologów nie ma w nadmiarze,  ty jesteś już znany w tej branży. I wszystkie twoje pacjentki zostaną nawet gdy podniesiesz ceny.  Poza tym ty masz podpisaną umowę z NFZ i wrzucasz część opłat w NFZ a niewielu lekarzy prywatnych  tak ma. I teraz, gdy masz doktorat zmień tabliczkę, niech tam  będzie dodany twój  nowy  tytuł. No i pieczątkę musisz zmienić - bo jak znam życie to jeszcze jej nie zmieniłeś. No fakt, jeszcze jej nie zmieniłem.  Nie wiem czy  wiesz, ale u ciebie są o wiele lepsze warunki niż u innych z tej branży. Bywałam u jednego pana profesora u którego czekało się na korytarzu z majtkami w garści. Już pominę fakt, że był mało sympatyczny, często się spóźniał i potem wychodziło się na ten korytarz z gołym tyłkiem i  szło się do ogólnej toalety by się ubrać. Znam go?- spytał Leszek. Na pewno, to profesor R. Gabinet miał z kimś  do spółki. A jeszcze lepsza była babka w państwowej przychodni - chyba miała sokoli wzrok bo stała zawsze z metr od pacjentki z wziernikiem.Byłam u  niej dwa razy- pierwszy i ostatni. I byłam też raz u takiego początkującego, szalenie młodego ale  miał atut - był śliczny! Wysoki, zgrabny, falujące blond włosy, fiołkowe oczęta, czarne, długie rzęsy, łapska olbrzymie i rumienił się cokolwiek mówił do pacjentki. Gabinet na Rutkowskiego.Kogoś przez jakiś czas  zastępował, potem zniknął. Był chyba dopiero  co po studiach. Niestety nie  był w moim typie, ale moja koleżanka do niego latała jak  kot  z pęcherzem. Bo jej zdaniem  był cuuuudny!

Leszek się śmiał - ty to mówisz poważnie? Nie żartujesz? No a dlaczego miałabym żartować? Wizyty u ginekologa to nic  miłego, a bywać jednak z raz do roku trzeba. Ty masz świetną opinię, bo naprawdę jesteś dobrym  fachowcem.  Michał jako położnik   też jest jak trzeba, ale on funkcjonuje tylko na podglądzie USG, to nie są badania  w strefie intymnej, to inna kategoria. Emil podziwiał, gdy Michał opowiadał co widzi na ekranie, bo Emil zupełnie tego nie mógł rozeznać  co tam  widać.

Gdy wychodziliśmy od  Michała Emil  zawsze mówił - no nie  wiem, ja tam  nic takiego  nie widziałem poza tym czymś co jest serduszkiem dziecka i się  rytmicznie ruszało. Ale i tak  tylko widział chyba  echo tego ruchu a nie  samo  serduszko. Ale ta aparatura do badań prenatalnych to jest fajna, mnie się podoba.

                                                              c.d.n.



2 komentarze: