Przygotowania do świąt Teresa zaczęła od przepytania męża jakie były święta gdy jeszcze był w domu rodziców - co lubił w święta jeść, czego nie lubił, co lubił i nadal lubi Krystian, czy prezenty były rozpakowywane przed kolacją czy dopiero po kolacji, co dostawali będąc dziećmi. Zapytana po co robi taki wywiad powiedziała - chcę, by zawsze święta przenosiły nas w okres dzieciństwa bo to czas, gdy byliśmy pozbawieni prawdziwych zmartwień, czas beztroski do którego zawsze wracamy myślą. Zastanawiała się jaką kupić choinkę czy dużą "syntetyczną" czy może lepiej mały, prawdziwy świerk, a może taką robioną robioną z gałęzi jodłowych.
W wyborze pomógł przypadek - na ich osiedlu, tuż obok spożywczaka, stał człowiek pośród rozstawionych choinek robionych z gałęzi jodłowych. Choineczki były bardzo ładnie skonstruowane, miały 1 metr wysokości, każda już miała zamontowaną podstawkę. Teresa od razu kupiła dwie - jedną do ich mieszkania, drugą do mieszkania taty. W pasmanterii zakupiła ogromną ilość błyszczącej wstążki błękitnej i białej. Jeden niemal cały weekend spędziła na "produkcji bombek", tworząc z mocno zmarszczonej wstążki - bombki: śnieżno białe i błękitne oraz biało-błękitne. Na czubkach choinek umieściła lśniące błękitne gwiazdki. Tata w swoich "przydasiach" znalazł tak zwane "włosy anielskie", czyli cieniutkie paseczki celofanu które porozciągane na gałązkach dodały choinkom blasku. A dla Krystiana, Kazik, w którym nagle wezbrały uczucia braterskie zakupił w kwiaciarni mniejszą, już przybraną choinkę, którą wstawił mu do mieszkania gdy Krystian był akurat poza swoim mieszkaniem. Bo cała trójka miała klucze od mieszkań swoich najbliższych.
W ostatniej chwili okazało się, że będzie jeszcze jedna osoba - przyjaciółka Teresy jeszcze z lat szkolnych, której matka umarła tuż przed ślubem Teresy. Gdy okazało się w rozmowie, że Ala nie pojedzie na święta do swej ciotki, nie namyślając się wiele Teresa zaprosiła ją na wigilię. Kazik powiedział - no cóż, mam nadzieję, że nie będzie przy stole płakała. Nie będzie, a w razie czego to dostanie kropelki na nerwy. Tata pochwalił Teresę mówiąc - odporna byłaś na nasze gadanie, ale jednak coś do twej głowisi docierało i nawet w niej pozostało. Dobrze córeczko zrobiłaś. Nikt nie powinien być sam w święta.
Ciasta świąteczne były rodem z Hortexu , bowiem Teresa twierdziła, że ciasta nie leżą w jej możliwościach kulinarnych i zamówiła je w Hortexie. Tak naprawdę to po prostu nie miała kiedy ich piec. I Kazik i ojciec starali się jak najwięcej jej we wszystkim pomagać. Teresa nawet nie bardzo wiedziała gdzie w domu jest schowany odkurzacz, bo sprzątanie mieszkania wziął na siebie Kazik, tłumacząc Teresie, że on tu sprząta "odruchowo" odkąd zamieszkał w tym mieszkaniu. Krystian stał się częstym gościem taty, mówili do siebie po imieniu. Zdarzało się, że kiedy Krystian się za bardzo zasiedział to nocował u taty w living roomie na sofie, bo najmniejszy pokój ciągle jeszcze był "zagracony." Kazik stwierdził, że widocznie obu jest to potrzebne do szczęścia. Ale "synem, synkiem" ojciec nazywał tylko Kazika. W wigilię Kazik wcale nie pojechał do pracy, bo dowiedział się, że jego koleżanki organizują "śledzika" a on stronił od takich imprez. Odwiózł rano Teresę do pracy, zrobił krótką przebieżkę po kilku prywatnych sklepach, w jednym upolował jeszcze jeden prezent dla Tesi- był to ciepły biały szlafrok, który od spodu miał syntetyczne krótkowłose futerko i do niego były takie same cieplusie bamboszki. W księgarni zakupił album z reprodukcjami malarstwa Klimta i pięknie ilustrowany album o życiu i twórczości Leonardo da Vinci.W ramach przebieżki po sklepach w jednej z galerii zakupił pieczone kasztany, bo kiedyś Teresa wspominała, że je lubi. Dowiedział się, by w domu, przed ich jedzeniem wstawić je do nagrzanego piekarnika, ewentualnie do mikrofalówki.
Wszystko odwiózł do mieszkania, prezenty poukładał w sypialni pod kołdrą i czekał na sygnał, by pojechać po Teresę. Zamiast sygnału, w domu niespodziewanie pojawiła się Teresa, dzierżąca przed sobą wielkie pudło. Na jej widok Kazikowi nieco szczęka opadła i zapytał: a co ty kochanie moje tak do siebie tulisz? I jak się tu dostałaś z tym pudłem? I co to jest?
To jest prezent dla mnie od działu - prezent ślubno-świąteczny. A odwiózł mnie Franek, taki stary kawaler z rynku afrykańskiego. Nie podejrzewałam go, że ma i umie prowadzić samochód, bo facet robi wrażenie takiego, który ledwie do trzech umie zliczyć. Z urody facio przypomina najbardziej stracha na wróble. Ale wbrew pozorom jest inteligentny i kulturalny.
To tylko jest nieporęczne, ale jest lekkie. To jest patent Berberów do duszenia mięsa. To jest tadżin, mówiąc po polsku, czyli tagine. Ten egzemplarz jest unowocześniony, bo jest z bardzo trwałej porcelany i może być używany w piekarniku. Lub na kuchence gazowej lub innej. Raz w życiu jadłam z takiego czegoś mięso i było super-hiper. Jeszcze go nie widziałam, tylko mi powiedziano co tam jest. I jest na razie zapełniony "łakociami", o co właśnie Franek zadbał. Oryginalny tagine jest po prostu z gliny, ten może być używany w piekarniku i może być myty nawet w zmywarce. I mam pamiętać, że "łakocie" mam zjeść póki są miękkie, a one są rodem z Izraela. Nie przypominam sobie, bym kogoś z firmy wysyłała do Izraela. A już na pewno nie Franka. No i dlatego po ciebie nie telefonowałam.On nawet przytomnie mi potrzymał pudło gdy otwierałam drzwi na klatkę i był skłonny odwieźć mnie na górę, ale wytłumaczyłam, że nie ma potrzeby, bo mogę przecież sobie pudło postawić na podłodze koło drzwi.
Jak mnie zapewniał Franek, to on gotuje w domu raz na tydzień, rano wstawia do garnka mięso i warzywa, dosmacza przyprawami , dodaje niewielką ilość wody i stawia garnek na małym ogniu. I to się samo pichci kilka godzin. Patent tkwi w kształcie pokrywki- na czubku stożka jest malutka dziurka, którą wylatuje para wodna w niewielkiej ilości a kształt pokrywki sprawia, że para osiada na ściankach pokrywki, skrapla się i spokojnie spływa z powrotem do garnka. Arabowie tak duszą mięso na ognisku.
Ich garnki lepione z gliny mają nieco wyższe pokrywki no i trudniej je utrzymać w czystości. Ale, jak twierdzi Franek, to zawsze jadł tam tak przyrządzone mięso i nigdy nie chorował. On to by najchętniej na stałe osiadł w Maroku, ale jakoś żadna kobieta nie podziela z nim tej chęci.
Poradziłam mu, żeby może wpierw zabrał którąś na urlop do Maroka, bo chyba ciężko jest wybrać na miejsce zamieszkania taki kraj w którym się nigdy nie było. Pomijając już fakt, że teraz tam wprawdzie rządzi całkiem trzeźwy i światły facet, ale ogólnie to jednak jest tam tak szalenie różna od naszej kultura i tradycja, że ja też nie miałabym odwagi być tam na stałe. Tak z ręką na sercu to ja nawet w Polsce nie chciałabym zamieszkać gdzieś na wsi, bo mam zupełnie inne spojrzenie na rzeczywistość niż oni. Nawet w obrębie jednego kraju są spore różnice a co dopiero pomiędzy kontynentami. To jednak inny kontynent. Maroko to wszystko ma inne - klimat, otoczenie, kulturę, zwyczaje, krajobrazy, jedzenie. I nawet mi Franek przyznał rację.
Kazik z wielkim zainteresowaniem oglądał garnek i stwierdził, że byłby również dobry do duszenia bigosu. No chyba tak, w końcu kapusta kiszona to też warzywo, a kiełbasa na ogół ma wiele wspólnego z mięsem. Ale wiesz, nasz bigos już jest gotowy. Trzeba go tylko od taty przynieść.
Pójdziemy chyba teraz do taty, ale chyba jednak podjedziemy samochodem, uprzedzę tylko tatę, że do niego jedziemy. Pewnie nie spodziewa się nas tak wcześnie. No ale taty w domu nie było, ewentualnie mocno spał.Na szczęście mieli klucze od mieszkania. Tatę "upolowali" po drodze, właśnie był na spacerze. Ponieważ, jak twierdził musi jeszcze wpaść na chwilę do kiosku po gazety to podwieźli go do kiosku i potem pojechali razem do jego mieszkania. Teresa zaproponowała by wziął ze sobą to wszystko co potrzebuje będąc u nich i może od razu z nimi przyjechać i zostać już na wigilię. A wieczorem to go Kazik z powrotem odstawi do domu. Ala miała przyjechać około godziny siedemnastej i zaoferowała swą pomoc w kuchni. Wychodzi na to, że mam za małą kuchnię by wszystkich chętnych pomieścić bo i Ala chce pomagać i tata i jak znam życie to się moje szczęście dołączy i pewnie gdyby kuchnia była większa to byśmy wszyscy siedzieli do północy w kuchni - śmiała się Teresa. Na dobrą sprawę to moglibyśmy wszyscy następnego dnia mieć bożonarodzeniowe śniadanie i jeden pokój byłby jeszcze wolny. Jak to- zdziwił się tata. No normalnie - my dwoje w swojej sypialni, dla każdego z was byłby jeden pokój i jeszcze jeden byłby wolny. No rzeczywiście - jakoś źle policzyłem.
Tata podziwiał prezent, który dostała Teresa w pracy i doszedł do wniosku, że Europejczycy jakoś nadal nie doceniają innych cywilizacji. Podbili i skolonizowali wiele krajów i jego zdaniem wiele niepokojów na świecie jest pokłosiem tego faktu. A niemal każdy kraj na świecie wypracował jakieś nie materialne wartości, ma swoje własne opowieści o stworzeniu świata, swoje legendy. No ale nie one są "po linii i na bazie" tego co Europejczycy wymyślili, więc są pomijane głębokim milczeniem. Gorzej, bo dla własnych potrzeb kolonizatorzy nie tylko pomijali milczeniem osiągnięcia miejscowych kultur - oni je po prostu niszczyli. Tata ostatnio czytał eposy Czarnej Afryki zebrane przez któregoś etnologa i był nimi zachwycony. A Afryka wciąż skrywa wiele tajemnic przeszłych epok. Tato, ty naprawdę wykształciłeś się w złym kierunku- stwierdziła Teresa. Myślę, że byłbyś znacznie szczęśliwszy będąc na przykład archeologiem. Ciągle się odkrywa coś nowego, co przeczy dotychczasowym teoriom.
Ja się psychicznie, córeczko, nie nadaję na archeologa. To praca w terenie, często w zupełnie innym kraju, w oddaleniu od domu, żony, dziecka. Nie potrafiłbym zostawić żony i dziecka samych na długie miesiące. Poza tym nie słyszałem by któryś archeolog w Polsce był Krezusem. Sama widzisz ile osób wciąż stara się o wyjazd na zagraniczny kontrakt . A państwo chętnie ich wysyła, bo czerpie z nich niemałe korzyści - dokończyła Teresa.
Rozmowę przerwał telefon od Ali, która mieszkała pod Warszawą. Okazało się, że Ala za nic w świecie nie zdąży na godzinę siedemnastą, jest jakaś awaria, więc musi znaleźć jakiś inny środek lokomocji niż WKD. Musi się przedostać do PKS-u, więc jak dobrze pójdzie to dotrze na osiemnastą. Zaczekaj moment - powiedziała Teresa- bo mój mi zabiera słuchawkę- pani Alu, proszę zaczekać chwilę - ja zaraz wyślę po panią pogotowie, prawie lotnicze. Zaraz do pani zatelefonuje facet o imieniu Krystian i się z panią umówi jak i gdzie ma panią odnaleźć.Krystian to mój brat, nałogowo lubi pomagać kobietom, więc coś wymyśli. A co do pomagania to ja z tatą już Tesie pomagamy, zresztą nie bardzo jest w czym pomagać.To proszę czekać na telefon od Krystiana. Szybciutko zatelefonował do Krystiana, podał mu numer do Ali, wytłumaczył w czym problem, rozłączył się a potem powiedział- no to teraz to ja bym zjadł trochę bigosu, głodny się zrobiłem. Albo mógłbym zjeść kanapkę z szynką. No to sobie podgrzej trochę bigosu, jest przecież tego wielki gar, kanapkę też możesz sobie wziąć. Nie widzę w czym problem. Powinienem dbać o linię - stwierdził Kazik. Nie martw się o swoją linię, ty na co dzień naprawdę nie jesz za dużo. No chyba, że dojadasz gdzieś poza domem, w tajemnicy przede mną. W tajemnicy przed tobą to ja tylko kupuję prezenty dla ciebie.
Coś mi się wydaje, że wykrakałam, że tej nocy będzie u nas jakaś "nocna zbiórka harcerska". Niekoniecznie- stwierdził Kazik- jeżeli Ala wpadnie Krystianowi w oko nie tylko pod względem wyglądu, to jak znam życie zaopiekuje się nią troskliwie. Na szczęście uwierzył wreszcie, że nie wszystko co się świeci jest złotem. Kiedyś za jakąś taką, co mu się niezmiernie spodobała, z Mokotowa na Pragę, a właściwie na Bródno, w okolice cmentarza, lazł na piechotę. A na koniec piękność obrzuciła go takim stekiem wyzwisk, że omal nie zemdlał z wrażenia. Był zdruzgotany. On był wtedy jeszcze na studiach. Panny koleżanki ze studiów nawet jeśli znały rynsztokową łacinę to jej nie używały w miejscach publicznych. Wiesz , na studia prawnicze na ogół szły dzieci z tak zwanych "dobrych domów". A jaki wydział ty skończyłeś? MEiL, czyli Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa. Myślałem, że jako okruch MSW wiesz o tym.
A skąd miałabym o tym wiedzieć, skoro nigdy cię nie ekspediowałam na jakiś wyjazd za granicę. Ale wiem, że to trudne studia, budzące wśród innych szacunek. Tiaaa, ale mam kolegów którzy po tych studiach pozakładali warsztaty samochodowe, bo to dawało zyski. Konstruktor lotniczy grzebiący się teraz w silnikach samochodowych. Przecież my nie budujemy samolotów to konstruktorzy lotniczy są na plaster. No ale ty pracujesz w Instytucie. Ktoś musi pracować w instytucie a dopóki jako tako płacą to tu jestem. Jak przestaną to odlecę. Latać umiem. Nie tylko szybowcem. Kochanie - im mniej wiesz o tym co robię tym lepiej dla nas obojga. Pracuję oficjalnie, na etacie, nie robię nic zakazanego,więc jest wszystko OK. A że nie całkiem to o czym marzyłem? Ale pracuję a nie wszyscy w kraju pracę mają. O czym się wciąż głośno nie mówi. Jak widzisz nie wracam z pracy zestresowany co uważam za spory sukces. Mogę, na ogół, gdzieś przepaść w ciągu dnia, co nie jest złe, a czasem wręcz bardzo przydatne. Jedno jest pewne - nie wracam po pracy urobiony po kokardkę. Pod tym względem mam na pewno lepiej od ciebie. Czasem mogę sobie nawet poprawić humor wyżywając się na studentach. To trudny wydział a mimo tego jakimś cudem zdarzają się ludzie z takimi brakami, że się człowiek dziwi jak taki cudak przeszedł przez maturę i jeszcze się załapał na te studia. Przez pięć lat byłem mocno nieszczęśliwym człowiekiem bo i praca nie taka i miłość bez szans, a teraz- teraz wiem, że życie jest piękne, bo mam swą ukochaną, wymarzoną kobietę obok. Trochę śmieszny mam stosunek do Roberta -z jednej strony potępiam to co zrobił a z drugiej - Bogu dzięki że ci zrobił takie świństwo. To są tak zwane uczucia mieszane.
No ciekawe, czy Krystian upolował tę twoją koleżankę. Ale skoro nie dzwoni to pewnie jakoś ją wytropił. A gdzie ona mieszka? W Otrębusach - kolejka EKD to jedzie tam godzinę, ale wiem, że jej trasa nie pokrywa się z jakąś drogą samochodową. To jest bliziutko Podkowy Leśnej. W sumie to mieszka dziewczyna w tak zwanych kartoflach. Za to do lasu to ma 3 kroki. Tam to głównie się jeździło WKD bo chyba PKS jeździł tylko do Podkowy Leśnej i potem trzeba było lecieć przez las. Od tej kolejki to też nie jest do niej zbyt blisko. Ona się bardzo podobała Robertowi. Zresztą ma naprawdę ładną buzię. Naturalna blondynka. Panna? Panna, ale na pewno nie dziewica. Niezbyt dawno rozstała się z facetem, który nie mógł pojąć, że dla niej matka (chora, nowotwór) jest ważniejsza niż on, który był tylko łóżkiem zainteresowany i nie był dla niej żadnym wsparciem.
W tej chwili zazgrzytał klucz w zamku i do domu weszła Ala a za nią Krystian.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń