środa, 30 listopada 2022

Lek na wszystko? -14

 Przygotowania  do świąt Teresa zaczęła od przepytania męża  jakie  były  święta gdy jeszcze był w  domu  rodziców - co lubił w święta  jeść, czego nie lubił,  co lubił i nadal lubi Krystian, czy prezenty były rozpakowywane przed kolacją  czy  dopiero po kolacji, co dostawali będąc  dziećmi. Zapytana po co robi taki  wywiad powiedziała - chcę, by zawsze  święta  przenosiły nas w okres  dzieciństwa bo to czas, gdy byliśmy pozbawieni prawdziwych  zmartwień, czas  beztroski do którego zawsze  wracamy myślą. Zastanawiała się jaką kupić  choinkę czy dużą "syntetyczną" czy może  lepiej mały, prawdziwy świerk,  a może taką  robioną robioną z gałęzi  jodłowych.  

W wyborze pomógł przypadek - na ich osiedlu, tuż obok  spożywczaka,  stał człowiek pośród rozstawionych  choinek robionych z gałęzi  jodłowych. Choineczki były bardzo ładnie  skonstruowane, miały 1 metr wysokości, każda już miała  zamontowaną podstawkę. Teresa od  razu kupiła  dwie - jedną do ich  mieszkania, drugą do mieszkania  taty. W pasmanterii zakupiła ogromną ilość błyszczącej wstążki błękitnej i białej.  Jeden niemal  cały weekend spędziła  na  "produkcji bombek", tworząc z mocno zmarszczonej wstążki - bombki: śnieżno  białe i błękitne oraz biało-błękitne. Na czubkach choinek umieściła  lśniące błękitne gwiazdki. Tata w  swoich "przydasiach" znalazł tak  zwane "włosy anielskie", czyli cieniutkie paseczki  celofanu które porozciągane na gałązkach  dodały  choinkom  blasku. A dla Krystiana,  Kazik, w którym nagle wezbrały  uczucia  braterskie zakupił w kwiaciarni  mniejszą, już przybraną  choinkę, którą wstawił mu do   mieszkania gdy Krystian był akurat poza  swoim  mieszkaniem. Bo cała trójka miała klucze od mieszkań  swoich najbliższych. 

W ostatniej chwili okazało się, że będzie jeszcze jedna osoba - przyjaciółka Teresy jeszcze  z lat szkolnych, której  matka umarła tuż przed   ślubem Teresy. Gdy okazało się w rozmowie, że Ala nie pojedzie na święta do swej  ciotki, nie namyślając  się wiele Teresa  zaprosiła ją na wigilię. Kazik powiedział - no cóż, mam nadzieję, że nie będzie przy stole płakała.  Nie będzie, a w razie czego to dostanie kropelki na nerwy. Tata pochwalił Teresę mówiąc - odporna  byłaś na nasze gadanie, ale jednak  coś do twej głowisi docierało i nawet w niej  pozostało. Dobrze  córeczko  zrobiłaś. Nikt  nie powinien być sam w święta.

Ciasta świąteczne były rodem z Hortexu , bowiem Teresa twierdziła, że ciasta nie leżą w jej możliwościach kulinarnych i zamówiła je w Hortexie. Tak naprawdę to po prostu  nie miała kiedy ich piec. I Kazik i ojciec  starali  się jak najwięcej jej we  wszystkim pomagać. Teresa nawet  nie bardzo  wiedziała gdzie  w domu  jest schowany odkurzacz, bo sprzątanie mieszkania wziął na  siebie Kazik, tłumacząc Teresie, że on  tu sprząta "odruchowo" odkąd  zamieszkał w tym mieszkaniu. Krystian stał się częstym gościem taty, mówili do siebie  po imieniu. Zdarzało się, że kiedy Krystian się za bardzo zasiedział to nocował u taty w living roomie na sofie, bo najmniejszy pokój ciągle jeszcze był "zagracony."  Kazik stwierdził, że widocznie obu jest to potrzebne do  szczęścia. Ale "synem, synkiem" ojciec  nazywał tylko Kazika. W wigilię Kazik wcale nie pojechał do pracy, bo dowiedział się, że jego koleżanki organizują  "śledzika" a on stronił od takich imprez. Odwiózł rano Teresę do pracy, zrobił krótką przebieżkę po kilku prywatnych  sklepach, w jednym upolował jeszcze jeden prezent  dla Tesi- był to ciepły biały szlafrok, który od  spodu miał syntetyczne krótkowłose  futerko i do niego były takie  same cieplusie bamboszki. W księgarni zakupił album z reprodukcjami malarstwa Klimta i pięknie ilustrowany album o życiu i twórczości Leonardo da Vinci.W ramach przebieżki po sklepach w jednej z galerii zakupił pieczone kasztany, bo kiedyś Teresa  wspominała, że je lubi. Dowiedział się, by w domu, przed ich jedzeniem wstawić je do nagrzanego piekarnika,  ewentualnie  do mikrofalówki. 

Wszystko odwiózł do  mieszkania, prezenty poukładał w sypialni pod kołdrą i czekał na  sygnał, by pojechać po Teresę. Zamiast sygnału, w domu niespodziewanie pojawiła  się  Teresa, dzierżąca przed  sobą wielkie  pudło.  Na jej widok Kazikowi nieco szczęka opadła i zapytał: a co ty kochanie  moje  tak do siebie  tulisz? I jak  się tu dostałaś z tym pudłem? I co to jest?  

To jest prezent  dla mnie od działu - prezent ślubno-świąteczny. A odwiózł mnie  Franek, taki stary kawaler z rynku afrykańskiego.  Nie podejrzewałam  go, że ma i umie prowadzić samochód, bo facet  robi wrażenie  takiego, który ledwie  do trzech  umie  zliczyć. Z urody facio przypomina najbardziej stracha na  wróble. Ale wbrew pozorom jest inteligentny i kulturalny.

  To tylko jest nieporęczne, ale jest lekkie. To jest patent Berberów do duszenia mięsa. To jest tadżin, mówiąc po polsku, czyli  tagine. Ten egzemplarz jest unowocześniony, bo jest z bardzo trwałej porcelany i  może być używany  w piekarniku. Lub na kuchence gazowej lub innej. Raz w życiu jadłam z takiego czegoś mięso i było super-hiper. Jeszcze go nie widziałam, tylko mi powiedziano co tam jest. I jest na  razie  zapełniony "łakociami", o co właśnie Franek zadbał. Oryginalny tagine jest po prostu z gliny, ten może być używany w piekarniku i może być myty nawet w  zmywarce. I mam pamiętać, że "łakocie" mam zjeść póki są miękkie, a one  są rodem z Izraela. Nie przypominam  sobie, bym kogoś z firmy wysyłała do Izraela. A już na pewno nie Franka. No i dlatego po ciebie nie telefonowałam.On nawet przytomnie  mi potrzymał pudło gdy otwierałam drzwi na klatkę i był skłonny odwieźć mnie na górę, ale wytłumaczyłam, że nie ma potrzeby, bo mogę przecież sobie  pudło postawić na podłodze koło drzwi. 

Jak mnie zapewniał Franek, to on gotuje w domu  raz na tydzień, rano wstawia  do garnka mięso i warzywa, dosmacza przyprawami , dodaje  niewielką ilość wody i stawia  garnek na małym ogniu. I to się  samo pichci kilka godzin. Patent tkwi w kształcie pokrywki- na czubku stożka jest malutka  dziurka, którą wylatuje para  wodna w niewielkiej ilości a kształt pokrywki sprawia, że para osiada na ściankach pokrywki, skrapla  się i  spokojnie  spływa z powrotem do garnka. Arabowie tak duszą mięso na ognisku.

Ich garnki lepione  z gliny mają nieco wyższe pokrywki no i trudniej  je utrzymać w czystości. Ale, jak twierdzi Franek, to zawsze jadł tam tak przyrządzone  mięso i nigdy  nie chorował. On to by najchętniej  na stałe osiadł w Maroku,  ale jakoś żadna  kobieta nie podziela  z nim tej  chęci. 

Poradziłam mu, żeby  może wpierw zabrał którąś na urlop do Maroka, bo chyba  ciężko jest wybrać na  miejsce  zamieszkania taki kraj w którym  się nigdy nie było. Pomijając już fakt, że teraz tam  wprawdzie  rządzi całkiem trzeźwy i światły facet, ale ogólnie  to jednak jest tam tak  szalenie różna od  naszej kultura i tradycja, że ja też nie  miałabym odwagi być tam na stałe. Tak z ręką na  sercu to ja nawet  w Polsce  nie chciałabym zamieszkać gdzieś na  wsi, bo mam zupełnie inne spojrzenie na rzeczywistość niż oni. Nawet w obrębie jednego kraju są spore różnice  a co dopiero pomiędzy kontynentami. To jednak inny kontynent. Maroko to wszystko ma inne - klimat, otoczenie, kulturę, zwyczaje, krajobrazy, jedzenie. I nawet mi Franek przyznał rację.

Kazik z wielkim zainteresowaniem oglądał garnek i stwierdził, że byłby również  dobry do duszenia bigosu. No chyba  tak, w końcu  kapusta   kiszona to też warzywo, a kiełbasa na ogół ma wiele wspólnego z mięsem. Ale wiesz, nasz bigos już jest gotowy. Trzeba  go tylko od taty przynieść.

Pójdziemy chyba teraz  do taty, ale chyba jednak podjedziemy samochodem, uprzedzę tylko tatę, że do niego jedziemy. Pewnie  nie  spodziewa  się nas  tak wcześnie. No ale taty w domu  nie było, ewentualnie  mocno  spał.Na szczęście  mieli klucze od  mieszkania. Tatę "upolowali" po drodze, właśnie był na spacerze. Ponieważ, jak twierdził musi jeszcze wpaść na  chwilę  do kiosku po gazety to podwieźli go do kiosku i potem pojechali  razem do jego  mieszkania. Teresa  zaproponowała  by wziął ze sobą  to wszystko co potrzebuje będąc u  nich i może od  razu z nimi przyjechać i zostać już na  wigilię. A wieczorem to go Kazik z powrotem odstawi  do domu. Ala miała  przyjechać około godziny siedemnastej i zaoferowała  swą pomoc w kuchni. Wychodzi na to, że mam za małą  kuchnię by wszystkich  chętnych pomieścić bo i Ala chce  pomagać i tata i  jak znam  życie to  się moje szczęście  dołączy i pewnie gdyby kuchnia  była  większa to byśmy wszyscy siedzieli do północy w kuchni - śmiała  się Teresa. Na dobrą  sprawę to moglibyśmy  wszyscy następnego  dnia  mieć bożonarodzeniowe śniadanie i jeden pokój byłby jeszcze wolny. Jak to- zdziwił się tata. No normalnie - my dwoje w swojej sypialni, dla każdego z  was byłby jeden pokój i jeszcze jeden byłby wolny. No rzeczywiście - jakoś źle policzyłem.

Tata podziwiał prezent, który dostała Teresa w pracy i doszedł do wniosku, że Europejczycy jakoś nadal  nie  doceniają innych cywilizacji. Podbili i skolonizowali wiele krajów i jego zdaniem wiele niepokojów na świecie jest pokłosiem tego faktu. A niemal każdy kraj na świecie wypracował jakieś nie materialne wartości, ma swoje własne opowieści o  stworzeniu świata, swoje legendy. No ale nie one  są  "po linii i na   bazie" tego co Europejczycy wymyślili, więc  są pomijane głębokim milczeniem. Gorzej, bo dla własnych potrzeb kolonizatorzy nie  tylko pomijali milczeniem osiągnięcia miejscowych  kultur - oni je po prostu  niszczyli. Tata ostatnio czytał eposy Czarnej Afryki zebrane przez któregoś etnologa i był nimi zachwycony.  A Afryka wciąż  skrywa wiele tajemnic przeszłych  epok. Tato, ty  naprawdę wykształciłeś się w  złym kierunku- stwierdziła Teresa. Myślę, że byłbyś znacznie  szczęśliwszy będąc  na przykład archeologiem. Ciągle się odkrywa  coś  nowego, co przeczy dotychczasowym teoriom.  

Ja się psychicznie, córeczko, nie nadaję na  archeologa. To praca  w terenie, często w zupełnie innym kraju, w oddaleniu od  domu, żony,  dziecka.  Nie potrafiłbym  zostawić żony i dziecka  samych na długie  miesiące. Poza  tym nie  słyszałem  by któryś archeolog w Polsce był Krezusem.  Sama widzisz ile osób wciąż  stara  się o wyjazd na zagraniczny kontrakt . A państwo  chętnie  ich  wysyła, bo czerpie  z nich niemałe korzyści - dokończyła  Teresa. 

Rozmowę przerwał telefon od Ali, która  mieszkała pod  Warszawą. Okazało  się, że Ala za nic w  świecie nie  zdąży na godzinę siedemnastą, jest jakaś  awaria, więc  musi znaleźć jakiś inny  środek lokomocji  niż WKD. Musi się przedostać do PKS-u, więc jak  dobrze  pójdzie to dotrze na  osiemnastą.  Zaczekaj moment - powiedziała Teresa- bo mój  mi zabiera  słuchawkę-  pani Alu, proszę zaczekać chwilę - ja  zaraz  wyślę po panią pogotowie, prawie lotnicze. Zaraz do pani zatelefonuje facet o imieniu Krystian i się z panią umówi jak i gdzie  ma panią odnaleźć.Krystian to mój brat, nałogowo  lubi pomagać kobietom, więc  coś wymyśli. A co do pomagania to ja  z tatą już Tesie pomagamy, zresztą  nie bardzo jest w czym pomagać.To proszę  czekać  na telefon od  Krystiana. Szybciutko zatelefonował do Krystiana, podał mu numer do Ali, wytłumaczył w czym problem, rozłączył  się a potem  powiedział- no to teraz  to ja bym zjadł trochę bigosu, głodny się  zrobiłem. Albo mógłbym zjeść kanapkę z szynką. No to sobie podgrzej trochę bigosu, jest przecież tego  wielki gar, kanapkę też możesz  sobie  wziąć. Nie  widzę w czym  problem. Powinienem dbać o linię - stwierdził Kazik. Nie martw  się o  swoją linię, ty na  co  dzień naprawdę nie jesz  za dużo. No  chyba, że dojadasz  gdzieś poza  domem, w tajemnicy przede mną. W tajemnicy przed tobą to ja  tylko kupuję prezenty dla  ciebie.

Coś mi  się wydaje, że wykrakałam, że tej nocy będzie u nas  jakaś  "nocna  zbiórka harcerska". Niekoniecznie- stwierdził Kazik- jeżeli Ala wpadnie Krystianowi w oko  nie tylko pod  względem  wyglądu, to jak  znam życie  zaopiekuje  się nią troskliwie. Na szczęście uwierzył wreszcie, że nie  wszystko co się świeci jest  złotem. Kiedyś za jakąś taką, co mu się niezmiernie spodobała, z Mokotowa na Pragę, a właściwie na Bródno, w okolice cmentarza, lazł na piechotę. A  na koniec piękność obrzuciła go takim stekiem wyzwisk, że omal nie  zemdlał z  wrażenia. Był zdruzgotany. On był wtedy jeszcze  na  studiach. Panny koleżanki ze studiów nawet  jeśli  znały rynsztokową łacinę to jej nie używały w  miejscach publicznych. Wiesz , na studia prawnicze na ogół szły dzieci z tak  zwanych "dobrych domów". A jaki wydział ty skończyłeś? MEiL, czyli Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa.  Myślałem, że jako okruch MSW wiesz o tym.

A skąd miałabym o tym  wiedzieć, skoro nigdy cię nie  ekspediowałam na jakiś wyjazd za granicę. Ale wiem, że to trudne studia, budzące wśród innych  szacunek. Tiaaa, ale mam kolegów którzy po tych studiach pozakładali warsztaty samochodowe, bo to dawało zyski. Konstruktor lotniczy grzebiący  się teraz  w silnikach samochodowych. Przecież my nie budujemy samolotów to konstruktorzy lotniczy są na plaster. No ale ty pracujesz w Instytucie. Ktoś musi pracować w instytucie a dopóki jako tako płacą to tu jestem. Jak przestaną to odlecę. Latać umiem. Nie tylko szybowcem. Kochanie - im mniej wiesz o  tym co robię tym lepiej dla nas obojga. Pracuję oficjalnie, na etacie, nie  robię nic zakazanego,więc jest wszystko OK. A że nie całkiem to o czym marzyłem? Ale pracuję a nie  wszyscy w kraju pracę mają. O czym się wciąż głośno nie mówi. Jak widzisz nie wracam z pracy zestresowany co uważam za spory sukces. Mogę, na ogół, gdzieś przepaść  w ciągu  dnia, co nie jest złe,  a  czasem wręcz bardzo przydatne. Jedno jest pewne - nie  wracam po pracy urobiony po kokardkę. Pod  tym względem mam na pewno lepiej od ciebie. Czasem mogę  sobie nawet poprawić humor wyżywając  się na  studentach. To trudny wydział a mimo tego jakimś cudem zdarzają się ludzie  z takimi brakami, że się człowiek  dziwi jak taki cudak przeszedł przez maturę i jeszcze się  załapał na te  studia. Przez pięć lat byłem mocno nieszczęśliwym człowiekiem bo i praca nie taka i miłość bez  szans, a teraz- teraz wiem, że życie jest piękne, bo mam swą ukochaną, wymarzoną kobietę obok. Trochę śmieszny mam stosunek do Roberta  -z jednej strony potępiam to co zrobił a z drugiej - Bogu  dzięki że ci zrobił takie świństwo. To są tak zwane uczucia mieszane. 

No ciekawe, czy Krystian upolował tę twoją koleżankę. Ale  skoro  nie  dzwoni to pewnie jakoś ją wytropił. A gdzie ona mieszka? W Otrębusach - kolejka EKD to jedzie tam godzinę, ale wiem, że jej trasa nie pokrywa  się z jakąś drogą  samochodową. To jest bliziutko Podkowy Leśnej. W  sumie to mieszka dziewczyna w tak  zwanych kartoflach. Za to do lasu to ma 3 kroki. Tam to głównie  się jeździło WKD bo chyba PKS jeździł tylko do Podkowy Leśnej i potem trzeba było lecieć przez las. Od tej kolejki to też  nie jest do  niej  zbyt blisko. Ona się bardzo podobała Robertowi. Zresztą ma naprawdę  ładną  buzię. Naturalna blondynka. Panna? Panna, ale na pewno  nie  dziewica.  Niezbyt dawno rozstała  się z facetem, który  nie mógł pojąć, że dla niej matka (chora, nowotwór) jest ważniejsza  niż on, który był tylko łóżkiem zainteresowany i nie był dla niej żadnym wsparciem.

W tej chwili zazgrzytał klucz  w zamku i do domu weszła Ala a za nią  Krystian.

                                                                 c.d.n.

2 komentarze: