W świąteczny poranek obudzili się bliżej południa niż innej pory dnia. Teresa leżąc w objęciach Kazika myślała o tym, że jest jej niewymownie dobrze gdy się tak leni w objęciach męża. Przywarła całym ciałem do Kazika mówiąc- jeśli kiedyś ci się znudzę i ode mnie odejdziesz to umrę. Chyba powinnam iść do psychiatry, szalenie się od ciebie uzależniłam. Teraz zaczynam w pewien sposób rozumieć tych co się od czegoś uzależnili.
Kazik uniósł się na łokciu, popatrzył na nią uważnie i powiedział - nie licz na to, że mi się znudzisz. Znamy się niemal 10 lat, tak dokładnie to dziewięć lat i cztery miesiące, a kocham cię nieprzerwanie już pięć lat. Nie uwodziłaś mnie nigdy, a ja i tak się w tobie zakochałem i naprawdę cię pokochałem. Usiłowałem, naprawdę bardzo się starałem zabić w sobie tę miłość, zamienić ją tylko i wyłącznie w przyjaźń, ale widocznie los mi sprzyjał, bo się Robert znarowił. On zawsze skakał z kwiatka na kwiatek, umiał uwodzić kobiety i zawsze miał którąś przy sobie. Nawet mu tej umiejętności zazdrościłem no i był ode mnie młodszy o te pięć lat, rówieśnik Krystiana. Zawsze mu zazdrościłem, że każdej bez wyjątku umiał walnąć jakiś komplement, nawet gdy nie był nią zainteresowany. I właściwie to on nie latał za nimi a one za nim. Ale ja za nim nie latałam - powiedziała Teresa. Fakt, nie latałaś-potwierdził Kazik- i po raz pierwszy to on za tobą latał.
Tak, latał jak nakręcony a ja popełniłam błąd - nie miał mnie przed ślubem. Jest wielce możliwe, że gdybym żyła z nim przed ślubem to wcale by nie został moim mężem, bo pod tym względem to raczej nie był mistrzem - dbał tylko o siebie. Myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, nawet byłam z tym problemem u ginekologa, ale on wysłuchawszy wszystkiego stwierdził, że to nie moja wina a partnera. Powinnam była wtedy zamiast to wszystko powiedzieć Robertowi to się z nim po prostu od razu rozwieść, a nie łudzić się, że się "dotrzemy". A ja, kompletna idiotka, nakupowałam książek, powiedziałam mu w czym rzecz i.......sama chyba tym właśnie doprowadziłam do tej sytuacji, że się "sprawdzał" z innymi. Pan ginekolog powiedział mi wtedy, że z przeprowadzonych badań w kwestii satysfakcji z seksu wynika, że zaledwie 10% kobiet osiąga orgazm podczas stosunku i niestety jest to wina mężczyzn, bo większość z nich nie ma pojęcia o grze wstępnej, która jednak powinna być dostatecznie długa. I że tak na oko to z 80% panów ma zerowe pojęcie o seksie i o anatomii kobiety więc nic dziwnego, że jest jak jest.
No to masz naprawdę dobrego i mądrego lekarza - stwierdził Kazik. Tak - miły i bardzo kulturalny facet, nim otworzył własny gabinet pracował w poradni rodzinnej kilka lat - zarekomendowała Teresa swego lekarza. I gdy któraś z pacjentek jest w ciąży to zawsze przynajmniej raz chce się z przyszłym tatusiem spotkać w gabinecie. Jest w Warszawie kilku takich dobrych lekarzy tej specjalności.
Kochanie moje - a śniadanko chcesz zjeść w łóżeczku czy wolisz przy stole?- spytał Kazik. Przy stole, siedząc na twoich kolanach.Tylko musisz wskoczyć w jakąś ciepłą piżamę, może w tą flanelówkę w krateczkę? ona jest bardzo ładna. Dobrze Kwiatuszku i założę nawet ciepły szlafrok, przywiozłem go sobie kiedyś z Londynu. I załóż skarpetki, koniecznie - dodała Teresa. Ja też założę piżamkę pod ten cieplusi szlafroczek. Coś chłodnawo w mieszkaniu. Szykowanie śniadania szło dość opornie, bo wciąż było przerywane pieszczotami i razem ze zjedzeniem trwało ponad godzinę. Po śniadaniu, jak stwierdził Kazik, należał im się odpoczynek, po "odpoczynku" znów zapadli w drzemkę i dopiero po godzinie 15,00 postanowili, że jednak wstaną.
Około 16,00 zadzwonił tata, dziękując za smartfona i mówiąc, że chyba będzie musiał przejść jakieś przeszkolenie, więc Kazik powiedział, że najlepiej będzie jeżeli po prostu przyjdzie, w ramach codziennego spaceru, do nich. I wtedy razem zjedzą obiad. Potem zatelefonował Krystian z podziękowaniem za uratowanie ich od śmierci głodowej i doniósł, że dopiero co dojechali do domu Ali, w którym jest tak ciepło jak w chłodni. Ty się ciesz braciszku, że zasięg jest, śmiał się Kazik. Okazało się, że po wigilii nie dojechali do tych Otrębusów, bo były problemy z jazdą poza miastem, zawrócili do Warszawy i udało mu się przekonać Alę, by zanocowała u niego, bo on nie z tych którzy rzucają się na wszystko co przypomina choć trochę dziewczynę. No i zobaczywszy jak ona na tym zadupiu mieszka to stanie na głowie by jak najszybciej zamieszkała w Warszawie. I jest nawet w stanie zaproponować jej, by do czasu spuszczenia tego domu jakiemuś amatorowi mieszkała u niego - on ma w końcu trzy pokoje z kuchnią, więc nie powinno to być problemem. On w domu to tylko śpi, na ogół cały dzień go nie ma, jada na mieście, wraca przeważnie bardzo późno. Ledwo by się w tym domu widywali.
Dom Ali faktycznie jest duży, meble nadają się głównie do pokoi, które mają powyżej dwudziestu metrów kwadratowych powierzchni a salon w tym domu to ma ze 40 metrów kwadratowych. Meble nadają się do wstawienia do DESA - piękne ale nie do współczesnych mieszkań miejskich. Ogród niestety też spory. Na razie przy pomocy młotka i śrubokrętu otworzył biurko i Ala je przeszukuje. Jak dotąd znalazła namiary na jakiegoś notariusza, może tam był sporządzany zapis testamentowy. Tu jest cała fura teczek, to może jeszcze coś się znajdzie.
Teresa poprosiła, by do telefonu podeszła Ala. Alutko, zabezpiecz dom by rury nie popękały gdy będzie stał pusty, weź spakuj wszystkie dokumenty i cenne rzeczy i trochę swoich i przywieźcie je do Warszawy, możesz je wrzucić do nas albo do graciarni w taty mieszkaniu. Możesz mieć zaufanie do Krystiana, więc rozważ jego propozycję. A sąsiadów tych zza płotu poproś by dopilnowali chaty, bo ty wyjeżdżasz. Zostaw im klucz od chałupy by mogli zaglądać do pieca. Powiedz, że gdy wrócisz dostaną forsę za pilnowanie. Skłam, że ciotka chora i musisz jej pomóc. I zadzwoń gdy dojedziecie do Warszawy.
No to widzę, że mojemu braciszkowi ta Ala przypadła do gustu, skoro jest skłonny udzielić jej schronienia u siebie. Bo niestety, posiadanie własnego wolno stojącego domu to w tym kraju jest dość kłopotliwe i znam całą masę takich, którzy straszliwie byli napaleni na posiadanie własnego domu i ogrodu i po kilku latach przeżywali po raz drugi wielką radość gdy im się udawało sprzedać ów dom. Bo fajnie było dopóki dzieci były malutkie, a pierwsze problemy powstawały gdy szły do szkoły, zwłaszcza gdy szły do liceum. Kilku moich kolegów z pracy całkiem niedawno wróciło do Warszawy, bo codzienne dojazdy do pracy i powroty oraz wożenie dzieci do szkół z lekka im wychodziło nosem. Dzięki za rekomendacje dla Krystiana - on jej krzywdy nie zrobi, tata nas nauczył szacunku do kobiet i wbił do głów, że trzeba je chronić a nie wykorzystywać. Bardzo żałuję, że rodzice nie doczekali się tego, że jesteśmy razem. Kochanie, ja jednak pójdę po tatę, bo może jest ślisko. Tylko go uprzedzę, że po niego wpadnę. Teresa uśmiechnęła się - kochany jesteś, dziękuję ci. A ja tymczasem zrobię surówkę. Nie zapraszam na obiad Ali i Krystiana, bo im tego jedzenia wystarczy na całe święta, załadowałam każdemu na dwa dni. Niech się sami wzajemnie o siebie troszczą, to się może i zaprzyjaźnią. Nooo, nie byłoby źle- stwierdził Kazik. Jak znam życie to Krystian gdzieś jutro wyciągnie Alę na obiad. Stawiam na Bristol. Dziś to na pewno będą do północy grzebać w tych przywiezionych papierach. Byłoby dobrze gdyby jednak coś znaleźli.
Ślisko nie było, dozorcy czyli mówiąc obecnym językiem - gospodarze domów - starannie oczyścili chodniki i jezdnie osiedlowe. Kazik wyekspediował tatę windą na górę a sam został by nieco odśnieżyć swój samochód. To odśnieżanie samochodu nie było jego ulubionym zajęciem, zwłaszcza wtedy, gdy rano wyruszał do pracy. Psiuknął na wszelki wypadek nieco odmrażacza do zamków, odsunął wycieraczki od szyb i pojechał na górę. Na obiad był barszcz czerwony z młodą czerwoną fasolą, na drugie danie indyk w curry i do niego do wyboru albo makaron albo pieczone w piekarniku kopytka z ziemniaków. Surówka była typową "ze wszystkiego" co się surowe nadaje do jedzenia, łącznie z małymi różyczkami kalafiora.
W czasie gdy Kazik poszedł po tatę, Teresa dostała sms od Ali, krótki, ale rozśmieszył Teresę: "Jest źle, bo K. mi się podoba. I ma anielską cierpliwość". Teresa odpisała -"to takie wady w tej rodzinie". Teraz pokazała ten sms Kazikowi. Też się roześmiał i powiedział- no i dobrze, są dorośli, oboje wolni, będę tylko i wyłącznie obserwatorem. No ale z tym, że on ma anielską cierpliwość to bym polemizował.
Nie masz nawet pojęcia jaki byłem niezadowolony, że się urodził chłopak. Byłem przekonany, że mi zaraz poniszczy wszystkie samochodziki. Podobno, bo ja tego nie pamiętam, gdy mama już wróciła z nim ze szpitala to wpierw się zapytałem czy nie mogli jednak "przynieść ze szpitala dziewczynki bo nie chcę mu dawać swoich samochodzików", tata się uśmiechnął, odwinął z kocyka tę żywą lalkę i powiedział: przypatrz się i pomyśl na co takiemu maleńkiemu dziecku przydałby się nawet najmniejszy twój samochodzik - on ma dopiero kilka dni- niczego nie weźmie do swojej rączki, jeszcze nie rozpoznaje twarzy, jedyne co umie to ssać i płakać gdy mu źle. No i wtedy jakoś go zaakceptowałem. Teresa śmiała się - no jasne, skoro samochodziki były bezpieczne to już mogłeś go zaakceptować. A teraz to się nawet kochacie i wzajemnie o siebie martwicie. Masz rację kochanie. A wiesz, że on Anki zupełnie nie tolerował? Nawet nie był na naszym ślubie ani na weselu. Wyjechał tydzień wcześniej do Rzymu i tylko zatelefonował dzień wcześniej, że nie ma jak wrócić, bo jest w Neapolu i nie ma samolotu do Warszawy. No to jestem dumna i blada, że mnie jakoś zaakceptował. Znał cię wcześniej, bo przecież znał Roberta, za którym nie przepadał, bo Robert zawsze mu wytykał, że jest te pięć lat młodszy a więc ma mniej doświadczenia i rozeznania. Ale gdy się dojdzie do dwudziestki to ta różnica wieku niweluje się.
Teresa przyniosła albumy, które kupił Kazik i oglądając je zachwycali się ich zawartością. Wiesz kochanie, mówiła mi ta pani w księgarni, że niedługo będzie też w sprzedaży album Alfonsa Muchy - będę tam co kilka dni zaglądał i gdy tylko się pokaże to go dla ciebie kupię. A ja gdzieś widziałem album o Tiffanym- powiedział tata. Gdy tylko sobie przypomnę gdzie go widziałem to po niego pojadę. Och, on to projektował i produkował przepiękne witraże. Jest w Warszawie sklep, w którym można kupić lampy z witrażowymi kloszami, muszę tylko przejrzeć swoje zapiski - stwierdziła Adela. To gdzieś na trasie NS pomiędzy Elektoralną a Aleją Solidarności. Taki mały sklepik po prawej stronie, gdy się jedzie na północ. Byłam tam nawet kiedyś.Tylko że ja potrzebowałam czegoś od zaraz, a tam tylko były wzory i trzeba było czekać na realizację zamówienia kilka dni.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń