poniedziałek, 25 marca 2024

Córeczka tatusia - 103

 Rozprawa,  zdaniem Andrzeja  trwała  zbyt długo, bo jak mówi pewne przysłowie - wodę  gotujesz i nie  zamieni się  ona  sama  z  siebie  w  zupę z makaronem. Sędziowie bardzo uważnie przysłuchiwali się  opowieści Wojtkowego ojca o tym w jakim  stanie  zastali mieszkanie mieszkanie Andrzeja  gdy przyjechali tam  z lotniska. A najlepsze było to, że Wojtkowy tata rozpoczął swe "sprawozdanie" informacją, że on bardzo, bardzo lubi Lenę i że to wszystko co  zobaczył wprawiło go w  wielkie  zdumienie ale i  w smutek.

 Z wypowiedzi ciotki Leny w jednoznaczny  sposób  wynikało, że Lena była i jest mało zrównoważona  emocjonalnie i dlatego podczas nieobecności w Polsce Andrzeja mieszkała  razem z dziećmi w Otwocku. Gremium sędziowskie  było zdumione faktem, że Lena i jej  rodzina zataiły przed Andrzejem informację o tym, że Lena jest schizofreniczką. Adwokat Leny usiłował wyeksponować, jako karygodny fakt,  że Andrzej  zainstalował w  mieszkaniu na wprost drzwi wejściowych kamerę, ale adwokat Andrzeja z kolei stwierdził, że po prostu był to odruch samoobrony i sprawdzenie kto jeszcze  spoza rodziny ma klucze do tego mieszkania, zwłaszcza, że w mieszkaniu był bałagan, a on wiedział, że Lena nie zostawiała nigdy dotąd bałaganu opuszczając mieszkanie. 

Andrzej wyeksponował natomiast fakt, że Lena traktowała chłopców tak, jakby to nadal były niemowlęta i że dopiero żona jego przyjaciela uzmysłowiła jemu, że dzieci są w pewnym  sensie  zaniedbane intelektualnie a szkoda,  bo mają duży potencjał i opowiedział ze szczegółami przebieg  wizyty Wojtka i Marty u nich.  Oczywiście Andrzej poinformował  sąd, że zatrudni wykwalifikowaną opiekunkę do chłopców, przedstawił sądowi dokumenty osoby, z którą  wstępnie już o tym rozmawiał i nawet podpisał wstępną umowę. Nie ukrywał, że Lena już kiedyś  miała  epizod z paleniem marihuany i między innymi dlatego na  czas  swej nieobecności w Polsce wyekspediował ją razem z  dziećmi pod opiekę jej matki i ciotki oraz profilaktycznie ograniczył jej limit pieniędzy na karcie płatniczej. Oczywiście nie ukrywał, że jego zdaniem fakt ukrycia  przed nim, że Lena ma schizofrenię jest skandalem i podłością  i jak widzi musi chronić dzieci i przed Leną i przed jej rodziną. A o tym, że Lena pali papierosy powiedzieli mu  chłopcy, bo widzieli to gdy byli na placu  zabaw, a potem słyszeli, że babcia się na nią gniewała. Oczywiście oni nie mieli pojęcia jakie to papierosy  Lena  paliła, ale on uczy chłopców, że  wszystkie papierosy są trucizną dla zdrowia i nikt nie powinien ich palić. 

Matka Leny, wyraźnie  zdenerwowana,  usiłowała  wyrwać  sobie  palce lewej ręki ze stawów, a ciocia siedziała obejmując swą twarz dłońmi. Rozprawa toczyła  się długo, ale w końcu sąd  orzekł rozwód a wszystkie spotkania dzieci z matką miały być w towarzystwie Andrzeja lub osoby przez niego wyznaczonej, poza  tym Lena  nim spotka się z dziećmi powinna przejść  leczenie no i oczywiście brać leki zgodnie  z  zaleceniami lekarza. Lena przerwała niecierpliwie sędziemu i zapytała, czemu nikt się nie zapytał dzieci u kogo chcą  być po rozwodzie, więc się  tylko dowiedziała, że decyzję o tym z kim chcą dzieci mieszkać po rozwodzie  mogą podjąć tylko starsze niż ich dzieci. To jakaś sitwa- powiedziała  głośno, na  co usłyszała, by  nie obrażała sądu, bo obrażanie  sądu jest karalne.

Po wyjściu z  sali, na korytarzu, Andrzej podszedł do swej teściowej i zapytał się czy mają czym  wrócić do Otwocka, a w odpowiedzi usłyszał - mamy, mój siostrzeniec czeka na nas na  dole, ty gadzie. No to dobrze - bo w razie gdybyście nie miały czym wrócić poprosiłbym przyjaciela by was odwiózł. A tak to nie ma  sprawy.

Potem podszedł do swoich przyjaciół i swego adwokata a Wojtkowy ojciec zerknął na  zegarek i powiedział - godzina w sam raz na lunch, więc zapraszam państwa na lunch. Och, to bardzo miłe,  ale ja za trzy kwadranse muszę tu być z powrotem- powiedział adwokat Andrzeja- więc może przełóżmy to spotkanie na inny termin, bo muszę jeszcze  zerknąć w papiery. W takim razie ja do ciebie zatelefonuję i dogadamy jakiś termin, który będzie  ci pasował - powiedział Wojtkowy ojciec, a widząc zdumiony wzrok Andrzeja powiedział - znamy się z panem mecenasem od lat. 

Więc  możesz Andrzejku  wybrać miejsce lunchu - Bristol, Europejski, Grand . A to musi być koniecznie jakaś  knajpa?- spytał Andrzej. No nie  musi, możemy przecież wpaść po twoje walizki a potem zjemy lunch w mieszkaniu Marty i Wojtka - zobaczysz jak rozpieszczam Martę. Na  dziś jest schab pieczony z furą różnych  warzyw. I bulionik do popitki - chudziutki, bo Marta taki  lubi. Moja  pani sąsiadka będzie pewnie niepocieszona, gdy  zobaczy "przypadkiem" przez okno, że zabierasz  walizki. Marta to pewnie wróci dopiero około siedemnastej, a Wojtek pewnie później bo mówił coś o jakimś zebraniu. 

A ty dziś masz nockę? Nie, ja wziąłem na  dziś jeden dzień z  zaległego urlopu. Posiedzę dziś z dziećmi. Muszę znaleźć dla tej pani Ewy jakieś mieszkanie w pobliżu mego domu. Jakoś  mi głupio by u mnie mieszkała, choć to z  drugiej  strony wygodne i dla niej i dla mnie. Marta się ze mnie  śmieje, że jestem z nią jakbyśmy byli białym małżeństwem. A dzieciaki są nią zachwycone, bo ona  bardzo dużo z nimi rozmawia, jak coś robi im  do jedzenia to razem z nimi i o tym też opowiada. Lenie to one wciąż przeszkadzały i je wyganiała z kuchni, a jej to one pomagają - potrafią nakryć do stołu, ładnie ułożyć serwetki. Jakoś niczego nie  rozlewają ani nie rozsypują. Ona im daje normalne sztućce a nie to plastikowe badziewie.  A oni są zachwyceni tym faktem.  Dużo im  czyta i wreszcie bawią  się literkami - Marta się ucieszy gdy jej to opowiem. Młodszy bez problemu układa  czteroliterowe wyrazy. A starszy to umie je nawet napisać.  I jakoś  wcale nie wspominają Leny, co mi  dało do myślenia dlaczego tak jest.  Ja to jak Marta - zrobiłem  się  dociekliwy i pomyślałem, że pewnie  coś  było nie tak z tą opieką Leny nad  nimi, skoro tak szybko im wypadła  z obiegu.  Muszę tę panią Ewę wam przedstawić. Oni mówią do niej per "ciocia", a ja  się zastanawiam  czy mam z nią przejść "na  ty". Ona jest w  wieku Marty.  Muszę poinformować  szefostwo, że jestem "samotnym ojcem", więc nie będę już tak obłędnie dyspozycyjny jak dotychczas. Niech młodsi teraz bardziej zasuwają, niech się "doszlifowują w zawodzie". Ja już jestem stary, muszę się zacząć  bardziej oszczędzać i cenić. Pogadam też o tym z Martą, ona ma  zawsze takie zimne, trzeźwe spojrzenie na  wszystko i wszystkich. A przy tym jest niezmiernie troskliwa i zestawienie tych dwóch rzeczy w jednej osobie  jest dla  mnie  zaskakujące. I ją i Wojtka kocham tak, jakby byli moim rodzeństwem.

Poza tym postanowiłem nawiedzić razem z  dziećmi swoich rodziców. Mam nadzieję, że na mój widok stary nie  dostanie ataku serca i nie padnie trupem. Oczywiście wpierw przezornie do nich zatelefonuję. Dziś w sądzie to mi nawet  było żal Leny, bo  zdaję  sobie  sprawę z tego, że już lepiej z nią nie  będzie- nie wyzdrowieje  i podejrzewam, że nadal będzie brała lek od przypadku do przypadku, więc lepiej niż jest to nie  będzie. A gdy ona wejdzie w wiek około menopauzy to może się  nawet  pogorszyć - podobno. Dobrze, że jest pod opieką tego  poleconego lekarza - w przypływie dobrego nastroju powiedziała nawet, że to jest bardzo sympatyczny facet.  Tak się zastanawiam, czy jej matka też nie jest dotknięta "schizą", ale w nieco lżejszej postaci niż Lena. A może to inne schorzenie z tej branży, no ale  nie powiem jej by się przebadała.

Lunch bardzo Andrzejowi smakował i gdy już pili kawę, do domu wpadła Marta, radosna niczym skowronek o świcie. Andrzej od  razu powiedział, że już jest "facetem do wzięcia" i zaczął Marcie opowiadać co było w  sądzie,  a ojciec poszedł po Misię do kwiaciarni. Misia odtańczyła  w domu psiego twista, bo Andrzej w jej pojęciu to też  był rodziną. A co ty dziś tak wcześnie wróciłaś córeczko? - dziwił się Marty teść. Bo jest awaria sieci wodociągowej w okolicy uczelni, więc nas wywali z uczelni i nawet byłam  już w laboratorium i tam okazało się, że miałam dobry pomysł. A poza tym zaraz wróci Wojtek, więc  dziś jest fajny  dzień.  I mam pomysł -  jedź Andrzej teraz do domu, a my za 2 godziny zwalimy się do ciebie z tortem. Uczcimy twój rozwód, poznamy przy okazji tę panią Ewę i możemy nawet Misię ze sobą zabrać, to dzieciaki będą  miały atrakcję. To może Misię odstawimy do rodziców - nieśmiało rzucił ojciec.  Nie, bo  dopiero co ją tu przyniosłeś i zgłupiałaby doszczętnie.Weźmiemy ją z torbą, będzie mogła się w niej schować jak się jej nasze towarzystwo znudzi. Z uwagi na małolaty tort będzie śmietanowo-czekoladowy a nie kawowy. 

No wiesz - ukradłaś mi pomysł - stwierdził Andrzej. Jutro idę do pracy dopiero na 14,00, więc możemy  dziś  "zabradziażyć". Tylko czy Wojtek będzie  miał ochotę? Będzie, po drodze do domu wpadnie po tort, już z nim rozmawiałam. A skąd wiedziałaś, że teraz tu będę? Bo znam swego teścia - nie  zostawiłby ciebie  samego  w takim  dniu, wydanego  na pastwę  złych rozważań. A poza tym to ty twierdzisz, że mam szósty zmysł, więc  nie wiem  co cię  dziwi. No to leć do chaty, gdy będziemy  wyjeżdżać  wyślę  ci sms. Andrzej jak  zawsze objął ją i cmoknął w  czubek głowy, Misię pomerdał po łebku i wyszedł. W 10 minut później do domu dotarł Wojtek. W tempie ekspresowym pochłonął porcję pieczonego schabu, na torcie Marta umieściła figurki Lego - mężczyznę w kosmicznym kombinezonie i dwoje dzieci. O, a komu ukradliście te figurki Lego?- zapytał ojciec. Dzieciom Michała - mają tego od groma i trochę -wyjaśnił Wojtek. Mogliby normalnie  handlować tymi klockami. I mamy powiedzieć, że to wyraz  aplauzu Ali dla Andrzeja. On tych figurek nie  daje  dzieciom, ale nie bardzo wiem dlaczego- coś  strasznie mętnie to mi tłumaczył, ma do ich wyraźnie  awersję. Podejrzewam, że uzasadnioną- powiedziała  Marta - coś mi się kołacze po głowie, że kiedyś się okrutnie wystraszył, że Mareczek połknął głowę jakiejś figurki, ale po kilku godzinach ją znaleźli i od tej pory figurki są kasowane. A te mają pewnie wszystko na stałe przyklejone, bo Ala miała jakiś super-hiper klej i te drobne  części poprzyklejała. Zobacz - nie  rozbierze  się figurek na  części. Ale i tak trzeba powiedzieć Andrzejowi by figurki zniknęły z zasięgu łapiąt.

Gdy przyjechali "w komplecie" do Andrzeja,  w przedpokoju stał "komitet  powitalny", czyli Andrzej z  chłopcami. Na widok torby z Misią  w środku młodszy pisnął  z radości, a starszy zaraz go uciszył mówiąc- nie hałasuj bo się  Misia wystraszy i czym prędzej zawisł na szyi Marty i zaraz dołączył do niego młodszy, dopiero potem został wycałowany dziadek Wiesiek a na końcu Wojtek. Misia zawzięcie twistowała okrążając całe towarzystwo. Andrzej pokazał dzieciakom, by razem z gośćmi poszli do pokoju a  sam poszedł do kuchni po panią Ewę. Nieco zażenowana  poszła do pokoju z  Andrzejem i nim ten zdążył słowo powiedzieć chłopcy "dwugłosem" poinformowali gości, że to jest ich nowa ciocia, ciocia Ewa i ciocia będzie tu razem z nimi mieszkała, bo mama jest chora i bardzo,bardzo długo będzie  się leczyć. Misia przywarowała przytulona do nóg Marty,  więc Marta wzięła ją na ręce  i przemawiając  do niej jak do dziecka i głaszcząc ją podeszła do Ewy mówiąc - zobacz Misiu, to jest ciocia Ewa, obwąchaj ciocię, ciocia też kocha  pieski jak my wszyscy i trzymając Ewę za rękę zbliżyła do  niej mordkę Misi - Misia na moment zesztywniała,  a potem obwąchała rękę Ewy i ją polizała delikatnie. No to już się znacie - skonstatowała Marta i objęła  delikatnie Ewę mówiąc - jestem Marta, ten podobny do Andrzeja to mój mąż Wojtek, a to jego ojciec Wiesław, czyli mój teść, który dba o  mnie jak o własny produkt, a jak widzę to Misia uznała,  że pani też należy do tej naszej patchworkowej rodziny zszytej z  bardzo różnych tkanin. Ona, gdy już kogoś zaakceptuje  zaraz się usadawia przy kostkach nóg.  Ewa była najwyraźniej  w  świecie  nieco zdumiona ale i bardzo zadowolona tak miłym powitaniem. Marta schyliła  się po Misię i wcisnęła ją na ręce teścia, a Marta wzięła pozostawiony w przedpokoju tort i Andrzeja i poszła do kuchni.  

Zobacz - ta "legolandzka" figurka taty z  dziećmi to przesłanie mentalne od  Ali. I schowaj ją na pamiątkę dzisiejszego dnia, w którym  zostałeś  tatą z dwójką dzieci i nie  daj im tej figurki do  zabawy. Co prawda Ala przykleiła główki i rączki rzekomo dobrym klejem, ale lepiej by się oni tym nie bawili. Ala i Michał przeżyli już koszmar szukania zagubionej główki i już widzieli w wyobraźni małego na stole operacyjnym i chirurga  szukającego tejże główki w jego wnętrznościach. I teraz  wszystkie figurki są usuwane, dopóki oni nie przestaną  wszystkiego brać do ust. No ale  musiała jakoś cię uhonorować i stąd ta  figurka. A potem przyciągnęła głowę Andrzeja do siebie i  wyszeptała mu do ucha - ładna ta Ewa i dzieci ją lubią i nawet Misia ją od  razu zaakceptowała.   

Daj mi jakiś porządny  długi i ostry nóż oraz  zwykłą  szklankę, pokroimy tort. Szklankę umieściła do góry dnem na torcie i tym samym  stała  się osłoną dla figurki,  teraz okroiła szklankę dookoła w odstępie 3 mm od jej ścianki wbijając nóż aż do podstawy tortu, a potem kroiła różnej szerokości kawałki tortu. Czyszcząc  nóż spróbowała przy okazji smak tortu, Andrzej też się załapał i oboje  stwierdzili, że ten tort jest rewelacyjny, bo smak jest czekoladowo-orzechowy a tort nie jest za słodki.   O rany- stwierdziła Marta - on jest jeszcze lepszy od tego kawowego, który dotąd u  nich kupowałam! Obłęd absolutny! Po co ja  jadłam obiad? Nie mam teraz  miejsca  w żołądku!  Idź, zanieś  tort i zbierz  zamówienia  co kto pije. Rzecz głównie dotyczy wyboru kto chce kawę zamiast herbaty. Widzę, że masz Rooibos, ją mogą również pić  dzieci i to już po ukończeniu 1 roku życia. Ja sobie do  rooibosa  dodaję  szczyptę cynamonu. Podoba  mi  się ta Ewa, ma dobrze pod czaszką poukładane. Andrzej  wrócił z wiadomością, że  wszyscy będą pić herbatę. Oooo, to bardzo dobrze. Przynosząc herbatę  do pokoju nie  zapomnij ogłosić, że  dzieci piją tę samą herbatę  co my - zobaczysz jakie  będą  mieć uradowane pysie.

Patrzę na ciebie i patrzę i śmiać mi się chce, bo ty nie masz dzieci a doskonale wiesz co dzieciaki lubią, co je interesuje, czym je zabawić, a jednocześnie  mam kontakt  z "dzieciatymi" osobami, które nie  mają nawet bladego  pojęcia co dzieci lubią i co je interesuje. Nie  wiem jak to się  dzieje- stwierdził Andrzej

Marta roześmiała  się - bo ja mam jeden cholerny feler - mało rzeczy mnie  nie interesuje. Piekielnie dużo czytam i to o najróżniejszych sprawach a do tego mam drugi feler - "pamiętliwa" jestem. To  wszystko to efekt tego, że bywałam wiele godzin sama ze  sobą w czasie dzieciństwa. Wcześnie  się nauczyłam  czytać i najchętniej  czytałam książki dla dorosłych. Tata kiedyś się zorientował co jest grane , nie ochrzanił mnie, tylko powiedział, że jeżeli przeczytam coś i nie będę rozumiała o co biega, to mam się zapytać. Wiele znasz dzieci, które w wieku lat ośmiu czytały Emily Bronte "Wichrowe wzgórza"? Byłam zafascynowana tą książką.  Przeczytałam ją potem po raz  drugi  chyba gdy miałam 12 lat i nadal  mi  się podobała. Natomiast lektury szkolne zawsze  mnie  dobijały. Dobrze, że Krzyżaków przeczytałam gdy miałam siedem lat. I gdy z czasem były lekturą to już ich nie   czytałam. Zresztą wiele lektur  szkolnych  przeczytałam  znacznie   wcześniej.   Zaraz potem wpadła mi powieść Remarque "Na zachodzie bez  zmian" i jakoś zupełnie mnie nie zachwyciła, co nie przeszkodziło mi by przeczytać niedługo potem "Czarny obelisk" tegoż  autora i ta książka mi się podobała.  Ja nawet Koran przeczytałam. Biblię też, zamiast chodzić na  religię. Potem miałam jakiś "ciąg" powieści Balzaca. Ja po prostu mam feler - lubię  czytać.  Przeczytałam prawie wszystkie  powieści spłodzone przez Karola  Maya, a najbardziej mi się podobała jego powieść "Ojciec Pięciuset" i kiedyś nieopatrznie stwierdziłam,  że teraz zamiast wsadzać do więzienia powinno się stosować ową chłostę 500 batów  w podeszwy stóp. Bo zamyka się kogoś do więzienia, winny odsiedzi  swoje, wychodzi i  dalej  to samo robi.  Zrobili z tego aferę i tata  mi powiedział, żebym może jednak lepiej   z nim omawiała  swe odczucia po każdej lekturze a nie  z koleżankami w  szkole. No i tak było.

Niestety teraz  mam  strasznie mało wolnego czasu i czytam głównie to co mi przybliży mój zawód, co nie przeszkodziło  mi by kupić  sobie książkę o najczęściej wykonywanych operacjach i nim trafił Wojtek w twoje  ręce , a potem ja,  to wiedziałam co będziesz  robił, tak krok po kroku. Podziwiam wszystkich chirurgów, bo to piekielnie trudny zawód. Idź już z tą herbatą bo za chwilę Wojtek tu  wpadnie by sprawdzić  co robimy. A ja tu jeszcze zrobię trochę klaru na pokładzie. Andrzej porwał tacę ze szklankami i poszedł do pokoju.  Sprzątnęła okruchy, sprawdziła czy nie spadło nic na podłogę, przetarła blaty i poszła  do pokoju, w którym Andrzej mówił Wojtkowi o tym, jaką to on ma niezwykłą jak na dzisiejsze czasy żonę. Marta trąciła Andrzeja w ramię i powiedziała - takich wariatek jak ja to znam więcej. Nie byłyśmy w  szkole podrywane, bo byłyśmy  za nudne. Pomyśl - jestem z Wojtkiem od 5 klasy podstawówki. Jestem po prostu w pewnym sensie opóźniona w rozwoju. Mało mnie nowa moda skaziła.

Ten tort jest nieprzyzwoicie smaczny - powiedziała Ewa. Oj tak - zgodziła  się  z nią Marta. Niestety  ja to zupełnie  nie mam talentu do pieczenia tortu. Zastanawiam się jak oni osiągnęli taki orzechowy smak, bo ten krem jest bielutki i idealnie  gładki i nie ma  w nim drobin mielonych orzechów. Ta polewa  czekoladowa też jest  idealnie  gładka. Zaczynam podejrzewać, że tu jest olej z orzechów w tych polewach. Wojtek spojrzał na  nią i powiedział - twoja dociekliwość to ci chyba utrudnia nieco życie - jak i jak? Przecież nie planujesz otwarcia cukierni, więc po prostu jedz i odpuść  sobie technologię produkcji owego tortu. Jest  rzeczywiście bardzo bardzo smaczny. Chyba  nawet lepszy od tego kawowego, który też nam bardzo smakował. Ale ten to  mogą również jeść  dzieci - stwierdziła  Marta, a w tym kawowym to kawy nie  żałowali, więc  myślę,że ten  dla nich jest lepszy. Co prawda  każdy z nich "idzie  w biodra". Andrzej spojrzał na  nią i powiedział - jakoś nie  widzę tu takich osób, które powinny dbać o to,  by ich tkanka  tłuszczowa nie przyrosła o milimetr. No nie  wiem - z przykrością odkryłam, że już nie  wchodzę w  dżinsy z czasów szkoły średniej. A takie  były fajne.  Jeśli je jeszcze masz, to to płukania dodaj  pół szklanki octu a po odwirowaniu załóż gdy są jeszcze  wilgotne i posusz  suszarką do włosów - powiedział Wojtek. Moja mama miała taki patent od  swojej znajomej. Po każdym praniu dżinsów tak robiła. Co prawda gdy  się jej nieco więcej przytyło  to i tak  musiała nowe kupić.  Nigdy nie  widziałam twojej mamy w  dżinsach - stwierdziła Marta- raz ją widziałam w zamszowych spodniach, ale nigdy w  dżinsach. Ona zawsze była elegancko ubrana. Marciu- ty chyba  już  zapomniałaś co powiedział o tobie ten lekarz  na obchodzie - on zupełnie  bystro zauważył, że masz brzuch wklęsły, a ja z kolei powiedziałem  ci, że masz szalenie cieniutką warstewkę podskórnego tłuszczu. Rzadko kto ma w tych  czasach  taką. I z tego co widzę to nadal jesteś taka sama. Mam rtg w  oczach. Napędziłaś mi strachu, okropnie się bałem, że ten wrednota się rozleje. Ale jakoś jednak wytrzymał do końca.

Andrzej spojrzał na  zegarek i powiedział - młodzież teraz pięknie pożegna  się z ciocią i wujkiem, pójdzie  się  przebrać w piżamki i powędruje do łazienki by umyć to co należy przed położeniem  się do łóżka. I proszę porządnie wypłukać paszczęki, bo wczoraj to jakoś na dobranoc dostałem  buziaka z pastą do zębów. A Misia to już śpi a nie myła  ząbków - zauważył młodszy. Misia to będzie  miała myte  ząbki dopiero po wieczornym  spacerze - powiedział dziadek Wiesiek. Łapki też  będzie  miała umyte. Dzieci z Ewą zniknęły w łazience, potem jeszcze  przyszły na dobranockowego buziaka od taty, cioci Marty, wujka i  dziadka a pani Ewa poszła z nimi do pokoju, bo jak co wieczór czytała im jakąś bajkę.

Andrzej usiadł z ciężkim westchnieniem mówiąc - to był jednak ciężki dzień. Zastanawia mnie to, że chłopcy po mojej opowieści,  że Leny bardzo długo nie będzie  z nami bo się musi leczyć ani słowem  nie wspomnieli o niej. Lena na  nich bardzo często krzyczała, często zupełnie  bez powodu.

                                                                      c.d.n.



 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz