czwartek, 2 maja 2024

Córeczka tatusia -124

 Pierwszy dzień pobytu w Side  upłynął całej szóstce na totalnym lenistwie - zaraz po śniadaniu powrócili  w objęcia Morfeusza a na klamkach drzwi swoich pokoi po ich zewnętrznej  stronie wywiesili  plakietki z napisem  NIE  PRZESZKADZAĆ !  Musieli wszak odespać noc, w czasie  której co najwyżej  nieco drzemali siedząc.

Jeszcze w  Warszawie umówili się, że pobyt wykorzystają głównie  do wypoczynku i odnowy sił - nie  będzie obowiązku zwiedzania  ani wspólnego wszędzie  bywania- to ma  być  wypoczynek  od wszelakiego przymusu. Oczywiście   będą  się wzajemnie informować która para dokąd  się wybiera i wiadomo, że kolejne pary mogą  się  dołączyć, ale obowiązku nie ma. Wieczory na pewno będą  spędzali razem, bo przecież   trzeba  nadrobić warszawskie  zaległości w obszarze wspólnych spotkań.  I temat PRACA  oraz "jak sobie  rodzice radzą  z  dziećmi" stanowczo  powinny  być całkowicie wykluczone z rozmów- dodał Andrzej. Moi mają "konsultanta" w postaci Wojtkowego taty i Ziuka, zostawiłem też  namiary na kumpla, który jest pediatrą,  a który  w ramach  rewanżu  chce  tylko duuużo  zdjęć zabytków, a one mogą być przesyłane od  razu na jego priv na FB i u nas   kasowane , żeby  sobie  nie zajmować  miejsca na  własnym  sprzęcie.  A ja w ostatniej  chwili skonfiskowałem Martuni jej brudnopis pracy magisterskiej - pochwalił się Wojtek - bo ona tak po cichutku go dodała do walizki, więc  ja również  cichcem go usunąłem. Za to wziąłem karty do gry i możemy  mieć  własną szulernię! Bo kości do gry to Marta wzięła.

Andrzej, który bardzo dbał o kondycję fizyczną (bo jednak kilkugodzinne stanie przy  stole operacyjnym wymagało dobrej kondycji  fizycznej)  codziennie wstawał znacznie  wcześniej od Maryli i cichutko wymykał się z pokoju - wpierw biegał brzegiem plaży, a potem pływał długo w hotelowym basenie i aby potem  wysuszyć się jeszcze  robił "przebieżkę" brzegiem  plaży. W drugim  tygodniu pobytu dołączyli do niego Wojtek i Michał. Żaden z nich nie  domyślił się, że Maryla zaraz po drugim treningu Andrzeja stawała w oknie pokoju i śledziła Andrzeja czy  wszystko z nim w porządku. Ale o tym to  się Andrzej dowiedział dopiero na dwa  dni przed  końcem pobytu. 

Każdego wieczoru wszyscy  razem spacerowali boso brzegiem plaży, by "wygładzić  sobie  stópki" jak mawiała  Marta,  a potem tańczyli na pięknym marmurowym, doskonale  wypolerowanym parkiecie. Michał, który  był świetnym tancerzem i bardzo lubił tańczyć był " w siódmym  niebie", a Wojtek, dzięki codziennym ćwiczeniom bardzo  się  w tej sztuce podciągnął i Marta zaraz go pochwaliła, mówiąc, że  wreszcie  nie musi go przesuwać po podłożu, bo sam już "odkrył" jak to robić.

Marta codziennie co ciekawsze  zdjęcia  przesyłała do swych rodziców i teścia. Na jednym ze straganów  z pamiątkami Marta z Marylą  wypatrzyły  kamienną  figurkę bogini Izydy z Ozyrysem przy piersi. Figurka była nieduża, miała  najwyżej  15 cm  wysokości i  była  wykonana  z marmuru. Według mitologii egipskiej Izyda była opiekunką  rodzin i domowego ogniska, patronką małżeństwa i macierzyństwa i wszystkie dziewczyny zakupiły  figurkę Izydy dla swych mam lub teściowych. Marta dla Pati, a Ala i Maryla dla  swych teściowych. Co prawda, jak  się śmiała Marta,  nie do końca  było wiadomo czy Ozyrys był bratem  czy dzieckiem Izydy, bo ci  wszyscy bogowie  skandalicznie się prowadzili,  no ale to w końcu nie  było istotne - ważne, że Izyda była opiekunką  rodzin i domowego ogniska  a to pasowało i do  każdej mamy i do teściowej. Panowie obejrzeli te figurki a Wojtek skrzywił się i powiedział - to pewnie jakiś odlew, nie  widać wcale ani centymetra  śladu po jakimś dłucie.  Zresztą kto  bawiłby  się w  rzeźbienie takiego drobiazgu. 

Marta spojrzała  się na niego i powiedziała - jak na dziś to jeszcze nikt marmuru nie stopił, a odlew  można  zrobić  tylko z jakiegoś płynnego  materiału a śladu nie ma, bo marmur daje  się świetnie  wygładzić. W każdy wieczór na  dancingu drepczesz po wypolerowanym marmurze. Oczywiście  nie wygładzisz, nie  wypolerujesz   marmuru w jeden  wieczór i zapewne jest to dość żmudne  zajęcie. Spójrz- gdyby to był odlew, to wszystkie  trzy figurki byłyby identyczne, a nie  są. Bo odlew zawsze  robisz w jakiejś formie i z reguły każda kolejna taka figurka byłaby identyczna. Swoją  drogą to podziwiam bo na moje rozeznanie to chyba łatwiej rzeźbić  w jakimś większym kamieniu bo wtedy i narzędzia  większe i możesz przywalić cięższym młotem w  większe  dłuto, a taką niedużą  figurkę  to pewnie się robi małym dłutkiem i używa  się stosunkowo małego młotka.

Dziewczyny miały  szaloną ochotę  by wybrać  się do centrum  Side bez towarzystwa  mężów i zrobić przebieżkę po sklepach  jubilerów, ale panowie mężowie twierdzili, że "porządne  mężatki" nie powinny same chodzić po tureckim mieście. No ale  my przecież jesteśmy trzy, nie będziemy się ani na moment rozdzielać - twierdziły panie. No ale  dlaczego koniecznie  chcecie iść  same- dopytywali  się mężowie. No bo my chcemy odwiedzić kilka  sklepów jubilerskich  i pooglądać jakie tu  są  wyroby, spokojnie pooglądać, poprzymierzać  różne  "biżutki" albo  obstalować  coś na  wymiar - tłumaczyły cierpliwie.  No ale  nie  widzę problemu w tym, że my  razem z  wami będziemy u tych jubilerów i też obejrzymy co tu jubilerzy sprzedają - tłumaczyli z kolei ich mężowie. 

Ja- na ten przykład- perorował Andrzej - chcę coś kupić swoim rodzicom na 40 rocznicę ślubu, więc też  chętnie odwiedzę kilka sklepów  jubilerskich.  A co przedtem im kupowałeś na poprzednie okrągłe rocznice? - dociekała  Marta. Chyba nie kupisz im kompletu obrączek  z tej okazji.  No właśnie - nie mam pomysłu co im  kupić na taką już poważną rocznicę i może mi któryś  jubiler coś doradzi, a może któraś z was ma jakiś  pomysł? A przedtem to nic  nie kupowałem,  bo przecież  kupę lat z nimi nawet  nie gadałem, o  czym  doskonale  wiesz.

No to masz problem - zaśmiała  się  Marta- bo ze zdziwienia i radości mogą ci rodzice  zaniemóc. Ich serca mogą nie wyrobić wzruszenia lub  zdziwienia. A poza tym dobrze  jest jednak znać rozmiar obrączki, pierścionka czy też sygnetu. Będziesz musiał do nich  zatelefonować  by ci podali rozmiar swych palców.

No ale  wtedy to już nie będzie  niespodzianka - stwierdził Andrzej. No a  poza tym tata  nie  nosi obrączki. Muszę  to wszystko przemyśleć spokojnie. Marta  zamyśliła  się i po chwili powiedziała- z facetami i prezentami  dla  nich to z reguły zawsze  jest problem co im kupić. Niestety  minęły  czasy, gdy można  było kupić  facetowi  jakąś  niewolnicę w prezencie albo  konia. Ja to  zawsze  się pytam swoich by wymienili kilka rzeczy, które  sprawiłyby im  frajdę, gdyby  dostali. Dla taty to kupię jakąś książkę - z tekstem  angielskim- albo o historii Turcji albo tego kawałka co nad Morzem Śródziemnym  leży. Dla  Pati chętnie  bym  kupiła jakąś ładną broszkę no i będę miała tę Izydę, która pewnie   będzie  zdobić przez  jakiś czas wystawę kwiaciarni. A dla teścia to kupię albo  spinki do mankietów  albo spinki do krawata, bo tata Czesiek to elegancki facet i nadal używa  koszul z mankietami, których mój tata i mój mąż  nie lubią. A co kupimy  dla  ciebie? - zapytał Wojtek.   Złoty wisiorek ze splecionymi literami "M" i "W". W Warszawie  mam złoty  łańcuszek, całkiem  nowy, jeszcze  nie  używany od lat - poinformowała  męża Marta. No to ja też sobie  taki wisiorek zafunduję, razem z łańcuszkiem stwierdził Wojtek. No ale  czy oni  zdążą to zrobić nim  stąd  wyjedziemy?  Zdążą,  zdążą - tę ilość  złota to stopią w mgnieniu oka,  tym bardziej, że  ja zaraz usiądę i narysuję projekt a formę to zrobią raz dwa. 

Andrzej przysłuchiwał  się  zaciekawiony i powiedział- a może w takim  razie ja bym rodzicom też  zafundował takie łańcuszki  z ich inicjałami?   No pewnie, możesz,  ale Twoim rodzicom to ja  bym środek literek wypełniła albo emalią albo srebrem. A w ogóle  to widziałam  w jakichś projektach złoty łańcuszek , na którym  były okrągłe złote  blaszki z imionami dzieci . A te imiona  były naniesione  emalią. Ale podejrzewam, że jest przy tym o wiele  więcej roboty, co się zaraz przedłoży na  cenę i  czas potrzebny do wykonania  tego typu  ozdoby. 

No to w takim razie  zamiast na plażę przewleczemy   się  dziś  do city - przed południem  będzie  mniej ludzi, bo będą  się plażować - podsumował Andrzej.  Zauważyłem, że  część osób nie stołuje  się poza śniadaniem  tutaj, tylko ganiają do miasta i pewnie jedzą  coś z grilla.  I mam  wrażenie, że oni  nie  są z naszego biura turystycznego i  nawet nie wiem  skąd  są, bo nie  słyszałem w jakim  języku mówią. Ale ja się boję tych elektrycznych grilli,  wolę zjeść  coś co  się piecze na  blasze i jest  dobrze przypieczone, a z tymi kebabami robionymi na elektrycznym grillu bywa  różnie, bo jak  słyszałem od  wtajemniczonych  to na krańce tych plastrów  mięsa  słabiutko dochodzi  właściwa temperatura, więc  mikroby mogą pozostać nie wybite. A nie mam ochoty leczyć  się po powrocie  do Warszawy z jakiegoś paskudztwa.  A  jak wam smakuje  tu ta jajecznica z warzywami?  Mnie bardzo- stwierdziła  Marta. I mam zamiar w domu też taką robić Już nawet rozgryzłam skład, tylko ja będę  dawała pomidory  bez  skórki i może  mniejsze kawałki tej  zielonej papryki, po prostu będę  drobniej kroić. A ta  ich cebula to jakaś taka  słodka jest i pomyślałam, że  ja będę  dawała w związku z tym czerwoną cebulę, bo ona też  jest słodsza od tej "typowej".

Wyprawa do centrum Side była wielce owocna. Marta kupiła  dla Patrycji broszkę, która jej  zdaniem  była w stylu włosko- tureckim, czyli połączenia szkła i złota. Ze  szklanych, nie przezroczystych, ale różnobarwnych króciutkich  "igiełek" szkła był ułożony obrazek trzech różyczek. Podstawa  broszki  oraz  oprawka obrazka i zapięcie były złote. Broszka była owalna, dłuższy wymiar wynosił 4 cm, poprzeczny 2,5. Bardzo  się Marcie podobała, ale  zwróciła jubilerowi  uwagę, że zapięcie jest kiepskie i broszka może  się bardzo łatwo sama rozpiąć, więc jeśli je poprawi, to ona  tę broszkę kupi. Co do prezentu dla rodziców Andrzeja -  Marta pokazała jubilerowi swój projekt, wg którego w ramce zbliżonej kształtem i proporcjami do kwadratu , którego rogi były zaokrąglone,  były dwie  litery A, ale nie w formie  drukowanej  ale  pisanej, co z daleka przypominało kształtem dużą  pisaną literę  M, w której  lewa połówka jest wyższa od prawej. Pan jubiler wpatrywał się, wpatrywał i powiedział, że to ciekawe, ale on proponuje, by te literki nie były z okrągłego "drutu" złotego,  ale  z płaskiego i wtedy kształt liter można by podkreślić cieniutką linią emalii ciemnej, prowadzonej w środku  szerokości litery.  Zaraz też zrobił szkic jakby to wyglądało. A poza tym zaproponował by męski łańcuszek był z nieco większych owalnych a nie okrągłych oczek, a dla pani z tradycyjnych, okrągłych.  A na koniec  zapytał, czy Marta nie  będzie  miała nic przeciwko temu, że on, być może, wykorzysta ten projekt, bo to połączenie liter jest bardzo ciekawe. Dla swego taty Marta kupiła  złotą spinkę do krawata, a dla teścia  spinki do mankietów   - obydwa  wyroby były z  białego złota.  A Michał poprosił Alę by wybrała  dla siebie pierścionek taki, który  się jej podoba i Ala wybrała złoty pierścionek  z kamieniem  nazywanym "oko tygrysa", należący do  kamieni półszlachetnych, ale  swą urodą przewyższający wiele  z nich. Pan jubiler  znalazł się jak należy i powiedział, że  skoro Marta  zgodziła  się udostępnić mu swój projekt, to on za broszkę weźmie  tylko 1/3  jej ceny. Gdy wyszli  ze  sklepu Wojtek powiedział, że może  zamiast pracować  w laboratorium podpisałaby kontrakt z tym jubilerem i projektowała  dla niego biżuterię.

Z tego  wszystkiego poszli do pierwszej z brzegu kawiarni i siedząc pod drzewkiem pomarańczowym pili dopiero  co wyciśnięty sok pomarańczowy zagryzając  go słodką bułeczką z pastą sezamową.

                                                              c.d.n.

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz