wtorek, 14 maja 2024

Córeczka tatusia - 128

 Nesca z kakao oraz cynamonem  zrobiła furorę. Dla  tych, co bez  cukru nie wyobrażają  sobie kawy Marta przyniosła   z domu  cukier  trzcinowy. I zaraz   zaczęły  się dociekania  czym ta  kawa jest  słodzona, bo  nikt z obecnych  nie  znał smaku prawdziwego cukru trzcinowego. A kuleczki nadziewane orzechami też wzbudziły  duże  zainteresowanie. 

Szefie , może byśmy jakąś delegację zrobili do tej Turcji i  zakupilibyśmy kilka  kilogramów tej neski?- zapytał któryś. I tą przegryzkę do niej. Marta  zaczęła  się śmiać- kochani- ta neska  to jest kupiona  w Warszawie, w sklepie Lidla , a kakao też kupione  w Warszawie i jest importowane  z Holandii. Turecki  w tym  to jest tylko sposób jej serwowania - kawę i kakao dajemy w proporcji 1:1, czyli łyżeczka  neski, łyżeczka kakao i pół łyżeczki mielonego na puder  cynamonu i zalać  wrzątkiem. Tylko nie kupujcie tej neski zmielonej na puder, a tę w takich jakby kryształkach- bo ona  jest produkowana systemem  liofilizowania, przez co jest  znacznie  smaczniejsza.

A przegryzki to upiekłam  w  domu sama, z gotowego ciasta  tzw.  francuskiego. Dowolne orzechy się  tłucze na  małe kawałeczki, kieliszkiem  się  wykrawa krążki  ciasta, nadziewa orzechami, dokładnie   się zlepia  w kulkę i piecze.  Żadna  filozofia. Cieszę się, że  wszystkim  one  smakują. A na potrzeby domowników  to można te kulki po upieczeniu polać rozpuszczoną czekoladą, taką tak zwanie gorzką, czyli taką co ma powyżej 80% kakao.

A kiedy ty wracasz  do pracy?- spytał Bogdan. No, jeśli tylko szef zdecyduje się przyjąć  mnie na etat, to zaraz  po obronie, która jest coraz  bliżej. Muszę jeszcze  swoją magisterkę obronić przed  komisją. Zabawne, będę chyba pierwsza z tych  co bronią. One jeszcze piszą swe prace, ale one to piszą pod kątem prowadzenia   własnego gabinetu kosmetycznego. Z tym, że  zapewne  spora ich część to będzie  tylko firmować w  spółce. Ze trzy  albo cztery, jak słyszałam, to nastawiały  się na urządzenie gabinetu, ale ja odkryłam, że za nic  w świecie nie chcę  być czynną kosmetyczką. 

No to skąd  się wzięłaś na tych studiach?- zapytał któryś  z kolegów.  No bo oblałam  chemię  na  wstępnym na medycynę- nie wpadłam na to, że bardzo  dobry stopień  z  chemii w liceum to jednak  za mało wiadomości na  medycynę. Jak już "odpadłam", to dopiero  wtedy  się  dowiedziałam od lekarza, że gdybym napisała  w dokumentach, że chcę iść na medycynę  estetyczną to zapewne bym była przyjęta a ja napisałam, że na wydział lekarski.  Mam nadzieję, że  wszyscy  będziecie  za mnie trzymać  kciuki jak będę  bronić.

A my przedstawimy szanownej  komisji to pismo  z Urzędu Patentowego, że jest pani współtwórczynią  opatentowanego naszego wyrobu - powiedział szef. Zresztą  pan  profesor  już  wie - gdy  tylko je dostaliśmy to zaraz go  powiadomiłem - bardzo  się ucieszył. Zresztą  my też.  Marta uśmiechnęła  się - a ja już  zdążyłam  mieć  jakiś napad   paniki w domu i mąż  mi przypomniał,  jak to on miał taki "napad" przed swoją obroną  i powiedział mi dokładnie  to samo co ja  mu wtedy powiedziałam. 

A pani mąż to też z chemią  lub medycyną  związany? - zapytał  szef.  Marta uśmiechnęła  się - nie, on jest informatykiem i zwabiła  go do siebie Politechnika, ma  etat naukowo- dydaktyczny  i robi doktorat gdy nie  wykłada. Ja to jestem kompletnie  nieobeznana z tematem, dobrze  że wiem co mam "wcisnąć" żeby uruchomić komputer i to tyle  w kwestii moich umiejętności informatycznych.  Ja naprawdę często nie  wiem co ten komputer ode mnie  chce, choć "rozmawia" ze mną po polsku. Dla mnie  jest to głównie  bardzo  wygodna maszyna do pisania. Ale  doceniam smartfona, bo mam łączność w każdej  chwili z rodziną no i nie  muszę  nosić  ze  sobą  aparatu fotograficznego. Zawsze  się zastanawiam co ci ludzie  tak stale  siedzą z nosami w  smartfonach.  Niedługo to  chyba   dzieci  w żłobkach  będą  miały  komórki,  a gdy będą  szły  do szkoły to każdy ze smartfonem  w garści. Ostatnio byłam wręcz  zszokowana, bo widziałam dziecko w wózku oblizujące z wielką lubością smartfona - na pewno  miało niewiele ponad  rok. W pierwszej chwili miałam ochotę powiedzieć kobiecie, która pchała  wózek, że  dzieciak liże smartfona,  ale gdy spojrzałam na  nią to zrezygnowałam z tego zamiaru nim dziób otworzyłam - była tak pochłonięta jakąś grą, że co najwyżej  by mnie obsobaczyła za  odwrócenie jej uwagi od  gry. Swoją  drogą to miała sporą podzielność uwagi, że pomimo pikania w grze potrafiła utrzymać równy kurs wózka.

Ale dzieciaki naszego przyjaciela, który także jest informatykiem, jakoś nie  są  wyposażone w komórki ani nie grają w gry komputerowe  tylko w normalne, "staromodne" gry planszowe z pionkami i kostkami - tak jak to pamiętam z czasów  dziecięcych. A ja zauważyłam, że jeżeli coś zapiszę  ręcznie to zawsze  to bardzo dobrze i długo pamiętam, natomiast treść tego co "nastukam" na kompie to mi jakoś  szybko ulatuje z głowy. I na  wykładach głównie  robiłam notatki a nie nagrywałam wykładu na dyktafon. Moje drogie  koleżanki wymownie stukały  się  w czoło że jestem taka zacofana. Jedna to mi nawet tłumaczyła że dyktafon nie jest drogim  sprzętem i nieco szczęka jej opadła, gdy powiedziałam, że wiem, bo mam w domu dyktafon, a nawet dwa, bo jeden jest mój,  a drugi  męża.  U nas  dyktafon to służy mojemu teściowi do pozostawiania  na nim wiadomości dla nas co jest na obiad, bo to on nas karmi - lubi gotować i bardzo dobrze mu to wychodzi. Ooo, to twoja  teściowa ma  dobrze z takim mężem- zauważył któryś z panów. 

Marta uśmiechnęła  się do niego i powiedziała - oni są rozwiedzeni, ale gdy byli razem to teść raczej  nie bywał w kuchni - dopiero u nas rozwinął swe zdolności kulinarne, chociaż  wcale nie  musiał, bo ja umiem gotować. Ale teść ma nieco kłopotów z sercem, bo kiedyś miał zawał i pracuje  tylko na pół etatu, więc  sobie wymyślił, że będzie nam gotował.  To mieszkacie razem z teściem? - facet wyraźnie zgłębiał temat. Marta popatrzyła na niego i powiedziała - czasami, gdy widzę, że się nieco gorzej  czuje to proszę go by nocował u nas, bo jak mówił kardiolog  to czasem i pięć minut w kwestii udzielenia pomocy jest bardzo istotne.  Ma u nas  swój oddzielny pokój, a poza tym już pojął, że nie musi odgrywać bohatera i zaczął bardzo o siebie  dbać.  Gdy teraz nas  nie było to był pod opieką moich  rodziców - zresztą on jest od lat przyjacielem mojego ojca, kiedyś razem pracowali.

Oooo, no i przyjaciele pożenili swe  dzieci "miauknął" któryś.  Pudło- spokojnie powiedziała Marta. Nasi ojcowie poznali się dzięki nam i wtedy zaczęli razem pracować, a do podstawówki to się szło z racji miejsca  zamieszkania a nie  wyboru szkoły tak jak do liceum - my się znamy od podstawówki. Tylko liceum robiliśmy oddzielnie- on w Austrii, ja w Polsce. Zrobił tam liceum, osiągnął pełnoletność i zdał na naszą Politechnikę nie informując o  tym swych rodziców, w czasie  studiów nieco pracował, to znaczy  robił jakieś projekty, skończył studia i pobraliśmy się. Ja  nie bardzo rozumiem czemu to wszystkich tak bardzo dziwi.  

To nie jest tak, że my możemy z góry przewidzieć nawzajem  swoje reakcje bo się szalenie długo znamy. Gdy on  był już tu na studiach nie  snuliśmy żadnych  wspólnych planów "przyszłościowych", nawet nie widywaliśmy  się zbyt  często, więc mogliśmy popatrzeć na  siebie  wzajemnie z pewnej perspektywy i to była po prostu przyjaźń. Jego rodzice byli wtedy w Austrii a nad  nim czuwał mój ojciec i to żeśmy  się pobrali było dla nas jakimś logicznym ciągiem i tak naprawdę mało nas obchodziło co sobie o  tym myślą nasze  rodziny. Ja to jestem podpadnięta u swej teściowej, bo ona  myślała, że będę firmować jej SPA i kosmetykę skoro zrobiłam te  studia, więc  jestem jej  wielkim  rozczarowaniem. Ale to przedsiębiorcza  kobieta, więc na pewno kogoś znalazła  by sprostać obecnym  wymogom, że właściciel  gabinetu kosmetycznego i SPA  musi mieć magisterium , czyli tytuł kosmetologa lub wręcz  być lekarzem dermatologiem.  

Ojej - to jakieś  novum - stwierdził Bogdan - dotąd wystarczało ukończenie kursu zawodowego lub licencjat na tej uczelni. No właśnie - stwierdziła  Marta- i bardzo wiele dziewczyn jest mocno zawiedzionych, zwłaszcza, że to był ostatni rok możliwości zrobienia dyplomu magistra  za darmo. Od teraz tu zostaje  tylko szkolenie  zawodowe na kosmetyczkę, studia magisterskie będą już płatne i chyba będą u Łazarskiego. Ja  się jeszcze  załapałam na bezpłatną  całość. Wiesz - ja to się nawet  nie  dziwię, że zwiększyli  wymogi- bo coraz  częściej to "upiększanie" zaczyna być inwazyjne a nie każda  pani kosmetyczka zdaje  sobie sprawę z faktu, że ona nie ma prawa by naruszać powłoki skórne. Im  się  wydaje, że jak przetrą klientce skórę  wacikiem umoczonym  w  spirytusie  to już jest to miejsce dobrze wydezynfekowane, a teraz  jest  tyle przeróżnych bakterii i wirusów uodpornionych na  antybiotyki, że w razie infekcji mogą  być spore problemy i  jakiś bardzo drobny zabieg, dotąd robiony przez  kosmetyczkę może  się  źle skończyć. 

I ty dlatego nie zostałaś kosmetyczką?- zapytał Bogdan. Nie, nie dlatego - doszłam  do tego wniosku po pierwszej praktyce w gabinecie kosmetycznym poza uczelnią - po prostu za którymś  razem pewnie udusiłabym klientkę gdyby  zaczęła mi wyplatać  głupoty, lub opowiadać  o swojej rozbieranej randce. Ja  rozumiem, że  się można  nudzić  leżąc dość  długo z maską rozgrzewającą na twarzy, no ale nie rozumiem dlaczego wtedy każda babka musi coś  nawijać. Pod taką maseczką to można sobie  spokojnie podrzemać lub snuć jakieś  plany - ale gadać i to jeszcze opowiadać  o swojej rozbieranej randce to już dla mnie jakieś  zboczenie. Nie da się ukryć,  że wiedza medyczna nie jest popularna wśród  społeczeństwa - a fakt, że ktoś  pracuje  w białym kitlu nie oznacza, że może wykonywać  takie  same zabiegi jak  chirurg i mało klientek o tym wie. Mamy serdecznego przyjaciela, który jest chirurgiem "miękkim" i w pewnej  chwili zamarzyło mu  się, że mógłby się przekwalifikować na  chirurgię plastyczną, ale mu powiedziałam jak to może wyglądać, bo większość pacjentów olewa  wszelakie  zalecenia po operacjach plastycznych i zrezygnował z tego pomysłu. Pomijam już  fakt, że każdemu, z natury rzeczy inaczej  goją się rany pooperacyjne,  a jak osobnik młody to może wystąpić bliznowiec, więc może być  z tym kłopot. A wtedy nawet najlepsze "maściugi" nie  pomogą.  Ta nasza opatentowana  też nie? - zdziwił się Bogdan. Też  nie- nasza maściuga daje dobre nawilżenie tkanki, więc się  skóra nie "ściąga". Na razie ciągle jeszcze kombinują jak walczyć  z tworzeniem  się  bliznowca, bo on  się tworzy głównie u młodych osób. Niektórzy ponoć naświetlają,  ale jak mówił któryś z chirurgów to jedno naświetlenie za mało i jest nadal a jedno za dużo i może być nieciekawie. Po prostu trudno jest przeskoczyć naturę.

Dobra jesteś  w te medyczne  klocki - stwierdził Bogdan. Szkoda, że nie startowałaś drugi raz na medycynę.  Marta uśmiechnęła  się - a  może  to dobrze się stało , bo ja gdy się  zdecyduję  na  dziecko to na pewno będę  siedziała z dzieckiem  w domu minimum  trzy lub cztery lata. A taka przerwa w pracy w tym  zawodzie to właściwie koniec  kariery, bo przecież medycyna  nie  stoi  w miejscu, wciąż  się  coś  zmienia i trzeba być na bieżąco. Nie chcę by moje  dziecko hodowało  się  wpierw w żłobku a potem w przedszkolu.  Jak na razie to wszystko jest palcem na wodzie pisane, a przede  mną obrona magisterki. Muszę wpaść  na uczelnię i dowiedzieć  się dokładnie kiedy to będzie i co mam dostarczyć oprócz siebie. Jak na razie to wiem tylko, że będzie na tym terenie gdzie kończyłam zdobywanie wiedzy. Ciekawa jestem czy jeszcze któraś będzie tej jesieni  bronić. Dziwię się trochę, że nie sprężyły  się bardziej, bo większość  z nich jest spoza Warszawy i zapewne już zrezygnowały z wynajmowanych stancji więc będą musiały  za każdym przyjazdem do stolicy wynajmować  hotel. Ciekawa jestem ilu będzie kosmetologów w przyszłym  roku gdy już będą musiały płacić za studia. Co prawda mają ponoć  być jakieś stypendia, ale nie podejrzewam państwa o taką rozrzutność by finansować całe dwa lata studiów.

                                                                    c.d.n.

 

 


 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz