środa, 24 lipca 2024

Córeczka tatusia - 145

 Nim Andrzej wyszedł z mieszkania Marty, do domu przyjechał jej teść. Oczywiście zaraz Marta  opowiedziała  mu o całej  sprawie i teść powiedział - pojadę na ten pogrzeb - tak zwyczajnie, po ludzku żal mi Andrzeju twojej teściowej - i wiem, że zawsze tym, którzy  zostają w pewien  sposób osieroceni, zawsze jest trochę lżej na  sercu gdy na pogrzebie jest sporo osób. Rozumiem  też Ciebie  Andrzeju i nie potępiam twojej  decyzji, że nie pójdziesz  na ten pogrzeb.  I też jestem  zdania , żebyś nie  mówił  nic  dzieciom o tym, że Lena  nie żyje. To jednak  jeszcze  małe  dzieci, dla nich pojęcie śmierci jest jeszcze abstrakcją.  Myślę, że w ich pamięci nadal tkwi  ta Lena, która ich w pewien  sposób terroryzowała raczej nie  zdając sobie  sprawy z tego, że ich krzywdzi.  Marta  objęła teścia i powiedziała - to ja w takim  razie pojadę razem z Tobą. Po prostu  wyjdę trochę wcześniej z pracy - znam przecież i matkę  i ciotkę  Leny. Przy okazji porozmawiam z tą ciotką - wszak to od  niej dowiedziałam  się, że Lena była  chora i powiem, że jestem na tym pogrzebie bo uznałam, że takie rozwiązanie  będzie lepsze dla Andrzeja.  Poza tym powiedzmy  sobie prawdę  w oczy- nieboszczykowi naprawdę obojętne jest ile osób będzie na pogrzebie - to w jakiś sposób ważne jest tylko dla rodziny zmarłego.

Andrzej głęboko westchnął - no i wychodzę na  drania - powiedział. Ojciec  Wojtka objął go i powiedział - nie wychodzisz  wcale  na drania - ciebie Lena też mocno skrzywdziła. Zapewniam  cię, że gdyby teraz   umarła matka  Wojtka  też  bym nie pojechał na jej pogrzeb. Są wszak pewne rany na które  nie ma żadnych środków przeciwbólowych ani leków łagodzących ten  ból. Nie zadręczaj się, wszystko jest pod kontrolą.  Jedź teraz do domu, do Maryli, niech  się nie martwi o ciebie. To  wspaniała  dziewczyna, nie trzeba jej przysparzać zmartwień. A  jutro się umówimy na pojutrze bo pojedziemy jednym samochodem, ale nie będzie  to samochód Marty bo wieniec do niego nie  wejdzie- pojedziemy  moim - jednak jest bardziej  pojemny i do bagażnika wchodzi więcej niż  tylko damska torebka. 

A Marylka  czym  dziś wróci do domu ?- spytała Marta.  Bo może ja po  nią pojadę  do Kliniki, jeśli jeszcze  nie  wyszła. Andrzej zerknął na  zegarek - pewnie już jest w domu - zaraz  sprawdzę.  Po chwili powiedział już dochodzi do domu. No to już jedź do domu, jutro się "domówimy" co do tego pogrzebu - zarządziła  Marta. Idę teraz  do mamy porozmawiać o kwiatach. To ja pójdę z tobą - stwierdził Andrzej. Marta pokręciła przecząco głową - nie ma mowy- zamówię takie bukiety, o których wiem, że ich zaraz po pogrzebie żadna hiena cmentarna nie ukradnie  by je sprzedać - a ty się na tym nie  znasz no i to zamawianie  nieco potrwa- jedź kotku do Marylki. To jakieś gady kradną z grobów kwiaty? - zdziwił się Andrzej.  Jak tak można? 

Marta uśmiechnęła  się - strasznie zielony jeszcze jesteś - to wolny kraj i wszystko w nim można - kraść też. Wolisz by było imię Lena czy Helena?  Wszystko jedno -miała Helena na imię i tak pewnie  będzie na klepsydrze. No to będą wstążeczki z imieniem Helena. Przyklejone  tak, by ich oderwanie zniszczyło  bukiet. To taka odmiana zabawy w policjantów i  złodziei. Teraz  są świetne kleje - trochę śmierdzą chemicznie,  ale kleją wszystko, nawet ceramikę z  metalem  skleją w  całość. Zastanawiam  się  tylko  czy ćpuny nie  zaczną się nimi odurzać tak jak to było z butaprenem - chyba. Nie  wiem, bo nigdy żadnych  butów   sobie   nie  sklejałam - z reguły  oddawałam  buty w  ręce  szewca i nigdy nie używałam  butaprenu. 

Na podwórku Andrzej wsiadł do swego  samochodu, a Marta powędrowała do kwiaciarni porozmawiać  z Pati na temat kwiatów na cmentarz. A ty szoruj  do  domu  i nie  zapomnij utwierdzić Marylki w przekonaniu, że to ona jest twoją ukochaną kobietą. A kwiatki to chyba  zamówię takie niebieskawo-fioletowe z żółtymi środeczkami- będą  ci  się podobać. I jutro ci powiem co załatwiłam.

W kwiaciarni Marta opowiedziała Pati co się wydarzyło - Pati była  zdania, że właściwie  było to najlepsze co mogło Lenę  spotkać, bo przecież  było wiadomo, że nie miała  szans  na  wyzdrowienie a te pobyty  "wegetacyjne", bo nie  lecznicze  w przepełnionym sanatorium to nic  właściwie  nie dawały, bo Lena od  samego początku nie  była systematycznie leczona. No a  skoro ona poza tym co jakiś  czas  brała narkotyki i to na pewno zupełnie kiepskie jakościowo, a więc jeszcze bardziej  trujące  to całe szczęście  w tym nieszczęściu, że Andrzej się  z nią rozszedł i  zabrał  dzieci. Pati  z Martą ustaliły, że  będą trzy podłużne wiązanki na podkładzie- wszystkie  trzy jednakowe pod  względem koloru i wielkości. Na koniec Pati powiedziała: kolejny  raz  podziwiam twego ojca, że cię tak świetnie przeprowadził przez trudny okres dorastania i nie  zostawił  ciebie w tym "specyficznym  sierocińcu" jakim była  ta szkoła z internatem dla  dzieci, których rodzice byli na placówkach.  Nie zrobił przez  to kariery i nie  zbił majątku  jak inni, ale  uważam, że powinien być dumny nie  tylko z ciebie  ale i z  siebie. Wiesz, to naprawdę miłe, że twój teść idzie na ten pogrzeb- on to już chyba  nie wie które z was, ty czy Wojtek jest jego rodzonym  dzieckiem. 

Małgorzata była  nim oczarowana - że taki mądry, sympatyczny i że  chyba   musiał być  w młodości  niezłym podrywaczem i oczywiście na pewno będzie nam  dobrze się  z nim na tym jej "zadupiu"  żyło. Twój tata  też się  cieszy z tej perspektywy wspólnego urlopu - nareszcie  będą się mogli nagadać do upadłego. A jak wasze plany związane  ze Słowacją?  

W porządku, mamuś, już nawet niemal  wszystko z ciuchów kupione, domek też już  zadatkowany, jeszcze tylko buty trekkingowe dla  Michała są potrzebne. On ma jakieś niewymiarowe  stopy. No ale  jeszcze jest  trochę  czasu. My  na Słowacji będziemy tydzień, potem tydzień po polskiej  stronie, bo chcemy być w Polsce  w tym czasie gdy  rodzice Andrzeja i Michała  będą  z  dziećmi w Sopocie - jakby nie  było to zawsze łatwiej w  razie jakiejś  draki  dotrzeć  do Sopotu z Warszawy niż ze Słowacji.  A ten facet, u którego będziemy mieszkać to pół Rom, pół Słowak i żeby było  zabawniej to na imię ma Ondrej a  nazwisko Janeczek, czyli jest  dwojga  imion bez  nazwiska. Jego mamusia była Romką. Trochę to nas  śmieszy, ale to bardzo, bardzo miły  facet, jest po anglistyce i uczy  angielskiego w liceum. I będziemy tam  mieć jajka prosto od  kury, a on stwierdził, że może nam nawet śniadania  rano robić, bo co rano przychodzi wybierać jajka z kurnika i posprzątać ich ogrodzony siatką i żywopłotem  wybieg, bo " te  głupie  kury nie chcą  wydalać  strawionego pokarmu w jedno  miejsce". Szalenie  się ubawiłam  gdy z nim  rozmawiałam po angielsku. 

Mamuś, jak  będziecie razem z moim teściem to trzeba na niego mieć oko, żeby za daleko nie łaził - ja mam wypisane  co mu  wolno a co nie  za  bardzo i czego mu absolutnie  nie wolno. Oczywiście przed  wakacjami to jeszcze go Andrzej doprowadzi do kardiologa  na "przegląd".  

Patrycja uśmiechnęła  się  i powiedziała - na pewno go nie  wypuścimy do lasu tylko z panem Maćkiem - poza tym będziemy zawsze podjeżdżać  do tych  legionowskich lasów samochodem. Wszystko będzie pod kontrolą, nie martw  się. Porobię na  wyjazd nieco  zawekowanego mięsa, żeby tam nie  latać bladym świtem na targ po mięso a potem nie sterczeć przy garach  zbyt długo.  Tata to się z kolei zamartwia żeby wam nie odbiło i żebyście się nagle  nie napalili na  wspinaczkę na Łomnicki Szczyt. 

 Coś się tacie  pomajtoliło - żadne z nas  nie ma  ambicji wspinaczkowych - weźmiemy przewodnika głównie dlatego, że jest  to wymóg -to cholernie  długa droga a do tego u Słowaków  a nie u nas- uspokoiła Patrycję  Marta. Poza tym  to tam owszem, są  na Łomnicy trasy wspinaczkowe, ale ta trasa jest trudna, ale nie  wspinaczkowa. Znam takich co już  nią szli i twierdzą, że to jednak niezły mozół i jest kilka  trudniejszych  miejsc, ale wszędzie  są  łańcuchy i inne  ułatwienia. Ale jest jednak  całkiem  realne, że na  szczyt wjedziemy jak Bóg przykazał kolejką linową, co jest też  niezłym przeżyciem i tam posiedzimy 50 minut bo tylko tyle  czasu tam  można posiedzieć, jeżeli  nie  chce  się tam przenocować i  zjedziemy. No i jest  to wersja o niebo tańsza, bo przewodnik to wydatek 300€ i jestem  dziwnie pewna, że to jest  wersja jeden do jednego, może  góra jeden przewodnik i  dwóch turystów.  Zatelefonuję  do tego Słowaka, u którego mamy mieszkać i poproszę  go o przeprowadzenie  rozeznania. Bo jakoś tak  sobie uzmysłowiłam, że po  górach  to tylko Wojtek chadzał i troszkę  z tatą  ja, ale  reszta to góry  zna głównie z pocztówek. Prawdę mówiąc  Słowacja jest na  tyle fajna, że i bez  pieszej wyprawy na Tatrzańską  Łomnicę będzie  całkiem ciekawie. Jest dokąd podreptać piechotą, jest też  dokąd pojechać. Słowacja szalenie dużo  zainwestowała w infrastrukturę turystyczno- wypoczynkową, a ceny są niższe niż w innych krajach  strefy euro, więc ci co potrafią  liczyć wydatki chętnie   przyjeżdżają na Słowację.  Według mnie  to Słowacy są  bardziej w Europie niż my. Sprawdzałam ceny w internecie.

Wieczorem zatelefonował do Marty..... ojciec Andrzeja. W pierwszej chwili Marcie przemknęła przez  głowę  myśl, że coś się stało z Andrzejem, ale od razu w pierwszym  zdaniu starszy pan wyjaśnił, że telefonuje dlatego, by podziękować Marcie i jej rodzinie  za wsparcie Andrzeja  w tej niewygodnej dla niego sytuacji. Poza tym stwierdził, że doszedł do wniosku, że on pojedzie na ten pogrzeb zamiast syna. Nie była  co prawda  naszą ukochaną synową- powiedział- ale nie widzę powodu by karać za to jej najbliższą rodzinę. I oczywiście my z żoną też jesteśmy zdania,  by nie mówić dzieciom o  tym, że Lena  nie żyje.   

To w takim razie ja z moim teściem podjedziemy po pana i razem tam pojedziemy i wiązanka będzie wspólna od całej rodziny Andrzeja-  stwierdziła  Marta. Ja jutro rano zatelefonuję do ciotki Leny, mam jej   numer telefonu i dowiem  się  szczegółów, bo Andrzej tylko wie, że to Cmentarz Wolski,  a ja  z kolei  wiem, że to taki  dziwny stary  cmentarz, przez który  przebiega regularna ulica. A podejrzewam, że po prostu tam rodzina Leny ma jakiś rodzinny grobowiec i to  zapewne  w jakiejś starszej  części cmentarza.

Gdy Marta skończyła  rozmowę Wojtek powiedział - ma  facet  klasę. A ja jestem ciekawa czy na pogrzeb zjedzie  do Polski ojciec Leny. Strasznie  dziwna cała ta rodzina  Leny. I może nic  dziwnego, że Lena była  jaka była. No to ja  zaraz wyślę sms do Pati, żeby na  szarfie było, że to od  całej rodziny Andrzeja.

Kociu, a powiedz mi dlaczego zamówiłaś trzy  wiązanki? - spytał Wojtek. No bo planowałam, że jedna będzie od nas, druga od Andrzeja a trzecia od Ali i Michała. Jak  znam życie to przez kilka  dni po pogrzebie jej mama na pewno będzie na cmentarzu i będzie  przeglądać szarfy z napisami. Starsze panie tak mają - zawszeć to jakaś pociecha dla  nich, że zmarła  osoba była żegnana przez konkretnych przyjaciół. Hmmm, nie  wpadłbym na to - stwierdził Wojtek. No ale już wiesz i nie  musisz  na to wpadać- powiedziała  cicho  Marta. Popatrz- z początku  myślałam, że  się  z Leną bardzo zaprzyjaźnię,  mniej lubiłam Alę, ale życie  pokazało, że z Alą bardziej  do siebie pasowałyśmy i się z nią przyjaźnię. 

Jeszcze tego wieczoru Marta rozmawiała z ciotką Leny, która całkiem przytomnie  stwierdziła, że tak naprawdę  to lepiej dla Leny, że już  zakończyła  życie, bo schizofrenia a  do tego narkotyki to nie jest odpowiednie zestawienie by  żyć  długo i  szczęśliwie. Marta dokładnie wypytała o pogrzeb, spytała  się o to jak  śmierć Leny przyjął jej ojciec i dowiedziała  się  tylko, że "na  szczęście" zgodził się  by Leny prochy zostały dodane  do grobowca  rodzinnego, w którym ze  dwa lata  wcześniej  "robiono porządki", czyli  otwarto trumny, szczątki spopielono i przełożono do urn i tym sposobem jest tam  miejsce dla następnych członków rodziny ojca  Leny. Ale wiesz, ten ojciec Leny to ma chyba nie  za bardzo  po kolei  w głowie, bo złożył w kancelarii dokument, że w tym grobowcu nie mogą spocząć prochy matki Leny i osobiście o tym poinformował matkę Leny,  z którą tak naprawdę nie ma oficjalnego rozwodu. 

Wojtek wzruszył tylko ramionami i  powiedział - wiesz- coraz  częściej dochodzę  do wniosku, że ludzie  są dziwni. Dobrze, że matka  Leny ma jakąś  bliską rodzinę pod  Warszawą. To chyba  straszne dla  matki, gdy  jej  dziecko umiera, bo to taka sytuacja wbrew  naturze, niewłaściwa  kolejność. Marta spojrzała na  niego i powiedziała - mam podejrzenie, że gdybym umarła moja  matka nie uroniłaby  ani jednej łzy. Chyba że na pokaz dla jakichś  widzów.  Ostatni raz widziałam  ją w trakcie  rozprawy rozwodowej - byłam  za młoda i za głupia  by  się rozeznać  co tak naprawdę  czuła gdy sąd rozważał pod  czyją opieką pozostanę - ona chyba też nie miała za bardzo po kolei w głowie. Ale schizofreniczką  to raczej nie była.  Ja podejrzewam że  przynajmniej jeden z naszych ojców wiedział gdzie ona przepadła. Ale teraz to naprawdę mi obojętne  co się  z nią stało i gdzie aktualnie jest.  Tata bardzo skutecznie  ją zastąpił  a teraz  to całe ciepełko matczyne mam od Pati. 

Pogrzeb Leny oczywiście  nie  zgromadził tłumów, było poniżej  dwudziestu osób. Matce Leny na widok ojca Andrzeja z lekka opadła  szczęka, a jej siostra podeszła do niego i powiedziała, że to bardzo miłe, że przyszedł w  zastępstwie  swego syna i że  obie  z siostrą bardzo mu za to  dziękują, bo zdają sobie obie dobrze  sprawę  z faktu, że Lena nie  była jego ulubienicą. Ojciec Andrzeja w pewnym momencie odciągnął siostrę matki Leny na  bok i dość  długo z nią  rozmawiał. 

Msza w tutejszym kościele nie  była  długa, na drewnianym ozdobnym postumencie stała  urna z prochami  i oparte o  nią zdjęcie Leny z czasu gdy była piękna i młoda, a tak  dokładnie to zrobione gdy już  była w  sukni ślubnej, ale bez  welonu. Do grobu było naprawdę daleko , więc starsze osoby zostały podwiezione na miejsce melexem, który trzy razy "obracał" tam  i  z powrotem.  Ojciec Andrzeja, Marta i jej teść wymówili  się z  zaproszenia   na  stypę. Matka Leny całej trójce dziękowała  za to, że przyszli odprowadzić Lenę "do miejsca wiecznego spoczynku", Marta ukradkiem obfotografowała grób i zapisała sobie  jego "namiary". Dobrze znała obyczaje  Andrzeja i wiedziała, że na pewno zaraz po 1 listopada Andrzej złoży tu kwiaty i na pewno przyjedzie  tu też  z chłopcami gdy już będą dużo starsi.  

W drodze  do  domu ojciec  Andrzeja powiedział, że zostawił ciotce Leny pewną kwotę pieniędzy, czyli dołożył  się  finansowo do pogrzebu, wypytał się jak matka Leny stoi finansowo  i wziął adres ojca Leny, tak na  wszelki wypadek, gdyby ten nagle przestał dofinansowywać swą żonę. I poprosił Martę i jej teścia,  by te wiadomości zachowali  dla  siebie i  nie  dzielili  się  nimi z Andrzejem. 

Marta wysłała do Andrzeja  wiadomość, że już jest po pogrzebie i że zaraz jadą na Sadybę by odwieźć jego ojca i przy okazji zrobią dla  siebie  zakupy w tamtejszym  zieleniaku i  w centrali rybnej, więc  najdalej za godzinę już będą  w domu. Przez  moment  zastanawiała  się czy dołączyć  zdjęcie rodzinnego grobowca,  ale zrezygnowała  z tego pomysłu.

                                                               c.d.n.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz