wtorek, 3 lutego 2009

Bić czy nie bić?

Miałam napisac coś wielce pogodnego, ale dzisiejszy post Atiny Bezdomnej zdopingował mnie do napisania czegoś poważnego, a jeśli poważne to juz nie pogodne.
Bić czy nie bić ? -to jest pytanie, które od czasu do czasu zaprzata głowę niektórym, którzy aktualnie wychowują dzieci.
Bo trzeba tu jasno powiedzieć,że niektórzy nie maja takich rozterek i tłuką dzieci z byle powodu i gdzie popadnie - pupa, głowa, plecy - byle mocno, bo musi ta mała zaraza pojąć, że tata lub mama wymagaja od niego szacunku dla siebie.
To oni tu rządzą, nie dzieciak.
Nie ukrywajmy - wychowanie dziecka to dośc trudny i żmudny obowiązek, zwłaszcza w czasach, gdy my, dorośli nie umiemy sie w obecnej rzeczywistości odnalezć.
Coraz częściej brakuje pieniędzy, czasu a w końcu i chęci. I wtedy swoje frustracje przenosimy na dziecko, zwlaszcza w chwili, gdy jest nieposłuszne lub hałasuje, gdy nam głowa pęka z nadmiaru problemów. Zaczynamy podświadomie obarczać dziecko wina za całe zło i wtedy często je karcimy. Jeśli nawet nie bijemy, to wydzieramy sie na nie niemiłosiernie.
Ci co mnie często odwiedzają, wiedzą, że juz zakończyłam działalność wychowawczą, bo dziecko jest dorosłe i nawet uczyniło mnie babcią.
Przyznam sie nieskromnie, ze jestem zadowolona z tego, jak ją wychowałam. I naprawdę, nie stosowałam w procesie wychowawczym klapsów, klęczenia na grochu, stania w kącie lub wrzasku.
Wychowując ją cały czas miałam w pamięci swoje dzieciństwo, pełne zakazów i rygorów (tu ciekawostka- wychowywali mnie dziadkowie), które w wieku nastolatki omijałam kłamiąc w domu niemiłosiernie.
Nie chciałam, by moje dziecko bało się mnie i tego ,że będę na nią wrzeszczeć gdy zrobi coś niezgodnego z poleceniem, nie chciałam by ze strachu kłamała.
Chciałam, by zawsze miała własne zdanie, umiała podjąć odpowiednia decyzję, nie bała się brania odpowiedzialności za swoje decyzje.
I wiecie co, to wcale nie było takie łatwe , bo wymagało żelaznej konsekwencji w postępowaniu.
Jezeli raz dziecku czegoś zabronisz , a pod wpływem jego wrzasku pozwolisz na to, co przedtem zabroniłaś - cały efekt pedagogiczny bierze w łeb. I jeszcze jedno- twoje postępowanie musi mieć pełną akceptacje twego partnera, a nie tak, ze ty zabraniasz czegoś, a on, ten dobry tata, pozwala na to. Tu musi byc wyjątkowo zgodny front.
Pomimo, ze w tym okresie moj mąz raczej mało bywał w domu ( w końcu ktoś musiał na to wszystko zarabiać) doskonale mnie wspierał w tym wszystkim.
Wiem, miałam łatwiej niz inne mamy, siedziałam z nią w domu, nie "kiblowała" w świetlicy, nie chodziła z kluczem na szyi.
Nie było w tym czasie całej gamy poradników dotyczących wychowywania dziecka - kierowałam sie prostą zasada- stawiałam siebie na jej miejscu i jednocześnie przywoływałam z dzieciństwa te wspomnienia, które ciągle jeszcze bolały.
I jeszcze jedna wazna rzecz - nigdy nie obiecywaliśmy jej czegoś, o czym wiedzieliśmy, ze nie mamy możliwości realizacji danej obietnicy.
Myślę , ze pamietalismy zawsze o tym, ze dziecko to tez człowiek i jednocześnie nasz partner.
Wiem, ze toczy sie dyskusja , wokół tematu ustawy zabraniającej bicia dzieci. Jedni mówia,że klaps "spontaniczny" zadnemu dziecku krzywdy nie wyrządzi, drudzy są innego zdania. Przy okazji niektórym wydaje się, ze wychowanie bez klapsów jest równoznaczne z wychowaniem bezstresowym. Wychowanie bezstresowe nie polega tylko na tym,ze nikt dziecku nie daje klapsa- wychowanie bezstresowe to pozwalanie dziecku na wszystko, co mu do tej dziecięcej głowki wpadnie. Nie lubi kogoś , niech to swobodnie okaże, np, może go kopnąć, gdy ma taka ochotę, ma ochote wrzeszczeć- a niech wrzeszczy, nie chce jeśc obiadu a zajada cukierki- a co, niech je, niech sie biedak zakazami nie stresuje.
Ja uważam, ze skoro jest coraz więcej przypadków maltretowanych dzieci lub bitych "tylko" sporadycznie, to świadczy to o tym, że część społeczeństwa nie ma nawet bladego pojęcia o wychowywaniu dzieci i należałoby czym prędzej wprowadzić obowiązek dokształcenia się w tej dziedzinie. Każda kobieta ciężarna musiałaby , wraz z partnerem, uczestniczyć w takim kursie- wyegzekwowanie dość proste- nie dostanie słynnego becikowego jeśli takiego kursu nie zaliczyła.
Bo uchwalenie ustawy zabraniającej bicia dzieci, bez nauczenia ludzi właściwych metod wychowawczych nie jest właściwą metodą. Gdy czegoś zabraniamy, musimy jednocześnie wytłumaczyc dlaczego tego zabraniamy i wskazać inne sposoby postępowania.
Ciekawa jestem , jak Wy widzicie ten problem jakie macie propozycje,
zapraszam do komentowania
anabell

27 komentarzy:

  1. Boję się że taki kurs byłby dla niektórych tylko 'odsiedzeniem' na zajęciach, a i tak wiedzieliby swoje. Ale jest to dobry krok, żeby pewne rzeczy w ludzkiej świadomości zmieniać. Może wtedy nie byłoby 'mamuś', które szarpią dziecko na ulicy, i odwarkują gdy ktoś zwróci im uwagę (a z czymś takim się spotkałam). Podobnie jak Ty, Anabell, chcę wychowywać dzieci za pomocą jasnych i konsekwentych zasad, a potem współpracy, a nie nerwowej szarpaniny. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę,że to nie powinno być tylko odsiedzenie kursu, na koniec musiałyby sie wykazać jednak pewną wiedzą. Myśle, że mimo wszystko coś niecos by skorzystały, bo mogę się założyć,że nigdy nikt z nimi o tym nie rozmawiał przedtem. Bo to też jest z gatunku " daje Bóg dzieci da i na dzieci", więc się ludziom wydaje że pewno i wychowa.
    Wierze w Ciebie roztrzepańcu, z pewnościa będziesz b.d. mamą
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł z kursem nie głupi, ale podzielam obawy Roztrzepańca. Masz 100% racji że problem nie leży w ustawie bo prawo jest dobre. Gorzej z jego egzekwowaniem. Tak samo jak z ludzką mentalnością. Dodam też że ludzie bijący dziecko nie dają mu jednego klapsa. A becikowe to kretyński pomysł

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, trudny temat zadałaś, Anabell; i mówię to bez żadnej zgryźliwości. Własnym dzieciom w stosownych latach poświęcałam dużo czasu: na zabawę, czytanie, malowanie, drobne prace domowe. Moje relacje małżeńskie - to ważne -też były (i pozostały) bardzo dobre. Wszystko razem sprawiło, że żadne rękoczyny nie były w użyciu ani dzieci wobec siebie nie były agresywne. Nie anioły, ale w normie, jak rodzeństwo.
    Jeśli mówimy o biciu, to nie chodzi już o jednego klapsa. Jak zapobiegać patologii, która ma to do siebie, że mutuje się jak wirus grypy? Odbierać krzywdzone dzieci? Ktoś powie, że mnożymy społeczne sieroty. Przymusowo uczyć rodzicielstwa? Obawiam się,że to nierealne. Walczyć z ubóstwem? Generalnie tak, ale dzieci biją także bogaci. Wydaje mi się,że trzeba wreszcie przemóc wstyd przed reagowaniem: "panie, to nie moja sprawa" albo "a ja tam nic nie wiem" czy "co się będę wtrącać, po sądach mnie będą ciągać". Zacząć widzieć i słyszeć, bo dzieci nie obronią się same.
    srebrzysta

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj
    Myślę, że bicie dzieci jest wypadkową tradycyjnego patriarchalnego wychowania, w którym tego rodzaj karcenia wymusza posłuszeństwo i podległości wobec karzącego oraz swoistą bezmyślną wiarą w to, że agresja i przemoc w jakiejkowiek formie jest skuteczna.
    Nie wiem, czy forma kursów dla przyszłych rodziców byłaby idealnym rozwiązaniem, wiem jednak, że wychowanie, to w rodzinie i to w szkole, tudzież w innych instytucjach wspomagających, powinno być ukierunkowane na kształtowaniu w młodym człowieku postawy, w której przemoc, zadawanie bólu, agresja słowna muszą być eliminowane na rzecz asertywności, wczuwania się w świat przeżyć drugiego człowieka aż do "współ czucia" włącznie,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Erinti, pomysł z kursem może nie jest najlepszy, ale skoro szkoła nie ma w programie czegos takiego, dom tez często nie wychowuje, to trzeba jakos uzupełnic te braki.Bo sama ustawa nic w tym zakresie nie zmieni.Zresztą ostatnio tak są te ustawy pisane,że przepisy wykonawcze często nijak do niej nie przystają, albo jest ustawa a przepisów wykonawczych do niej brak
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Srebrzysta, ja widzę szansę na zmienianie mentalności tylko dobrym programem nauczania w szkole.Bo ciągle słyszę od nauczycieli,że wychowywać maja rodzice, a nie szkoła. No a co z tymi dziećmi, których rodzice nie maja zielonego pojęcia o wychowywaniu? Bo pewnie na początek powinno to iśc dwutorowo- uświadamianie matek dlaczego nie wolno tłuc dzieci, wskazywanie im ,gdzie moga iśc po pomoc a rónocześnie wprowadzenie do szkół
    przedmiotu o zyciu w rodzinie.
    Bo bicie dzieci jest częste nie tylko w rodzinach patologicznych, ubogich.
    Wiem, że to trudny temat, ale państwu, czyli nam wszystkim powinno zależec na wychowaniu następnych pokoleń we wlaściwy sposób.
    pozdrawiam serdecznie, anabell

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj smooth, ale czy taki program , jak wychowanie w rodzinie jest na którymkolwiek szczeblu realizowany? A może tylko mnie sie wydaje że nie jest? Pamietam godziny "wychowawcze" gdy jeszcze ja byłam uczennicą-80% to były lekcje polskiego, gdy była wychowawczynia polonistka, reszta-sprawy dyscyplinarne typu -uzupełnienie zwolnień, usprawiedliwien itp. I to nas miało wychowywać. Tak samo było w szkole mojej córki. A może tylko ja mialam takiego pecha?
    miłego smoothoperatorze,
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm... Trudny temat, nie ukrywam. Mam mądrych i kochanych Rodziców, którzy konsekwencją i wspólnym frontem wpoili mi takie a nie inne wzorce zachowania. I słowo "nie wolno" znaczyło dokładnie tyle i nic więcej, i nie było zmiłuj - nie, to nie i koniec. Dziś obserwuję ich w pracy nad wnukami i widze, że taka konsekewncja daje naprawdę efekty.
    Mnie cierpliwości do dzieci, ich humorów, fochów itd. nauczyła praca w szkole. Czasem się zastanawiam skąd ja jej tyle mam, przecież normalnie najprościej wlanąć pięścią w stół, odwinąć w papę, dać w tyłek itd. A jednak tego nie robię. Najmilszym komplementem, jaki usłyszałam niedawno od Mamy było "Ale ty masz do nich cierpliwość, ja już czasem nie mogę". Chodziło o Bratanków, którzy wychodzili już z siebie: Młody pyskował jakby rozmawiał z kolegą w szkole, a nie z Babcią, a Młoda wydymała aktorsko usteczka obrażając się na cały świat, bo Babacia czegos zabroniła... Ja nawet nie wiem co takiego zrobiłam, że Mama mi to powiedziała. Nie pamiętam co im powiedziałam, jak zebrałam ich do kupy i zaczęliśmy rysowac, lepić ludziki z plasteliny i inne jeszcze rzeczy - a w mieszkaniu zaległa w miarę cisza. Swoich dzieci nie posiadam i nie wiem, czy kiedyś będę mieć, ale uważam, że bicie dziecka jest objawem słabości rodzica. Skoro nie mam pomysłu na rozwiazanie problemu, to siłą mu pokażę, kto jest górą...
    Piszesz, że nauczyciele często powtarzają, że to rodzina a nie szkoła wychowuje - bo to prawda. Dzieciaki trafiają do nas już z ukształtowanymi charakterami. My możemy im pokazać inne wzorce zachowania, inną drogę, która mogą kroczyć. Ich kręgosłup moralny już jest ukształtowany, już mają nawyki wyniesione z domu, ze środowiska lokalnego. Widzę to na co dzień- pracuję w tzw. zakazanej dzielnicy, gdzie bieda i patologia są wszechobecne. Pytasz co z dziećmi, których rodzice nie mają bladego pojęcia o wychowaniu? Czego się nauczą w szkole, jak będą mieć szczęście i trafią na dobrych nauczycieli i wychowawców, to ich (nie muszę przecież tłumaczyć, że i w tym zawodzie są ludzie przypadkowi, bo to każdy wie). Stare przysłowie mówi "Z jakim przestajesz, takim się stajesz", więc pozostaje życzyć nam wszystkim takich ludzi wokół, którzy będą pokazywać dobre wzorce i uczyć życia bez użycia przemocy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Effciu, zrobiłaś po prostu to, co robi dobry wychowawca- odwraca uwagę dzieci, proponując im inne zajęcia, z własnym udziałem.Dzieciaki bardzo lubia robic cos z dorosłymi, traktują to jako wyróznienie.Gdybym miała tyle forsy, ile godzin spędziłam bawiąc sie z córką, to byłabym dziś bardzo bogata osobą.Ale to były bardzo miłe dla mnie godziny.Wiem, że dzieci trafiaja juz z jakims bagażem, ale to chyba nie powód, by nie włączyc do procesu nauczania nauki o życiu w rodzinie i o to juz od pierwszej klasy podstawówki.Takie pierwszaki
    często wynosża z domu tylko złe nawyki.Na moim osiedlu (5km od centrum W-wy)niektóre pierwszaki nie wiedziały nic o podstawowej higienie i o tym co należy jeść, że należy powiedzieć "dzień dobry" na powitanie, nigdy nie były w teatrze lalkowym i pamiętam,że nauczycielka była przerażona i robiła co mogła, by "niedobory" wyrównać.Właśnie na lekcjach wychowawczych. W drugiej klasie odeszła na macierzyński, a klasa co roku miała innnego wychowawcę i polonistke w jednej osobie. A tym następnym to było wszystko jedno.
    Ja Cie odziwiam Effciu, za Twoja pasję zawodową, bo pamietasz co pisałam o tym zawodzie.
    Serdecznie Cie pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  11. Na tak zadane pytanie odpowiedź może być tylko jedna. Znacznie trudniej byłoby już odpowiedzieć na pytanie co jest biciem a co tylko wychowawczym klapsem. Osobiście nie wydaje mi się żeby mały wychowawczy klaps pozostawiał w psychice dziecka większe ślady niż pozwolenie mu na leżenie na podłodze i walenie w nią głową. Idealnie byłoby gdyby się bez klapsów dało obejść. Ale nigdy nie uwierzę, że wprowadzenie ustawy zabraniającej bicia dzieci (na marginesie, przecież jest ustawa zabraniająca bicia w ogóle, po co osobna ustawa dla dzieci?) cokolwiek zmieni. Może tylko tyle, że dzieci troszkę starsze, którym rodzice zabronią czegoś będą dzwonić na policję ze skargą, że rodzice je biją. I zacznie się cyrk z odkręcaniem tego. Przykłady tego możemy sobie pooglądać bodajże w Szwecji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Poza tym trzeba tworzyć możliwe do wyegzekwowania prawo- inaczej to bez sensu. A nie wiem jak upilnować klapsów,
    A co do kursów. Sam pomysł jest w porządku. Ale boję się jakie mogą powstać nadużycia- wiesz przekupstwo, fałszywe papiery.. Może być tak że dobrzy ludzie nie skończą kursu bo nie zapłacą ile trzeba

    OdpowiedzUsuń
  13. nie bić, tłumaczyć, nie pozwalać na wszystko, stawiać granice, dziecko musi wiedzieć co wolno, czego nie wolno i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać.....(lucy)

    OdpowiedzUsuń
  14. Szanowna Anabell
    Już samo pytanie jest moim zdaniem źle postawione. Brzmi niczym , za przeproszeniem, chlać czy nie chlać? Jest sprawą bezdyskusyjną że nie należy upijać się do stanu zbydlęcenia. Ale wprowadzenie prohibicji jest taką samą głupotą co Amerykanie już przerobili budując na życzenie postępowych matołków potęgę mafii.
    Nie należy BIĆ ale nie wolno też wzorem politpoprawnych debili zakazać wymierzenia POJEDYŃCZEGO klapa w tyłek, akurat takiego żaby owa część ciała zapiekła w sytuacjach nadzwyczasjnych. Wyobraź sobie dziecko które z oślim uporem pcha palce do gniazdka elektrycznego. Czy należy wyłączyć bezpiecznik czy może gdy wszelkie prośby nie pomogą raz a skutecznie zniechęcić do takich działań?
    Kłaniam się.
    Stary Niedźwiedź

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Anabell, mam bardzo podobne do ciebie podejście. No, może mam miękkie serce i gdy mnie dzieciak przepraszal i zapewnial, ze juz tak nie bedzie robil, to ustępowałam.
    Natomiast troche jestem sceptyczna co do kursów.Raz, że trzeba by w to włozyc sporopieniędzy, poza tym wszystko, coprzymusowe, tojest źle traktowane. Poza tym mam bardzo dużo zastrzeżeń do kompetencji psychologów.
    Jeżeli np. w gazecie pani psycholog udzielaporad małżeńskich, a samej udało sie jej zawrzeć dopiero udany trzeci związek,to takie porady troche w buty mozna wsadzić. To znaczy mozna posłuchać, ale trzeba siękierować rozsądkiem.
    Poza tym ja mam dwóch synów i doskonale widzę, jak oni są różni, jeden np. zawsze dzialal perswazją, a drugi raczej uporem. Nie bardzojest więc jedna recepta na wychowanie.aleuważam, że powinni tego uczyć np w szkolach średnich, jak postępować z dziećmi.Tylko może by sie okazalo, ze nie wszyscy nauczyciele się nadają.
    Pozdrawiam
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzieci sa rożne. Mają rożne charaktery, różny temperament... I są, na pewno sa takie, którym klapsów dawać nie trzeba. Wystarczy rozmowa. Ale do rozmowy potrzeba dwojga. Co robić w przypadku "głuchoty"? I to w sytuacji ekstremalnej?
    Nie uważam, by sporadyczna kara cielesna była wielką krzywdą dla nieposłusznego dziecka. Dzieci doskonale wiedzą, kiedy sa karane a iedy ktos sie nad nimi znęca. I uważam, że wszystkowiedzący urzędnik jest ostatnią osobą, która ma prawo dyktować mi, jak wychować dziecko, które ja najlepiej znam i najbardziej kocham.
    Pozdrawiam
    Nitager

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Jacku, ja aż mam gęsią skórke na mysl, jaką piekną ustawę wysmażą, podejrzewam,że bedzie potem o czym pisać na blogach przez najbliższe 3 lata. A jakie będą newsy- rewelka dla mediów.
    Masz rację-trudno może zdefiniować co uznać za bicie- klaps od mamy, czy walnięcie w pupę łapskiem taty takie,że dzieciaka przenosi to kilka metrów dalej. I jedno i drugie to "pojedynczy, spontaniczny klaps"
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj Lucy, zgadzam sie z Toba całkowicie. Ja tak się przyzwyczaiłam do tłumaczenia wszystkiego i ciągłego gadania, że i do psa też tak gadam i tłumaczę.
    Pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  19. Witam Stary Niedżwiedziu, może i niefortunne pytanie, ale- tak jak pisałam- czy pojedynczy klaps przyłożony dzieciakowi tak,że aż go przenosi kilka metrów dalej jest OK? Co do gniazdek- żaden problem-są do nich zabezpieczenia, skuteczne, stosowałam. Ja jednak stawiam na postawę wyprzedzenia myślami mozliwych zagrożeń- do tego nie trzeba kończyć studiów, wystarczy odrobina wyobrażni. Wiem,
    że to absorbujące zajęcie, no ale kto mówi,że posiadanie dzieci to jest jak muzyka rozrywkowa- lekkie,łatwe i przyjemne?
    Pozdrawiam,anabell

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj Mario, zgadzam sie z Tobą, ale jak znam nasze realia, to skończy się to wszystko na kretyńskiej ustawie,która nie będzie egzekwowana, albo będa "atrakcje" medialne typu matka zbiła dziecko i biedne zadzwonilo po pomoc, co sie potem okaże nieprawdą, ale nikt juz tego nie poda do wiadomości i pewnie wszystko zostanie tak jak jest, bez zasadniczych zmian.
    Z ta pania psycholog- łatwiej dostrzec cudze problemy niz wlasne i mimo własnych porażek może dobrze ludziom radziła? Często tak jest w życiu.
    pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja na pytanie "Bić czy nie bić"? odpowiem pytaniem nieco rozszerzonym: "Bić czy nie bić człowieka"? I jeśli ktoś ma dylemat wychowawczy, jak postępować z dziećmi, to odesłałabym po odpowiedź do kodeksu karnego, który zdaje się oskarża za nawet lekkie stelepnięcie człowieka (przykład Olewnika). Zdaje mi się, że także zwierząt nie należy bić - znane są przypadki skazań za to. No chyba, że "definicja" dziecka w rozumieniu tych, co biją - to ani człowiek, ani zwierzę... Ech....

    Pozdrawiam serdecznie, alElla

    OdpowiedzUsuń
  22. Słonice karcą swoje małe dość boleśnie trąbą, a zaraz potem przytulają. I nie słychać o słoniach z traumą.
    To tak trochę ,,wężykiem''. Ale wszelka przesada prowadzi do patologii.Całkowity zakaz bicia bez określenia bardzo szczegółowo, szto takoje owo bicie, wprowadzi mętlik. I da pole do popisu wojującym z sobą o wszystko małżonkom, skłóconym sąsiadom i samym dzieciakom.
    Najcięższe i najpotworniejsze przypadki zostaną w ukryciu, podobnie jak teraz. Bo na agresywnego sąsiada dalej nikt nie doniesie w obawie, by sam nie oberwał. Świata nie zmieni najlepsza nawet ustawa.
    Za moją ścianą średnio 3 godziny dziennie płacze rozdzierająco niespełna roczna Amelka. Dlaczego? Bo ma mądrą matkę, która jej nie nosi bez przerwy i zostawia ją na spanie samą w pokoju. Amelka nie znosi też przewijania, ubierania i kapania. Ja to wiem, ale gdybym nie wiedziała? Łatwo posądzić sąsiadów, że maltretują, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  23. Nadrabiam zaległości i czytami swoje trzy grosze w tej sprawie dodam - kurs to za mało, ile to osób szkoły kończy a wiedzy i tak im brak. Często są to osoby, które były same byle jak wychowywane przez własnych rodziców. po prostu odziedziczyły jak biedę nieprawidłowe wzorce rodzinne. Nola

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj Nitagerze, cieszę się,że zajrzałeś.Ja to się ogromnie boję urzędniczych interwencji w sprawy rodziny, bo najczęściej sa one dziwaczne-facet chleje, bije żone i dzieciaki,więc interwencja polega na tym, że dzieci zabieraja do domu dziecka, kobieta tuła sie po byle jakich schroniskach, a pijaczyna, w majestacie prawa siedzi w mieszkaniu i dalej chleje. Wiem,mogą byc sytuacje ekstremalne, że dasz dzieciakowi klapsa, ale jeśli mu potem, gdy i ty i dziecko ochłoniecie, to jesli mu wytłumaczysz , dlaczego oberwał, z pewnościa nie będzie maiło traumy z tego powodu.A cztytając Twój blog, jestem pewna,że jesteś fajnym tatą.pozdrawiam, anabell

    OdpowiedzUsuń
  25. Eluniu, kochana, ja mam podejrzenie,że wiele osob nie uważa dziecka za człowieka- masz racje, dla niektórych to ani człowiek ani zwierzę. Z głupoty, bezsilności, lub w pijanym widzie - biją .I to jest okropne.
    Pozdrawiam,:) anabell

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj Zgago, miło,że tu trafiłaś.
    Wg mnie, mama Amelki robi błąd, bo nie utulonemu w płaczu dziecku wyrabia sie poczucie,że nigdy od rodziców żadnej pomocy nie otrzyma i rodzice nie będa mieli z dzieckiem dobrych kontaktów w trudnym dla mlodziezy wieku pokwitania.To,że mala nie znosi aż tylu rzeczy,świadczy o tym,że mama ma dla małej mało uczuć i przekazuje to dziecku w trakcie wykonywania tych czynności.Dziecko jest niezwykle czułym "barometrem" uczuć, wyczuwa świetnie wszystkie uczucia matki, o czym matki często nie wiedza lub nie chca wiedzieć. Dziecko placze nie tylko z głodu lub z powodu bólu brzuszka czy przemoczonej pieluchy, placze tez gdy mu brak poczucia bezpieczeństwa. Ono było 9 miesięcy pod specjalna ochroną, której mu teraz brak. Może powiesz to swojej sąsiadce? Uważam,że dziecko powinno mieć jasno określone granice tego co mu wolno, a czego nie i w 99% można to osiągnąc bez dawania klapsów.
    Nie przypominam sobie,żeby słoniątka zwierzały sie komus ze swoich problemów. może nie maja komu:)
    pozdrawiam, :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj Nolu, wiem,ze wile osób powiela automatycznie taki model rodzinym, jaki wyniósl z własnego domu. Wiadomo, patologia rodzi patologię.Ale chyba czas przerwać ciągły przyrost patologii, bo za jakis czas to nie będzie margines, a podstawa zachowań. I to jest niepokojące.

    OdpowiedzUsuń