Udało się, mamy kolejny rok za sobą.
Tę sylwestrową noc spędziłam z psem na kolanach, ponieważ rodacy ćwiczyli
do 2 w nocy odpalanie wszystkiego co wybucha. Chwilami zastanawiałam się,
czy aby nie zaczął się jakiś konflikt pomiędzy naszym i sąsiednim osiedlem, bo
wybuchy były dość potężne i szyby w oknach niepokojąco dzwięczały.
Pies był na tyle miły, że pozwolił mi przeglądać blogi i chwilami mogłam nawet
pisać, ale tylko jedną ręka i nie za wiele.
I wtedy naszły mnie.... wspomnienia i pomyślałam, że napiszę troszeczkę o
tamtych zamierzchłych już czasach.
Do chwili oficjalnej pełnoletności wszystkie noce sylwestrowe spędzałam we
własnym domu, lub razem z rodziną u sąsiadów. Zawsze pilnowano, bym
trochę pospała, bo wieczór zaczynał się o 22-giej.
Była odświętna kolacja, a przed północą na stół "wjeżdżał" odświętny wypiek
w postaci mocno bakaliowego keksa, taca z bakaliami i cząstkami pomarań-
czy, paterka ciasteczek francuskich z grubym ,"kryształowym" cukrem i do-
mowe, musujące wino z owoców dzikiej róży. Z dzisiejszego punktu widzenia
to nie było nic nadzwyczajnego, ale to były czasy "głębokiego PRL", gdy zdo-
bycie rodzynek i cytrusów graniczyło z cudem. Nawet orzechy były niemal
rarytasem. I rzecz nie wynikała z braku pieniędzy a z braku towaru.
Każdy transport cytrusów był zapowiadany w oficjalnej prasie : już płynie sta-
tek z cytrusami, już dopłynął, cytrusy już w dojrzewalni, już za kilka dni trafią
do delikatesów. A potem to już pestka : trafić na dostawę i postać z godzinkę,
czasem dłużej, w kolejce.
Po północy towarzystwo zaczynało tańce, muzyka była z płyt, bo byliśmy
szczęśliwymi posiadaczami ustrojstwa zwanego adapter oraz niezłego zbioru
płyt. Sylwestrowy wieczór przeważnie kończył się około 2 w nocy.
Lubiłam te wieczory sylwestrowe, ale marzyłam o wieczorze sylwestrowym
spędzonym poza domem, najlepiej na balu w Operze. Zabawne, ale to marze-
nie nie spełniło się nigdy, po prostu z czasem samo wygasło.
Mój pierwszy oficjalny bal sylwestrowy pamiętam do dziś. A zaczęło się niezle-
już na początku grudnia wiedziałam, dokąd pójdziemy. Musiałam zdecydować
w jakiej sukience - długiej czy krótkiej. Pragmatyzm zwyciężył, sukienka była
krótka, z jedwabiu ręcznie malowanego, wielce nobliwa pomimo cieniuteńkich
jak sznurek ramiączek. Do dziś pamiętam jej kolor- ciemno stalowy z błękit-
nym wzorem, rozświetlonym błękitnym brokatem. Szal z tego samego ma-
teriału uzupełniał całość. Prawie codziennie wyciągałam ją z szafy, by choć po-
oglądać.
I wtedy zaczęły się schody -zachorowałam tuż przed wigilią, a sprowadzony
lekarz zalecił postawienie baniek.Nawet protestować nie mogłam, bo straci-
łam całkiem głos. Przepłakałam kilka godzin, ale 30 grudnia lekarz pozwolił mi
iść na sylwestra. No ale ja miałam na plecach przepiękne, okrągłe, fioletowe
sińce.
Wierzcie mi, byłam załamana - przed sobą miałam pierwszy w życiu dorosły
bal, ponadto bal był w ówczesnej Radzie Ministrów. Całe popołudnie straciłam
na próbach zatuszowania tych sińców, ale nic nie było w stanie ich przysłonić.
Mama pomogła mi tak upiąć szal by zasłonił te wszystkie "upiększenia" a jed-
nocześnie nie krępował ruchów.
Bal był naprawdę udany, choć było mi w tym szalu niezbyt wygodnie i nieco za
ciepło.
Były 3 sale taneczne, w każdej grał inny zespół, parkiety były przestronne,
stoliki stały w oddzielnych salach, jedzenie było naprawdę dobre. Bawiłam się
świetnie do czwartej rano.
W swej młodzieńczej naiwności myślałam, że każdy bal sylwestrowy spędzany
poza domem będzie równie udany. Życie dość szybko zweryfikowało moje po-
glądy w tej materii. Dość szybko przekonałam się, że większość organizatorów
jest nastawiona na maksymalny zysk przy minimalnym nakładzie kosztów.
Bardzo duże bale charakteryzowały się maksymalną ciasnotą na parkietach i
przy stolikach, wyjątkowo podłym menu, większość potraw pamiętała chyba
jeszcze zaduszki, przerwy pomiędzy tańcami były długie, a balowicze pili
po kątach własny alkohol i to w straszliwych ilościach. Po kilku takich "balach"
zrezygnowaliśmy z tych "przyjemności". Na krótko wróciliśmy do wieczorów
sylwestrowych w gronie przyjaciół, organizowanych co roku u kogoś innego.
Od kilkunastu lat zostajemy w ten wieczór w domu, a odkąd jest z nami pies,
gdy tylko zaczyna się noworoczna kanonada, ja siedzę z psem w łazience i tam
wypijamy noworoczny toast. Mój psi staruszek już nieco przygłuchł, więc tym
razem był luksus - mogłam być w pokoju, zamiast jak co roku, w łazience.
Ciekawa jestem czy jeszcze pamiętacie swoje pierwsze bale sylwestrowe.
A może o tym napiszecie, lepsze to niż remanent ubiegłorocznych strat i
zysków.
Nie lubię się bawić na gwizdek. Bo tak wypada, trzeba czy wszyscy tak robią. A od wielkich sylwestrowych gali, gdzie trzeba się pokazać w nowej kiecce i fryzurze od najlepszego fryzjera, wole domowa imprezkę:) Co nie znaczy że się nie bawię... ;))))
OdpowiedzUsuńNoworoczne pozdrowienia:)
Witaj Anabell! Sylwestrowy bal jest udany tylko i wyłącznie wtedy, kiedy kobieta (partnerka) dobrze się bawi. Nie jest to rzeczą łatwą, trzeba zwracać uwagę na mnóstwo nieistotnych szczegółów, ale słowa "dobrze się bawiłam" są bezcenne. :-) Coraz bardziej skłaniam się ku zdaniu, że sylwestrowe bale są bardziej dla kobit, niż dla mężczyzn - są jednak instytucją bardzo pożyteczną, pozwalającą dostrzec "dyskretny urok" zabawy z kulturą. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńW co byłam ubrana na moim pierwszym balu nie zapamietałam .Ale za to do końca życia śmiać się będę wspominając ten bal i spojżenia moich koleżabek mających jednego pana do towarzystwa, kiedy wchodziłam na salę balową w towarzystwie trzech szalenie urodziwych kumpli z uczelni, bo jakoś nie mieli towarzystwa i zgodziłam się z nimi pójśc na ten bal. Jeden z nich po latach został moim mężem.
OdpowiedzUsuńKoleżabek - haha pardon Koleżanki
OdpowiedzUsuńMoje najbardziej udane Sylwestry to te przedslubne. Prawdopodobnie mialo to cos wspolnego z wiekiem, bycia zakochanym i takimi tam innymi, eeh....Duzo bylo lat bez Sylwestrow ze wzgledu na charakter pracy - wiele z nich bylo spedzonych: jedno w pracy, drugie z dziecmi. Tu, w USA, zawsze spedzalismy go w gronie polonii, ale nie w kazdym roku uczestniczymy ze wzgledu na lenistwo, niechec powrotnej jazdy i tego ze wydaje sie nam iz sa one tak podobne do poprzedniego iz nie warto sie "meczyc". Moje Sylwestry to prywatki, kluby mlodziezowe, domy polonijnych znajomych albo w wynajetym lokalu - nigdy wieelki, formalny bal. A najbardziej marzy mi sie okres swiateczny w osniezonych gorach, bez tlumow, mozliwoscia spacerow i kuligow. Wtedy i spokojny Sylwester bylby mile widziany. Z pozdrowieniami po spokojnie przespanej nocy - Margo4
OdpowiedzUsuńA ja na typowym balu byłem tylko raz i obiecałem sobie, że nigdy więcej. Nie dla mnie duże zbiorowisko obcych osób. Wolę bardziej kameralne spotkania w grupie przyjaciół.
OdpowiedzUsuńGospo38
Sylwestry w latach licealnych i studenckich były zawsze w gronie znajomych. Najpierw były to "proszone" imprezy u koleżanki w mieszkaniu, a potem... Potem to zaczęło miejsca brakować i zaczęliśmy szukać miejsca dla tej gromady ludzi. I tak niepostrzeżenie wzięła się effka ze znajomymi za organizowanie takich imprez dla znajomych. A, że ci znajomi mieli swoich znajomych, a ci zaś swoich, a fama o udanych kolejnych Sylwestrach się niosła jak fala powodziowa, to zdarzył się i taki, na którym bawiło się prawie 100 osób:) I za każdym razem było super! Aż pewnego roku effka powiedziała "nie". Bo chciała znowu przyjść na "proszonego" Sylwestra. Nie martwić się o zakupy, muzykę, balony, krzesła itd. No i to był ostatni Sylwester poza domem. Teraz siedzę przy ploteczkach z tymi, którzy mają podobny do mojego pomysł na Sylwestra. I choc jeszcze przed północą rozchodzimy się każdy przed swój telewizor - to wcale nie znaczy, że się dobrze nie bawię:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam noworocznie:)))
Witaj Nivejko, przeciez ciągle coś robimy na gwizdek-Wielkanoc,Wszystkich Świętych, Boże
OdpowiedzUsuńNarodzenie, Sylwester. W młodości lubiłam przeróżne okazje do tańca, najmniej te sylwestrowe, ale jak to w życiu- wszystko mija.Na domowych imprezach dziewczyny też były szałowo "odstawione".
Miłego;)
Odkąd mamy małe dzieci w rodzinie zastępczej, czyli tak od 5 lat nie wychodzimy z domu na Sylwestra i wcale nie jest mi z tym źle:)
OdpowiedzUsuńbo ja byłam zawsze kierowca i odwoziłam wszystkich, jak juz powsadzali te nosy w majonezy, do domu:)
Witaj mironq, to bardzo trafna uwaga. Przecież to głównie my jesteśmy ozdobą każdego balu, to my dokładamy starań by nasza kreacja była niepowtarzalna, makijaż i uczesanie perfekcyjne.I do tego musi być odpowiednia "oprawa", czyli ładna sala, dobry parkiet, dobra muzyka, no i koło nas ktoś, kogo nam inne będą z lekka zazdrościć.W Łańcucie były organizowane bale dla Anny, naprawdę ładna impreza.Jeśli nadal jeszcze są- polecam.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Uleczko, pognębiłaś koleżanki "na wejściu". No i bardzo dobrze, od przybytku głowa nie boli.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Margo, święte słowa, to były najlepsze bale.Kiedyś, chyba w jakimś zaćmieniu umysłowym wybraliśmy się z mężem i znajomymi w Sylwestra na kulig, z Zakopanego na Cyhrlę.Nie wzięliśmy poprawki na 30 stopniowy mróz.Na miejsce dojechaliśmy sztywni.Takich idiotów jak my było znacznie więcej niż miejsc w knajpie.Z trudem wypiliśmy coś rozgrzewającego i per pedes, ślizgając się, potykając i klnąc wracaliśmy do Zakopanego, a sanie jechały obok.No ale już było nam cieplej i gdy już się zmęczyliśmy wsiadaliśmy do sań, by trochę odetchnąć. Taaa, miewaliśmy pomysły od czuba.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Gospo, na tych wielkich balach bywałam w gronie znajomych osób, przeważnie było nas 4 lub 6 par, więc nie czułam się obco.Przeszkadzało mi to,że ludzie za dużo jak na mój gust pili, a ja byłam trzezwa.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ewutku, dobrze mieli znajomi z Tobą.Ale to ogrom pracy, organizowanie takiej impresy sylwestrowej.Kiedyś byłam na takich imieninach na 150 osób.Wejście było tylko za zaproszeniem i do określonej z góry godziny, potem sala była zamknięta.Było fajnie, bo można było dobrze się wytańczyć, ale gorzej z miejscem do odpoczynku- stołki barowe są mało wygodne.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Beatko, mnie też się "urwało" z okazji dziecka, ale do czasu pojawienia się dziecka zdążyłam wyszaleć się dokumentnie.Potem już mi tego nie brakowało, nawet nie pomyślałam,że można by iść gdzieś "zaszaleć". Było, minęło, miło wspomnieć, ale nie tęskniłam za tym.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Bardzo lubiłam sylwestrowe prywatki, ale to było dawno. Odkąd główną atrakcją sylwestrowych wieczorów w domach stała się telewizja, a nie adapter czy magnetofon, wolę oglądać tv sama, czyli to, na co mam ochotę, a nie to, co wiekszość chce. Tak więc - albo bal w operze, albo w domu bez żadnych gości.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o fajerwerki, to przez nie, a raczej przez psy, spędziłam sporo czasu na mrozie w pantofelkach, bez rękawiczek, czapki i szalika, w jedwabnych pończoszkach. Zwykle bale opuszczałam niedługo po północy. Nie lubię podpitego towarzystwa, w tym panów, którzy z każdym kolejnym kieliszkiem uwieszają się w tańcu na partnerce, wykręcają ręce, bez czucia ściskają i z ledwością nogami przebierają. Lubię tańczyć, ale panów w tańcu dźwigać nie cierpię. Musi być w miarętrzeźwy! czyli tak mniej więcej do godz.0:30. Opuściłam więc towarzystwo w stosownej dla mnie chwili i do domu przyjechałam taksówką. Otwieram drzwi do klatki schodowej, a tam... Milion wielkich, jak słonie psów szczerzy na mnie zęby i chce mnie żywcem rozszarpać. Nie wiem, pewnie były mniejsze i może ze cztery i raczej to one były wystraszone i o pomoc mnie prosiły, ale strach ma wielkie oczy. Zatrzaskuję więc drzwi, wybiegam na drogę i krzyczę za taksówką, której już tylko ogon widzę. Odjechała! Komórki nie mam, co robić? Gdzie iść? Zresztą w szpilkach nigdzie po śniegu nie dojdę. I tak bym zamarzła w tę upojną noc, gdyby nie jakaś wesolutka grupa młodzieży, która przepędziła psy, to znaczy wywabiła je z klatki schodowej na zewnątrz. Wywnioskowałam, że te pieski po prostu schowały się przed petardami, korzystając z okazji, że ktoś drzwi nie domknął.
alElla
PS. A ten bal z wielkim sentymentem wspominam:
OdpowiedzUsuńhttp://alella.blog.onet.pl/Kuracja-w-blasku-fajerwerkow,2,ID307585608,DA2008-01-02,n
alElla
Przypomniałam sobie jeszcze taki bal już jako matka dzieciom i praculąca kobieta na ostatnią chwilę kupiłam prawie w biegu szałową suknię i tego samego wieczoru prosto z wieszaka prawie leciałam w niej na bal.Było na nim pięć pań w tych samych sukniach. zgroza. Ale i tak wytrwałam do rana i świetnie się bawiłam.
OdpowiedzUsuńAnabell, nie pamiętam pierwszego balu sylwestrowego. Ja tez od kilku lat spędzam ostatnia noc w roku z mężem w domu, czasem spotykamy się z przyjaciółmi. Ale bale dobrze wspominam, zawsze zabawa była uzależniona od towarzystwa, i zawsze dbałam, aby to byli fajni ludzie. Ale w przyszłym roku chyba chciałabym jeszcze raz pójść na wielki bal. Zatęskniłam za elegancją i przepychem, tylko kto kota będzie uspokajał.
OdpowiedzUsuńNola
Witam w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńEj, nie nazwałbym tego balami, w których drzewiej brałem udział. Ot, przy wielu stołach i na parkiecie nowego roku witanie. Z czasem horyzont zawęził się do powierzchni własnego mieszkanka i tak już pozostało.
Nie żałuję. Co za okropieństwo świętować kolejny rok życia, który niepostrzeżenie włazi na kark dorosłości,
pozdrawiam
Poza mną i wielkie bale, i prywatki, i Sylwestry sam na sam z Małżem. Marzy mi się zabawa z przebojami od lat 30-tych do 50-tych... Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńcudne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńzawsze zastanawiam się,co będą wspominać dzisiejsze pokolenia..brak tej atmosfery wyczekiwania,niepewności,czy te przysłowiowe cytrusy w końcu uda się nam zakupić.
byłam na kilku balach..i to tak jak z weselami.albo się bawisz,albo nudzisz.
a ja nie lubię tłumów,nie lubię robienia czegoś na trzy-cztery,lubię witać Nowy Rok w kameralnym gronie,dlatego nie podobają mi się też wszelkie spędy na placach.co przyjemnego w obściskiwaniu się z obcymi mi ludźmi?czuję raczej wstręt,niż wspólnotę.no ale ja raczej aspołeczna i odludek:)))
wszystkiego dobrego w Nowym Roku Ci życzę!
Co do tych organizowanych imprez masz rację- dodam do tego jeszcze wyższe ceny dajmy na to soku z okazji Sylwestra.
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku byłam w klubie i było świetnie a w tym roku wszystko było nie tak- od koszmarnej muzyki innej niż w zapowiedziach bo wszechobecny dym papierosowy i syf na parkiecie do tańca.
Meriam
Oj, alElluniu, mogłaś to odchorować.To picie ponadnormatywne na wszelkiego typu imprezach ogromnie mnie zraża do udziału w nich.I zupełnie mi nie odpowiada "szampańska zabawa" na jakimś placu miejskim.Opowiadała mi znajoma,że jej córka poszła ze swoim chłopakiem na taką noworoczną imprezę i tak się świetnie bawili,że dopiero w domu odkryli,że ona miała w kurtce, na plecach, powycinane dziury.A zwierzęta w Sylwestra są naprawdę biedne.Co roku gubią się , bo oszalałe ze strachu uciekają przed siebie.Jest to również wina właścicieli, bo nie powinni psów wypuszczać z domu bez smyczy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Uleczko, to mogłyście robić za pięcioraczki. Fakt, zdarzało się,że można było spotkać tak samo ubraną panią. Tę pierwszą balówkę kupiłam w Cepelii i tam były pojedyncze sztuki. A wszystkie następne to już miałam szyte na miarę, najczęściej robiłam coś z Burdy, sama. A kiedyś poszłam w wypożyczonej sukience-koleżanka pracowała w TV i stamtąd wypożyczyła dla nas sukienki.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Wiesz Nolu, doskonale rozumiem Twoje zapotrzebowanie na taki elegancki, spokojny wieczór sylwestrowy - żeby były piękne suknie, dużo miejsca w części "jadalnej", niezbyt tłoczno na parkiecie i do tego dobra muzyka i towarzystwo nie nadużywające procentów.
OdpowiedzUsuńKotu chyba można coś dać na uspokojenie, weterynarz pomoże.Mojej koleżanki kot chowa się wtedy w szafie ubraniowej, a przedtem dostaje tabletki Kalms (w aptece bez recepty).
Miłego, ;)
Witaj Smooth, widzę,że podobnie odbierasz ten wieczór.No właśnie, czemu skakać z radości,że nam metryka robi się coraz dłuższa? Gdy pomyślę,że kiedyś mogłam przebalować do rana, to nie mogę pojąć jak ja to wytrzymywałam, do tego wszystkiego na wysokich szpilkach. Czasem myślę, że tylko z głupoty.Teraz, gdyby nie te hałasy z odpalanych petard to pewnie bym normalnie poszła spać i nawet nie zauważyła,że kolejny rok mi stuknął w metryce.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Mijko, dla Ciebie i Twoich Bliskich też wszystkiego najlepszego.Nie wiem, co obecne pokolenie będzie wspominać- większość ma wszystko podane na tacy, nie wie jak to jest oglądać coś tylko na jakimś filmie, a to wszystko co cię otacza to straszliwa siermiężność.Moja córka nie może się nadziwić, że kiedyś nie było u nas pampersów i mieszanek instant dla dzieci. I gotowych posiłków dla dzieci, dostosowanych do wieku dziecka.I że smoczki z odpowietrzaczem kupowałam w komisach, podobnie jak nietłukące się butelki.Patrzy się na mnie tak, jakbym miała sklerozę i zaniki pamięci.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Witaj Zgago, sama bym chyba na taką imprezę poszła z ochotą. I te normalne tańce, a nie konwulsje w świetle błysków reflektorków z nadmiarem decybeli.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Meriam, przykro mi,że nie za bardzo się ta Twoja impreza udała.
OdpowiedzUsuńA już szczególnie musiał być przykry ten smród z papierosów. Widać,że organizatorzy poszli na oszczędności-
wzięli tańszy zespół i nie zorganizowali palarni.Ale ceny umieli podnieść.:)))
Miłego, ;)
Nie było totalnej katastrofy Anabell. Miłe towarzystwo uratowało sprawę- ale rok temu było i towarzystwo jak i imprezę
OdpowiedzUsuńMeriam
Witaj anabell, jak daleko siegam pamięcią, nigdy nie miałam takich marzeń o wielkim balu, może też dlatego, że długo czułam się dzieckiem, no, a bale to dla dorosłych?
OdpowiedzUsuńA Sylwestry to prywatki w gronie koleżanek, kolegów, często organizowane też u nas w domu. Fajna zabawa, kiecki przeważnie wyszukane w Burdzie i uszyte przez mamę - zdolnego samouka w tej dziedzinie, czasem też coś przeze mnie udziergane.
No, wiem, że bale sa dla ludzi, ale mnie się kojarzy z jakimś napuszeniem, pańciowatością.
Maria Dora
Witaj w Nowym Roku, jak dal mnie impreza sylwestrowa jest najlepsza w gronie przyjaciół lub rodziny lub jedno razem z drugim. Bale to dla mnie masakra, nie lubię tłumów ludzi w żadnej postaci więc bal dla mnie to chora jazda. Tak więc najlepiej zawsze się bawiłem w mniejszym gronie ale za to zaprzyjaźnionym. Żebym jednak wspominał jakiegoś Sylwestra szczególnie to nie pamiętam mimo, ze ten Niemiec mi nie pomaga ;))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Meriam, dobre towarzystwo zawsze ratuje,nawet kiepską imprezę.
OdpowiedzUsuńA potem można wspólnie się pośmiać, jak to było kiepsko.My to do dziś się zaśmiewamy z pewnej imprezy w "klubie medyka", gdzie było tylko piwo i zsiadłe mleko.A jak wiesz, piwo świetnie przepłukuje nerki, więc więcej czasu straciliśmy wszyscy stojąc w kolejce do toalet niż tańcząc.
Miłego, ;)
Witaj Mario, ja byłam wyhodowana na opowieściach jakie to kiedyś były rozrywki, a zwłaszcza dużo było opowieści o Wiedniu, w którym mój dziadek spędził młodość.No popatrz, ja też przez wiele lat korzystałam z wykrojów Burdy, tyle,że sama sobie szyłam i to ręcznie, bo nie miałam maszyny. A jak już ją kupiłam, to przestałam szyć.:))) A takie naprawdę eleganckie bale, z dobrą orkiestrą, to nadal mi się podobają, tyle tylko,że u nas o takie trudno.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Witaj Czarny, no cóż, dla mnie bale to już przeszłość, a zresztą ze smutkiem zauważyłam,że u nas wytwornych bali to tak naprawdę nie ma. W ten wieczór każdy organizator chce zarobić maksymalnie, a większość
OdpowiedzUsuńrodaków ma zakodowane,że bawić to się można dopiero po "znieczuleniu" alkoholem. A że ja niepijąca, to przestałam chodzić na wszelkie imprezy sylwestrowe, prywatne również.To koszmar, gdy jesteś jedyną trzezwą osobą w towarzystwie.
Miłego, ;)
Nie lubie takich imprez.Pamietam pierwszy bal poza domem.Rodzice i sąsiedzi naraili mi chłopaka do towarzystwa i wysłali do remizy.Było nawet nawet.Ale j i tak nie lubie imprez.
OdpowiedzUsuńWitaj Kasiu, dobrze,że było "nawet, nawet",bo czasem jak dziewczynie narają jakieś towarzystwo to nie wiadomo śmiać się, czy płakać.Moją koleżankę wysyłali wszędzie z jej kuzynem, który do najmilszych chłopaków to nie należał i zawsze sie kłócili na każdej imprezie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)