piątek, 29 czerwca 2012

Bułgaria i ja . cz.I

Jak wiecie młódką nie jestem i właściwie większość mego życia upływała mi w PRL. Dziś , w ocenie tego
okresu dominują dwa nurty: jeden potepiający wszystko, jak leci w czambuł i drugi apoteozujący tamten
okres, Bo była praca dla wszystkich,  tanie wczasy, bezpieczeństwo i rzekomo równość.
A ja uważam, że było po prostu różnie- i dobrze i  żle, a  z perspektywy czasu jestem skłonna napisać, że czasami nawet bardzo zabawnie.
Na początku lat 70' ubiegłego wieku  ( rany, ale to brzmi!) wymyśliliśmy sobie z moim osobistym mężem, że
moglibyśmy wybrać się na urlop nad jakieś ciepłe  morze, bo ostatni pobyt nad Bałtykiem lodowatym i deszczowym bardzo nas zdegustował.
Najbliższe ciepłe morze to było Morze  Czarne. Można było załapać się na pobyt w Soczi lub w którymś z "kurortów" bułgarskich - taka wycieczka leżała jeszcze w granicach naszych ówczesnych możliwości finansowych. Najtaniej można było wtedy wyjechać z biurem turystycznym o wdzięcznej nazwie "Gromada". Okazało się, że w terminie, który nas interesował mogliśmy się wybrać do Bałcziku. Oczywiście prospekt zachwalał tę miejscowość a mieszkanie oferowali w małych, kameralnych pensjonatach.
Trochę przerażał mnie fakt, że przejazd jest pociągiem, kuszetkami, w II klasie. No ale coś za coś - taniej to znaczy tłuczesz się pociągiem do Warny, a stamtąd zabiorą cię  autokarem do Bałcziku.
Gdy na zbiórce na dworcu zobaczyliśmy uczestników turnusu, lekko zrzedła nam mina. W naszym wieku
było młode małżeństwo w podróży poślubnej  oraz opiekun naszej grupy. Reszta mieściła się pomiędzy 40-ką  a wiekiem około emerytalnym. Poza tym większość towarzystwa jechała na te wczasy "za karę" -
ich PGR  (info dla młodych-Państwowe Gospodarstwo Rolne) musiało zrealizować fundusz socjalny, więc
najlepsi pracownicy zostali wytypowani na wyjazd zagraniczny, który chyba nikogo nie cieszył.
Przed wyjazdem.moje troskliwe koleżanki poleciły mi, bym koniecznie zakupiła krem  Nivea w typowych
blaszanych pudełkach oraz szminki do ust, różowe perłowe. Miałam je tam sprzedać po korzystnej cenie i w ten sposób powiększyć swe kieszonkowe.
No cóż, kremu nie kupiłam bo nie było akurat, kupiłam za to ze 4 szminki f-my Celia, bo takie wówczas używałam Nie wiem, czy jeszcze dziś są kosmetyki tej firmy, ale wtedy były naprawdę niezłe, ale nie za bardzo tanie.
Podróż miała trwać  "raptem" 26 godzin, więc zaopatrzyliśmy się na drogę w jedzenie i picie.
W II klasie w przedziale było 6 kuszetek. Udało mi się  załapać  na środkową kuszetkę, młoda żona
wybrała tę nade mną, a pozostałe 4 kuszteki zajęły te nieco młodsze cztery panie.  Z młodą  mężatką
przeszłyśmy natychmiast "na ty", nasi mężowie również się "zbratali". Ona miała na imię Teresa, on Marek.
Teoretycznie pociąg był pospieszny i właściwie do granicy polsko-czechosłowackiej z pewnością taki był.
Potem wyraznie zwolnił i niemiłosiernie się wlókł.
Przed pierwszą kontrolą graniczną nasze  "współlokatorki" zapytały się nas cieplutko, czy mogłybyśmy do swojego bagażu wziąć po jednej kapie i jednym prześcieradle, bo każda z nich ma znacznie więcej, więc one byłyby nam wdzięczne.
Oczy mi wyszły na wierzch,  spojrzałyśmy na siebie z Tereską i zgodnym chórkiem odmówiłyśmy, mówiąc,że my też mamy przemyt. Ja miałam na myśli owe 4 szminki do ust, ale nie wiedziałam co ma Teresa.
Pociąg z nieznaych nam przyczyn wlókł się niemiłosiernie, pan konduktor i jego pomocnik  zamknęli się
w swej "kanciapie" z jakąś panną Lusią, która  swą profesję miała wypisaną na twarzyczce., a która w wiadomy sposób płaciła za bilet do Warny.
Na granicy węgierskiej jedna z naszych "współlokatorek" musiała się rozstać w częścią  swych dóbr,bo zarekwirował je jakiś gorliwy celnik. Mogła wprawdzie wysiąść razem z towarem, ale wspaniałomyślnie
pozwolono jej jechać dalej. Przy okazji wydało się, że my nie mamy nic trefnego i automatycznie podpadłyśmy  niemiłosiernie.
Gdy  pociąg wjechał do Rumunii konduktor zamknął na klucz  wszystkie drzwi wagonu. Tory, po których jechaliśmy były w remoncie. Pociąg więcej stał niż jechał, a wzdłuż torów spacerowali uzbrojeni żołnierze rumuńscy.
Nabrałam podejrzeń, że wcale nie dojedziemy do Warny, bo 26 godzin już dawno minęło, a my ciągle byliśmy w drodze.
c.d.n.

7 komentarzy:

  1. Takie czasy były, tak się jeździło...taka technika.

    A jak się wspomina lata 10 wstecz, to ludzie się dziwią ,że samochodem bez klimatyzacji ,
    to jak tak można było...Kwestia techniki...
    10 lat wstecz jak jechaliśmy do Szwecji, ten sam klimat przemytu alkoholu
    i prom na którym bujało i tanie miejsca do spania na krzesłach na pokładzie.
    Myśmy jechali w "kuszetce" wcale nie takiej wygodnej...
    A PGR ? Jak zlikwidowali to po 10 latach, jak już wszystko zniszczono, to chcieli reaktywować…
    Takie to było genialne rozwiązanie na skalę europejską.

    Byłam w Bułgarii w 1982 r. i bardzo miło wspominam… :-)
    Ciekawa jestem dalszego ciągu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam:-)./ Bardzo ciekawie się zaczyna, Annabel. Bardzo, i czekam na dalsze:-). Pozdrawiam cieplutko:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniale opisujesz, wracają wspomnienia moich własnych podróży do słonecznej Bułgarii, gdzie za Biseptol miałam pobyt o tydzień dłuższy , wracałam ostatnim pociągiem w sezonie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że widzę drugą część, to pędzę czytać dalej. Świetne, ale zaczyna pachnieć horrorem!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam te czasy i takie wyjazdy, odbyłam taką podróż do Budapesztu będąc w 7 miesiącu ciąży.To niezwykle zabawne doświadczenie, nie zapomnę zdumienia na twarzy współtowarzyszy podróży, wszyscy uciekali przede mną jakbym była chora zakaźnie, szepcząc a co będzie jak .... Potem zakwaterowanie w hotelu który się reklamował swoją fasadą w centrum miasta a okazał się norą z oknem na ślepą ścianę oddaloną od okna ok 1 metra. Ale tak naprawdę to nie miało żadnego znaczenia, ważne były ręczniki w torbie które można było sprzedać by kupić dziecku kaftaniki i śpiochy których u nas nie było albo były na kartę ciążową. Masz rację było różnie i dobrze i źle. Jeśli chodzi zaś o pomadki Celi to jakiś czas temu widziałam je w sklepie, ale nie była to żadna sieciówka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Anabell,
    wiesz, co miałam w weekend i w ostatnie dni, więc nie było mnie tu trochę.
    Odrobię czytanie na dniach, to się wypowiem :)
    póki co pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bałczik był wtedy chyba głównym miejscem urlopowym, moja Mama też tam była, chociaż już pod koniec PRLu :)

    OdpowiedzUsuń